Wysłany: Śro 12:33, 25 Lip 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (8/?)
|
|
Rozdział 8
Draco otworzywszy oczy, przez chwilę nie wiedział gdzie jest i co właściwie go obudziło. Zamroczony resztkami snu leżał przez kilka sekund nieruchomo, kiedy ponownie to usłyszał. Krzyk. Głośny, niekontrolowany krzyk. Nie zastanawiając się nad tym gdzie w ogóle jest, ani czy bezpiecznie jest rzucać się na pomoc, podbiegł do drzwi, zza których wydobywał się dźwięk. Bał się. Bał się o kogoś. Zazwyczaj martwił się wyłącznie o siebie, ale teraz... Znał ten głos. Nie mógł pozwolić, by cokolwiek mu się stało. Jednym, silnym szarpnięciem otworzył drzwi, które z hukiem odbiły się od ściany.
Zamarł, widząc malujący się przed nim obrazek.
Severus i Keith wpatrywali się w blondyna ze zdziwieniem pomieszanym z rozbawieniem. Siedzieli na środku łóżka. Sokół oplatał nogi wokół talii kochanka, poruszając się jeszcze chwilę wcześniej w rytm miarowych pchnięć mężczyzny. Czuł jak lepka, ciepła substancja przywiera do jego wnętrza, nie mogąc wydostać się na zewnątrz z prostego powodu: Snape nadal był w nim. Pocałował go czule, przesuwając dłoń po jego spoconej i brudnej teraz od spermy klatce piersiowej.
Draco jęknął przeciągle odzyskawszy oddech i osunął się na podłogę, zakrywając dłońmi oczy. Wywołał tym cichy śmiech towarzyszy, czując się przez niego jeszcze bardziej zażenowany.
— Przepraszam — szepnął ledwie słyszalnie.
— Nie wyciszyłeś sypialni? — warknął z morderczym błyskiem w oczach Snape.
— Nie sądziłem, że zajmie nam to tyle czasu. — Chłopak wzruszył bezradnie ramionami. — Ani, że Draco się obudzi bez naszej pomocy.
— Och, pomogliście mi — skomentował cicho blondyn, nadal na nich nie patrząc.
Keith uniósł się nieco, a Severus uśmiechnął się kpiąco, kiedy po sypialni rozszedł się charakterystyczny, chlupiący dźwięk. Malfoy znowu jęknął sfrustrowany, a policzki Sokoła znacznie poczerwieniały. Prychnął, widząc sarkastyczny wyraz twarzy mistrza eliksirów i zszedł z łóżka owijając się niedbale prześcieradłem.
— Draco — powiedział miękko, palcami muskając policzek chłopaka.
Ten uniósł głowę i wpatrzył się w niego intensywnie. Spojrzenie paliło. Było mocne i pełne fascynacji, choć Keithowi najbardziej w oczy rzucała się obawa.
Nagle Sokół zabrał rękę i przerwał kontakt wzrokowy, łapiąc się przy tym z cichym sykiem za nadgarstek i odsuwając na kilka kroków. Przycisnął dłoń do serca i wyrównał oddech, skupiając się na Snape’ie.
— Severusie, panuj nad sobą. Proszę — dodał niemal szeptem.
Mężczyzna pokręcił głową, wpatrując się nieprzeniknionym wzrokiem w dwóch chłopców. Byli tak różni. Ciągle zastanawiał się, czy chciałby ich obu widzieć w swoim łóżku. Ale sposób, w jaki jego chrześniak patrzył na Keitha. W jaki patrzył na jego Sokoła. Poniekąd jego własność.
Nie igraj ze mną, dziecko…
Przedłużająca się cisza zwróciła uwagę blondyna. Przeniósł wzrok na Snape’a i aż się zachłysnął emocjami, które widoczne były w jego oczach. Żądza i wściekłość. Pragnienie i rozczarowanie. I jakieś ciepłe uczucie, kryjące się gdzieś głęboko. Nie wiedział, czy to ostatnie jest skierowane do niego, czy do drugiego nastolatka, choć raczej oczywiste wydawało się, kto zdobył odpowiednie względy u mężczyzny. Doskonale odczytał też złość. Keith podszedł do niego niemal nago, a on zachowywał się, jakby mógł mu się oddać tu i teraz. A przecież Duval należał do mistrza eliksirów. I nieważne było to, co stało się wczoraj, bo Draco szybko przypomniał sobie podsłuchaną rano rozmowę. Keith pocałował go tylko po to, żeby zaznaczyć swoją pozycję. Nie było w tej bliskości nic więcej. Nic. I chociaż wcześniej odczuwał to inaczej, teraz wiedział, że to inny rodzaj miłości. Oni nie chcieli go chronić jak równego sobie, oni pragnęli się nim opiekować jak kimś słabszym. Jak dzieckiem. Czego właściwie się spodziewałem? W końcu to mój ojciec chrzestny za swoim kochankiem. Może tylko wyobraziłem sobie te spojrzenia minionego wieczoru? Te głodne oczy, które hipnotyzowały, które wciągały. Czarne i błękitne. Jak mogłem się tak pomylić?
— Wybacz, Severusie — powiedział rozgoryczony blondyn.
Każdy z trójki inaczej ową gorycz zinterpretował.
— Podejdź, Draco.
Blondyn spojrzał pytająco na Snape’a, który właśnie transmutował fragment szarego atłasu w ciasne, dokładnie opinające ciało spodnie. Ze zdziwieniem zauważył, że ten uśmiecha się nieznacznie.
Za często się uśmiecham od kiedy Keith jest obok…
Malfoy podniósł się z podłogi i niespiesznym krokiem podszedł do mężczyzny. Niepewnie zerknął na Sokoła, kiedy Severus nakazał mu gestem, żeby usiadł obok. Chłopak skinął na zgodę, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Draco ostrożnie wsunął się na gorącą jeszcze pościel, uparcie wpatrując się w swoje dłonie.
— Keith? — Starszy czarodziej wskazał na łóżko, ale nastolatek pokręcił głową.
— Nie mogę — szepnął. — Zaklęcie nie jest jeszcze ustabilizowane.
Snape uniósł pytająco brew.
— Minęły dwa miesiące.
— Dla nas to zbyt mało. Umowa jest dłuższa niż standardowo.
— Przed chwilą… — zaczął mężczyzna, ale nastolatek mu przerwał.
— Przed chwilą pokazałeś, że mi nie ufasz. Zresztą nieważne — rzucił i pospiesznie skierował się do wyjścia.
Severus patrzył jak jego kochanek wychodzi i zatrzaskuje za sobą drzwi. Musiał dowiedzieć się więcej o skutkach tego wszystkiego, w co wpakował siebie i swojego partnera. Wstał i nie zastanawiając się nad tym co właściwie robi, przyciągnął do siebie Draco i pocałował go krótko, wprawiając tym samym w oszołomienie. Ten moment wybrał sobie Keith, żeby wrócić do sypialni. Przystanął, starając się opanować gniew i poczucie niesprawiedliwości. Niespodziewanie mistrz eliksirów krzyknął i upadł, rozszerzając zaskoczone oczy. Obaj chłopcy rzucili się na podłogę, ale Sokół jednym ruchem odsunął od nich Malfoya.
— Wyjdź — warknął.
— Ale…
— Powiedziałem: wyjdź! Twój dotyk teraz go tylko zrani.
— Przecież…
— Wynoś się Draco, zanim stracę cierpliwość!
Blondyn zerknął jeszcze na chrzestnego i wybiegł z pokoju. Nie rozumiał tego, co się wydarzyło. Znowu.
O jakim zaklęciu oni mówili? I skąd przyszedł ból? Z całą pewnością był większy u Severusa niż u jego kochanka, ale dlaczego? I co miał znaczyć ten pocałunek?
Wydawało mu się, że zrozumiał już pobudki rówieśnika, ale teraz zaczynał w to wątpić. Może jednak go chcieli? Może chcieli go obaj, ale jakiś czar, jakaś przysięga stała na przeszkodzie?
Pamiętał też, że Keith wspomniał coś o Sokołach, o tym, że mogą umrzeć, jeśli złamią umowę.
Czyżby on sam był tym Sokołem? I kim właściwie jest Sokół?
Intuicja podpowiadała mu, że zapytanie o to kogokolwiek mogłoby być zbyt ryzykowne, ale dowie się. Zawsze potrafi znaleźć potrzebne informacje.
— Przepraszam, Severusie — szepnął nastolatek, kiedy Malfoy zniknął za drzwiami. — Nie mogłem znieść waszego widoku. Razem. Beze mnie.
— Więc rozumiesz sposób, w jaki zareagowałem wcześniej — syknął Snape, a chłopak potwierdził.
Pomógł mu wstać i ułożyć się wygodnie na łóżku.
Cholerny, paraliżujący ból… Nigdy. Kurwa. Więcej.
— Proszę. — Keith wyciągnął dłoń z eliksirem postcruciatusowym.
— Naprawdę?
— Nic innego nie pomoże. Możesz też poczekać jakąś godzinę, wtedy wszystko minie.
— Dlaczego ty nie musisz tego pić? — zapytał cicho, przełykając eliksir. — Za każdym razem tak to odczuwasz?
— Ja? Nie. Byłem szkolony w odporności na ból. Każdy inny Sokół – o wiele gorzej. Konsekwencje sponsora są zawsze kilkakrotnie mniejsze niż nasze…
— Rozumiem — przerwał mu niecierpliwie. — Opowiedz mi. Więcej.
Snape podniósł się na łóżku i ułożył wyżej, opierając plecy o wezgłowie. Przyciągnął chłopaka do siebie oplatając go od tyłu ramionami i składając delikatne pocałunki na jego odsłoniętym karku.
— Nie wykorzystam tego przeciwko tobie — dodał, kiedy Keith nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
— Nie tego się boję — odparł nastolatek. — Dobrze. Jak dużo wiesz o Sokołach?
— Niewiele — odpowiedział i zastanowił się przez chwilę. — Chociaż podejrzewam, że i tak więcej niż przeciętny klient.
I zaczął opowiadać, nie do końca świadomie błądząc przy tym dłońmi po ciele kochanka. Słyszał cichy, coraz bardziej uspokajający się oddech dzieciaka. Czuł bijące serce. To, jak Keith drżał po niektórych jego słowach.
Dlaczego jest mi z nim tak dziwnie, tak inaczej?
Nie dopuszczał do siebie myśli, że może to być związane z czymś więcej niż tylko umową, którą zawarli. Zwykła transakcja. Zresztą kolejna w życiu Severusa. Całe jego życie składało się z mniejszych lub większych kontraktów. Taką samą umowę zawarł, decydując się na kupowanie rzadkich składników do jego ukochanych eliksirów, zawsze od tego samego dostawcy. Taka sama była pomiędzy nim a klanem wampirów, na których wypróbowywał coraz to nowszy wariant swojego, jak miał nadzieję, życiowego dzieła. Taką zawiązał z Dumbledore’em. Zawsze coś za coś. Umowa, warunki, strony zawierające, korzyści, konsekwencje z nie wywiązania się z porozumienia. Jednak teraz było inaczej. Przywiązał się do swojego Sokoła. Nie musiał od niego niczego wymagać, dostawał wszystko. Dostawał więcej. Na to więcej nie był jednak gotowy.
Dlaczego pozwoliłem mu zburzyć mury? Nie musiał się nawet starać. Od pierwszej chwili byłem na przegranej pozycji. A te wszystkie niedomówienia, tajemnice… To zmusza mnie do trwania, do dawania więcej, do…
Kiedy Severus skończył, Keith zamyślił się na krótką chwilę. Przylgnął silniej do ciepłego ciała za sobą i przechylając na bok głowę, pocałował ramię mężczyzny.
— Masz całkiem dobre informacje — zaczął. — Ale niekompletne. Osoby, które są Sokołami wybiera sam Michael. Zawsze. To on wyszukuje ludzi, którzy dysponują niezbędnymi według niego cechami, a jednocześnie nie posiadają wystarczających środków na utrzymanie, albo chcą szybko podwyższyć swój status materialny. To zawsze jest transakcja wiązana, jesteśmy… luksusowym towarem, za który trzeba wiele płacić. Z mugolami jest łatwiej. Z tego, co wiem wymagania są niższe, a kandydaci sami się zgłaszają, ale to nieistotne. Michael ma dar przekonywania, a usługi, które proponuje zawsze były na najwyższym poziomie. W każdym razie wymaga od swoich pracowników wiele. Po sprawdzeniu naszych umiejętności, przechodzimy szkolenie. Różni się ono w zależności od tego, co już potrafimy. Każde jest inne. Indywidualne podejście to dla niego podstawa. Jest jednak kilka elementów, które są niezbędne. Po pierwsze wiedza. Sokoły to elita i przez elitę są… wynajmowani. Musimy być elokwentni i inteligentni. Wysokie wyniki z egzaminów, rozległe informacje z bieżących wydarzeń. Musimy stanąć na wysokości zadania i umiejętnie prowadzić rozmowę nie tylko ze sponsorem, ale także z jego znajomymi, czy współpracownikami. Z każdym, komu zachcecie nas przedstawić. To prowadzi do kolejnego wymogu: umiejętności zachowania się w każdej sytuacji. Jesteśmy ozdobami. Mamy błyszczeć, zawsze nienaganni. W manierach, stroju, wyrazie twarzy, oddaniu. Powinniśmy wzbudzać zazdrość w innych i pożądanie w osobie, z którą związaliśmy się umową. Jakiekolwiek foux pas jest naszą porażką.
Severus nigdy nie patrzył na to z tej strony, choć teraz, kiedy Keith o tym wspomniał, rzeczywiście wydawało się to zupełnie oczywiste. On sam dlatego właśnie wybrał tego dzieciaka. Ponieważ spełniał on jego oczekiwania. Wysoko zdane OWTM-y, w tym te dwa, które go rozpaliły, dzięki którym liczył, że być może, kiedyś będą mogli prowadzić inteligentną rozmowę. Jego strój, kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Idealnie przylegające spodnie, pozwalające podziwiać wyrzeźbione ćwiczeniami mięśnie. Rozpięta koszula, odsłaniająca kuszącą szyję. Jego ciało, które wręcz krzyczało: weź mnie. Opalona skóra i ciągnące go na dno oczy. Wszystko by tylko być zauważonym, by pozwolić się posiąść, oddać się w jego, Severusa ręce, w jego długie, blade palce.
— Umowa, którą podpisuje Sokół jest bardzo dokładna i różni się znacznie od tej, którą podpisuje sponsor — kontynuował chłopak. — U was jest tylko kilka podstawowych warunków. U nas jest ich więcej, a każdy szeroko rozpisany. Na początek posłuszeństwo. Teoretycznie odnosi się tylko do kontaktów seksualnych. Tak, jak mówiłeś – możesz zrobić wszystko, a ja mam spełniać twoje zachcianki. Bez względu na to, czego byś pragnął, ja jestem po to, żebyś to otrzymał. Zdziwiłbyś się, jak zadziwiające ludzie mają fetysze — zaśmiał się cicho i przerwał na moment. — Ale owo posłuszeństwo jest związane jeszcze z czymś innym. Pamiętasz, kiedy wyrzuciłeś mnie z łóżka i z domu w Wolverhampton przed spotkaniem Wewnętrznego Kręgu?
Mistrz eliksirów wydał z siebie niepewne mruknięcie, mające potwierdzić, że owszem pamięta. Nie, żeby dobrze wspominał czas bez Sokoła i swoją irracjonalną złość.
— Nie mogę nie wykonać twojego bezpośredniego polecenia. Powiedziałeś wtedy: Wynoś się z mojego domu, nie chcę cię widzieć. Więc wyszedłem.
— Wtedy owszem — przerwał mu Severus. — Ale kiedy wróciliśmy z Malfoy Manor, a ty nie chciałeś mi nic wyjaśnić, nie wyszedłeś, mimo, że tego żądałem. Jak…
— Sytuacja była inna. Ty byłeś wzburzony, a ja… Musiałem ci wszystko wyjaśnić. To tak, jakby dwa sprzeczne priorytety walczyły o pierwszeństwo. Z jednej strony musiałem spełnić twoje bezpośrednie polecenie. Z drugiej chciałeś poznać prawdę. Bez względu na to, co bym zrobił, nie byłoby dobrze. Wolałem odpowiedzieć na kilka twoich pytań. To dawało szansę, że twoje rozczarowanie i złość miną, albo chociaż się zmniejszą, a ja nie będę musiał ponosić zbyt dużych konsekwencji swoich wyborów.
— Powiedzmy, że rozumiem. Czy…? — zastanowił się chwilę. — Czy teraz opowiadasz mi to wszystko dlatego, że musisz? Dlatego, że zapytałem?
Keith zaśmiał się krótko i przesunął niespokojnie w ramionach kochanka. Przez moment panowała zupełna cisza, przerywana tylko spokojnymi oddechami i miarowymi dźwiękami dwóch bijących serc.
— Nie powinienem opowiadać ci o Sokołach, Severusie. Jeżeli kiedykolwiek wykorzystasz tę wiedzę, wtedy to ja okażę się zdrajcą, a zaufanie Michaela jest dla mnie zbyt ważne. Jest jednym z moich lepszych kontaktów.
— Komu miałbym niby o tym opowiedzieć? — zapytał sarkastycznie Snape. — Dumbledore’owi? Czarnemu Panu? Obrażasz mnie!
— Oj, nie denerwuj się! — odpowiedział z uśmiechem. — Nie tak łatwo dzielić mi się tajemnicami. Kto jak kto, ale ty akurat powinieneś to rozumieć.
— Rozumiem — odparł szorstko.
— Wiem, naprawdę wiem.
Severus rzeczywiście rozumiał. Jako szpieg nie raz stawał przed dylematem, co i komu może powiedzieć. Strzegł też innych, wyłącznie swoich sekretów. Tych dotyczących przyjaźni z Lily i swojej nieświadomej zdrady, tych związanych z upokorzeniami, które spotykały go nie raz w przeszłości, z rąk Voldemorta. Jego życie to jedna, ciągnąca się w nieskończoność tajemnica. Nienawidził tego. Faktu, że musi coś ukrywać, czegoś się wstydzić.
— Tatuaż — podjął po krótkiej chwili Keith. — Tatuaż Sokoła też nie jest zwykłym znacznikiem. Oprócz tego, że dzięki niemu osoby zorientowane mogą nas łatwo rozpoznać, ma jeszcze jedną funkcję — zastanowił się chwilę. — Czy wiesz, że moim obowiązkiem jest bronić cię, wszystkimi znanymi mi sposobami?
Mówiąc to, odwrócił się do Severusa i zapatrzył w jego niedowierzające spojrzenie. Uśmiechnął się ciepło i złożył na jego ustach delikatny pocałunek.
— Nie wiedziałeś — odpowiedział sam sobie. — Także wiedz, że jeżeli będziesz w niebezpieczeństwie, ja stanę się twoim osobistym bohaterem.
— Sam potrafię o siebie zadbać! Nie potrzebuję nikogo — warknął mężczyzna.
— Wiem, ale to nie ma znaczenia. Choćbym chciał, nie mogę odwrócić się przeciwko tobie. Bez względu na to, jak odmienne mogłyby być twoje ideały od moich, zawsze muszę stanąć po twojej stronie. Najważniejsze jest jednak to, że jeżeli twoje życie będzie zagrożone, a sytuacja bardzo zła, tatuaż posłuży za świstoklik.
Świstoklik? Merlinie, albo ten dzieciak ma problemy, albo to świat zaczyna…
— I niby jak to możliwe? — zapytał z kpiną. — Nie słyszałem, żeby ktoś był w stanie rzucić to zaklęcie bezpośrednio na człowieka.
— Och! Ono nie jest rzucane na Sokoła, a na tatuaż. I po każdym, uzasadnionym użyciu jest nakładane ponownie. Tylko Michael sprawdza wcześniej, czy rzeczywiście istniał powód do jego zastosowania.
— Czyli?
— Jest tylko jedna sytuacja, w której mogę użyć świstoklika samodzielnie. Na ogół to ty aktywujesz czar, dotykając znacznika.
— Keith — zaczął niepewnie Severus. — Może nie jesteś tego świadomy, ale dotykam go bardzo często. Chociażby teraz.
— To prawda — odpowiedział cicho. — Tylko, że nie znasz aktywatora. Ale mogę ci powiedzieć.
Odwrócił twarz do mężczyzny i musnął wilgotnymi wargami jego szczękę. Wiedział, że może mu zaufać. Wiedział, że on go nie zdradzi. Te wspólnie spędzone tygodnie utwierdziły go tylko w przekonaniu, że dobrze wybrał, że Severus jest tym elementem, którego do tej pory brakowało w jego życiu.
— James — szepnął, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. — Uznałem, że tak będzie najbezpieczniej. Nie sądzę, żeby w zwyczajnej rozmowie, czy tym bardziej podczas jednej z naszych gorących nocy, istniał dobry powód użycia imienia mojego ojca.
Jego głos stał się twardy i szorstki, mięśnie się napięły, a oddech przyspieszył. Severus, choć na samo wspomnienie szkolnej nemezis poczuł wściekłość, to jednak zdawał sobie sprawę, jak dużym zaufaniem musi darzyć go chłopak. Wciąż jest jedną z niewielu osób, które wiedzą kim naprawdę jest nastolatek. I nawet jeżeli do tej pory mógłby jeszcze mieć jakiekolwiek wątpliwości, choć prawda była taka, że nie miał ich od pamiętnej rozmowy po przedstawieniu Keitha jako przyjaciela przez Czarnego Pana, to teraz nastolatek dał mu wystarczające potwierdzenie. Jeżeli to nie jest dowodem zaufania, to sam już nie wiedział, co mogłoby nim być. Na dodatek, gdyby Snape chciał zrobić mu krzywdę, mógłby użyć wszystkich zdobytych dzisiaj informacji. Mógłby po prostu aktywować teraz świstoklik.
— Dziękuję — powiedział pewnie i wtulił twarz w czarne włosy kochanka. Poczuł jak Sokół spina się jeszcze bardziej i przyciąga kolana do klatki piersiowej, oplatając je ciasno ramionami.
— Za co, Severusie? — zapytał z wahaniem.
— Za to, że mi ufasz. Za to, że pozwalasz mi siebie poznać. I za to, że we mnie wierzysz.
Za to, że jesteś…
|
|
|
Wysłany: Śro 12:16, 25 Lip 2012 Temat postu:
|
|
Cytat: | A kysz! Uciekać!/[i]
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Minerva jeszcze raz przyjrzała się każdemu z pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn i zaciskając zęby syknęła do Snape’a:
— Wiedziałeś, czyż nie?
— Tak — odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Keith spojrzał na nich i się roześmiał. Ta kobieta mogłaby być szpiegiem równie dobrym, jak jego partner, trzeba by ją tylko trochę podszkolić.
— Jak długo?
— Od około trzech miesięcy — wtrącił się szybko Sokół, nie chcąc by mistrz eliksirów przypadkiem ich wydał.
— Jak to możliwe, że on zawsze wie więcej od innych? — zapytała zirytowana nauczycielka, zwracając twarz w stronę dyrektora.
— Ach, bo widzisz Mi…
Nie dane mu było skończyć, bo nastolatek nagle sapnął i złapał oparcie fotela, czując uginające się pod nim kolana. W tej samej chwili, Severus zerwał się z miejsca i chwycił go w pasie, powstrzymując tym samym przed upadkiem. Wiedział, co to znaczy. Poczuł lekki ból, świadczący o tym, że ktoś jest wzywany. I, jak się okazało tym kimś był właśnie jego kochanek.
— Nic ci nie jest? — szepnął, odgarniając mu zabłąkane kosmyki z oczu i dziwiąc się jednocześnie, jak szybko urosły mu włosy.
— Nie — odpowiedział. — Ale muszę iść.
Snape kiwnął głową i przytrzymał Sokoła jeszcze chwilę, pozwalając mu na uspokojenie się i wyrównanie oddechu. Kątem oka dostrzegli zagubione spojrzenie Minervy i smutne Albusa.
[i]No, to teraz się zacznie. |
Wszelkowypadkowo skopiowałam cały fragment, bo czasem nie potrafię się wysłowić z najprostrzą rzeczą; nie zamknęłaś jednej komendy (tej na samym początku) i wyszedł dzikus z lasu. :3
Zaś jak już wspomniałam wcześniej - czyli na SB - kłaniam się uniżenie i dziękuję za szybko dodany kolejny rozdział. Bądź mym promieniem słońca pośród szarości dzisiejszego dnia.
Mniej potworów mnie pożera, albowiem część z nich uzyskała odpowiedzi na swe pytania: skąd Keith znał Dumbledore'a, dlaczego jest w zakonie, interesy z bratem Severusa, nauka i odpowiednie spojrzenie na Czarną Magię. Ah, chwała, chwała.
Ulżyło mi.
Tak swoją drogą, zachowanie McGonagall w tej części wydaje mi się wręcz ordynarne. Kpina i śmiech z czyichś słów zdają się być czymś niepasującym do zrównoważonej profesor transmutacji. Może się jednak mylę a Minerva jest kompletnie inna prywatnie, któż to tam wie...
No nic, przynajmniej pan Duval potrafi się zachować - pomijając wybuch w gabinecie dyrektora i spowodowanie odczucia irytacji i złości u Snape'a z powodu nie wyjawienia niemal żadnych informacji o sobie - ba, nawet przyjemnie zagospodarować czas; włącznie z tą godzinką oddzielającąch ich od przebudzenia Draco.
Tak trzymać.~
Satan.
|
|
|
Wysłany: Śro 11:45, 25 Lip 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (7/?)
|
|
Dla Satan:* Miłego czytania.
Rozdział 7
Severus przez chwilę z mieszanymi uczuciami patrzył za odchodzącymi nastolatkami. Kiedy opuścili salę, rozejrzał się po zdziwionych twarzach siedzących obok współpracowników.
Po prostu cudnie!
— Albusie, może przejdziemy do ciebie? To nie jest dobre miejsce na rozmowę, a podejrzewam, że musimy takową przeprowadzić — powiedział cicho, widząc schodzących się na śniadanie uczniów.
Dyrektor skinął mu głową i wszyscy wyszli w ciszy z Wielkiej Sali. Snape, używając patronusa, poinformował Keitha dokąd zmierzają i zaczął zastanawiać się, ile mogą powiedzieć trzem członkom Zakonu Feniksa, znikającym właśnie za posągiem kamiennej chimery. Wspięli się po krętych schodach i zajęli wygodne, wyczarowane szybko przez Dumbledore’a, fotele.
— Połącz kominek z moim salonem.
Albus wykonał prosty ruch różdżką i uśmiechnął się do zebranych.
— Jak sądzę, pan Duval wkrótce do nas dołączy? — zapytał, a mistrz eliksirów kiwnął głową na potwierdzenie. — Co chcecie wiedzieć? — dodał, patrząc na pozostałych.
— Severusie, co to było? — wykrzyknął piskliwie Filius.
Wspomniany westchnął przeciągle i potarł nasadę nosa. Niespodziewanie, szybciej niż się tego spodziewał, z kominka wyskoczył Keith. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale kiedy ich spojrzenia się spotkały, posłał mu uspokajający uśmiech.
— Nic mu nie będzie — zaczął. — Chciałem z nim porozmawiać, ale był tak roztrzęsiony, że postanowiłem to trochę odłożyć. Dałem mu eliksir uspokajający i połowę dawki Słodkiego Snu. Nie powinien się obudzić przez kilka godzin.
— Dobrze. Mówił cokolwiek?
— O tak… — powiedział pewnie Sokół. — Mamrotał przez całą drogę do lochów. O tym, że nie będzie żadnym, cholernym śmierciożercą, że nie przyjmie pieprzonego, czarnego stempelka i wspomniał też kilka razy, że nienawidzi swojego ojca.
Snape opuścił głowę i ukrył ją na moment w dłoniach. Nastolatek mówił jednak dalej, więc szybko przeniósł spojrzenie z powrotem na niego.
— Kiedy już prawie spał, powiedział jeszcze coś o poczuciu bezpieczeństwa, jakie mu zapewniasz, i o tym, że nigdy nie zdoła odpowiednio podziękować za to, co dla niego robisz.
Keith uśmiechnął się ciepło do kochanka, dając mu jednocześnie do zrozumienia, że ostatnia wypowiedź dotyczyła ich obu, co zarówno dla Severusa, jak i dyrektora było oczywiste.
— Czy moglibyście nam wyjaśnić, o co tak właściwie chodzi? — zapytała, zdenerwowana Minerva.
— Oczywiście, kochana — podjął Dumbledore. — Jak wiecie, Lucjusz od zawsze pragnął, żeby Draco poszedł w jego ślady i służył Voldemortowi. On jednak wcale nie jest taki chętny do torturowania i zabijania. Severus rozmawiał o tym z Tomem i udało mu się go przekonać, że chłopak będzie bardziej użyteczny, jako nienaznaczony zwolennik. Szpieg w szkole, a później w Ministerstwie.
Cała piątka słuchała w szoku słów dyrektora, który właśnie posyłał promienny uśmiech do Sokoła. Ten tylko skinął mu głową i wyszeptał bezgłośnie: dziękuję. Snape przeniósł spojrzenie z Keitha na opiekunów Domów i zamarł, widząc coś na kształt podziwu, pojawiającego się na ich twarzach. Już chciał zaprotestować, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Takie przedstawienie sprawy, pozwoli zachować w tajemnicy szpiegostwo jego partnera, a on i tak zna tę historię doskonale.
— Przed początkiem roku szkolnego odbyło się ważne spotkanie — zaczął opowiadać, a wszyscy potwierdzili, że o tym wiedzą. — Wtedy Czarny Pan postanowił sprawdzić Draco. Po teście okazało się, że chłopak nie radzi sobie z czarną magią. Jego Crucio działało może z trzydzieści sekund i nie wyrządziło większej szkody. Później, kiedy ofiara była już nieprzytomna, Lord kazał rzucić Draco zaklęcie zabijające. Jak można się domyślić ono również nie zadziałało.
Pomona zalała się łzami, profesor Flitwick wciągał głęboko powietrze, a Minerva siedziała z kamienną twarzą i wpatrywała się to w Snape’a, to w Sokoła. Obaj byli przekonani, że kobieta coś podejrzewa. Kiedy już chciała się odezwać, niespodziewanie głos zabrał nastolatek.
— Severus ma uczyć młodego Malfoya czarnej magii. A ja zadeklarowałem im pomoc jako, że zdążyłem już wcześniej poznać Draco.
— Co? A niby kiedy?
— Ehm… Na ślubie Aarona. — Zerknął niepewnie na kochanka, po czym dodał: — Prowadzimy wspólnie interesy.
— Panie Duval — zaśmiała się profesor transmutacji. — Chyba nie sądzi pan, że w to uwierzymy. Ile pan ma lat? Aaron Snape nie wszedłby z panem w żaden interes. — Kpina w jej głosie, nie wywołała spodziewanego efektu.
— Pani profesor — zaczął z bezczelnym uśmiechem chłopak. — Od niemal dwóch lat osobiście współpracuję z bratem Severusa. Wcześniej, przez wiele lat, robili to moi rodzice. Nie obchodzi mnie, czy pani w to wierzy. Aaron jest moim przyjacielem, od kiedy pamiętam. Nie raz odwiedzał nas w domu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem.
Minerva otworzyła usta ze zdziwienia i pokręciła niedowierzająco głową, ale ku jej zdziwieniu, słowom Keitha przytaknął zarówno brat rzeczonego, jak i sam dyrektor.
— Pozory mylą, pani profesor. Nie powinna pani mnie tak szybko oceniać.
— Proszę wybaczyć, panie Duval. Po prostu to dla mnie dość zaskakujące.
Sokół zachichotał, ale nie powiedział już nic więcej na ten temat. Kobieta natomiast powoli otrząsała się z szoku, ale nadal nie spuszczała z niego uważnego spojrzenia.
Snape pomyślał, że strategia odciągania uwagi nie działa zbyt dobrze na opiekunkę Gryffindoru. Jej dociekliwość zawsze doprowadzała go do szaleństwa. Zapewne będzie trzeba ją wprowadzić w szczegółowe wyjaśnienia, bo zaraz wyda się więcej niż powinno.
— Keith? — zagadnął Filius. — Rozumiem, że znacie się z panem Malfoyem, ale dlaczego miałbyś mu pomagać w nauce? Co cię łączy z czarną magią?
— Och! — zdziwił się chłopak. — Nie powiedziałeś im? — zapytał Albusa, patrząc na niego nieprzeniknionym spojrzeniem.
— O czym nam nie powiedziałeś, Albusie? — podchwyciła szybko, z niebezpiecznym błyskiem w oku Minerva.
— Pamiętacie, jak na uczcie powiedziałem, że chciałbym wprowadzić pewne zajęcia dla chętnych uczniów? — Wszyscy przytaknęli. — Cóż. Chciałbym, żeby pan Duval rozpoczął szkolenie starszych roczników.
— Jakie szkolenie? — zaniepokoiła się Pomona.
Dumbledore westchnął i złączył koniuszki palców obu dłoni. Milczał przez dłuższą chwilę, a Severus miał wrażenie, że powietrze w gabinecie tężeje z każdą sekundą.
Czy ten starzec naprawdę chce, żeby dzieciaki uczyły się czarnej magii?
Ewidentnie ta rozmowa zmierzała właśnie do takiej możliwości. I chociaż Snape podziwiał tę subtelną sztukę, nigdy nie zdecydowałby się na wprowadzenie jej w szkole, w której na każdym kroku można spotkać dzieci śmierciożerców. Z drugiej strony nie powinno się zapominać, że panuje wojna. Może jeszcze nie taka otwarta, ale wszystko do tego zmierza. Im lepiej młodzież będzie potrafiła się bronić, tym dłużej przeżyje. Sokół nie jest przesiąknięty złem, a przynajmniej takie wrażenie odnosił Severus, więc byłby dobrym przykładem, jak wykorzystywać tą mroczną część magii w sposób, który nie pozwalał na zatracenie człowieczeństwa.
— W Kanadzie edukacja wygląda trochę inaczej — odezwał się Keith, przerywając przedłużającą się ciszę. — Sami musicie przyznać, że tylko trzy czarnomagiczne zaklęcia są zakazane. Dyrektor uważa, że starsze klasy powinny mieć możliwość poznania tego, z czym przyjdzie im walczyć. A ja mogę im to pokazać — dodał ciszej.
— Chcesz wprowadzić do Hogwartu zajęcia z czarnej magii? Czyś ty do reszty zgłupiał, Albusie? — wrzasnęła, rozzłoszczona McGonagal. — I jeszcze ma tego uczyć ten dzieciak?
— To, że mam siedemnaście lat nie oznacza, że jestem dzieckiem!
Sokół zerwał się ze swojego miejsca i zaczął niespokojnie krążyć po skrawku wolnej przestrzeni. Zerkał co chwilę na Severus. Wolałby, żeby to jego kochanek usłyszał te słowa jako pierwszy, ale sytuacja wymagała, aby wyjaśnił zgromadzonym kilka spraw. Ostatecznie zdecydował się opowiedzieć trochę więcej ze swojego życia.
— Nic pani o mnie nie wie, profesor McGonagal! Nie może mnie pani oceniać na podstawie metryczki. Czarną magię mam opanowaną do perfekcji w taki sposób, w jaki pani nawet nie śniło się, że można jej używać. Za oceanem mamy zupełnie inne podejście do tej sztuki. Uczymy się nią manipulować, dostosowywać do swoich możliwości, zmieniać. Czarna magia wcale nie musi być zła — mówił, a twarze nauczycieli przybierały coraz bardziej niedowierzający wyraz. — Nie raz uratowała mi życie. I proszę sobie wyobrazić, że to powszechnie akceptowane zaklęcia doprowadziły do śmierci moich rodziców — dodał spokojniej.
W pokoju zapanowała dziwna cisza. Zaskoczenie malowało się w oczach słuchaczy, a Severus przypomniał sobie ciche przeprosiny swojego brata, skierowane do Keitha i obawy, jakie go wtedy ogarnęły.
Dwa razy stracił rodzinę…
— Wydaje wam się, że standardowa Tormenta zadaje mniej bólu niż silny Cruciatus? Nie wierzę, że jesteście aż tacy naiwni! — ciągnął chłopak. — Prawda jest taka, że brzydzicie się czarną magią tylko i wyłącznie dlatego, że w waszym społeczeństwie była ona i jest nadal wykorzystywana przeciwko czemuś lub komuś. Białą magię natomiast akceptujecie, bo korzysta się z niej w imię czegoś. W imię większego dobra, w imię sprawiedliwości czy ukarania winnych. Tylko, że to jest kompletna bzdura. Niemal każde czarnomagiczne zaklęcie ma swój legalny odpowiednik!
Niewątpliwie wszystko to było prawdą. Problem polegał na tym, że uprzedzenia były w magicznej Anglii niezwykle silnie zakorzenione. Słowa nastolatka zmuszały jednak do refleksji. Do zastanowienia się nad własnym postępowaniem. Nic nie jest wyłącznie białe albo tylko czarne.
— Przemyślcie to, proszę. Ja i tak będę pomagał w nauce Draco. Nie pozwolę, żeby stała mu się krzywda.
Minerva niechętnie kiwnęła głową, a pozostała dwójka opiekunów poszła za jej przykładem.
— Dlaczego zaprowadziłeś pana Malfoya do kwater Severusa?
— Ehm… A gdzie według pani powinienem był go zaprowadzić? Liczyłem na to, że uda mi się z nim choć chwilę porozmawiać, więc skrzydło szpitalne odpadało.
— Keith, Severusie — odezwał się niespodziewanie dyrektor. — Myślę, że czas im powiedzieć.
Snape ciskał na wszystkich gromy z oczu. Nie zamierzał obnosić się ze swoim związkiem. Już i tak wiedziało o nim więcej osób, niżby sobie tego życzył.
— Myślę, że to dobry pomysł — zgodził się z uśmiechem Sokół.
— Zabiję cię, Duval — warknął mistrz eliksirów.
— Och, daj spokój, Severusie. Przecież oni wszyscy też są w Zakonie.
— A skąd pan niby wie o Zakonie, panie Duval? — zaskrzeczał profesor zaklęć.
— Cóż… Ja… — zaczął, jąkając się nastolatek i zerknął błagalnie na Dumbledore’a.
— Keith współpracuje ze mną ściśle od dziewięciu miesięcy — wyjaśnił Albus. — Kiedy żyli jego rodzice, pracowałem z nimi. Po ich śmierci, to Keith przejął wszystkie kontakty. Uznaliśmy jednak, że w Wielkiej Brytanii będzie miał większe możliwości niż w Kanadzie i dlatego przeniósł się na Wyspy.
— Albusie Dumbledore! Jeśli ukrywasz przed nami coś jeszcze, co jest związane z tym chłopakiem, to nie ręczę za siebie!
— Nie mogę wam powiedzieć o sobie wszystkiego — odezwał się cicho nastolatek. — Proszę, wybaczcie mi, ale to mogłoby być zbyt niebezpieczne zarówno dla was, jak i dla mnie.
Powiedziawszy to, Sokół odwrócił się przodem do kominka i zapatrzył w ogień.
Dlaczego muszę się wszystkiego dowiadywać po kawałku?
Snape przez moment obserwował spięte mięśnie Sokoła i z niezrozumiałych dla siebie powodów, zapragnął do niego podejść, wziąć w ramiona, pocieszyć. Szybko odzyskał jednak zdrowy rozsądek i zwrócił się do nauczycielki transmutacji.
— Nie wystarczy ci wiedza, że Keith jest w Zakonie, a Albus mu ufa? — zapytał z wyraźnym wyzwaniem w głosie.
— Wystarczy — odwarknęła kobieta.
— My już pójdziemy. Jesteśmy umówieni — szepnęła profesor Sprout i wstając, pociągnęła za sobą Filiusa.
A kysz! Uciekać!
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Minerva jeszcze raz przyjrzała się każdemu z pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn i zaciskając zęby syknęła do Snape’a:
— Wiedziałeś, czyż nie?
— Tak — odpowiedział z przebiegłym uśmiechem.
Keith spojrzał na nich i się roześmiał. Ta kobieta mogłaby być szpiegiem równie dobrym, jak jego partner, trzeba by ją tylko trochę podszkolić.
— Jak długo?
— Od około trzech miesięcy — wtrącił się szybko Sokół, nie chcąc by mistrz eliksirów przypadkiem ich wydał.
— Jak to możliwe, że on zawsze wie więcej od innych? — zapytała zirytowana nauczycielka, zwracając twarz w stronę dyrektora.
— Ach, bo widzisz Mi…
Nie dane mu było skończyć, bo nastolatek nagle sapnął i złapał oparcie fotela, czując uginające się pod nim kolana. W tej samej chwili, Severus zerwał się z miejsca i chwycił go w pasie, powstrzymując tym samym przed upadkiem. Wiedział, co to znaczy. Poczuł lekki ból, świadczący o tym, że ktoś jest wzywany. I, jak się okazało tym kimś był właśnie jego kochanek.
— Nic ci nie jest? — szepnął, odgarniając mu zabłąkane kosmyki z oczu i dziwiąc się jednocześnie, jak szybko urosły mu włosy.
— Nie — odpowiedział. — Ale muszę iść.
Snape kiwnął głową i przytrzymał Sokoła jeszcze chwilę, pozwalając mu na uspokojenie się i wyrównanie oddechu. Kątem oka dostrzegli zagubione spojrzenie Minervy i smutne Albusa.
No, to teraz się zacznie.
— Jak nie wrócisz, to cię zabiję! — warknął mistrz eliksirów, wypuszczając kochanka z ramion.
— Martwisz się o mnie? — zapytał, z powracającym na twarz uśmiechem Keith.
— Nie przeginaj, dzieciaku!
— Znowu zaczynasz z tym dzieciakiem? — Chłopak, rozbawiony pokręcił głową, po czym niespodziewanie nachylił się nad Severusem i złożył na jego ustach długi pocałunek. — Nie martw się, wrócę. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
I z cichym śmiechem aportował się z gabinetu dyrektora, pozostawiając kwestie wyjaśnień zdenerwowanemu partnerowi, który właśnie usłyszał dwa, zadane niemal równocześnie pytania.
— Czy on właśnie deportował się z Hogwartu?
— Czy on właśnie cię pocałował?
O tak! Zabiję go jak już wróci!
Usiadł spokojnie w swoim fotelu i przywołał z barku dyrektora, butelkę Ognistej Whisky i trzy niskie szklaneczki. Najpierw nalał trunek do swojej, tylko po to, żeby po chwili wypić szybko całą zawartość, po czym niespiesznie, zaczął napełniać wszystkie trzy. Dwie z nich włożył do rąk oniemiałych współpracowników, a ostatnią przyłożył do ust i powoli sączył. Kiedy dyrektor i opiekunka Gryffindoru dochodzili do siebie, on zastanawiał się, co też ten chłopak z nim zrobił?
— Severusie? — zagadnęła cicho kobieta. — Co tu się właściwie stało?
— Keith i ja jesteśmy razem — odpowiedział, krzywiąc się nieznacznie pod nieprzychylnym spojrzeniem koleżanki. — Nie patrz tak na mnie! — warknął. — Kiedy go poznałem, nie wiedziałem, że będzie tu uczył i nie miałem pojęcia, że jest w Zakonie.
— Ale wiedziałeś ile ma lat! W czerwcu temu był jeszcze nieletni!
— Do jasnej cholery! Co wy wszyscy macie z tym wiekiem? — wykrzyknął zrezygnowany. — Najpierw Albus, teraz ty! Myślisz, że sam o tym nie pomyślałem? Możesz mi wierzyć, mimo wszystko jestem inteligentnym facetem! Keith był tak samo dorosły trzy miesiące temu, jak i jest teraz.
— Ale…
— On ma rację, Minervo. Między Kanadą, a Anglią jest więcej różnic, niż tylko sposób postrzegania czarnej magii. Mów dalej, chłopcze.
Kobieta skinęła głową i ponownie skierowała wzrok na mistrza eliksirów, który właśnie napełniał sobie trzecią szklankę alkoholem. Podstawiła mu szybko i swoją, wiedząc, że jej mózg na trzeźwo może nie przyjąć wszystkich wiadomości.
— Zabrałem go na ślub do Aarona, gdzie okazało się, że obaj się świetnie znają i, o zgrozo, często współpracują. Zresztą znowu coś razem planują — dodał zirytowany. — Dzień wcześniej powiedział mi, że zna Albusa, co ten potwierdził na weselu. O tym, że jest w Zakonie dowiedziałem się później. Nie chce mówić za dużo o swojej przeszłości, a ja go do tego nie zmuszam. Na ślubie poznał Draco.
— Co to było przed chwilą? — zapytała cichym głosem kobieta.
Czarodzieje spojrzeli na siebie przelotnie, ale obaj mieli świadomość, że Minerva doskonale wie, co się wydarzyło. Dyrektor skinął głową, a Snape ciągnął dalej:
— Jeżeli chodzi o aportację... — Przerwał na chwilę i patrzył teraz wyłącznie na Albusa. — Cóż, zastanawiałem się ostatnio, czy potrafiłby teleportować się z zamku. Jak widać, potrafi.
— Wyjaśnij.
— Bez najmniejszego problemu przebił się przez osłony mojego domu w Wolverhampton — powiedział cicho, a nauczycielka wciągnęła głośno powietrze. Wszyscy znali paranoję tego mężczyzny związaną z bezpieczeństwem. — Z taką samą łatwością zrobił to, siedząc na krześle w salonie, w Malfoy Manor — zawahał się przez moment, po czym dodał: — Na ostatnim spotkaniu Wewnętrznego Kręgu.
Minerva wypuściła z ręki szklankę i zakryła sobie usta dłonią, wodząc wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego. Widać było, że to dla niej za dużo. Najpierw związek ze Snape’em, później łatwość teleportacji, a na koniec jeszcze to! Severus, widząc, że kobieta się nie uspokaja, postanowił zostawić sprawy dalszych wyjaśnień dyrektorowi i wkroczył bez słowa do kominka.
W salonie zastał śpiącego na kanapie Draco i pochylającego się nad nim Sokoła. Ze zdziwieniem podszedł do nastolatka i pocałował go w czoło.
— Tak szybko?
— Jak widzisz — uśmiechnął się nieznacznie. — Będę miał kilka rzeczy do załatwienia w następny weekend.
— Jakich rzeczy? — burknął.
— Nie martw się — zachichotał. — Nic strasznego. Chodźmy do sypialni — mruknął, prostując się i łapiąc Snape’a za dłoń. — Draco nie obudzi się jeszcze, przez co najmniej godzinę. Mam pomysł, co zrobić z tym czasem…
|
|
|
Wysłany: Śro 11:23, 25 Lip 2012 Temat postu:
|
|
Z "Sokołem" miałam przyjemność zapoznać się jeszcze na Snarry, lecz z powodu czystego lenistwa nigdy nie pozostawiłam pod nim żadnego swego znaku, zaś później nie było więcej rozdziałów i czekałam, i czekałam, i czekałam.. A Fan do mnie, że tutaj jest więcej rozdziałów, więc oto jestem i komentuję, o! Dla bardzo rozwiniętego magicznie Keitha, współpracownika Voldemorta! I "utrzymanka" Severusa, że tak się wyrażę.
Podoba mi się opiekuńczość Keitha względem Draco - nawet pomimo tego, że zajeżdża mi tutaj lekkim Drarry - Malfoy Junior zdecydowanie potrzebuje kogoś o "silnej ręce" kto pomoże mu w przeprawie przez całe to szaleństwo jakim jest wojna z Voldemortem. No, i oczywiście życie z ojcem pod jednym dachem. Lucjusz to zwierze kierowane najniższymi instynktami; na dodatek słabe zwierzę. Niech go ktoś w końcu wykończy. Będę naprawdę wdzięczna.
A tak uogólniając.. Fakt, że popełzłam na forum dla tego tekstu świadczy jednoznacznie, iż pomimo silnego pana Pottera vel. Duval tekst mi się naprawdę podoba i niecierpliwie będę oczekiwała na więcej, o!
Wena,
Satan.
|
|
|
Wysłany: Pon 15:19, 23 Lip 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (6/?)
|
|
Już mi się oberwało za ten rozdział, więc krytykujcie do woli. Przyjmę wszystko. Enjoy!
Rozdział 6
— Naprawdę musiałeś aż tak bardzo dręczyć Draco? — zapytał cicho Severus, wychodząc w sobotę, przed śniadaniem wraz z Keithem ze swoich komnat.
— Nie musiałem — wyszczerzył się nastolatek. — Ale on musi zrozumieć. Musi wiedzieć, jak mnie traktować.
— Tak… — przyznał mężczyzna, przypatrując się chwilę partnerowi. — Podobało ci się — dodał, na co Sokół wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieznacznie.
— Tobie również — powiedział spokojnie, zerkając na Snape’a. — Widziałem głód w twoich oczach.
Mistrz eliksirów warknął cicho na słowa nastolatka i przyciskając go do ściany, pocałował brutalnie, raniąc zębami delikatne wargi.
— Jesteś mój — wysyczał w usta Keitha, odrywając się na krótki moment od pocałunku. — Nie zapominaj o tym.
Przygryzł wargę kochanka i ssał przez moment, jakby chciał zostawić na nim trwały ślad, świadczący o przynależności właśnie do niego. Tylko i wyłącznie do niego. Wokół było cicho, a spokoju nie miało prawa przerwać żadne niepowołane zdarzenie. Ślizgoni byli zbyt zmęczeni po nocnej popijawie, żeby wyściubiać nosy z sypialni o tak wczesnej godzinie. Jedynie najmłodsi mogliby wyjść, ale Severus wiedział jakie są dzieci po długich wakacjach i bez obaw przesuwał dłońmi po ciele Sokoła.
— Nie mógłbym zapomnieć — wyszeptał cicho nastolatek i oddał pocałunek z pełnym pasji poddaniem.
Żaden z nich nie usłyszał, jak ktoś wciąga gwałtownie powietrze i wycofuje się na niewielką odległość, chcąc słyszeć, ale nie być dostrzeżonym. Chłopak o blond czuprynie rzucił ciche zaklęcie kameleona i nie zamierzał odejść z miejsca, w którym właśnie przyłapał swojego ojca chrzestnego i jego młodziutkiego partnera.
— Wiesz przecież, że gdyby Draco, już na samym początku tego przedstawienia pociągał mnie zbyt mocno, przysięga nie pozwoliłaby mi nawet na objęcie go, czy dotknięcie jego policzka, nie mówiąc już o tej namiastce pocałunku, który na nim wymusiłem — mówiąc to uśmiechał się lekko i wciąż wpatrywał w oczy Snape’a.
— Oczywiście, że wiem, co wcale nie znaczy, że mi się to podobało — odwarknął.
— Och, proszę cię! Może na początku byłeś zazdrosny. — Mistrz eliksirów zerknął na niego pytająco, więc dodał: — Przez jakiś czas… Wiesz, że gdy to Sokół złamie przysięgę konsekwencje, które będzie musiał ponieść, mogą go zabić?
Mężczyzna skinął głową, a choć słyszał o tym, to zawsze uznawał, że to bzdurna plotka. W umowach, które podpisywali sponsorzy, nigdy nie było o tym wzmianki. Jak teraz o tym pomyślał, to być może miało to coś wspólnego z bezpieczeństwem podopiecznych Michaela. Nie wiadomo, co niektórym ludziom może wpaść do głowy w chwilach złości czy frustracji. Keith, z niewiadomych przyczyn, miał ten przywilej, że mógł sobie wybrać sponsora, ale większość dzieciaków po prostu musiała się podporządkować. Taka praca, każdy wiedział na co się decyduje. A fakt, że ludzie są bogaci i zajmują wysokie stanowiska, wcale nie oznacza, że są mili i uprzejmi. Byli tacy, którzy skupiali się głównie na pokazywaniu się z coraz młodszymi okazami na różnorodnych przyjęciach, ale zdarzały się również przypadki, wcale nie tak rzadkie, że Sokół był tylko dodatkiem do drogiej kreacji na balu, a w sypialni stanowił po prostu wysokiej jakości towar. W relacjach Sokół – sponsor królowała zasada, że ten drugi może w łóżku zrobić, co tylko zechce ze swoją zabawką. A taki złamany dzieciak mógłby bez większego problemu wpaść w ramiona podstawionego, delikatnego kochanka i szybko umrzeć w cierpieniach. Sponsor łatwo pozbyłby się problemu. Przysięga załatwiłaby wszystko, do tego bez żadnych konsekwencji.
— Nie mówi się o tym za często — kontynuował chłopak. — W każdym razie poczułem twoją zazdrość. Ale ja umiem zwalczyć ból, choć uwierz mi, że gdyby to Draco go poczuł, zwijałby się na podłodze albo stracił przytomność w moich ramionach. Całe szczęście, że szybko zdałeś sobie sprawę, z tego co robię — uśmiechnął się na końcu i złożył krótki pocałunek na ustach Severusa.
— Wybacz — odparł tamten. — Nie miałem zamiaru sprawić ci bólu, ale…
— To moja wina. Powinienem był cię uprzedzić, ale Draco nie może myśleć, że to żarty. Nie pozwolę, żeby przez jego brak zrozumienia powagi sytuacji wpakował się w jakieś kłopoty. Nie chcę, żeby coś mu się stało — dodał bardzo cicho.
— Dlaczego tak się o niego troszczysz? — zapytał poirytowany. — Nie znasz go!
— Poniekąd ze względu na ciebie.
— Ale nie tylko — mruknął Snape, przesuwając palcami po szyi nastolatka. — Chcę znać ten prawdziwy powód.
— Niech będzie.
Rzucił dookoła nich zaklęcia wyciszające i zwodzące, które uniemożliwiały jakąkolwiek interwencję z zewnątrz. Całkowicie nieświadomie umieścił pod nimi także przedmiot ich rozważań. Siedemnastoletniego, szarookiego Ślizgona, który nadal w szoku wpatrywał się w ścianę i przysłuchiwał kolejnym słowom. Do tej pory nie rozumiał zbyt wiele, ale nie mógł nie ucieszyć się, czując jak magia przepływa obok i nie wyrzuca go poza obręb swojego działania. Wiedział, że Severus się o niego martwi, ale nie mógł pojąć pobudek, które kierowały jego kochankiem. A zdążył już zauważyć, że takowe istniały.
Sokół tymczasem odchylił głowę do tyłu i odetchnął ciężko kilka razy, po czym zaczął opowiadać cichym, urywającym się co kilka sekund głosem. Snape pomyślał, że to dziwne zachowanie zupełnie do niego nie pasuje. To była postawa zagubionego chłopca, który za dużo w życiu widział i za dużo przeżył. Kolejne oblicze.
— Draco jest dla mnie ważny niemal tak samo jak ty — zaczął niepewnie. — Stał się dla mnie ważny dawno temu. To między innymi dla niego postanowiłem wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Dla niego i dla ciebie. I dla siebie, ale to opowieść na inny dzień.
— Chyba nie rozumiem. Co wspólnego z twoją decyzją mamy, ja i mój chrześniak?
— Mówiłem ci, że w moim życiu wszystko jest skomplikowane — jęknął w rozpaczy Keith. — Kiedy Voldemort się odrodził… — kontynuował po chwili, ale przerwał wyraźnie próbując się uspokoić. — Kiedy się odrodził, torturował was wszystkich. Wiem o tym, nie zaprzeczaj! — warknął, kiedy Severus chciał mu przerwać. — Te tortury trwały wieczność. Najpierw wszyscy razem, później każdy z osobna. Myślałem wtedy, że to ostatnie godziny mojego życia. Rodzice siedzieli przy mnie bez przerwy, przez niemal dwa dni, a ja nieprzytomny z bólu, strachu i niezrozumienia wiłem się na łóżku, zdzierałem gardło od wrzasków strachu czy bólu i wykrzykiwałem najgorsze klątwy, jakie tylko zostały stworzone przez czarodziei.
Mistrz eliksirów patrzył w niemym szoku na przerażenie, malujące się na twarzy kochanka i z jednej strony chciał przerwać tą opowieść, bojąc się jej dalszego ciągu, a z drugiej nie mógł powstrzymać swojej ciekawości. Nie rozumiał skąd Sokół mógł wiedzieć ile trwała kara, którą otrzymali od tego dupka i nie potrafił pojąć, co miała ona wspólnego z tym dzieciakiem.
— Ty zostałeś potraktowany najgorzej ze wszystkich, uznany na początku za zdrajcę i sprzymierzeńca Dumbledore’a. Byłem pewien, że zginiesz — szepnął. — Byłem pewien, że cię zabije, a już zdążyłem docenić twoją siłę i wytrwałość. Mimo dwóch godzin najsilniejszych klątw, Voldemort nie był w stanie przebić się przez twoje osłony. Pokazałeś mu tylko to, co chciałeś pokazać i choć on nie zdawał sobie z tego sprawy, ja wiedziałem i postanowiłem ci pomóc. Długo nie rozumiałem, jak mi się to udało, ale byłem wtedy tak zafascynowany twoją pewnością siebie i tak przepełniony twoim bólem, że zacząłem przelewać na Czarnego Pana swój spokój i uczucie do ciebie. Wtłaczać to w jego umysł. Czułem jak się uspokaja. Merlinie, jaki byłem wtedy szczęśliwy. Nie wiedziałem, że byłeś dopiero pierwszym, który miał ponieść indywidualną karę.
Cichy szloch wyrwał się z gardła Keitha, a Severus machinalnie gładził jego tors, ramiona i szyję, wpatrując się w niego niczym dzikie, przepełnione lękiem zwierzę.
Skąd on wie? Jak to możliwe?
Pamiętał moment, w którym Lord mu uwierzył. Nie wiedział, co go przekonało. Miał świadomość tego, że osłony, mimo ogromu cierpienia, pozostały nienaruszone, ale i tak nie rozumiał zachowania Toma. Był pewien, że tortury są tylko wstępem do śmierci. Przeklinał wtedy w myślach Albusa za to, że zmusił go do powrotu. Może i nie był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale chciał żyć. Tak cholernie chciał wtedy przeżyć. Zobaczyć się jeszcze choć raz z babką. Poczuć jak tuli go do siebie niczym małe dziecko. Uścisnąć dłoń brata, mówiąc mu jednocześnie, że jest idiotą, ale w głębi duszy wiedząc, że nie poradziłby sobie, gdyby go teraz zabrakło. Chciał móc spojrzeć jeszcze raz w oczy Dumbledore’a i wysyczeć mu, że to przez niego Lily nie żyje, że to jego wina, że jej syn, nadzieja czarodziejskiego świata, zaginął. Marzył, żeby dostać szansę na dokończenie swojego nowego eliksiru, który miał pomóc wampirom zwalczyć niektóre skutki fotoalergii. I w którymś momencie ze zdziwieniem stwierdził, że Czarny Pan odpuścił, że jego klątwy są coraz słabsze, że nie czuje naporu na swój umysł.
Czy to naprawdę możliwe, że to dzięki temu dzieciakowi? Jak?
Keith uspokoił się nieco w jego nadspodziewanie czułych ramionach. Przetarł szybkim ruchem oczy i kontynuował:
— Ale miałem mówić o Draco — przypomniał. — Ostatni ze wszystkich był Lucjusz. Widziałem kilka razy w twoich wspomnieniach małego, blondwłosego chłopca, który tuli się do ciebie albo usypia na twoich kolanach. Było też kilka wspomnień ze szkoły, gdzie ów chłopiec rzucał często zaawansowane klątwy na swoich kolegów, albo dyktował warunki dużo starszym uczniom. Miałem wrażenie, że nie pokazujesz całej prawdy o tym szarookim dzieciaku, ale to przestało mieć znaczenie, kiedy zobaczyłem ostatniego śmierciożercę. Bez problemu domyśliłem się, że to jego ojciec i chyba nie do końca świadomie, sam chciałem ukarać go za potomka, który w ten czy inny sposób znęca się nad słabszymi. Byłem wycieńczony po niemal czterdziestu ośmiu godzinach, ale znalazłem siły na przelanie swojej nienawiści na Czarnego Pana, tak jak wcześniej, w twoim przypadku zrobiłem to z uczuciem spokoju i zrozumienia.
Przerwał na chwilę i kilka sekund poświęcił na studiowanie wyrazu twarzy mistrza eliksirów. Tak jak myślał, nie znalazł tam potępienia, a jedynie strach. Wziął kolejny głęboki oddech i zaczął mówić jeszcze ciszej.
W tym czasie serce nastolatka, stojącego w ukryciu, uderzało z taką prędkością i siłą, że nie rozumiał, jak żaden ze stojącej nieopodal dwójki jeszcze nie zorientował się, że ich podsłuchuje.
— Voldemort po kilku mniej lub bardziej wyszukanych klątwach wdarł się bez najmniejszego problemu do umysłu Malfoya. Nie był zadowolony ani ze słabych osłon swojego sługi, ani z tego, co zobaczył. Lucjusz wyparł się go. Całkowicie zwątpił i choć nie był jedynym, to odraza Lorda w połączeniu z moją chęcią zemsty spowodowały potężny wybuch złości. Tom przeszukiwał kolejne wspomnienia blondyna, od niechcenia machając różdżką i przecinając jego skórę, tworząc na niej siatkę makabrycznych, krwawych wzorków. Wreszcie natrafił na obrazy, które złagodziły jego gniew, a we mnie spowodowały całkowite załamanie. Byłem wtedy na granicy śmierci. Poddałem się. Rodzice musieli oddać mi sporo swojej magii, żeby utrzymać mnie na tym świecie.
Sokół znowu przerwał, a Severus nie śmiał odezwać się słowem.
Co też Lucjusz mógł pokazać temu dupkowi, że tak mu się spodobało? Co było takie straszne dla dzieciaka, który tak wiele już zdążył zobaczyć?
— Nigdy nie zapomnę tych dwóch scen — szepnął Keith. — Nigdy! — dodał już głośniej i uspokajając się mówił dalej.
Głos miał wyprany z wszelkich emocji. To opanowanie nie zapowiadało nic dobrego. Spięte mięśnie, ściśnięte w pięści dłonie, nienawiść w oczach. Pozorny spokój niósł ze sobą zapowiedź niewypowiedzianych męczarni.
— Pięcioletni chłopiec. Śliczny blondynek z szarymi oczkami. Obok niego mała, skacząca dookoła, puchata kulka. I szorstki głos Lucjusza, wracającego z pracy: Miałeś nie wpuszczać tego do domu! Dziecko zdziwione pojawieniem się ojca chwyta zwierzątko i próbuje uciec, ale jakie ma szanse z dorosłym mężczyzną? Krótki zielony promień i po sprawie. Oszołomiony chłopiec jest zdruzgotany. Podbiega do ojca i z płaczem zaczyna go uderzać swoimi malutkimi piąstkami. Kolejne dziesięć minut spędza pod Cruciatusem niemal umierając z bólu. Dziesięć minut! A Lucjusz tylko się śmieje i mówi zimno: Zapamiętaj ten ból, następnym razem skończy się śmiercią.
Przerwał na moment i w oczach Severusa dojrzał błysk wściekłości. Snape pamiętał jak godzinami próbował uzdrowić chrześniaka. Zabrał go wtedy do siebie na resztę wakacji. Mały ponad miesiąc spędził pod jego opieką, warząc eliksiry i bawiąc się ze skrzatami. Jak cholernie bał się powrotu do domu, kiedy jego chrzestny musiał wracać do szkoły.
— Wtedy go znienawidziłem — powiedział cicho Keith. — Drugie wspomnienie było z okresu, który poprzedzał powrót Czarnego Pana. Draco miał piętnaście lat. Lucjusz był coraz bardziej rozdrażniony i wyżywał się głównie na Narcyzie. Pierwszego dnia wakacji Draco umówił się z matką na wyjście na zakupy. Kiedy nie zjawiła się o umówionej godzinie, sam postanowił ją znaleźć. Jego ojciec zupełnie zapomniał, że nastolatek wrócił do domu. Kiedy Draco wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia, zobaczył nagą, poranioną i zakneblowaną Narcyzę. Niezbyt trzeźwy Lucjusz siedział na fotelu i masturbował się powoli, patrząc jak dwóch, może dwudziestoletnich dzieciaków, pieprzy jego żonę. Co jakiś czas któryś ją uderzał, pozostawiając na ciele kolejny siniak, kolejną ranę. Draco oniemiały stał w progu, ale nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, zauważył go ojciec. Jedno zaklęcie i chłopak zawył z bólu, upadając na podłogę. Syk pana domu: przyszła kolejna dziwka, i śmiech dwóch oprawców był niczym, w porównaniu z paniką w oczach Draco. Najpierw go pobił. Później było kilka kolejnych Cruciatusów, aż w końcu Draco nie wytrzymał. Zrobił wszystko, czego Lucjusz chciał. Czołgał się, ssał go, sam siebie przygotowywał. Lucjusz wziął go wtedy dwukrotnie, zmuszając Narcyzę do patrzenia na cierpienie syna, a potem zostawił, żeby pozostali mężczyźni też mogli się zabawić. Z tego co się orientuję, ani Narcyza, ani Draco nigdy nie odważyli się chociaż wspomnieć o tamtej sytuacji. Jak sam wiesz, poza domem są szczęśliwą, arystokratyczną rodziną. — Keith znowu zamilkł na moment, a w jego oczach pojawiła się żądza mordu. — Wtedy postanowiłem go zabić — powiedział z mocą i Severus był pewien, że z całą pewnością dotrzyma tej obietnicy. — Nigdy, dopóki będę miał na to jakikolwiek wpływ, nie pozwolę temu bydlakowi go skrzywdzić. I zrobię wszystko, co będę musiał, żeby wyszkolić twojego chrześniaka. Choćbym musiał rzucać na niego klątwy. Choćbym musiał go ranić. Nie dopuszczę do tego, żeby jeszcze kiedyś był tak bezradny.
Keith uniósł wyżej głowę i niemal z szaleństwem spojrzał na mistrza eliksirów. Widział wściekłość i całą gamę innych, negatywnych uczuć, które łatwo dawały się rozpoznać. Wpił się chciwie w jego usta, szukając ukojenia i zapomnienia.
Snape zdążył się już przekonać, ile samodyscypliny musiał włożyć ten dzieciak w poskromienie swojej nienawiści. Właśnie zrozumiał powód użycia dozwolonego zaklęcia i tłumaczeń Sokoła o tym, że takowymi trudniej manipulować.
Nie powstrzymałby się, pomyślał. Po prostu doprowadziłby do śmierci Lucjusza, kończąc w tym samym momencie prawdopodobnie i swoje życie.
Błądził dłońmi po ciele kochanka, rozpinając pospiesznie jego koszulę i zatracając się w coraz bardziej urywanym oddechu i cichych jękach. Wiedział, że w Wielkiej Sali czeka na nich dyrektor. I tak zbyt dużo czasu poświęcili na rozmowę, ale nie potrafił oderwać się od nastolatka. Jego gorący oddech palił mu szyję, jego wargi i mokry język doprowadzały do szaleństwa. Nie mogąc dłużej czekać, Severus warknął i przycisnął Keitha jeszcze mocniej do ściany, ocierając się pośpiesznie o jego biodra. Obaj byli już na granicy. Wystarczył lekki dotyk dłoni, żeby Sokół doszedł z cichym krzykiem. Mistrz eliksirów, widząc ekstazę malującą się na twarzy kochanka, czując spermę rozlewającą się po jego umięśnionym brzuchu i dreszcze przyjemności, które przechodziły przez chłopaka, szybko podążył za nim. Opadając z sił, oparł głowę na jego ramieniu i spróbował złapać oddech. Po chwili oderwał się od Keitha i pocałował go czule, szepcząc pewnie:
— Zabiję go. Zdechnie w największych męczarniach. Tortury Czarnego Pana będą dla niego niczym muśnięcia skrzydeł motyla, kiedy dostanie się w moje ręce.
Chłopak uśmiechnął się na te słowa, skinął głową i, oczyszczając obu, zdjął jednocześnie zaklęcia, którymi obłożył skrawek lochów. Ruszyli niespiesznie na spotkanie z kadrą nauczycielską i swoim zwierzchnikiem.
Tymczasem wciąż niewidoczny blondyn, opadł na zimną, kamienną podłogę i cicho zapłakał. Nie rozumiał, skąd Keith wiedział o tym wszystkim. To były jego najbardziej skryte tajemnice. Jego największe koszmary nocne, tym straszniejsze, że przedstawiające to, co naprawdę się wydarzyło. Nie raz zdarzało się, że budził się w środku nocy dygoczący, oblany potem i z głośnym krzykiem na ustach, którego w żaden sposób nie mógł opanować. W końcu nauczył się silnych zaklęć wyciszających i przestał budzić domowników, czy kolegów z dormitorium. Budzenie kogokolwiek w Malfoy Manor było zbyt niebezpieczne, by mógł sobie na to pozwolić. Mogło spowodować kolejną, bolesną karę. Z kolei budzenie przyjaciół doprowadziłoby w końcu do tego, że opowiedzą wszystko Snape’owi, a on będzie chciał zrozumieć, porozmawiać. Ale tego za bardzo się bał. A teraz Severus już wszystko wie. Keith opowiedział mu o jego hańbie. Tylko dlaczego żaden z nich się nie śmiał? Żaden nie szydził. Więcej! Chcieli pomścić jego krzywdy. Każdy obiecał, że zabije tego bydlaka, którego zmuszony był przez całe lata nazywać ojcem. Ale może nie będą musieli tego robić? Może, kiedy przyjdzie czas wysłania Lucjusza na tamten świat, Draco będzie już gotowy. Musi tylko się uczyć. Keith i Severus mu pomogą. Wciąż nie chciał uwierzyć, że teraz obaj wiedzą o jego największej tajemnicy, o jego wstydzie i upokorzeniu. Nagle przyszło zrozumienie postępowania niebieskookiego nastolatka. Nie chciał go wczoraj skrzywdzić, chciał pokazać mu, że mimo niezwykłej siły i władzy, nie obróci ich przeciwko swojemu podopiecznemu, jeżeli ten na to nie zasłuży. A skoro wiedział, czego Draco boi się najbardziej, wykorzystywał to jak tylko się dało. Nastolatek nie pojmował powodu, dla którego czuł wczoraj takie podniecenie i spokój, mimo tej, jakże niekomfortowej dla niego, sytuacji. Mimo napływu wspomnień. Pomyślał, że musiało to być związane z zaufaniem do chrzestnego i jego kochanka. Z poczuciem bezpieczeństwa, które mimo braku udziału woli, zaczął odczuwać bardzo wyraźnie. Oni mu je zapewnią. Severus pomagał mu zawsze, kiedy tego potrzebował. Keith już raz się za nim wstawił. Obaj będą go chronić.
Zerwał się z miejsca i nie zaprzątając sobie głowy, zaczerwienioną i mokrą od łez twarzą pobiegł do Wielkiej Sali. Przy uczniowskich stołach siedziało zaledwie kilkoro młodszych dzieci. Nauczycieli też można było policzyć na palcach. Minerva McGonagall, Filius Flitwick, Pomona Sprout, dyrektor, a także Snape i Sokół. Wszyscy prowadzili ożywioną rozmowę, uśmiechając się i mówiąc jeden przez drugiego. Blondyn podbiegł do nich i stanął naprzeciw niedawno podsłuchanej dwójki, starając się złapać oddech. Nauczyciele ucichli, wpatrując się w niemym szoku, w tak nietypowo zachowującego się Ślizgona.
— Coś się stało, panie Malfoy? — zapytał z niepokojem Dumbledore.
Draco zerknął na niego przelotnie, kiwnął głową i przeniósł wzrok na Keitha.
— Nie chcę zostać śmierciożercą — zaczął szorstko. — Pomóż mi — szepnął. — Zrobię wszystko.
— Cholera! — warknął Sokół. — Idziemy.
Podniósł się z miejsca i szybko okrążył stół prezydialny, łapiąc chłopaka za ramię.
— Panie Duval? — odezwała się cicho profesor McGonagall, ale brunet tylko pokręcił głową i zwrócił się do Severusa i dyrektora.
— Wyjaśnijcie tylko tyle, ile musicie. — Pod zdziwionymi spojrzeniami pozostałych nauczycieli, skinęli mu w milczeniu głowami. — Będziemy w twoich komnatach — dodał, patrząc na Snape i szybko wyprowadził roztrzęsionego Malfoya.
|
|
|
Wysłany: Pon 14:51, 23 Lip 2012 Temat postu:
|
|
Lee, obiecuję sukcesywnie poprawiać znalezione przez Ciebie błędy! Ale nie wszystkie rozumiem. Ogarnęłam na razie do drugiego rozdziału i mam tu kilka wątpliwości.
Cytat: |
Chłopak jęknął niezadowolony, kiedy mężczyzna jednym, szybkim ruchem zrzucił go z siebie i wysunął się z łóżka.
Bez ostatniego przecinka. | --> Dlaczego?
Cytat: | Mimo, że do pomocy mieli aż dwie skrzatki, przygotowania zajęły im więcej czasu niż planowali.
Bez pierwszego przecinka. | --> Zil mówi, że to jakiś wyjątek, ale bez dobrego argumrntu nie zmieniam:P
Cytat: | — Czy mówiąc ktoś, masz na myśli Albusa?
Bez przecinka. | --> I ponownie: dlaczego? Bo nie rozumiem;D
A co do ostatniego rozdziału... To myślałam, że zostanę zwymyślana za ta piosenkę, ale cieszę się, ze się podobała nawet bardzo się cieszę I nie jestem pewna, czy prezent przejęty od Zil... Może nieswiadomie.[/quote]
|
|
|
Wysłany: Sob 14:51, 23 Cze 2012 Temat postu:
|
|
Dziękuję, Dziadziu kochany. :* Kocham Sokoła. Już ci komentuję, ale najpierw kilka potknięć:
justusia7850 napisał: | Więcej, wprawne oko niektórych co bardziej spostrzegawczych uczniów, rozpoznawało ten dziwny grymas jako niewątpliwe zadowolenie. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Jak powiedziała Narcyza, relacje nauczycie – uczeń były karalne, a zachowanie czarodziei wzbudzało zbyt duże zainteresowanie. |
nauczyciel
justusia7850 napisał: | Tylko, że Dumbledore wie o ich romansie, uświadomił sobie chłopak. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Nawet, jeżeli tak było, to wypadałoby zachować trochę ostrożności. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Najwięcej przyjaźnie nastawionych dzieciaków dostrzegł oczywiście w Slytherinie, co było poniekąd naturalne jako, że tak swobodnie czuł się u boku ich opiekuna. |
naturalne, jako że
justusia7850 napisał: | Niespodziewanie, od strony Domu Węża usłyszeli czyjś głos. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | — Już jesteś nasz, Keith! — powiedział z uśmiechem i szacunkiem Zabini, wychodząc z szoku, spowodowanego nietypowym zachowaniem Snape’a. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Gryfoni krzyczeli, że oto szkoła zyskała kolejnego śmierciożercą, a pozostali uczniowie spekulowali, czy nowy rzeczywiście trafi do wyklętego Domu. |
Śmierciożercę.
justusia7850 napisał: | Rozgardiasz ucichł, kiedy ze swojego miejsca podniósł się dyrektor i patrząc na Blaise’a zapytał głośno: |
Przed zapytał przecinek.
justusia7850 napisał: | Wkładając stary artefakt zastanawiał się, jaki był w tym sens, skoro i tak nie zamieszka w żadnym z Domów. |
Po artefakt przecinek.
justusia7850 napisał: | Tiara, przez dłuższy czas cicha, niespodziewanie dla wszystkich, rozpoczęła drugą tego wieczoru pieśń. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Nie muszę cię dzisiaj przydzielać
i maski, którą wytrwale nosisz z twojej twarzy, zdzierać. |
nosisz, z twojej twarzy zdzierać.
[quote="justusia7850"]Ostatecznie dyrektor, pohamowując cichy śmiech zwrócił się do uczniów:
Po śmiech przecinek.
justusia7850 napisał: | Prowadzę z nim także pertraktacje co do dodatkowych zajęć, które jak sądzę wypadało w naszej szkole wprowadzić już dawno. |
które, jak sądzę, wypadało
justusia7850 napisał: | Uczniowie powoli wychodzili z szoku, po usłyszeniu słów Tiary i wiadomości Dumbledore’a. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Sokół też się uśmiechnął podążając za spojrzeniem swojego partnera. |
Po uśmiechnął przecinek.
justusia7850 napisał: | Podczas posiłku, Sokół starał się zamienić choć kilka słów z każdym z nauczycieli. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | I mimo, że część kadry poznała go już wcześniej, teraz dopiero zrozumieli, jak dobrą decyzję podjął Albus, zgadzając się na prośbę chłopaka. |
I, mimo że
justusia7850 napisał: | Po uczcie, Snape wraz z Sokołem udali się do pokoju wspólnego Ślizgonów. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith, stojący nieco z tyłu zaśmiał się z reakcji dzieci, choć musiał przyznać, że profesor potrafił zrobić piorunujące wrażenie. |
Przed zaśmiał przecinek.
justusia7850 napisał: | O dziewiątej ci, których teraz odesłałem mają być w łóżkach. |
Po odesłałem przecinek.
justusia7850 napisał: | Klasy czwarte i piąte, mają się tam znaleźć przed północą i jeżeli dowiem się... |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | ...morderców, przebywających w Azkabanie lub ukrywających się na Nokturnie, czy w innych przestępczych melinach. |
morderców przebywających. Nokturnie czy.
justusia7850 napisał: | Później rozpoczęły się szepty i spekulacje, co do tego, kim jest Keith i czy mają się bać jego, czy profesora w razie problemów. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Nie odezwał się też do mnie od tamtego czasu — przerwał na chwilę, po czym dodał: — Słyszałem jego krzyki, wtedy kiedy kazałeś mi wyjść. |
Po czasu kropka. Przerwał z dużej. Po wtedy przecinek.
justusia7850 napisał: | Poczuł dumę, wiedząc, że dzieciak nie będzie taki, jak jego ojciec. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Tyran, nie tylko dla swoich ofiar, ale także dla rodziny. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | — Choć mam nadzieję, że Severus mi czasem pomoże — dodał zerkając na kochanka. |
Po dodał przecinek.
justusia7850 napisał: | W tym samym czasie, Draco odetchnął z wyraźną ulgą. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith niespiesznym ruchem, przesunął kciukiem po policzku swojego nowego podopiecznego, zatrzymując się na dłużej na... |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Sokół, powolnym ruchem przesunął dłonią po boku Ślizgona. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Obaj widzieli, jak chłopak przymyka oczy próbując ukryć zażenowanie i trzęsąc się jednocześnie pod delikatnym dotykiem. |
Po oczy przecinek.
justusia7850 napisał: | Tylko musisz mi zaufać i pozwolić na tą pomoc. |
tę
Uch, aż mi gorąco! *otrząsa się* Tylko mi nie mów, że zamierzasz pokazać trójkącik! W temacie nic o tym nie ma! Co nie znaczy absolutnie, że mam coś przeciwko...
Ta piosenka Tiary... Mistrzostwo po prostu. Gratulacje! Ja osobiście nie mam talentu do rymowanek, przepowiedni i pieśni, ale ty najwyraźniej wręcz przeciwnie.
Ten prezent od Czarnego Pana to taki trochę przejęty z Zilusi, prawda? Ona miewa podobne pomysły.
Jak zwykle czytało się szalenie przyjemnie, toteż pozostaje mi tylko prosić o więcej.
Lee
PS. Pogodzą się te Domy, prawda?
|
|
|
Wysłany: Śro 23:05, 20 Cze 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (5/?)
|
|
Lee, kochanie Ty moje! Obiecuję poprawić w najbliższym czasie wszystkie znalezione przez Ciebie błędy! Ale widziałam, że cierpisz na niedobór tekstów, więc oto dla Ciebie:
Rozdział 5
Keith i Severus, wchodząc do Wielkiej Sali tuż po corocznej pieśni Tiary Przydziału, wywołali niemałe zamieszanie. Idąc ramię w ramię, nastolatek i Naczelny Postrach Hogwartu, ściągali na siebie uwagę wszystkich obecnych. Tym bardziej, że młodszy z owej dwójki wciąż miał szczery uśmiech na twarzy, a starszy nie wyglądał tak przerażająco jak zazwyczaj. Więcej, wprawne oko niektórych co bardziej spostrzegawczych uczniów, rozpoznawało ten dziwny grymas jako niewątpliwe zadowolenie.
Draco przypatrywał się tej parze tak samo intensywnie jak pozostali. Wiedział, że coś było nie w porządku. Jak powiedziała Narcyza, relacje nauczycie – uczeń były karalne, a zachowanie czarodziei wzbudzało zbyt duże zainteresowanie.
Tylko, że Dumbledore wie o ich romansie, uświadomił sobie chłopak. [/i]Czyżby nie miał nic przeciwko?[/i]
Nawet, jeżeli tak było, to wypadałoby zachować trochę ostrożności. Będzie musiał porozmawiać z Keithem. I może z chrzestnym, jeśli ten się zgodzi.
Sokół obserwował z rozbawieniem uczniów siedzących przy czterech stołach. Widział, jak bardzo są zdziwieni, przestraszeni, zamyśleni albo wściekli. Najwięcej przyjaźnie nastawionych dzieciaków dostrzegł oczywiście w Slytherinie, co było poniekąd naturalne jako, że tak swobodnie czuł się u boku ich opiekuna. Zauważył pytający wzrok Draco, ale skinął mu tylko głową i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Uczniowie czekający na przydział rozstąpili się lekko, gdy zbliżali się do stołu prezydialnego. Niespodziewanie, od strony Domu Węża usłyszeli czyjś głos. Niezbyt donośny, ale doskonale słyszalny w ciszy, która zapanowała po ich wejściu do sali.
— Już jesteś nasz, Keith! — powiedział z uśmiechem i szacunkiem Zabini, wychodząc z szoku, spowodowanego nietypowym zachowaniem Snape’a.
Wszyscy spojrzeli w stronę Blaise’a i wtedy wybuchła wrzawa. Każdy próbował coś powiedzieć. Ślizgoni poparli czarnoskórego nastolatka i większość szczerzyła się właśnie w stronę Sokoła. Gryfoni krzyczeli, że oto szkoła zyskała kolejnego śmierciożercą, a pozostali uczniowie spekulowali, czy nowy rzeczywiście trafi do wyklętego Domu.
Temu wszystkiemu ze zdziwieniem przyglądała się kadra nauczycielska. Przed ucztą dyrektor wyjaśnił im, kim jest chłopak, niektórzy nawet już zdążyli go poznać. Wszyscy bez wyjątku podziwiali młodzieńca za chęć robienia mistrzostwa jednocześnie z trzech przedmiotów. Nawet plan został skonstruowany głównie pod niego w taki sposób, aby nie miał problemów z prowadzeniem odpowiedniej ilości zajęć z poszczególnych przedmiotów. Rozgardiasz ucichł, kiedy ze swojego miejsca podniósł się dyrektor i patrząc na Blaise’a zapytał głośno:
— Co ma pan na myśli, panie Zabini?
— Keith będzie idealnym Ślizgonem — odparł pewnie nastolatek, co ponownie rozpętało piekło.
— Cisza!
Dyrektor przypatrywał się z ciekawością uśmiechającemu się Sokołowi. Severus przewrócił teatralnie oczyma, a kpiący uśmiech nie znikał z jego twarzy. Dumbledore zerknął w jego stronę, a ten pokręcił przecząco głową, odpowiadając na niezbadane pytanie.
— Hm… — zaczął ponownie staruszek. — Może rzeczywiście posłuchamy, co Tiara ma na ten temat do powiedzenia?
Keith chwilę zastanawiał się nad propozycją, ostatecznie kiwając głową i podchodząc do stołka na podwyższeniu. Wkładając stary artefakt zastanawiał się, jaki był w tym sens, skoro i tak nie zamieszka w żadnym z Domów. Tiara, przez dłuższy czas cicha, niespodziewanie dla wszystkich, rozpoczęła drugą tego wieczoru pieśń.
Przyszedłeś do mnie, choć wcale nie musiałeś,
widzę, że straciłeś bardzo wiele z tego, co kochałeś.
Twoje serce i duszę znaczy blizn wiele,
lecz niezmiennie pamiętasz, jak ważni są przyjaciele.
Teraz jeszcze on się pojawił,
wiedz, że gdy kocha i szanuje, nigdy nie zostawi!
Nie muszę cię dzisiaj przydzielać
i maski, którą wytrwale nosisz z twojej twarzy, zdzierać.
Jesteś jak Krukon: twardy i inteligentny
Roveny dar jest u ciebie wysoce nieprzeciętny.
Jesteś jak Puchon: prawy i cierpliwy
dla Helgi byłbyś niczym syn prawdziwy.
Jesteś jak Gryfon: walczysz i chronisz
Godryk byłby dumny, że jego geny nosisz.
Jesteś jak Ślizgon: przebiegły i sprytny
Salazar wie. Nigdy nie był naiwny!
Jesteś niczym Hogwart cały,
nigdy nie zapominaj, jakie są jego ideały!
I znowu wszyscy bez jakiegokolwiek wyjątku patrzyli na Keitha, zachowując przy tym przerażającą niemal ciszę. Chłopak powoli zdjął postrzępiony kapelusz, szepnął ciche dziękuję i stanął przodem do uczniów, intensywnie wpatrując się w Severusa. Jakież było jego zdziwienie, kiedy usłyszał pierwsze słowa Tiary. Jaka była niepewność, kiedy zaczęła śpiewać. Jakie zaskoczenie, gdy ujęła w tej pieśni także jego kochanka.
Snape patrzył na Sokoła z rozszerzonymi oczyma.
Co też temu durnemu kapeluszowi strzeliło do głowy!?
Nim ktokolwiek zdołał wyjść z szoku, ze swojego krzesła ponownie podniósł się dyrektor. Z szerokim uśmiechem zwrócił się do nastolatka, skupiając na sobie także spojrzenia uczniów.
— Keith. — Chłopak zwrócił ku niemu swoje niebieskie spojrzenie. — Tiara chyba chciała nas uświadomić, że jesteś niczym dziecię zamku, duchowy i psychiczny potomek wszystkich założycieli. — Sokół tylko skinął głową, uśmiechając się prowokująco. — No cóż, co ja mam zrobić, skoro nigdzie cię nie przydzielono?
Zadane nonszalanckim tonem pytanie wywołało szczery śmiech u nastolatka, prychnięcie u mistrza eliksirów i chichoty przy całym stole nauczycielskim. Hogwartczycy patrzyli na to, niewiele rozumiejąc. Ostatecznie dyrektor, pohamowując cichy śmiech zwrócił się do uczniów:
— Moi kochani. Przedstawiam wam Keitha Duvala. — Zupełnie niepotrzebnie wskazał ręką Sokoła, po czym mówił dalej: — Pan Duval jest absolwentem Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych. W tym roku został przyjęty do Hogwartu na kurs mistrzowski z eliksirów, obrony przez czarną magią oraz zaklęć. Prowadzę z nim także pertraktacje co do dodatkowych zajęć, które jak sądzę wypadało w naszej szkole wprowadzić już dawno. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się go do tego pomysłu namówić.
Po sali rozeszły się pierwsze szepty. Uczniowie powoli wychodzili z szoku, po usłyszeniu słów Tiary i wiadomości Dumbledore’a. Ten niepozorny nastolatek nie był uczniem. Nie był jednym z nich. Draco wpatrywał się tępo to w Keitha, to w dyrektora. W końcu przeniósł spojrzenie na Severusa, który uśmiechał się do niego kpiąco. Sokół też się uśmiechnął podążając za spojrzeniem swojego partnera. Blondyn wyglądał jak spetryfikowany. Dotarł do niego sens wszystkich tych dziwnych słów, zachowań i półuśmieszków dwóch czarodziei. Jak mógł być taki niedomyślny? Omiótł wzrokiem twarze przyjaciół, dając tym samym do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych komentarzy.
Sokół wraz ze Snape’em usiedli przy stole prezydialnym, czekając na koniec przydziału pierwszoroczniaków i początek uczty. Nauczyciele niepewnie patrzyli na nastolatka i Severusa, którzy prowadzili ze sobą miłą, acz podszytą ironią i niedopowiedzeniami rozmowę. Widok mistrza eliksirów prowadzącego tak bardzo normalną konwersację z młodą, nieznaną im osobą, której na dodatek będzie musiał pilnować, był dla nich nie lada zagadką. Każdy, kto potrafił zjednać sobie przychylność tego profesora, zasługiwał na podziw.
Podczas posiłku, Sokół starał się zamienić choć kilka słów z każdym z nauczycieli. I mimo, że część kadry poznała go już wcześniej, teraz dopiero zrozumieli, jak dobrą decyzję podjął Albus, zgadzając się na prośbę chłopaka. Niewątpliwie był im potrzebny ktoś taki. Był młody, więc powinien szybko zjednać sobie większość uczniów. Mieli nadzieję, że pomoże w tym również niespodziewany występ Tiary, która z takim pietyzmem opisywała młodego czarodzieja. To będzie dziwny rok, co do tego nikt nie miał wątpliwości.
Po uczcie, Snape wraz z Sokołem udali się do pokoju wspólnego Ślizgonów. Severus, jak co roku, postanowił wygłosić krótką mowę do swoich nowych, jak i znanych już uczniów.
— Nie toleruję braku szacunku, kłamstwa i nieposłuszeństwa. Jeżeli któreś z was złamie zasady, poniesie tego konsekwencje. Jakie one mogą być, wyjaśnią wam prefekci. Macie być lojalni wobec siebie i swojego Domu, a przede wszystkim wobec mnie. Nie zawaham się was wyrzucić, jeśli uznam to za stosowne.
Omiótł wzrokiem lekko przerażonych pierwszorocznych i wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu, co wywołało kilka niekontrolowanych pisków. Keith, stojący nieco z tyłu zaśmiał się z reakcji dzieci, choć musiał przyznać, że profesor potrafił zrobić piorunujące wrażenie. Raczej nie chciałby mieć wroga w osobie mistrza eliksirów.
— Zostaliście ostrzeżeni — kontynuował Severus. — A teraz klasy od pierwszej do trzeciej, na dziesięć minut do swoich pokoi. — Uczniowie w ciszy opuścili salon, a Snape zwrócił się do pozostałych. — Jutro jest sobota, więc nie widzę przeszkód, żebyście zrobili dzisiaj powitalną imprezę. — Skrzywił się nieco na ostatnie słowo, a starsi uczniowie wymienili zadowolone uśmiechy. — Jest ósma. O dziewiątej ci, których teraz odesłałem mają być w łóżkach. Klasy czwarte i piąte, mają się tam znaleźć przed północą i jeżeli dowiem się, że któreś z was tknęło choćby odrobinę alkoholu, będziecie zwijać się z bólu przez najbliższy miesiąc. — Przez pokój przeszedł pomruk strachu, ale nikt nie zaprotestował. — Pozostali mają całą noc i barek do swojej dyspozycji. Pokój, od teraz do rana, będzie wyciszony, ale też monitorowany, więc nie ważcie się przesadzić. Prefekci mają pilnować porządku. Jutro dostaniecie listę indywidualnych konsultacji.
Zebrani przytaknęli. Profesor Snape może nie był najmilszą osobą, ale wiedzieli, że mimo wszystko mają więcej swobody niż wychowankowie innych Domów. Był też dla nich równie sprawiedliwy, co surowy. Bez względu na to kim byli, jeśli przestrzegali zasad, zawsze mogli liczyć na jego wsparcie, którego niejednokrotnie nie mieli w domu rodzinnym. Slytherin był specyficzną mieszanką uczniów. Byli tu zarówno bogaci, czystokrwiści arystokraci, jak i potomkowie wyrzutków, złodziei i morderców, przebywających w Azkabanie lub ukrywających się na Nokturnie, czy w innych przestępczych melinach. Były też dzieci półkrwi a nawet kilku mugolaków, których predyspozycje nie pozwalały umieścić ich nigdzie indziej.
— Pan Duval ma być przez was traktowany tak samo jak ja — zaczął ponownie, kiedy wróciły młodsze roczniki, wywołując tym stwierdzeniem kilka niedowierzających spojrzeń. — Dobrze słyszeliście. I nie radzę wam narażać się jemu, bo gorzko pożałujecie swojego zachowania — dodał, uśmiechając się drapieżnie. — Draco, pozwól z nami.
Zaskoczeni ostatnimi słowami mistrza eliksirów uczniowie stali jeszcze moment, wpatrując się intensywnie w pustą przestrzeń, którą jeszcze chwilę temu zajmowali dwaj czarodzieje. Później rozpoczęły się szepty i spekulacje, co do tego, kim jest Keith i czy mają się bać jego, czy profesora w razie problemów. Nikogo nie zdziwiło wywołanie Draco, większość wiedziała, że Snape jest jego chrzestnym, poza tym był głównym prefektem Domu, więc nauczyciel i tak musiałby z nim porozmawiać.
— Dlaczego mi nie powiedzieliście! — warknął, ledwie przekraczając progi komnat Severusa. — Wyszedłem na kompletnego idiotę!
— Właśnie dlatego — zaśmiał się Sokół, wywołując tym wściekłość Ślizgona. — Och, daj spokój, Draco. Twoja mina była przeurocza.
— Ty…
— Uważaj z kim zadzierasz, Draco. Keith uratował ci tyłek i to bardziej niż mógłbyś przypuszczać.
Blondyn spiął się na te słowa, opuścił głowę i zapatrzył w swoje stopy. Przypomniał sobie przerażające krzyki aurora i niewerbalne zaklęcie uśmiercające, rzucone jakby od niechcenia przez tego nastolatka. Jego śmierciożercze szaty i to, z jakim spoufaleniem rozmawiał z Czarnym Panem.
— Draco, czy Lucjusz ukarał cię w jakikolwiek sposób po ostatnim spotkaniu? — zapytał łagodniej Snape.
— Nie — odpowiedział chłopak. — Byłem pewien, że czeka mnie seria klątw, ale on nie zrobił nic. Nie odezwał się też do mnie od tamtego czasu — przerwał na chwilę, po czym dodał: — Słyszałem jego krzyki, wtedy kiedy kazałeś mi wyjść. Dlaczego…
— Za nieposłuszeństwo — odparł wrednie Sokół. — I za brak szacunku. Na jedno wychodzi.
Draco z niedowierzaniem wpatrywał się w niebieskookiego, usiłując zrozumieć sens tej wypowiedzi.
— Posłuchaj uważnie — ponownie odezwał się Severus. — Keith podarował ci rok normalnego życia. — Blondyn spojrzał na niego pytająco, więc dodał: — Powiedział Czarnemu Panu, że nie nadajesz się na mordercę, co ten sprawdził dodatkowo na tamtym zebraniu. Nie otrzymasz Mrocznego Znaku, ale mimo to będziesz się szkolił w czarnej magii.
Snape dostrzegł ulgę na twarzy swojego chrześniaka. Wiedział, że ten najbardziej boi się tego, że musiałby być czyimś sługą. Nikt normalny nie chciał obrywać klątwami dla kaprysu i dobrowolnie płaszczyć się przed psychopatą. Poczuł dumę, wiedząc, że dzieciak nie będzie taki, jak jego ojciec. Zimny i wyrachowany. Tyran, nie tylko dla swoich ofiar, ale także dla rodziny.
— Kto będzie mnie uczył? — zapytał niepewnie blondyn.
— Ja — odpowiedział Sokół. — Choć mam nadzieję, że Severus mi czasem pomoże — dodał zerkając na kochanka.
W tym samym czasie, Draco odetchnął z wyraźną ulgą. Uśmiechnął się nieznacznie, widząc lekko zamglony wzrok, jakim Keith wpatrywał się w mistrza eliksirów.
— Nie ma się z czego cieszyć — warknął niespodziewanie Sokół, pokonując w dwóch krokach odległość dzielącą go od Malfoya i łapiąc chłopaka brutalnie za podbródek. — Jeśli myślisz, że będę miły lub pobłażliwy, to się przeliczysz. Będę bardzo wymagający, a ty będziesz otrzymywał surowe kary za błędy i nieposłuszeństwo. Twoje porażki będą moimi, a na to nie mogę sobie pozwolić. I nie pozwolę na to jakiemuś zadufanemu w sobie, niedojrzałemu smarkaczowi, który myśli, że jest pępkiem świata. Rozumiesz?
Teraz jest tym samym śmierciożercą, który z taką łatwością torturował aurora… Jak to możliwe, że z grzecznego dzieciaka, inteligentnego nastolatka, wprawnego finansjera i odpowiedzialnego dorosłego, w jednej chwili zmienia się w przerażającego swą potęgą agresora?
Severus dostrzegł strach w oczach Draco. Rozumiał, że taki właśnie efekt chciał wywołać Keith. Dzieciak musiał wiedzieć, gdzie jego miejsce. Jeden nieodpowiedni ruch młodego Malfoya, jedna pomyłka i jego życie mogłoby się skończyć bardzo szybko.
W końcu Ślizgon szepnął ciche: tak i spróbował wyrwać twarz z uchwytu silnej dłoni. Sokół, uśmiechając się drapieżnie, nie pozwolił mu na to i łapiąc go drugą ręką w talii, przycisnął do swojego ciała. Snape patrzył na to zmrużonymi oczyma, ale nie odezwał się słowem. Dostrzegł zagubione spojrzenie blondyna i zrozumiał pobudki Keitha. Draco przeraził się tej bliskości, nie rozumiał jej i nie wiedział, co mogła znaczyć ani jakie konsekwencje mogłaby nieść. Profesor uśmiechnął się nieznacznie acz groźnie, a nastolatek skulił się jeszcze bardziej pod jego spojrzeniem. Keith niespiesznym ruchem, przesunął kciukiem po policzku swojego nowego podopiecznego, zatrzymując się na dłużej na wargach nastolatka, rozchylając je lekko i naciskając.
— Jesteś mój, Draco — szepnął mu do ucha, ale na tyle głośno, żeby jego partner także mógł usłyszeć te słowa. — Czarny Pan oddał cię mnie, więc zachowuj się jak przystało na dobry prezent i nie sprawiaj mi kłopotów.
Snape dostrzegł wzdrygnięcie chrześniaka na słowo prezent i kolejne, kiedy Keith musnął ustami jego ucho. Nie mógł wyjść z podziwu dla kochanka. Powiedział i zrobił tak niewiele, tak dużą przewagę uzyskując w zamian. Sam był świetnym manipulatorem i szczycił się tym, że w kilku słowach lub gestach potrafi doprowadzić ofiarę (albo ucznia) do rozpaczy, ale oto stał przed nim godny następca.
Tak… Jak mogłem w ogóle wątpić?
Sokół tymczasem, nie odrywając ciała Draco od swojego, spojrzał w jego rozszerzone strachem oczy i złożył na ustach chłopaka niemal czuły pocałunek. Severus zaśmiał się, widząc szok wyzierający z tych szarych tęczówek. Malfoy nie ruszył się nawet o milimetr, jakby obawiając się konsekwencji, które mogłyby go dopaść. Mistrz eliksirów podszedł do nastolatków i stanął za kochankiem, całując go w kark i przyglądając się reakcji Ślizgona.
— Nie strasz go tak, bo ucieknie z krzykiem do Czarnego Pana — wyszeptał mrocznym tonem, który wywołał ciepły chichot u Keitha.
— Musi wiedzieć, Severusie. Musi… — zaczął, odwracając się i całując krótko Snape’a.
Nie puszczając blondyna, zaczął poruszać zmysłowo biodrami, chcąc poczuć bardziej twardą i napierającą na niego męskość starszego czarodzieja. Niespodziewanie dla wszystkich, ten ruch wyrwał cichy jęk z ust Draco, a Sokół poczuł wyraźnie, że i ten jest mocno podniecony. I choć znajdowanie się pomiędzy tą dwójką mogłoby być ciekawym doświadczeniem, nie chciał i nie mógł przekroczyć granicy przysięgi. Jeszcze nie.
— Proszę, proszę — odezwał się zmysłowo Severus, nie spuszczając głodnego wzroku z szarych oczu i nie odsuwając jednocześnie ust od szyi kochanka, wprawiając tym samym jego ciało w lekkie drżenie. — Idź, Draco. Upij się i przemyśl wszystko, co powiedział ci Keith. I wszystko, co się wydarzyło — dodał po chwili sarkastycznie.
Sokół, powolnym ruchem przesunął dłonią po boku Ślizgona. Od jego pleców, przez talię i na biodrze kończąc. Obaj widzieli, jak chłopak przymyka oczy próbując ukryć zażenowanie i trzęsąc się jednocześnie pod delikatnym dotykiem.
— Idź — szepnął mu ponownie do ucha brunet. — Nie chcemy, żebyś nas później znienawidził. Możemy ci pomóc, ja mogę. Tylko musisz mi zaufać i pozwolić na tą pomoc.
Malfoy otrząsnął się nieznacznie z szoku i z czerwonymi ze wstydu policzkami skinął głową, po czym wyszedł z salonu mistrza eliksirów, zostawiając kochanków samych. Zanim zdążyli wyciszyć komnaty, Draco usłyszał jeszcze dźwięk rozdzieranych szat, głośny krzyk Keitha i przytłumiony nieco jęk Severusa. Nie był pewien czy cieszyć się, czy żałować, że wyszedł.
|
|
|
Wysłany: Wto 21:20, 12 Cze 2012 Temat postu:
|
|
Moja droga, zdecydowanie za szybko piszesz! Nie nadążam po prostu z komentowaniem i stąd jestem tak do tyłu. Nowy rozdział wstawiaj wtedy, gdy skomentuję poprzedni, umowa stoi? xD
To może na początek te błędy, zobaczymy, coś nabazgrała.
Rozdział pierwszy.
justusia7850 napisał: | Otworzył oczy i zerknął na chłopca, który wtulał się w niego zbyt czule, jak na przyjęte standardy. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | On sam nie wiedział o chłopaku nic, albo prawie nic. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | I dlaczego, do cholery nie pomyślałem, żeby omówić to wszystko przed przysięgą!? |
Przed nie przecinek.
justusia7850 napisał: | Tymczasem, ciężar na jego klatce piersiowej zaczął się poruszać, po czym chłopak jęknął cicho, przesuwając dłonią po szyi kochanka. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Chłopak jęknął niezadowolony, kiedy mężczyzna jednym, szybkim ruchem zrzucił go z siebie i wysunął się z łóżka. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Mimo, że do pomocy mieli aż dwie skrzatki, przygotowania zajęły im więcej czasu niż planowali. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Gotowi i lekko spóźnieni, w wyjściowych, butelkowo-zielonych szatach ze ślubnymi motywami aportowali się przed bramy Snape Manor. |
Po motywami przecinek.
justusia7850 napisał: | Goście mieli pojawić się dopiero za kilka godzin, ale Severus, jako świadek miał pomagać bratu. |
Bez przecinka przed jako.
justusia7850 napisał: | — Czy ktoś wie, że jesteś Sokołem? — postanowił zadać to pytanie, jeszcze przed przekroczeniem bramy piekieł. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | — Czy mówiąc ktoś, masz na myśli Albusa? |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Poza tym, żaden z odrzuconych przeze mnie partnerów nie pamięta, że się ze mną spotkał. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Severus, ciągle w stanie szoku przytaknął i przeprowadził nastolatka przez bramę. |
Po szoku przecinek.
justusia7850 napisał: | Przy drzwiach znowu się zawahał, ale nim zdążył się odezwać, stanął przed nimi elegancko ubrany lokaj i z cichym przywitaniem, zaprosił do środka. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith z rozbawieniem oglądał rodzinną scenkę, rozgrywającą się przed nim. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Za to na wnuka, w objęciach żony spoglądał z ciepłym uśmiechem na ustach. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Nie dość, że nie miał pojęcia skąd ta dwójka się znała, to jeszcze najwyraźniej Aaron wiedział o jego kochanku coś niezbyt przyjemnego, bo dzieciak niemal drżał w jego ramionach, nie mówiąc już o samym fakcie zbliżenia się do niego, jakby szukał ochrony… |
Przed skąd przecinek.
justusia7850 napisał: | Śniadanie zjedli rozmawiając głównie o tym, co jeszcze jest do zrobienia przed ślubem, kto jest wśród zaproszonych gości i jakich prezentów się spodziewają. |
Po zjedli przecinek.
justusia7850 napisał: | Aaron szepnął też kilka słów o tym jak idą interesy, a partner Severusa podjął temat, przyznając, że kupił ostatnio znaczną części akcji jakiejś mugolskiej spółki z Barcelony. |
Przed jak przecinek.
justusia7850 napisał: | Poza tym, mam tylko kilka procent więcej od ciebie, a to i tak za mało do pełnej decyzyjności. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Podczas tej krótkiej wymiany zdań, pozostali patrzyli to na jednego, to na drugiego z wyrazami niedowierzania i zaniepokojenia. |
Bez pierwszego przecinka. zaniepokojenia na twarzy.
justusia7850 napisał: | I nawet, jeśli musiał im płacić, to przynajmniej nie zadręczał się tym, że przez swoją niekompetencję wszystko straci. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | A skoro jego brat z taką beztroską podchodził do możliwej współpracy między nim a Sokołem to musieli już wcześniej inwestować wspólnie. |
Po Sokołem przecinek.
justusia7850 napisał: | Po śniadaniu, Keith wraz z Severusem ruszyli za panem młodym. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith odpowiedział równie entuzjastycznie i już po chwili, zatraceni w pocałunkach błądzili dłońmi po swoich ciałach, próbując bez wątpienia pozbyć się nadmiaru ubrań. |
Po pocałunkach przecinek.
justusia7850 napisał: | (a może, kto uratował?) |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Dumbledore uśmiechnął się i przeprosił za przerwanie, w takiej chwili, ale, jak stwierdził wyglądali na zbyt pochłoniętych sobą, żeby przejąć się innymi ludźmi, a w końcu na terenie Snape Manor było obecnie kilkaset osób. |
Bez pierwszego przecinka. Przecinek po stwierdził.
justusia7850 napisał: | — Severusie, wiesz ile on ma lat? |
Po wiesz przecinek.
justusia7850 napisał: | Chłopak, na pytające spojrzenie Dumbledore’a kiwnął głową i machnął różdżką. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Nie zdążyli podjąć żadnego, niezbędnego do podjęcia tematu, gdyż niespiesznym krokiem podszedł do nich Lucjusz Malfoy, w towarzystwie żony i syna. |
Bez pierwszego i ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Dyrektor posłał dobrotliwy uśmiech w kierunku całej trójki, po czym wycofał się mówiąc tylko: Do zobaczenia w Howarcie, na co niespodziewanie oprócz Severusa i Draco, odpowiedział także Keith. |
Przecinki przed mówiąc i oprócz.
justusia7850 napisał: | — Chcę zrobić mistrzostwo z kilku przedmiotów |
Kropka na końcu.
justusia7850 napisał: | Tylko, czy on to wytrzyma? |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Zostawieni samym sobie Malfoyowie patrzyli zesztywniali na swojego przyjaciela, zachowującego się jak zwyczajny człowiek. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Chwilę później Lucjusz odciągnął Severusa na bok informując, że za kilka tygodni mają się stawić na nadzwyczajne spotkanie Wewnętrznego Kręgu. |
Po bok przecinek.
justusia7850 napisał: | ...Lucjusz szybko rozwiał jego wątpliwości mówiąc, że śmierciożercy wciąż nie mają żadnych poszlak dotyczących chłopaka. |
Przed mówiąc przecinek.
justusia7850 napisał: | Nieco uspokojony, choć nadal niezadowolony wrócił na przyjęcie i gorączkowo rozglądał się za kimś neutralnym. |
Przed wrócił przecinek.
justusia7850 napisał: | Oprócz sługusów Voldemorta, na weselu znajdowali się najważniejsi urzędnicy Ministerstwa, jacyś biznesmeni, których mistrz eliksirów kojarzył tylko ze zdjęć w proroku i cała zgraja czystokrwistych dzieciaków, które był zmuszony kiedyś nauczać. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Po jakimś czasie podszedł do nich Shacklebolt i przywitał się z chłopakiem, jak ze starym znajomym, co wzbudziło zdziwienie kilku obserwujących ich osób. |
Bez pierwszego przecinka.
[quote="justusia7850"]— O czym rozmawiałeś z Dumbledorem?
Dumbledore'em.
justusia7850 napisał: | A on sam, przez te lata nawet nie pomyślał o powtórnym skorzystaniu z usług Michaela. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Szukałem książek, które mogłyby mi pomóc w najnowszych badaniach i jakoś, od słowa do słowa okazało się, że mamy o czym rozmawiać. |
Przed okazało przecinek.
Rozdział trzeci.
justusia7850 napisał: | Z rozmowy z nim wrócił jeszcze bardziej rozdrażniony i ostatecznie po szybkim numerku z Keithem, kazał mu się wynosić na jakiś czas. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Później wziął długą kąpiel, pozbywając się otulającej go mgiełki smrodu składników i wyciągnął z garderoby szaty, i maskę na dzisiejsze spotkanie. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Uważał, że to bez sensu, skoro będą tam tylko najważniejsi poplecznicy Lorda, ale takie wytyczne przekazał mu Lucjusz, więc chcąc czy nie, musiał się do nich dostosować. |
Po więc przecinek.
justusia7850 napisał: | Przemierzał, znane na pamięć korytarze dworku Malfoyów, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem postaci na wiszących w idealnie równych odstępach obrazach. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Snape, tak samo jak pozostali, zasiadł do stołu i nie skomentował, co najmniej dziwnego zachowania Voldemorta. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Czarny Pan wstał ze swojego miejsca z uniesionym w dłoni naczyniem i krótkim ruchem różdżki otworzył boczne drzwi, które jak Severus wiedział prowadziły do przylegającej do pomieszczenia biblioteki. |
Jak Severus wiedział oddziel przecinkami.
justusia7850 napisał: | — Mamy dziś gościa — zaczął Tom upijając łyk wina i odstawiając kieliszek na brzeg stołu. |
Po Tom przecinek.
justusia7850 napisał: | Mój wierny słu… — zawahał się na moment wskazując ręką na drzwi, po czym poprawiając się, dodał: — współpracownik. |
Po moment i czym przecinki.
justusia7850 napisał: | Jeśli zgromadzeni wokół stołu ludzie mogli wcześniejsze zachowanie Lorda uznać za nietypowe, to teraz wszyscy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, które szczęśliwie ukrywały maski, wciąż znajdujące się na ich twarzach. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Ostatni, dwunasty przedstawiony został Severus. |
Po dwunasty przecinek.
justusia7850 napisał: | Snape nie mając pojęcia, o czym mówi Lord skinął głową na znak, że rozumie i wpatrzył się w stojącą u jego boku osobę. |
Po Snape i Lord przecinki.
justusia7850 napisał: | Działo się coś bardzo dziwnego i miał niepokojące wrażenie, że dowiadując się wszystkiego, nie będzie zadowolony. |
Po że przecinek.
justusia7850 napisał: | I to zachowanie Albusa z poprzedniego dnia. |
Trzykropek na końcu.
justusia7850 napisał: | — Podejdź, Severusie i zdejmij mu maskę. |
Przed i przecinek.
justusia7850 napisał: | Obaj, zarówno gość, jak i Snape zwrócili oczy najpierw ku Tomowi, a chwilę później ku sobie. |
Po Snape przecinek.
justusia7850 napisał: | Jakby chciał to odwlec, najbardziej, jak można… |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Stali teraz twarzami zwróconymi do siebie a jednocześnie bokiem do pozostałych. |
Przed a przecinek.
justusia7850 napisał: | Severus uniósł do góry dłonie i nie zdejmując nieznajomemu, zakrywającego jego głowę kaptura, sięgnął po maskę. |
Bez przecinka po nieznajomemu.
justusia7850 napisał: | Zamarł wpół ruchu, mając nikłą świadomość, że właśnie w tej chwili wszyscy obecni w pokoju bardzo uważnie mu się przyglądają. |
w pół
justusia7850 napisał: | Czarny Pan mówiący o kimkolwiek: mój współpracownik, znajdował się poza wyobraźnią i możliwością pojmowania mistrza eliksirów. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Co prawda, Tom starał się nie mówić o nich, jak o swoich sługach. |
Bez przecinków.
justusia7850 napisał: | Wszyscy, włączając w to opanowanego zawsze Lucjusza, byli zadziwieni zarówno widokiem młodego chłopca, o którym ich pan wypowiadał się z takim pietyzmem jak i sceny, której chwilę wcześniej byli świadkami. |
Przed jak przecinek.
justusia7850 napisał: | Severus podejrzewał, że był wściekły z faktu, iż Voldemort potrzebując młodego chłopaka, nie wybrał jego, hodowanego specjalnie do tego celu syna. |
Po Voldemort przecinek.
justusia7850 napisał: | — Czego nie zrozumiałeś, w tak prostym poleceniu? |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Lucjusz wyraźnie zadrżał pod wzrokiem swojego pana, a ton, jakim były wypowiedziane słowa sugerował konsekwencje, jakie będzie musiał ponieść, za tak nierozsądne zachowanie. |
Po słowa przecinek i bez tego ostatniego.
justusia7850 napisał: | Zebrani, w niemym szoku patrzyli na krzesło, na którym jeszcze chwilę temu siedział chłopak nie wierząc, że ten właśnie zniknął w miejscu obłożonym silnymi zaklęciami antydeportacyjnymi. |
Bez pierwszego przecinka. Po chłopak przecinek.
justusia7850 napisał: | Do tej pory, tylko Voldemortowi się to udało, a Keith miał zaledwie kilkanaście lat. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith wrócił bez trzasku po minucie, skinieniem głowy potwierdzając, że zrobił to, czego od niego oczekiwano i przyglądając się uważnie jedynemu, poza nim nastolatkowi. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Draco, chyba dopiero teraz rozpoznał partnera Severusa, bo nie był w stanie ukryć zaskoczenia. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Pewność siebie, która od niego biła spowodowała lekkie poruszenie wśród zebranych, ale wyczuwalne wręcz oczekiwanie na to, co miało nastąpić, pozwoliło wszystkim na szybkie dojście do siebie. |
Po biła przecinek.
justusia7850 napisał: | Cicho i spokojnie wypowiedziane słowo, wyrwało z mężczyzny przerażający krzyk. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Wił się w spazmach bólu przez kilka minut, a z każdym smagnięciem różdżki Sokoła, słyszalny był dźwięk rozrywanych mięśni i pękających z trzaskiem kości. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Ogromna siła, którą dysponował nastolatek stała się teraz oczywista dla każdego, kto miał jakiekolwiek wątpliwości po spektakularnej teleportacji |
Po nastolatek przecinek.
justusia7850 napisał: | Po chwili, Keith ze znudzeniem opuścił różdżkę i zdjął zaklęcie. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | — Mimo to, rzuć zaklęcie. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Draco krzyknąwszy Avada Kedavra, wpatrywał się w nieprzytomnego człowieka leżącego u swoich stóp i wiedział, że właśnie zasłużył na srogą karę od ojca. |
Po Draco przecinek.
justusia7850 napisał: | Na znak Lorda, machnął różdżką, nie wypowiadając nawet słowa. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Chwilę później, Lucjusz sprawdził puls mężczyzny i potwierdził zgon. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Zwrócił się ku Czarnemu Panu i zaskakując wszystkich, włączając w to Severusa, zasyczał do niego używając mowy węży. |
Po niego przecinek.
justusia7850 napisał: | Szarooki chłopak zerknął na Voldemorta, ale napotykając jego zniecierpliwione spojrzenie, skłonił się i opuścił pokój. |
Po ale przecinek.
justusia7850 napisał: | — Chyba błędnie założyłeś, że możesz mnie traktować, jak równego sobie, Lucjuszu — odezwał się znowu nastolatek, wbijając gniewne spojrzenie w blondyna. |
Bez przecinka przed jak.
justusia7850 napisał: | — Możliwe, że uznałeś tak, z powodu miejsca, które zająłem przy stole. |
Bez pierwszych dwóch przecinków.
justusia7850 napisał: | Dowiedz się, więc, że było to spowodowane wyłącznie moim szacunkiem do Severusa. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Widocznie się pomyliłem — znowu przerwał, patrząc wyzywająco na śmierciożerców. |
Po pomyliłem kropka i Znowu z dużej litery.
justusia7850 napisał: | spytał zwracając się do Toma, który niechętnie przytaknął. |
Po spytał przecinek.
justusia7850 napisał: | warknął chłopak w stronę Malfoya, który zesztywniał słysząc złowieszczy, mroczny ton, ale w odpowiedzi ukłonił się tylko. |
Po zesztywniał przecinek.
justusia7850 napisał: | Niemal tak nisko, jak swojemu panu. |
Bez przecinka.
Rozdział czwarty.
justusia7850 napisał: | Ciekawe, czy w Hogwarcie też mógłby to robić? |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Czy tego chcesz, czy nie, związałeś się ze mną na rok, co jak przekazał mi Michael, już wiesz. |
Przed jak przecinek.
justusia7850 napisał: | — Te imprezy, o których mówiłeś są zapewne nadal aktualne — kontynuował Keith. |
Po mówiłeś przecinek.
justusia7850 napisał: | Choć przyznam szczerze, że seks raz w miesiącu, tylko po to, żeby dopełnić warunków umowy mnie nie satysfakcjonuje. |
Bez ostatnich dwóch przecinków.
justusia7850 napisał: | Tylko, że ja, stawię się na każde twoje żądanie, choćbyś miał mnie odtąd traktować jak zwykłą dziwkę. |
Bez pierwszych dwóch przecinków.
justusia7850 napisał: | Tylko, czy chciał mieć wroga w tak silnym czarodzieju? |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Zacznę, więc od najprostszego — zastanowił się chwilę, ale musiał o to spytać. |
Bez pierwszego przecinka. Po najprostszego kropka. Zastanowił z dużej.
justusia7850 napisał: | Choć już samo pytanie zdziwiło Snape’a, to jednak informacja, którą podał chłopak wydała się bardziej interesującym zagadnieniem. |
Po chłopak przecinek.
justusia7850 napisał: | To miał być wyraźny przekaz skierowany do śmierciożerców, ale jako, że nie wszyscy zrozumieli musiałem uwiarygodnić swoją pozycję. |
ale, jako że
justusia7850 napisał: | — Co to było za zaklęcie? — zapytał znowu, a widząc zdezorientowaną minę nastolatka dodał: |
Przecinki po a i nastolatka.
justusia7850 napisał: | Niedowierzanie, Severus miał wypisane na twarzy. W jego głowie, niespodziewanie pojawił się fragment dawno zasłyszanej przepowiedni. |
Bez przecinków.
justusia7850 napisał: | Harry został oddany do sierocińca mając rok i klika miesięcy. |
Przed mając przecinek.
justusia7850 napisał: | I zapewne istnieje, co do tego jakiś ważny powód. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | — Będziesz mi musiał dużo wyjaśnić — powiedział po dłuższej chwili Severus, zadziwiająco spokojnym głosem. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | — Przekonałem go, że Malfoy będzie bardziej użyteczny, jako wtyczka wśród uczniów, a później w Ministerstwie. |
Bez przecinka przed jako.
justusia7850 napisał: | Ewentualnie, jako urzędnik na wysokim stanowisku, jeśli po ukończeniu przez niego szkoły, władza będzie już w rękach Toma. |
Bez pierwszego i ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Tym sposobem, Draco ma jeszcze prawie rok w miarę normalnego życia. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Poza tym, ty mi pomożesz. — Powiedziawszy to wyszczerzył się do Severusa w diabolicznym uśmiechu. |
Przecinek przesuń za to.
justusia7850 napisał: | Mały pokaz, który urządził Lord miał zapewne tylko potwierdzić słowa chłopaka co do predyspozycji młodego Ślizgona. |
Po Lord przecinek.
justusia7850 napisał: | Ale możesz mi wierzyć, jeżeli Draco spadnie, choć włos z głowy, Lucjusz będzie cierpiał o wiele bardziej. |
Bez drugiego przecinka.
justusia7850 napisał: | Wpatrywali się w siebie przez chwilę, nie wiedząc co właściwie powinni zrobić. |
Po wiedząc przecinek.
justusia7850 napisał: | — Nie będę prosił cię o to samo, ale byłbym wdzięczny, gdyby nikt nie dowiedział się o naszej rozmowie, ani o tym, co działo się na spotkaniu. |
Bez trzeciego przecinka.
justusia7850 napisał: | — A jeśli nie, to nie mów Albusowi, w jaki sposób użyłem Crucio, ani o moich wyjaśnieniach na ten temat. |
Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Zobaczymy się, jak sądzę dopiero za kilka dni, na powitalnej uczcie. |
Po sądzę przecinek.
justusia7850 napisał: | ...Snape’a, wślizgnął się ostrożnie skrzat informując go, że kolacja jest przygotowana i czeka w jadalni, oraz pytając, czy... |
...Snape’a wślizgnął się ostrożnie skrzat, informując go, że kolacja jest przygotowana i czeka w jadalni oraz pytając, czy...
justusia7850 napisał: | Decyzję o tym, żeby kontynuować to, co zaczęli po zawarciu umowy podjął jeszcze tego samego wieczoru, kiedy Keith aportował się z jego domu. |
Po umowy przecinek.
justusia7850 napisał: | Nie widział potrzeby przechodzenia na inny poziom relacji, tylko dlatego, że dzieciak okazał się mieć więcej sekretów niż mogłoby się wydawać. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Spotykając się z Albusem powiedział mu, co sądzi o jego zachowaniu, zarówno na weselu Aarona... |
Po Albusem przecinek.
justusia7850 napisał: | faktu posiadania drugiego, tak wysoko postawionego szpiega. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Dostrzegł go na schodach, rozmawiającego z Minervą. |
Bez przecinka. Minerwą.
justusia7850 napisał: | ...czegóż to, jego chrześniak chce od Sokoła. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | — Cześć Keith — odezwał się pewnie blondyn. |
Po cześć przecinek.
justusia7850 napisał: | — Draco — uśmiechnął się na przywitanie, omiatając jednocześnie oceniającym wzrokiem pozostałych, zgromadzonych wokół niego uczniów. |
Po Draco kropka. Uśmiechnął z dużej. Bez ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Zimne spojrzenie Sokoła, zamknęło mu jednak usta, gdy Zabini zapytał, z kim też jego nowy przyjaciel był na owej uroczystości. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Mistrz eliksirów zaskoczył swoim pojawieniem się wszystkich, oprócz błękitnookiego nastolatka. |
Bez przecinka.
To było genialne z twojej strony. To, że dałaś Harry'ego do adopcji. Dzięki temu mogłaś wykreować tego bohatera tak, jak tylko potrzebujesz tego do opowiadania, i nikt nie może ci zarzucić, dlaczego jest inny od rowlingowskiego, bo ma do tego powody, prawda?
Dureń ze Snape'a, że dopiero teraz się zorientował, kim jest Keith. Przecież to było oczywiste od początku!
Fajnie, że nasze kochanie broni Draco. Draco jest w porządku, trzeba o niego dbać.
Dziwne, że i Voldemort nie poznał Harry'ego. Przecież to takie oczywiste! Silny magicznie, lat siedemnaście, ciemne włosy...
Weny, kochanie!
Leenisia
|
|
|
Wysłany: Pią 0:28, 08 Cze 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (4/?)
|
|
Fantasmagoria. - dziękuję, za oddanie mi pierwszego komentarza! Czuję się zaszczycona! To nie jest mój pierwszy tekst, ale jedyny tutaj:P Lubię nieskładne komentarze, więc nie ma się czym przejmować!
Rozdział 4
Co, do cholery?
Severus rozejrzał się nie do końca przytomnie po swoim salonie i zamrugał z niedowierzania. Jakoś nie pomyślał, że skoro Keith był w stanie aportować się z Malfoy Manor, to nie sprawi mu większego problemu pojawienie się w jego rezydencji. Bariery były niemal identyczne.
Ciekawe, czy w Hogwarcie też mógłby to robić?
— Kim jesteś? — zapytał, przypominając sobie, że już zadawał to pytanie.
— Obecnie two… — zaczął chłopak, ale zirytowany Snape szybko mu przerwał.
— Nawet się nie waż dokończyć — warknął, na co Sokół przymknął na chwilę oczy i zaczął niespokojnie krążyć po pomieszczeniu.
Decydując się na lakoniczną odpowiedź, stanął przed mistrzem eliksirów i wpatrywał się w niego przez moment, po którym odpowiedział tylko:
— Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego.
— Wszystkiego? — zaczął Severus z ironią. — Raczysz żartować?! Wynoś się! — wysyczał bliski pokazowego wybuchu wściekłości.
Keith zamarł na słowa kochanka, ale nie zrobił nawet kroku. Niebieskie oczy przeszywały starszego mężczyznę, próbując doszukać się w nich czegoś, co niewątpliwie dałoby mu podstawy do bardziej otwartej rozmowy. Chyba udało mu się zaleźć to coś, bo zaczął mówić, wracając do nieskładnego marszu przed kominkiem.
— Możesz mnie wyrzucić, Severusie. Wiesz jednak, że to niewiele zmieni. Nadal będziemy się widywać. W szkole, na spotkaniach Wewnętrznego Kręgu i niewątpliwie na herbatkach u Albusa. Czy tego chcesz, czy nie, związałeś się ze mną na rok, co jak przekazał mi Michael, już wiesz. — Przeszył Snape’a nieodgadnionym spojrzeniem, ale nie zakończył monologu. — Jestem Sokołem i z racji tego możesz… korzystać z moich usług według swojego uznania. Ani Dumbledore, ani tym bardziej Voldemort nie mogą zorientować się jednak, co się dzieje, a niestety pokazaliśmy im już zbyt wiele.
Profesor próbował poukładać sobie słowa dzieciaka w głowie, ale na razie był zbyt wzburzony, żeby jego umysł wyłapał wszystkie możliwe niedogodności wynikające z zawartego układu. A było ich sporo. Po przeczytaniu umowy, którą zawarł na pół świadomie, wiedział, że ma związane ręce. Złamanie magicznej przysięgi, nawet tak prozaicznej, wiązało się z nieprzyjemnymi konsekwencjami, na które, szczerze mówiąc, nie miał najmniejszej ochoty.
— Te imprezy, o których mówiłeś są zapewne nadal aktualne — kontynuował Keith. — Obaj wiemy, że będziesz się na nich musiał stawić z partnerem, a w najbliższym czasie innego mieć nie możesz. Ja, siłą rzeczy, jestem do twojej dyspozycji. Możesz mnie teraz odesłać i wzywać, kiedy będę ci do czegokolwiek potrzebny. Choć przyznam szczerze, że seks raz w miesiącu, tylko po to, żeby dopełnić warunków umowy mnie nie satysfakcjonuje. Sądzę, że ciebie też nie. Tylko, że ja, stawię się na każde twoje żądanie, choćbyś miał mnie odtąd traktować jak zwykłą dziwkę. Ale to także zależy od ciebie. Jestem do twoich… usług, Severusie. Ty zdecydujesz, co z tym zrobić. Jednak weź pod uwagę również to, że mogę ci dać dużo więcej. Wybór należy do ciebie.
Snape obserwował młodzieńca z nieskrywaną ciekawością. Wiedział, że Sokół miał rację. On, jako sponsor, miał pełne prawo traktować chłopaka według własnego uznania i potrzeb. Tylko, czy chciał mieć wroga w tak silnym czarodzieju? Czy chciał być odcięty od tego dzieciaka, jego wiedzy i niewątpliwych wpływów? Nie, zdecydowanie nie chciał. Musiał dowiedzieć się jednak o nim więcej. Nie bez powodów był szpiegiem i życie w całkowitej nieświadomości nie było dla niego w żaden sposób komfortowe. Keith był zagadką, którą on musiał rozwiązać. Ale wątpliwości pozostały.
— Muszę to przemyśleć — powiedział cicho, a chłopak kiwnął głową na znak zgody. — Jednak muszę też zadać ci kilka pytań.
— Dobrze, ale nie obiecuję, że na wszystkie odpowiem.
— Zdaję sobie z tego sprawę. Zacznę, więc od najprostszego — zastanowił się chwilę, ale musiał o to spytać. — Dlaczego nosisz szkła kontaktowe?
Mistrz eliksirów zauważył szok na twarzy dzieciaka, ale nie wycofał się z pytania. Keith wpatrywał się w niego i kilkakrotnie otwierał oraz zamykał usta. W końcu opadł ciężko na sofę i ukrył twarz w dłoniach. Głos mu się załamywał, kiedy zaczął mówić.
— Jak? Cholera…
— Soczewki, dlaczego masz niebieskie soczewki?
— Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie — powiedział twardo nastolatek, a zdenerwowanie było widoczne w całej jego postawie. — Kiedy je zauważyłeś?
— Jeszcze w restauracji — odparł Snape bez namysłu. — Kiedy tylko cię zobaczyłem.
— To niemożliwe. — Zaskoczone oczy szukały kłamstwa w zachowaniu mężczyzny, ale niczego nie znalazły. — Czy widzisz coś jeszcze, Severusie? — ostrożnie zapytał po chwili. — Mroczny Znak, albo… coś innego?
Choć już samo pytanie zdziwiło Snape’a, to jednak informacja, którą podał chłopak wydała się bardziej interesującym zagadnieniem.
— Mroczny Znak? Masz Znak?
Kurwa, jak to możliwe, że nie zauważyłem Znaku?
— Czyli go nie widzisz? — Mężczyzna pokręcił głową, a Sokół uspokoił się wyraźnie. — Wyjaśnię ci za jakiś czas, bo najwyraźniej będę musiał. Nie doceniłem cię w pełni. Mój błąd.
— O czym ty mówisz, dzieciaku?
— Nie teraz, proszę. W każdym bądź razie, nikt nie może się dowiedzieć o kontaktach! Do tej pory zresztą nikt nie był w stanie ich dostrzec…
Severus wpatrzył się niedowierzająco w chłopaka, ale jego szczerość była tak potężnie wyczuwalna, że zrezygnował z chęci wyśmiania tego stwierdzenia. I to będzie musiał przemyśleć. Keith ukrywał coś nie tylko przed nim, ale także przed innymi. Nikt? Naprawdę, nikt? Porzucił jednak te rozterki na rzecz spraw ważniejszych.
— Dlaczego Czarny Pan nazwał cię swoim współpracownikiem, przyjacielem?
— Och! — Sokół zaśmiał się sarkastycznie, ale odpowiedział. — Nie jestem jego sługą. To miał być wyraźny przekaz skierowany do śmierciożerców, ale jako, że nie wszyscy zrozumieli musiałem uwiarygodnić swoją pozycję.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
— Racja — powiedział niespiesznie. — Woli, żebym był z nim niż przeciw niemu. Wie, mniej więcej, jaką mocą dysponuję i wie, że tylko traktując mnie w ten sposób, może mieć mnie po swojej stronie.
— A ma?
— Nie. Choć to bardziej skomplikowane i zdecydowanie nie do wyjaśnienia w tej chwili.
Snape znowu skinął, pocieszając się, że wkrótce i tak wyciągnie z Keitha całą prawdę. Musi porozmawiać z Albusem. Choćby i nie dowiedział się wiele więcej, to jednak zawsze warto spróbować. A może przypadkiem temu starcowi coś się wymknie.
— Co to było za zaklęcie? — zapytał znowu, a widząc zdezorientowaną minę nastolatka dodał: — To, które zastosowałeś na aurorze.
— Cruciatus — odpowiedział tylko i wzruszył ramionami.
— Tak nie działa Cruciatus — odwarknął mężczyzna.
— Działa. Trzeba mieć tylko należytą wiedzę i odpowiedni poziom mocy magicznej.
— Co? — zapytał zaskoczony.
— Voldemort też mógłby używać Crucio w taki sposób, ale chyba nie zdaje sobie z tego sprawy — powiedział kpiąco. — Mam taką samą moc jak on, może nawet większą… Inną — dodał po chwili wahania.
Niedowierzanie, Severus miał wypisane na twarzy. W jego głowie, niespodziewanie pojawił się fragment dawno zasłyszanej przepowiedni. Znienawidzonej przepowiedni, którą powtórzył temu dupkowi, Voldemortowi i w konsekwencji której stracił całkowicie i tak mocno już nadszarpnięte poczucie własnej godności.
A będzie miał on moc, jakiej Czarny Pan nie zna… O, Merlinie!
— Niemożliwe… — wyszeptał, patrząc na swojego kochanka.
Kurwa, to wcale nie jest niemożliwe…
Ukrył twarz w dłoniach i spróbował przypomnieć sobie wszystko, co wiedział o Keithie Duvalu, Karlu Misserze i Harrym Potterze jednocześnie.
Harry został oddany do sierocińca mając rok i klika miesięcy. Stamtąd, już jako Karla, zabrała go jakaś niewątpliwie silna i wpływowa rodzina, skoro nawet Albus nie był w stanie dowiedzieć się niczego na temat chłopca. Możliwe, że wiedzieli oni, kim jest dziecko, wtedy niezbędne byłoby ukrycie się wraz z nim i zapewnienie mu jak najlepszej ochrony, skoro Dumbledore tak strasznie to zaniedbał. Mogliby przenieść się za ocean, a tam zmienić personalia dziecka, przekazując mu rodowe nazwisko, a co za tym idzie również prawo do dziedziczenia ich majątku, a w przyszłych pokoleniach również mocy. Czy to możliwe, że Sokół był Potterem? Przywołał w pamięci obraz Lily i jej znienawidzonego męża. Dostrzegał minimalne podobieństwo, ale czy było ono na tyle duże, żeby mieć pewność? Czy szkła kontaktowe miały ukrywać prawdziwy kolor oczu? Zielonych oczu Lily? Jeśli to prawda, to dzieciak nie chce, żeby ktokolwiek o tym wiedział. I zapewne istnieje, co do tego jakiś ważny powód.
Co ja niby powinienem zrobić?
Zastanowił się, czy Dumbledore zdaje sobie sprawę, jaki skarb najprawdopodobniej znajduje się w zasięgu jego rąk. Tyle pytań wpadało mu obecnie do głowy, że zadając je wszystkie, nie skończyłby pewnie do rana. Musi się dowiedzieć, ale nie teraz. Poczeka. Da chłopakowi czas na obdarzenie swojej osoby zaufaniem.
— Będziesz mi musiał dużo wyjaśnić — powiedział po dłuższej chwili Severus, zadziwiająco spokojnym głosem. — I nie mów nikomu tego, co mnie przed chwilą. O swojej mocy — dodał, widząc zagubiony wzrok Sokoła. — Nikomu! — powtórzył z naciskiem.
Keith skinął, rozumiejąc najpewniej, że wydał się w najgłupszy z możliwych sposobów. Jego skrzętnie ukrywany kamuflaż, lata ćwiczeń i wyrzeczeń w jednej chwili mogły pójść na marne. Ale nie poszły. Mistrz eliksirów nie zadał żadnego pytania. Wiedział. Co do tego Keith nie miał najmniejszych wątpliwości. A jednak świadomie dał mu czas. I ostrzegł.
— Mam jeszcze jedno pytanie. — Snape przerwał przedłużającą się ciszę i zatrzymał wzrok na płonącym żywo ogniu. — O co chodzi z Draco?
Bał się odpowiedzi, ale nie mógł pozwolić na skrzywdzenie swojego chrześniaka, w razie potrzeby będzie mógł go ukryć. Co prawda będzie to wymagało całego jego sprytu i pomocy Dumbledore’a, ale z całą pewnością wszystko jest do zorganizowania.
— Ach, to też dość skomplikowane.
— Muszę wiedzieć — odparł twardo.
— Tak, wiem, że się o niego martwisz. Ale nie musisz — dodał pewnie. — Lucjusz nic mu nie zrobi, bo gorzko tego pożałuje. A Voldemort nie potrzebuje Draco w swoich szeregach. Rozmawiałem już z nim o tym.
Jasny, przebiegły uśmiech pojawił się na jego twarzy, a Snape stwierdził raptem, że wzbudza on w nim taki sam zachwyt, jak i strach. To nie było dobre. Nie będzie się bał tego dzieciaka!
— Możesz wyjaśnić?
— Przekonałem go, że Malfoy będzie bardziej użyteczny, jako wtyczka wśród uczniów, a później w Ministerstwie. Ewentualnie, jako urzędnik na wysokim stanowisku, jeśli po ukończeniu przez niego szkoły, władza będzie już w rękach Toma. Tym sposobem, Draco ma jeszcze prawie rok w miarę normalnego życia. Chociaż mam nadzieję, że to i tak nazbyt dużo czasu — dodał, zaciskając zęby. — Czarny Pan zdaje sobie sprawę, że syn Lucjusza nie jest stworzony do zabijania, co niestety i tak będzie musiał robić, akurat tego jestem pewny. Ale to ja go tego nauczę i nie tylko tego zresztą. Poza tym, ty mi pomożesz. — Powiedziawszy to wyszczerzył się do Severusa w diabolicznym uśmiechu.
Keith zadbał o wiele spraw. To mu trzeba było przyznać. Mały pokaz, który urządził Lord miał zapewne tylko potwierdzić słowa chłopaka co do predyspozycji młodego Ślizgona. Snape był pewny, że w innych okolicznościach nastolatek nie miałby wielkiego wyboru i plan ochrony trzeba by wdrożyć bardzo szybko. Dzięki Sokołowi Draco pozostanie z Narcyzą, wykluczony z kręgu podejrzeń Riddle’a i jednocześnie pod opieką jego przyjaciela. Lucjusz poznał już smak porażki, tym większy, iż jego oprawcą był Keith, a nie sam Voldemort. Do tego jeszcze…
— Dlaczego użyłeś legalnego zaklęcia? — zapytał, dochodząc do tego punktu w swoich rozmyślaniach.
— Ech… nie chciałem zrobić mu zbyt dużej krzywdy.
— Tormenta ma taką samą moc, jak Crucio.
— Ale nie pozostawia śladu w sygnaturze ofiary. — Chłopak wzruszył ramionami na pytający wzrok Snape’a. — Nie wierzę, że o tym nie wiedziałeś. Zresztą nieważne, jasnymi zaklęciami trochę trudniej manipulować. Ale możesz mi wierzyć, jeżeli Draco spadnie, choć włos z głowy, Lucjusz będzie cierpiał o wiele bardziej.
— Nie wątpię w to — przyznał cicho mistrz eliksirów.
— Wiem. I cieszę się z tego.
Wpatrywali się w siebie przez chwilę, nie wiedząc co właściwie powinni zrobić. Jako pierwszy odezwał się nastolatek. Niemal szeptem, ale z pewnością siebie.
— Złożyłem dla ciebie Przysięgę Milczenia — zaczął, a Severus skinął głową. — Nie będę prosił cię o to samo, ale byłbym wdzięczny, gdyby nikt nie dowiedział się o naszej rozmowie, ani o tym, co działo się na spotkaniu.
— Muszę złożyć raport.
— Tak, ja również. Możemy pójść razem, jeśli chcesz. — Dostrzegłszy niezdecydowanie w oczach kochanka, dodał spokojnie: — A jeśli nie, to nie mów Albusowi, w jaki sposób użyłem Crucio, ani o moich wyjaśnieniach na ten temat.
Jak nietrudno było się domyślić, Snape wychwycił aluzję i ze zdziwieniem doszedł do wniosku, że jednak Dumbledore nie zdaje sobie sprawy, kim jest Keith. Każdy z nich, on, dyrektor i Lord, mieli tylko poszczególne części układanki, które składały się na życie stojącego teraz przed nim chłopaka.
— Powinienem już iść — odezwał się ponownie Sokół. — Czeka mnie wizyta w Hogwarcie, a później jeszcze kilka spraw. Muszę się też zobaczyć z Michaelem. — Snape skinął, dając znak, że rozumie, a nastolatek kontynuował znacznie ciszej: — Przemyśl sobie wszystko, Severusie. Zobaczymy się, jak sądzę dopiero za kilka dni, na powitalnej uczcie.
Uśmiechnął się jeszcze smutno i zniknął, pozostawiając w salonie słodkawy zapach dobrego alkoholu i pomarańczy. Mistrz eliksirów z posępnym wyrazem twarzy wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu znajdował się jego młodziutki kochanek i klął w myślach na niemożność przewidywania przyszłych wydarzeń.
Po kilkudziesięciu minutach do pomieszczenia wciąż zajmowanego przez Snape’a, wślizgnął się ostrożnie skrzat informując go, że kolacja jest przygotowana i czeka w jadalni, oraz pytając, czy panicz Keith wróci dziś na noc, bo jeśli tak, to on musi przygotować kilka rzeczy. Mężczyzna spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na małe stworzenie, odpowiedział lakoniczne nie, po czym zaczął się histerycznie śmiać. Skrzat z niedowierzaniem patrzył na swojego pana, zastanawiając się, co też on zrobi, kiedy mistrz eliksirów wyląduje na oddziale zamkniętym w Świętym Mungu? Severus z kolei myślał tylko o jednym. A było to na tyle niedorzeczne, niewłaściwe i absurdalne jednocześnie, że śmiech był jedyną reakcją, na jaką jego umysł zezwolił.
Merlinie! Pieprzę się z jedynym synem mojej nieżyjącej przyjaciółki i jej zidiociałego męża, notabene mojego wieloletniego dręczyciela. Powinienem go nienawidzić, powinienem…
Odseparowanie od Sokoła, nawet na te kilka dni, nie wpłynęło zbyt dobrze za Snape’a. Jego myśli wciąż zaprzątał chłopak ze swoimi tajemnicami i niedomówieniami. Decyzję o tym, żeby kontynuować to, co zaczęli po zawarciu umowy podjął jeszcze tego samego wieczoru, kiedy Keith aportował się z jego domu. Nie widział potrzeby przechodzenia na inny poziom relacji, tylko dlatego, że dzieciak okazał się mieć więcej sekretów niż mogłoby się wydawać.
Spotykając się z Albusem powiedział mu, co sądzi o jego zachowaniu, zarówno na weselu Aarona (Jak mogłeś pomyśleć, że związałbym się z nieletnim? Masz mnie za idiotę czy samobójcę? — niemal krzyczał, na co Dumbledore odpowiedział tylko, irytując go jeszcze bardziej: Mogłeś nie wiedzieć, Severusie!), jak i o ukrywaniu faktu posiadania drugiego, tak wysoko postawionego szpiega.
Nadspodziewanie szybko nadszedł pierwszy września i konieczność powrotu do Hogwartu, choć tym razem Snape sam przed sobą musiał przyznać, że czekał na ten dzień, jak jeszcze nigdy w swojej nauczycielskiej karierze. Kiedy gromada dzieciaków zaczęła wsypywać się do zamku, on starając się opanować tłum, szukał jednocześnie wzrokiem swojego kochanka. Dostrzegł go na schodach, rozmawiającego z Minervą. Niedaleko od nich zatrzymał się Draco i kilku innych Ślizgonów. Podszedł bliżej, chcąc dowiedzieć się, czegóż to, jego chrześniak chce od Sokoła.
— Cześć Keith — odezwał się pewnie blondyn.
— Draco — uśmiechnął się na przywitanie, omiatając jednocześnie oceniającym wzrokiem pozostałych, zgromadzonych wokół niego uczniów.
Wymienili kilka zdań, w których Malfoy nie omieszkał powiedzieć wszystkim, że poznali się na ślubie Aarona. Zimne spojrzenie Sokoła, zamknęło mu jednak usta, gdy Zabini zapytał, z kim też jego nowy przyjaciel był na owej uroczystości.
— Chciałbym z tobą później porozmawiać, Draco.
— Oczywiście. I tak trafisz do naszego Domu.
Keith uśmiechnął się pobłażliwie, a Severus dostrzegł, że Ślizgon sztywnieje w wyniku źle skrywanej obawy.
— Panie Duval. — Mistrz eliksirów zaskoczył swoim pojawieniem się wszystkich, oprócz błękitnookiego nastolatka. — Proszę za mną. Reszta do sali.
Poprowadził Keitha do małej wnęki, dającej możliwość ukrycia się przed ciekawskimi spojrzeniami i przyciągnął chłopaka do długiego, namiętnego pocałunku.
— Rozumiem, że podjąłeś decyzję — zaczął z uśmiechem Sokół.
— Jakże mógłbym podjąć inną.
— Cieszę się. — Tym razem on złożył krótki pocałunek na ustach partnera. — Mamy dużo do omówienia.
— Domyślam się, ale najpierw uczta.
— Tak — zaśmiał się szczerze chłopak. — Chodźmy zszokować Draco i twoich podopiecznych.
Snape posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, na co Keith tylko roześmiał się głośniej, ruszając pewnie w stronę Wielkiej Sali.
|
|
|
Wysłany: Pią 7:31, 25 Maj 2012 Temat postu:
|
|
O! Oddam Ci mojego pierwszego komentarza do ficka, jaki daję na to forum, a co
Ou... A to coś niezwykłego *lekki uśmiech*. Nie powiem, zainteresowałaś i zauroczyłaś mnie tym opowiadaniem, jest zaskakujące, mimo że wiadomym jest, że Keith to Harry P., który zaginął lata temu... Bardzo ciekawe, jak zareaguje Severus gdy (i jeśli) się dowie oraz czy Czarny Pan to wie... Jednak coś czuję, że Voldzio jednak nie zdaje sobie z tego sprawy, a Albus... A o Dumbledorze nie wiem co myśleć, bardzo dziwnie został przedstawiony (ale spokojnie, to dobrze) i nie ogarniam go bardziej niż w ostatniej części książki, kiedy tylko się spotkałam z jego życiorysem... No mniejsza. Jak walniesz jeszcze jakąś koalicję Albus-Tom-Harry(Keith), to ostrzeż, bo ja mogę tego nie przeżyć, tudzież być w bardzo złym stanie psychicznym i będziesz mnie miała na sumieniu xD
Snape... Jak wiadomo, Severusa kocham najbardziej na świecie, a tutaj został przedstawiony bardzo przystępnie i nie da się go nie lubić po prostu... Szkoda mi go, on też niedługo biedny zeschizuje, takie rzeczy go spotykają, a co on zrobił, on tylko biedny, szary... czarny... no dobra, nie jest murzynem więc nie czarny... biedny, nietoperzowaty Mistrz Eliksirów... Odstresowywać się podczas ważenia eliksirów do skrzydła szpitalnego, biedactwo! *przytula go, mimo jego protestów, warczenia i próbowania pierdzielnięcia ją Niewybaczalnym bez różdżki* Jak coś, to on zawsze może przyjść do Fan, ja go schowam i nie pozwolę skrzywdzić, o!
Keith... ciekawa postać, jak to wychowanie może decydować o wszystkim... ciekawa jestem, co on tak naprawdę myśli i co kombinuje, bo widać, iż inteligencji i sprytu mu nie brak, choć jest dość tajemniczy i zamiast odkrywać karty wyjmuje kolejne talie... Fajnie byłoby, gdyby tylko Severusowi wyjawił swe misterne plany, o co tak naprawdę mu chodzi (choć nie od razu, nie teraz, tylko tak później może...), wyjawił swą prawdziwą tożsamość, bo przecież Sevowi można ufać i na nim polegać... No nic, uważaj tylko, żeby nie popaść w zbytni mary-suizm tej postaci, ponieważ na razie trochę Ci to grozi, nie pokazałaś praktycznie ani jednej wady, a za to chłopak zdaje się wiedzieć wszystko o wszystkich i wszystkim, potrafi robić niezwykłe, niebanalne i prawie niemożliwe rzeczy, jest silny, inteligentny i cwany, tajemniczy oraz tak niezwykły, jak to tylko możliwe. Mnie to nie odrzuci, ale możesz potracić kilku czytelników, a nawet zostać zjechana, więc wiesz, ja tu w dobrej wierze jestem ^^ Ja wiem, że Rowling też przesadzała, ale społeczność fanfickowa zazwyczaj nie zauważa, że praktycznie każdy główny bohater bestselerowej książki, anime, mangi jest jak Mary Sue, ale to pomińmy, bo oni zarabiają miliardy, a nam nikt za to nic nie daje xD
A tak odnośnie opowiadania jeszcze - strasznie pogmatwane, ale przynajmniej w kolejnych rozdziałach będziesz miała co wyjaśniać, więc w sumie zapowiada się, iż będzie długo xD O ile nie walniesz tego wszystkiego na raz, oczywiście. No i o ile nie stworzysz jeszcze większej ilości pytań bez odpowiedzi, ale nie radzę, bo sama się pogubisz, nie mówiąc o biednych czytelnikach...
W każdym bądź razie, Wena życzę.
† Trumianny † Strasznik †
~.Grabasz Fantasmagoria.~
PS Pierwsze opowiadanie, czy masz już coś na sumieniu?
PS2 Sorki za nieskładny i chaotyczny komentarz, ale ja już tak mam, trza się przyzwyczaić xD
|
|
|
Wysłany: Czw 17:30, 24 Maj 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (3/?)
|
|
aleksander1887 pomyślę o tych artykułach, to całkiem fajny pomysł, na który niestety sama nie wpadłam...
Funerall chyba jednak Wen przyda mi się bardziej:P
Lee aż się obawiam jak siądziesz i przeczytasz. Mam nadzieję, że błędów znacznie mniej!
Chciałam raz jeszcze podkreślić, że to moje opowiadanie! Moje własne!
Rozdział 3
Kilka kolejnych tygodni minęło we względnym spokoju, a Severus musiał sam przed sobą przyznać, że towarzystwo Sokoła stało się nad wyraz przyjemne. Starał się nie myśleć zbyt wiele o czekającym go spotkaniu Wewnętrznego Kręgu, ale z dnia na dzień stawał się coraz bardziej ponury i niedostępny. Przekazał Albusowi wieści usłyszane od Malfoya, miał jednak niejasne wrażenie, że dyrektor coś przed nim ukrywa. Z rozmowy z nim wrócił jeszcze bardziej rozdrażniony i ostatecznie po szybkim numerku z Keithem, kazał mu się wynosić na jakiś czas. Chłopak był zdziwiony takim potraktowaniem, ale skinął tylko głową i bez słowa opuścił jego rezydencję. Snape przez pół nocy przeklinał się za takie potraktowanie dzieciaka, szczególnie, że potrafił on ukoić jego nerwy niemal tak dobrze jak Dumbledore i jego Ognista. Kiedy rano obudził go skrzat, nawrzeszczał i na niego, po czym zamknął się w swojej pracowni i zaczął warzyć proste eliksiry do skrzydła szpitalnego. Zapewne by go to nie uspokoiło, ale zajął się od razu trzema zupełnie innymi i pracował w całkowitym skupieniu, żeby niczego nie spieprzyć. Skończył na godzinę przed planowanym wyjściem. Zjadł szybki obiad i nawet podziękował, wprawiając w zdziwienie skrzatkę. Później wziął długą kąpiel, pozbywając się otulającej go mgiełki smrodu składników i wyciągnął z garderoby szaty, i maskę na dzisiejsze spotkanie. Uważał, że to bez sensu, skoro będą tam tylko najważniejsi poplecznicy Lorda, ale takie wytyczne przekazał mu Lucjusz, więc chcąc czy nie, musiał się do nich dostosować. Wzdychając ciężko, aportował się w wyznaczonym miejscu i wzmocnił ochronę umysłu. Przemierzał, znane na pamięć korytarze dworku Malfoyów, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem postaci na wiszących w idealnie równych odstępach obrazach. Wszedłszy do sali, w której zazwyczaj odbywały się spotkania zauważył, że jest ostatni i prawdopodobnie czekali tylko na niego.
Po prostu cudownie! Bo mi się zachciało eliksiry ważyć!
— Panie — powiedział wyraźnie, przyklękając nieznacznie na jedno kolano i chyląc głowę w geście całkowitego oddania i poniżenia.
— Jesteś, Severusie. Dobrze, możemy zaczynać.
Snape, tak samo jak pozostali, zasiadł do stołu i nie skomentował, co najmniej dziwnego zachowania Voldemorta. Zwyczajowo ostatni przybyły witany był choćby małą klątewkę. Ot, tak! Na poprawienie humoru dupkowi, którego musieli słuchać.
Na stole pojawiły się kieliszki z jakimś drogim i starym winem, ale żaden z obecnych nie śmiał po nie sięgnąć. To, co się działo, było zbyt irracjonalne, żeby mogło być prawdziwe. Wyglądało to tak, jakby mieli coś świętować, tylko śmierciożercy nie mieli pojęcia co. Czarny Pan wstał ze swojego miejsca z uniesionym w dłoni naczyniem i krótkim ruchem różdżki otworzył boczne drzwi, które jak Severus wiedział prowadziły do przylegającej do pomieszczenia biblioteki. Zamajaczył za nimi jakiś cień, ale postać spowita w mrok nie ujawniła się.
— Mamy dziś gościa — zaczął Tom upijając łyk wina i odstawiając kieliszek na brzeg stołu. — Nie znacie go. A przynajmniej większość z was go nie zna — dodał z przebiegłym uśmieszkiem. — Dziś, po prawie roku naszej wspólnej pracy, postanowiłem, że nadszedł czas. Mój wierny słu… — zawahał się na moment wskazując ręką na drzwi, po czym poprawiając się, dodał: — współpracownik.
Jeśli zgromadzeni wokół stołu ludzie mogli wcześniejsze zachowanie Lorda uznać za nietypowe, to teraz wszyscy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, które szczęśliwie ukrywały maski, wciąż znajdujące się na ich twarzach.
Osoba z biblioteki przeszła wolnym krokiem ten niewielki kawałek dzielący go od stołu i stanęła u prawego boku Voldemorta. Skinęła lekko Ridle’owi i pozostałym, nie mówiąc przy tym ani słowa.
— Przedstawię was, choć mojego przyjaciela zapewne nie zdziwią wasze nazwiska. Lucjuszu — zwrócił się bezpośrednio do gospodarza — zdejmij maskę.
Malfoy wykonał polecenie, a postać w kapturze skinęła głową na znak, że owszem, blondyn jest mu znany. Mężczyzna pochylił nieznacznie głowę w geście powitania i usiadł. Po nim wstawali następni i cała sytuacja się powtarzała. Nott, Avery, Bella i Rudolfus oraz sześć innych osób. Nieznajomy tylko raz wyraził swoją niewiedzę, kiedy od stołu wstał niski, gruby mężczyzna ze stalową imitacją dłoni. Ostatni, dwunasty przedstawiony został Severus. Czarny Pan był widocznie zadowolony z konsternacji, w jaką wprawił swoich sługusów, szczególnie, że nieznajomy wciąż pozostawał ukryty.
— Nie zdradziłeś mnie — ni to zapytał, ni stwierdził Czarny Pan, odwracając się od Snape’a i patrząc na ostatnią postać w masce. — Dobrze więc. Severusie — zwrócił się ponownie do mistrza eliksirów — musisz wybaczyć mi i mojemu przyjacielowi, ale związałem go przysięgą.
Snape nie mając pojęcia, o czym mówi Lord skinął głową na znak, że rozumie i wpatrzył się w stojącą u jego boku osobę. Działo się coś bardzo dziwnego i miał niepokojące wrażenie, że dowiadując się wszystkiego, nie będzie zadowolony. I to zachowanie Albusa z poprzedniego dnia.
On wiedział…
Ta myśl uderzyła go z taką siłą, że aż oczy zabłyszczały mu z wściekłości.
— Podejdź, Severusie i zdejmij mu maskę.
Obaj, zarówno gość, jak i Snape zwrócili oczy najpierw ku Tomowi, a chwilę później ku sobie. Mistrz eliksirów niespiesznie podszedł do śmierciożercy i zatrzymał się na ułamek sekundy, zauważając, że ten ma zamknięte oczy.
Jakby chciał to odwlec, najbardziej, jak można…
Stali teraz twarzami zwróconymi do siebie a jednocześnie bokiem do pozostałych. Severus uniósł do góry dłonie i nie zdejmując nieznajomemu, zakrywającego jego głowę kaptura, sięgnął po maskę. Na moment przed jej chwyceniem powieki obcego się uchyliły, a Snape zobaczył błysk niebieskich szkieł kontaktowych. Zamarł wpół ruchu, mając nikłą świadomość, że właśnie w tej chwili wszyscy obecni w pokoju bardzo uważnie mu się przyglądają. Maska opadła, a on odwracał się, nie zaszczyciwszy nawet jednym spojrzeniem Keitha, kiedy poczuł nagłe szarpnięcie za ramię. Nie spodziewając się zupełnie żadnej reakcji dzieciaka, nagle ze zdziwieniem stwierdził, że znajduje się tuż przy nim. Z jego dłońmi na swojej klatce piersiowej i wargami chłopaka wpijającymi się w jego usta. Usłyszał cichy śmiech Voldemorta i jeszcze cichsze: Przepraszam! Nie mogłem… Skinął i spokojnie położył dłoń na jego biodrze, obracając go twarzą do siedzących przy stole.
— Keith Duval — przedstawił.
Nie mógł. Nie mógł powiedzieć. Złamałby przysięgę. Straciłby zaufanie…
Severus miał wrażenie, że tysiące myśli przelatuje w jednej chwili przez jego głowę. A do tego były one tak nieskładne, że nawet gdyby Czarny Pan postanowił się teraz przebić przez jego osłony, nic by nie zrozumiał. Tak jak i on sam niewiele rozumiał.
Keith. Co ten bachor robił na spotkaniu Wewnętrznego Kręgu? Współpracowali od ponad roku, powoli docierał do niego absurd całej sytuacji.
Czarny Pan mówiący o kimkolwiek: mój współpracownik, znajdował się poza wyobraźnią i możliwością pojmowania mistrza eliksirów. Co prawda, Tom starał się nie mówić o nich, jak o swoich sługach. Najczęściej używał po prostu imion, czasem nazwisk i bardzo często całej masy obelg, szczególnie będąc wściekłym, ale nigdy żadnego z nich nie nazwał swoim przyjacielem. Nigdy.
Nigdy też nie pozwolił na jakiekolwiek okazanie uczuć…
Snape, uspokajając się nieco, zdołał przyodziać twarz w obojętność i twardym spojrzeniem omiótł wpatrujących się w niego i Sokoła śmierciożerców. Wszyscy, włączając w to opanowanego zawsze Lucjusza, byli zadziwieni zarówno widokiem młodego chłopca, o którym ich pan wypowiadał się z takim pietyzmem jak i sceny, której chwilę wcześniej byli świadkami. Lord rzadko wprowadzał nowych członków do grona swoich najwierniejszych, a jeszcze rzadziej robił to z taką radością. Tak, to była zdecydowanie radość i zgromadzeni w pokoju zaczęli się poważnie obawiać.
— Severusie, Keith — odezwał się, delektując szokiem, jaki wywołał. — Usiądźcie. Mamy dziś dużo do omówienia.
Chłopak pierwszy podszedł do stołu, zajmując krzesło między tym należącym do Snape’a, a tym zajętym przez Notta. Nikt nie skomentował tego wyboru, a tylko niektórzy wychwycili przekaz, który płynął z tego zachowania. Dzieciak uznał wyższość swojego partnera. Nie ważąc na konsekwencje.
Wino zostało wypite, a kieliszki ponownie napełniły się wybornym trunkiem. Przedyskutowano kilka najistotniejszych spraw, zaplanowano atak na niewielką wioskę i wyznaczono zadania dla poszczególnych członków Wewnętrznego Kręgu. Nikt nie śmiał zadawać pytań, choć wszyscy mieli w oczach głód wiedzy. Malfoy nie mógł oderwać wzroku od kochanka swojego przyjaciela. Nie wyglądał na zadowolonego z wydarzeń wieczoru. Severus podejrzewał, że był wściekły z faktu, iż Voldemort potrzebując młodego chłopaka, nie wybrał jego, hodowanego specjalnie do tego celu syna. Inna sprawa, że Draco nie zamierzał paradować w czarnych szatach i białej masce, ale o tym już Lucjusz wiedzieć nie musiał. Długo nie trzeba było czekać na reakcję gospodarza.
— Panie — zaczął cicho, a w jego głosie pobrzmiewała dobrze skrywana nutka rozczarowania. — Dlaczego, skoro potrzebowałeś ucznia w Hogwarcie, nie wykorzystałeś do tego mojego syna?
— Ucznia w Hogwarcie? — powtórzył Lord, wydając się nieco zdezorientowanym.
Keith parsknął zimnym śmiechem, a Snape spojrzał z pogardą na Malfoya. Tom przeniósł pytające spojrzenie na chłopaka, najwidoczniej żądając wyjaśnień. Zdezorientowany przez chwilę Lucjusz uśmiechnął się teraz mściwie, co nie uszło uwadze pozostałych.
— W pewnym sensie będę się uczył. — Sokół wzruszył ramionami, a śmierciożercy nie mogli wyjść z podziwu nad jego swobodnym tonem i zachowaniem. — Poznaliśmy się na ślubie Aarona w dość ciekawych okolicznościach — dodał po chwili, jakby to miało wyjaśnić wszystko.
I chyba wyjaśniło, bo Lord uśmiechnął się z satysfakcją i kiwnął głową.
— Lucjuszu, zaproś do nas Draco.
— Panie?
— Czego nie zrozumiałeś, w tak prostym poleceniu? — Jego głos raptownie stał się surowy i mocny.
Malfoy zadrżał i pospiesznie wyszedł z pokoju. Snape spiął się odrobinę, ale kiedy palce Sokoła delikatnie pogładziły jego udo, rozluźnił się, uznając, że jego chrześniakowi nie może grozić niebezpieczeństwo. Gospodarz wrócił po kilku minutach, prowadząc za sobą niepewnego syna. Ten skłonił się nisko, ale nie śmiał spojrzeć w oczy Voldemorta. W saloniku panowała niezmącona niczym cisza, a napięcie można było wyczuć każdym zmysłem.
— Będziemy mieli dzisiaj jeszcze jednego gościa — podjął Lord. — Chciałem zająć się nim osobiście, ale skoro wątpisz w moje decyzje, postanowiłem coś wam zademonstrować.
Lucjusz wyraźnie zadrżał pod wzrokiem swojego pana, a ton, jakim były wypowiedziane słowa sugerował konsekwencje, jakie będzie musiał ponieść, za tak nierozsądne zachowanie.
— Keith? — Riddle spojrzał na dzieciaka, a ten kiwnął głową i aportował się bezgłośnie, nie wstając nawet ze swojego miejsca.
Zebrani, w niemym szoku patrzyli na krzesło, na którym jeszcze chwilę temu siedział chłopak nie wierząc, że ten właśnie zniknął w miejscu obłożonym silnymi zaklęciami antydeportacyjnymi. Do tej pory, tylko Voldemortowi się to udało, a Keith miał zaledwie kilkanaście lat.
— Draco? — Czarny Pan zwrócił się do nastolatka z kpiącym uśmiechem. — Umiesz się teleportować?
Młody Malfoy skinął głową, ale jego próba, co było pewne od początku, nie przyniosła żadnego rezultatu. Taką samą próbę Tom nakazał Lucjuszowi, ale i jemu nie udało się pokonać silnych barier.
Keith wrócił bez trzasku po minucie, skinieniem głowy potwierdzając, że zrobił to, czego od niego oczekiwano i przyglądając się uważnie jedynemu, poza nim nastolatkowi. Draco, chyba dopiero teraz rozpoznał partnera Severusa, bo nie był w stanie ukryć zaskoczenia.
— To strata czasu — powiedział w końcu Sokół, stając przed Voldemortem. — Jaki masz w tym cel?
— Zwykły kaprys — odparł zimno Lord.
— Ty i te twoje kaprysy — zaczął Keith, ale wzrok Toma powiedział mu, że przesadził. Skłonił się lekko w geście przeprosin. — Czego sobie życzysz?
— Rzucicie dwa zaklęcia — wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, a chłopak zaśmiał się otwarcie, ale zgodził.
Snape przypatrywał się dwóm czarodziejom, wyraźnie zaniepokojony niekonwencjonalnym zachowaniem Czarnego Pana.
— Zacząłem, kiedy cię nie było — kontynuował Riddle. — Żadnemu z nich nie udało się stąd aportować.
Nastolatek znowu prychnął, po czym powiedział tylko:
— To oczywiste.
Pewność siebie, która od niego biła spowodowała lekkie poruszenie wśród zebranych, ale wyczuwalne wręcz oczekiwanie na to, co miało nastąpić, pozwoliło wszystkim na szybkie dojście do siebie.
— Zacznijcie od Crucio. Draco, Keith.
Obaj skinęli na zgodę, a na podłodze przed nimi pojawił się trzydziestokilkuletni auror, którego Snape kojarzył także jako początkującego śmierciożercę. Blondyn podniósł różdżkę i z pewnym siebie uśmiechem rzucił zaklęcie. Ofiara miotała się chwilę w nikłych konwulsjach, ale zaklęcie szybko straciło swoją moc i po chwili klęczał już tylko, próbując łapać powietrze. Czarny Pan zaśmiał się cicho i wskazał szponiastą dłonią na drugiego chłopca.
— Pozwól, że najpierw doprowadzę go do stanu idealnego — Keith popatrzył z politowaniem na Draco i rzucił krótkie, niewerbalne zaklęcie, po którym auror dumnie stanął na nogi, nie odczuwając żadnych skutków rzuconego niedawno Niewybaczalnego. — Crucio.
Cicho i spokojnie wypowiedziane słowo, wyrwało z mężczyzny przerażający krzyk. Wił się w spazmach bólu przez kilka minut, a z każdym smagnięciem różdżki Sokoła, słyszalny był dźwięk rozrywanych mięśni i pękających z trzaskiem kości.
Severus patrzył na to ze strachem w oczach. Ogromna siła, którą dysponował nastolatek stała się teraz oczywista dla każdego, kto miał jakiekolwiek wątpliwości po spektakularnej teleportacji. Po chwili, Keith ze znudzeniem opuścił różdżkę i zdjął zaklęcie. Auror nie odzyskał świadomości.
— Zabij go, Draco — syknął Voldemort.
— Panie, nie sądzę, żebym dał radę — szepnął chłopak.
— Och! Ja też tak myślę — zaśmiał się mrocznie. — Mimo to, rzuć zaklęcie.
Draco krzyknąwszy Avada Kedavra, wpatrywał się w nieprzytomnego człowieka leżącego u swoich stóp i wiedział, że właśnie zasłużył na srogą karę od ojca. Sokół prychnął głośno i bez słowa skierował się w stronę Severusa. Na znak Lorda, machnął różdżką, nie wypowiadając nawet słowa. Zielony promień rozświetlił salę i pomknął w stronę zmaltretowanej ofiary, zabijając w ułamku sekundy. Chwilę później, Lucjusz sprawdził puls mężczyzny i potwierdził zgon.
— Co jeszcze pan potrafi, panie Duval?
Malfoy był wściekły z powodu porażki swojego syna i miał problemy z opanowaniem reakcji i zachowaniem maski obojętności, co nie uszło uwadze Toma. Zmrużył gniewnie oczy, ale nim zdążył się odezwać, Keith odpowiedział:
— Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa, Lucjuszu.
— Jak śmiesz.
Co za idiota!
Sokół uniósł brwi i uśmiechnął się paskudnie. Zwrócił się ku Czarnemu Panu i zaskakując wszystkich, włączając w to Severusa, zasyczał do niego używając mowy węży. Ten skinął głową, po raz kolejny uśmiechając się niebezpiecznie i odchylając w fotelu.
— Draco, wyjdź — brunet wymruczał niemal czule acz stanowczo. Szarooki chłopak zerknął na Voldemorta, ale napotykając jego zniecierpliwione spojrzenie, skłonił się i opuścił pokój.
— Chyba błędnie założyłeś, że możesz mnie traktować, jak równego sobie, Lucjuszu — odezwał się znowu nastolatek, wbijając gniewne spojrzenie w blondyna. — Możliwe, że uznałeś tak, z powodu miejsca, które zająłem przy stole. Dowiedz się, więc, że było to spowodowane wyłącznie moim szacunkiem do Severusa. — Zrobił krótką przerwę, przesuwając wzrok po twarzach wszystkich obecnych. — Uznałem, że każde z was zdołało zauważyć, jaką pozycję będę zajmował w waszych szeregach. Widocznie się pomyliłem — znowu przerwał, patrząc wyzywająco na śmierciożerców. — Ale bez obaw. Naprawię to. Tormenta.
Krzyk Malfoya wypełnił szczelnie pomieszczenie.
— Jasne zaklęcie? — zakpił Lord.
— Nie widzę różnicy.
Czarny Pan skinął z satysfakcją głową i uniósł w górę kieliszek w geście poparcia i zrozumienia. Sokół zrobił to samo, po czym obaj wypili, delektując się niepowtarzalnym smakiem. Po kilku minutach Keith zdjął zaklęcie, a Lucjusz pozostał na podłodze, najwyraźniej nie mogąc się ruszyć.
— Pomóżcie mu — rzucił chłopak, wskazując na dwóch najbliżej siedzących. — Nasza umowa wciąż obowiązuje? — spytał zwracając się do Toma, który niechętnie przytaknął. — Jeżeli Draco poniesie jakiekolwiek konsekwencje związane z dzisiejszym wieczorem, poczujesz mój prawdziwy gniew — warknął chłopak w stronę Malfoya, który zesztywniał słysząc złowieszczy, mroczny ton, ale w odpowiedzi ukłonił się tylko. Niemal tak nisko, jak swojemu panu.
— Wezwę was, kiedy będziecie potrzebni — dodał Lord, zwalniając tym samym wszystkich z zebrania.
Keith chwycił swojego kochanka, skinieniem głowy pożegnał Voldemorta i aportował się bezpośrednio do rezydencji Snape’a z oniemiałym mistrzem eliksirów u boku.
|
|
|
Wysłany: Pon 11:34, 21 Maj 2012 Temat postu:
|
|
Czytałem to bodajże na fanfiction.net jakiś czas temu, ale chyba nigdzie nie komentowałem <kuli>
Już dawno przestałem uważać, że alternatywy i non-canon mnie nie interesują. Podoba mi się Twoja kreacja bohaterów, autorko. Bardzo ciekawy pomysł na fabułę i tą odsłonę Chłopca, Który Przeżył. Nie lubię, gdy Harry jest ciepłą kluchą w snarry, zwłaszcza przez całe opowiadanie. Od tego są mentorsy i severitusy.
Widać, że inne życie inaczej ukształtowało Harryego. Severus również jest odpowiednio dopasowany i całość jest niesamowita.
Pamiętam, że w późniejszych rozdziałach nie raz szczeka opada. Jedynym minusem jest to, że od początku praktycznie wiemy kim jest Sokół (dlatego sam nie traktuje tej informacji jako spojler dalszych rozdziałów, chyba że moderaorstwo tak uzna to proszę o edycje bo mi nie działa kod) Te pojawiające się informacje o Harrym mogły pojawić się później i np. bardziej się skupić na tym, że Severus zwykł "korzystać" z Sokołów. Skoro od lat nie znaleziono Pottera, to raczej nie słychać o nim na każdym kroku i spotkaniu. Widziałbym może coś w stylu artykułu "Zniknięcie Harry'ego Pottera - Zagadka nierozwiązana", który irytuje Snape'a. Coś że sześć lat temu odkryto, że zniknął. Zresztą i tak jest dobrze jak jest
Bardzo wciągające i czekam na kolejne rozdziały, gdyż chętnie przeczytam je jeszcze raz. Również na późniejsze również czekam, bo raczej wielu ich nie przeczytałem.
Pozdrawiam i liczę na szybkie pojawienie się kolejnych części.
|
|
|
Wysłany: Nie 22:39, 20 Maj 2012 Temat postu: [NZ] Sokół [HP/SS] (2/?)
|
|
Rozdział 2
Severus obudził się niedługo po świcie, czując na sobie ciężar drugiego ciała. Ciała zdecydowanie młodego i jędrnego. Otworzył oczy i zerknął na chłopca, który wtulał się w niego zbyt czule jak na przyjęte standardy.
W co ja się wpakowałem? — powtarzał w myślach, przypominając sobie wczorajszy dzień.
Jak to możliwe, że ten dzieciak tyle wiedział? Kim był i co z tym wszystkim miał wspólnego Albus? Dyrektor oczywiście nie wtajemniczał go we wszystkie swoje plany, ale Snape i tak zawsze był lepiej poinformowany niż inni członkowie Zakonu. A przynajmniej do wczoraj był przekonany o prawdziwości tej tezy. Zmieniło się to, kiedy niespodziewanie Keith przedstawił mu najważniejsze fakty z jego życia. Naprawdę zaczął się obawiać. On sam nie wiedział o chłopaku nic albo prawie nic. A i tak istniała możliwość, że to, czego się dowiedział, nie było prawdą. I dlaczego dzieciak był Sokołem? Jest bogaty, jak sam oświadczył. Czego więc będzie oczekiwał w zamian?
I dlaczego, do cholery, nie pomyślałem, żeby omówić to wszystko przed przysięgą!?
Tymczasem ciężar na jego klatce piersiowej zaczął się poruszać, po czym chłopak jęknął cicho, przesuwając dłonią po szyi kochanka.
— Dzień dobry — wymruczał jeszcze na wpół śpiąco.
— Dziś ślub mojego brata — warknął starszy czarodziej. — Ten dzień nie będzie dobry!
— Przesadzasz, Severusie. Masz przecież mnie.
Bachor zaśmiał się cicho, wprawiając w drganie całe swoje ciało, co wywołało niebezpiecznie przyjemne dreszcze u Snape’a. Przyciągnął Keitha wyżej i złożył na jego ustach krótki pocałunek.
— Może masz rację, dzieciaku.
— Nie jestem dzieckiem!
— Skoro tak twierdzisz — zgodził się, choć sarkastyczny uśmieszek na jego twarzy mówił coś zupełnie innego. — Mamy mało czasu. W rodowej rezydencji musimy być za godzinę.
Chłopak jęknął niezadowolony, kiedy mężczyzna jednym, szybkim ruchem zrzucił go z siebie i wysunął się z łóżka.
Mimo, że do pomocy mieli aż dwie skrzatki, przygotowania zajęły im więcej czasu niż planowali. Gotowi i lekko spóźnieni, w wyjściowych, butelkowo-zielonych szatach ze ślubnymi motywami, aportowali się przed bramy Snape Manor. Goście mieli pojawić się dopiero za kilka godzin, ale Severus jako świadek miał pomagać bratu. Poza tym jego cudowna babka zmusiła go do przyprowadzenia swojego partnera i zjedzenia wspólnego, rodzinnego śniadania. Nienawidził rodziny! A po dzisiejszym dniu i nagromadzeniu kuzynów, bratanków, i innego tałatajstwa miał zamiar nie pokazywać się na oczy nikomu, w kim płynie choćby kropla podobnej do jego krwi.
— Czy ktoś wie, że jesteś Sokołem? — postanowił zadać to pytanie jeszcze przed przekroczeniem bramy piekieł.
— Czy mówiąc ktoś, masz na myśli Albusa?
Cholera…
— Nie tylko, ale tak, chodzi mi przede wszystkim o niego.
— Nie, nikt. Mało kto w czarodziejskim świecie wie o restauracji Michaela, a jeszcze mniej osób zdaje sobie sprawę z istnienia Sokołów. Poza tym żaden z odrzuconych przeze mnie partnerów nie pamięta, że się ze mną spotkał.
Snape zatrzymał się i po raz kolejny wpatrzył w Keitha.
— Ja też bym zapomniał… — Chłopak tylko wzruszył ramionami, co wyraźnie oznaczało, że tak, zapomniałby. — Kim ty jesteś?
— Obecnie twoim partnerem. — Rozpromienił się odrobinę. — Nikt inny nie musi wiedzieć.
Severus, ciągle w stanie szoku, przytaknął i przeprowadził nastolatka przez bramę. Przy drzwiach znowu się zawahał, ale nim zdążył się odezwać, stanął przed nimi elegancko ubrany lokaj i z cichym przywitaniem zaprosił do środka.
Weszli do ogromnej jadalni, w której na szczęście było tylko kilka osób.
— Severusie! — Babka była jak zwykle wylewna, rzucając mu się na szyję i niemal zwalając z nóg.
Pomyślałby kto, że mnie lata nie widziała!
— Przedstaw nam swojego młodego przyjaciela — dodała, kiedy nareszcie przestała wygniatać jego drogie szaty.
Keith z rozbawieniem oglądał rodzinną scenkę rozgrywającą się przed nim. Państwo młodzi siedzieli za stołem, stykając się ledwie palcami, a podejrzewał, że robią to i tak tylko dlatego, że pani domu znalazła na chwilę inną ofiarę. Starszy mężczyzna siedział u szczytu stołu i patrzył na niego niekoniecznie przychylnym wzrokiem. Za to na wnuka w objęciach żony spoglądał z ciepłym uśmiechem na ustach.
— Witam panią — zaczął chłopak, podchodząc do Severusa i całując kobietę w blade kostki. — Nazywam się Keith Duval.
— Duval? — wykrzyknął Aaron, zrywając się od stołu i podążając do zdezorientowanego brata i jego towarzysza.
— Tak, to ja — uśmiechnął się i wyciągnął dłoń na powitanie. — Podejrzewałem, że możesz mnie nie poznać.
— Widzieliśmy się ostatnio kilka lat temu — odpowiedział radośnie, ale chwilę później jego oczy się rozszerzyły i szepnął tak, że siedzący przy stole nie mogli go dosłyszeć. — Cholera, tak mi przykro, Keith! Przepraszam, że mnie nie było!
Sokół tylko skinął głową i przysunął się nieznacznie w stronę Severusa, który w tej samej chwili objął go, wbijając jednocześnie wściekłe spojrzenie w brata. Nie dość, że nie miał pojęcia, skąd ta dwójka się znała, to jeszcze najwyraźniej Aaron wiedział o jego kochanku coś niezbyt przyjemnego, bo dzieciak niemal drżał w jego ramionach, nie mówiąc już o samym fakcie zbliżenia się do niego, jakby szukał ochrony… albo pocieszenia. Snape przypomniał sobie, co dzieciak powiedział o wojnie i pomyślał, że może jednak Keith ma bardziej zawiłą przeszłość niż mogło mu się wydawać.
Śniadanie zjedli, rozmawiając głównie o tym, co jeszcze jest do zrobienia przed ślubem, kto jest wśród zaproszonych gości i jakich prezentów się spodziewają. Aaron szepnął też kilka słów o tym, jak idą interesy, a partner Severusa podjął temat, przyznając, że kupił ostatnio znaczną części akcji jakiejś mugolskiej spółki z Barcelony.
— Właśnie się zastanawiałem, kto mi sprzątnął sprzed nosa pakiet większościowy! — zaśmiał się pan młody, wygrażając palcem gościowi.
Ten tylko wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami.
— Kto pierwszy, ten lepszy. Poza tym mam tylko kilka procent więcej od ciebie, a to i tak za mało do pełnej decyzyjności. Zdaje się, że razem mamy około osiemdziesięciu pięciu procent — dodał z konspiracyjnym uśmiechem.
— Właśnie! Razem…
— Pomyślimy nad tym, jak już wrócicie z podróży poślubnej.
Podczas tej krótkiej wymiany zdań pozostali patrzyli to na jednego, to na drugiego z wyrazami niedowierzania i zaniepokojenia. Snape był zirytowany, że jego, pożal się Merlinie, brat ma taki dobry kontakt z Keithem. Niewiele rozumiał z tej rozmowy. Jakoś interesy nigdy nie były dla niego na tyle istotne, żeby samemu się nimi zajmować. Miał od tego ludzi i to oni powiększali jego fortunę. I nawet jeśli musiał im płacić, to przynajmniej nie zadręczał się tym, że przez swoją niekompetencję wszystko straci. A zdecydowanie stałoby się tak, gdyby musiał sam się zainteresować finansami. Nie był jednak ani głupi, ani tym bardziej naiwny. Aaron zawsze trafiał z inwestycjami. Pakował potężne pieniądze w jakieś absurdalne pomysły i nigdy nic nie stracił. A skoro jego brat z taką beztroską podchodził do możliwej współpracy między nim a Sokołem, to musieli już wcześniej inwestować wspólnie. I niby jak to możliwe, skoro ten dzieciak ma dopiero siedemnaście lat?
Po śniadaniu Keith wraz z Severusem ruszyli za panem młodym. Większość czasu spędzili na przyglądaniu się pracy skrzatów, które w międzyczasie postanowiły także poprawić i ich wygląd, mimo wielu protestów i utyskiwań. Aaron podśmiewał się z brata, że przygruchał sobie małe cudo, za którym wszyscy będą się oglądać.
Niech się oglądają…[i]
Po głównej uroczystości, kilku toastach, [i]ochach i achach wykrzyczanych nad strojami państwa młodych i innych irytujących rzeczach związanych z byciem świadkiem, Severus w końcu oddalił się od zgiełku i hałasu, ciągnąc za sobą młodego partnera.
— Nienawidzę rodziny — sarknął, przyciskając chłopaka do drzewa i atakując łapczywie jego usta.
Keith odpowiedział równie entuzjastycznie i już po chwili, zatraceni w pocałunkach, błądzili dłońmi po swoich ciałach, próbując bez wątpienia pozbyć się nadmiaru ubrań.
— Ehm… Severusie? — odezwał się ktoś dość niepewnie, a oni w jednej chwili odskoczyli od siebie, doskonale wiedząc, kto im przeszkodził (a może kto uratował?).
— Albusie. — Snape opanował się całkowicie i odwracając do dyrektora, na twarzy miał zwyczajową maskę, a ciałem lekko zasłaniał partnera.
Dumbledore uśmiechnął się i przeprosił za przerwanie w takiej chwili, ale, jak stwierdził, wyglądali na zbyt pochłoniętych sobą, żeby przejąć się innymi ludźmi, a w końcu na terenie Snape Manor było obecnie kilkaset osób.
Severus przytaknął z minimalną dozą wdzięczności i postanowił w końcu wywołać szok na twarzy swojego pracodawcy.
— Chciałem ci przedstawić mojego partnera — zaczął, wciąż przysłaniając sylwetkę chłopaka. — Ale dowiedziałem się, że to zupełnie zbędne, bo już się podobno znacie.
Dyrektor patrzył w szoku, jak mistrz eliksirów powoli odsuwa się od nastolatka i posyła kpiący uśmiech w jego stronę.
— Keith?! — szepnął wstrząśnięty i przeniósł nieodgadnione spojrzenie na swojego pracownika.
— Witaj, Albusie — Sokół podał mu rękę, a Severus zauważył uspokajające spojrzenie posłane w swoim kierunku.
— Severusie, wiesz, ile on ma lat?
— Jest dorosły — odpowiedział i spojrzał wyczekująco na Keitha.
Chłopak na pytające spojrzenie Dumbledore’a kiwnął głową i machnął różdżką. Przed czarodziejami pojawiły się dokumenty potwierdzające dorosłość, świadectwo ukończenia Kanadyjskiej Akademii Sztuk Magicznych, a także jakieś papiery mówiące, że Keith od dwóch lat jest zarządcą majątku rodu Duval i jako taki ma prawo dysponować nim wedle swojego uznania.
I dla Severusa nagle jasna stała się jego znajomość z Aaronem.
Nie zdążyli podjąć żadnego niezbędnego do podjęcia tematu, gdyż niespiesznym krokiem podszedł do nich Lucjusz Malfoy w towarzystwie żony i syna. Dyrektor posłał dobrotliwy uśmiech w kierunku całej trójki, po czym wycofał się, mówiąc tylko: Do zobaczenia w Hogwarcie, na co niespodziewanie, oprócz Severusa i Draco, odpowiedział także Keith.
— Będziesz się uczył w naszej szkole? — zapytał młody Ślizgon, a Snape z partnerem parsknęli krótkim śmiechem, wywołując zniesmaczenie u Malfoyów.
— Można tak powiedzieć — powiedział po chwili Sokół i dostrzegł pytające spojrzenie profesora. — Chcę zrobić mistrzostwo z kilku przedmiotów. Albus się zgodził, co ty na to? — Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że tylko Snape zdołał je usłyszeć.
Severus pokręcił głową, wyobrażając sobie Keitha prowadzącego zajęcia z niemal niemożliwymi do opanowania Hogwartczykami. Z tymi młodszymi może by sobie jeszcze poradził, ale uczniowie od piątego roku… Wiedział, że dawało mu to możliwość poznania chłopaka bliżej, a ich związek stałby się bardziej prawdopodobny w oczach rodziny. Przynajmniej nie musiałby wyjaśniać, dlaczego widują się tak rzadko, skoro przez cały rok byliby obok siebie. Tylko czy on to wytrzyma?
Cholera! Przeklęty Dumbledore, przeklęty Keith i przeklęty Michael![i]
Przyciągnął chłopaka w końcu do siebie, na co ten zareagował uśmiechem i oparł głowę o jego pierś.
— Dziękuję — szepnął, wywołując cichy śmiech Snape’a.
— Jakbym miał coś do powiedzenia, skoro już i tak wszystko ustaliłeś z dyrektorem.
Zostawieni samym sobie Malfoyowie patrzyli zesztywniali na swojego przyjaciela zachowującego się jak zwyczajny człowiek. Draco, nie mogąc się powstrzymać, otworzył usta i w niemym szoku wpatrywał się w swojego równolatka, który właśnie tulił się do jego własnego ojca chrzestnego, Naczelnego Postrachu Lochów.
— Związki nauczycieli z uczniami są raczej zakazane — powiedziała wyraźnie Narcyza, czym wzbudziła jedynie ironiczne uśmieszki u pary czarodziei.
— Cóż… — odezwał się Sokół. — Nie jesteśmy w szkole.
[i]Niech błogosławione będą niedopowiedzenia!
— A zatem spotkamy się niedługo. — Młody Malfoy wyciągnął rękę i pożegnał się z wujem i jego partnerem.
Chwilę później Lucjusz odciągnął Severusa na bok, informując, że za kilka tygodni mają się stawić na nadzwyczajne spotkanie Wewnętrznego Kręgu. Czarny Pan planował na ten wieczór coś specjalnego, co wzbudzało obawę w większości jego popleczników. Snape zaczął się zastanawiać, czy dupkowi nie udało się przypadkiem to, czego Zakon próbował dokonać od wielu lat, mianowicie odnalezienie Pottera, ale Lucjusz szybko rozwiał jego wątpliwości, mówiąc, że śmierciożercy wciąż nie mają żadnych poszlak dotyczących chłopaka. Nieco uspokojony, choć nadal niezadowolony, wrócił na przyjęcie i gorączkowo rozglądał się za kimś neutralnym. Oprócz sługusów Voldemorta na weselu znajdowali się najważniejsi urzędnicy Ministerstwa, jacyś biznesmeni, których mistrz eliksirów kojarzył tylko ze zdjęć w proroku i cała zgraja czystokrwistych dzieciaków, które był zmuszony kiedyś nauczać. Dostrzegł Keitha rozmawiającego z Albusem przy jednym ze stolików. Siedzieli pochyleni ku sobie, a aura tajemnicy wisiała nad nimi i przyciągała spojrzenia. Po jakimś czasie podszedł do nich Shacklebolt i przywitał się z chłopakiem jak ze starym znajomym, co wzbudziło zdziwienie kilku obserwujących ich osób.
Coś mi się wydaje, że będę miał kłopoty przez tego dzieciaka…
Po pożegnaniu wszystkich gości, ponownym pogratulowaniu nowożeńcom i odstawieniu do łóżka płaczącej babki i jej niezbyt trzeźwego męża, Severus wraz z Keithem aportował się do swojego domu na obrzeżach Wolverhampton. Po wspólnym prysznicu, zakończonym jękami obu i głośnym krzykiem tego drugiego, ułożyli się na wygodnej kanapie przed kominkiem. Co prawda miękkie łóżko i sen były tym, czego obaj potrzebowali bardziej, ale Snape miał zbyt wiele pytań, na które chciał szybko poznać odpowiedzi.
— O czym rozmawiałeś z Dumbledore’em? — zaczął od najprostszego w jego mniemaniu.
Chłopak spiął się nieznacznie, ale odpowiedział:
— Trochę o moim mistrzostwie. — Severus skinął głową i czekał na ciąg dalszy. — Trochę o mnie i o tobie.
Tym razem to mistrz eliksirów zesztywniał, obawiając się, co dzieciak opowiedział dyrektorowi. Jeżeli przyznał, że ich związek opiera się na relacji Sokół-sponsor, to Snape w czarnych kolorach widział swoją przyszłość. Według Albusa, wcielenia światła, taki rodzaj zależności zakrawał na deprawację, a już z całą pewnością był jakąś nieetyczną, jak i każda inna, formą prostytucji. Z dwoma wyjątkami wyróżniającymi ją od tej pospolitej, którymi była względna, choć w wielu przypadkach tylko teoretyczna stałość i magiczna umowa zawierana między partnerami. Pamiętał pogadankę, jaką dostał pięć lat temu od dyrektora, kiedy ten dowiedział się, kogo zabrał na przeklęty Bal Gwiazdkowy w Malfoy Manor. Zupełnie nie mógł zrozumieć, co starzec widzi w tym złego, skoro pozwalał mu podczas pierwszej wojny torturować i zabijać.
— Teraz nie ma wojny, Severusie — odpowiedział mu wówczas. — Jesteś zbyt przyzwoity, żeby robić takie rzeczy.
Snape skulił się wtedy w sobie, ale zachowując na twarzy maskę opanowania, powiedział, że to jego sprawa i nikomu nic do tego. Dumbledore tylko pokiwał smutno głową i nie poruszał więcej tego tematu. A on sam przez te lata nawet nie pomyślał o powtórnym skorzystaniu z usług Michaela. Aż do wczoraj.
— Powiedziałem Albusowi, że spotkaliśmy się pod koniec czerwca na Pokątnej. Szukałem książek, które mogłyby mi pomóc w najnowszych badaniach i jakoś, od słowa do słowa, okazało się, że mamy o czym rozmawiać. — Chłopak wzruszył ramionami, widząc niedowierzające spojrzenie partnera. — Uwierz mi, jestem naprawdę dobry z eliksirów. — Snape skinął głową z widoczną ulgą w czarnych oczach, na co Keith zaśmiał się cicho. — Proszę cię! Chyba nie myślałeś, że powiedziałem dyrektorowi, że jestem Sokołem? Nie wiem, na którego z nas byłby bardziej wściekły.
Severus wiedział. On był sponsorem, więc to na nim skupiłby się gniew Albusa. I chyba musiał powiedzieć to głośno, bo chłopak zwrócił głowę ku niemu i pocałował namiętnie.
— Co z ciebie za sponsor, skoro nawet nie chcesz mi płacić? — Dzieciak uśmiechnął się, wpatrując swoimi niebieskimi oczyma w jego usta.
— Nigdy nie powiedziałem, że nie będę ci płacił.
— Nie potrzebuję pieniędzy.
— Zdążyłem się dzisiaj przekonać — odpowiedział zrezygnowany. — O co chodzi z tą spółką, o której rozmawiałeś z Aaronem?
— Eee… nie sądzę, żebyś znał się na mugolskim sporcie, prawda? — Snape przyznał mu rację, zastanawiając się jednocześnie, po co o to w ogóle zapytał.
— Skąd tyle o mnie wiesz? — To pytanie było o wiele ważniejsze.
— Mam swoje sposoby. Ale niestety nie mogę ci ich zdradzić. Wiedz, że jesteś bezpieczny. — Zastanowił się chwilę, po czym dodał spokojnie: — Powinieneś też chyba wiedzieć, że jestem w Zakonie Feniksa.
— Słucham? — Powiedzieć, że Severus był zdziwiony, to zdecydowanie za mało! — Jak możesz być w Zakonie? Od kiedy?
Keith pokiwał z rozbawieniem głową, ale nie odpowiedział. Przylgnął w zamian całym ciałem do kochanka i palcami sięgnął guzików koszuli.
Edit: Poprawione przecinki! Lee, kochana Wnusiu! Nie wiem, czy cię wielbić, czy przekląć:*
|
|
|
Wysłany: Nie 15:35, 20 Maj 2012 Temat postu:
|
|
DZIADKU NAJDROŻSZY!
*przez chwilę szybko oddycha, próbując ochłonąć*
Jakie to jest dobre, to aż szok bierze. Po prostu szok.
Piszesz tak wciągająco i ciekawie, że nie można się oderwać. Fantastyczne po prostu.
Nie wszystko na razie rozumiem. To takie... pogmatwane, skomplikowane? Tajemnicze, o, to jest to słowo. Keith to oczywiście Harry, prawda? Ciekawią mnie strasznie jego pobudki w tej pracy. Bogaty, wybredny... Co to właściwie ma znaczyć? Podsycasz ciekawość, oj podsycasz...
A więc Petunia oddała Harry'ego do sierocińca. Hm, to wiele wyjaśnia. Adopcja, rodzina w Kanadzie zapewne, ale co dalej?
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Wklej go jak najszybciej!
Kochająca wnuczka
Leeni
P.S. A oto kilka rzeczy, które Zil przeoczyła:
justusia7850 napisał: | Miał na sobie czarne, satynowe spodnie i zieloną koszulę z długimi rękawami, które mimo lipcowego upału, były niezbędne do ukrycia Mrocznego Znaku. |
Mimo lipcowego upału miał na sobie czarne, satynowe spodnie i zielona koszulę z długimi rękawami, które były niezbędne do ukrycia Mrocznego Znaku.
justusia7850 napisał: | Odnotowywano, co prawda ataki w całym kraju, jednak były one tak sporadyczne, że czarodziejska społeczność żyjąca z dala od epicentrum problemu, mogła spać niemal spokojnie. |
Bez pierwszego i ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | Próbował otrząsnąć się z myśli o Voldemorcie, który odradzając się zaledwie dwa lata temu, już zdążył na nowo zniszczyć jego życie. |
Po który przecinek.
justusia7850 napisał: | Wywiązywał się jednak zawsze i ze wszystkiego, co zostało mu powierzone, nie dając Lordowi podstaw do jakichkolwiek podejrzeń. |
Bez spójnika i.
justusia7850 napisał: | Później topił smutki w butelce Ognistej, popijanej w niewielkim saloniku przylegającym do gabinetu dyrektora Hogwartu. |
Później topił smutki w popijanej w niewielkim saloniku przylegającym do gabinetu dyrektora Hogwartu Ognistej.
justusia7850 napisał: | Dumbledore był jedynym, który zawsze potrafił go uspokoić, ukoić nerwy, zbesztać jeśli trzeba i przypomnieć, że to głównie dzięki jego poświęceniu, tyle istnień zdołano uratować. |
...zbesztać, jeśli było trzeba, i przypomnieć, że to głównie dzięki poświęceniu Severusa zdołano uratować tyle istnień.
justusia7850 napisał: | A teraz szedł do tej cholernej restauracji, wiedząc, że nieważne czy wezwałby go Voldemort czy niecierpiące zwłoki sprawy Zakonu, pognałby na spotkanie jak na skrzydłach. |
Przecinek przed pierwszym czy.
justusia7850 napisał: | A, że nikogo takiego w jego życiu nie było (cóż… właściwie to w jego życiu w ogóle nie było nikogo na stałe!), to postanowił sobie kogoś takiego znaleźć. |
Bez tego pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Przejrzał ją co prawda, ale wiedząc, że i tak nie znajdzie tego, czego nie mogło tam być wymruczał do dziewczyny już nieco bardziej uprzejmym głosem: |
Przed wymruczał przecinek.
justusia7850 napisał: | Obcięte na krótko po bokach włosy, odsłaniały profil młodzieńca, a dość efektowny irokez dodawał jego rysom drapieżności. |
Bez tego pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Mógłby być, kim chce z takimi wynikami… |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith, obsłużywszy kilku oceniających go dość obleśnie mugoli, wrócił do baru, zamienił kilka słów z kelnerką w kusej spódniczce i chwytając butelkę szkockiej podszedł do Severusa. |
chwytając butelkę szkockiej oddziel przecinkami.
justusia7850 napisał: | Snape poczuł jak ciepły oddech Sokoła owiewa mu szyję i zadrżał lekko, pozostawiając na twarzy maskę opanowania. |
Po poczuł przecinek.
justusia7850 napisał: | Odsuwając od siebie wizję różowego lokaliku, ze słodko uśmiechającą się i obrzydliwie grubą babą podającą im niesmaczną kawę, pomyślał o ostatnim spotkaniu Wewnętrznego Kręgu. |
Bez tego pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | Snape nie widział żadnego sensu w tych działaniach, przynajmniej nie miało to sensu, jeśli chodziło o plany Lorda, bo Zakonowi, cudowny Harry przydałby się niezmiernie. |
Bez przecinka przed cudowny.
justusia7850 napisał: | Chłopiec, dzień po swoim pierwszym tryumfie nad Voldemortem trafił do sierocińca, i w przeciągu tygodnia od załatwienia formalności adoptowała go jakaś rodzina. |
Bez przecinka po chłopiec i po sierocińca.
justusia7850 napisał: | Dyrektorka przytułku powiedziała im jedynie, że dziecko trafiło do nich jako Harry Potter, ale na wyraźną prośbę pani Dursley, jego personalia zmieniono na: Karl Misser; były to minimalne środki bezpieczeństwa, jakie kobieta postanowiła zastosować dla ochrony siostrzeńca. |
Bez przecinka po Dursley.
justusia7850 napisał: | A teraz, cholerny Czarny Pan wymyślił sobie zorganizowanie nowej akcji poszukiwawczej. |
Bez tego przecinka.
justusia7850 napisał: | Severus czując dotyk palców na swoim ramieniu, zerwał się z ławki i w ułamku sekundy znalazł się przed Keith’em, wbijając mu w żebra różdżkę. |
Po Severus przecinek. Keithem.
justusia7850 napisał: | Snape opuścił uzbrojoną dłoń i wpatrywał się w dzieciaka, zastanawiając, co niby mogło go spotkać i co wie o wojnie. |
...wpatrywał się w dzieciaka zastanawiając się, co takiego mogło go spotkać i co wie o wojnie.
justusia7850 napisał: | Czasem jednak zdarzały się i te gorsze dni, kiedy Lord, wściekły na cały świat wyładowywał się na swoich sługach bez powodu. |
Po świat przecinek.
justusia7850 napisał: | Kawiarnia, do której zaprowadził go Keith była nowoczesna aż do bólu. |
Po Keith przecinek.
justusia7850 napisał: | Obsłużył ich przystojny kelner, pełniący jednocześnie rolę barmana i najwyraźniej jedynego pracownika klubiku. |
Bez przecinka.
justusia7850 napisał: | Keith zrozumiawszy, co się działo zaśmiał się cicho i ponownie zmniejszył odległość między nimi. |
Przed zrozumiawszy przecinek.
justusia7850 napisał: | — W Kanadzie, czarodzieje zaczynają szkołę w wieku dziesięciu lat. Ukończenie jej, jest równoznaczne z osiągnięciem pełnoletności. |
Bez przecinków.
justusia7850 napisał: | — Mogę uprawiać seks i nikogo za to nie ukażą. |
Ukarzą bo ukarać.
justusia7850 napisał: | — Chcę żebyś poszedł ze mną na ślub brata — wypalił niespodziewanie Severus, ganiąc się za zbyt szorstki ton i niepewność w głosie. |
Po Chcę przecinek.
justusia7850 napisał: | Keith zaśmiał się, ale nie odpowiedział, a Snape zastanawiał się, czy tu też mogą zawrzeć umowę, czy może, kiedy są poza restauracją obowiązują inne zasady. |
Bez tego ostatniego przecinka.
justusia7850 napisał: | — Widzisz… Nie jestem pierwszym, lepszym Sokołem — zerknął na Severusa, ale ten tylko przytaknął, zachęcając go do kontynuowania. |
Bez pierwszego przecinka.
justusia7850 napisał: | W takim razie, to dzieciak nie zgadzał się na potencjalnych partnerów. |
w takim razie to dzieciak...
justusia7850 napisał: | Mężczyzna patrzył na chłopaka zastanawiając się, czy zabić go od razu, czy przekazać Dumbledore’owi. |
Po chłopaka przecinek.
justusia7850 napisał: | — Przysięga — wykrztusił Severus, a chłopak zgodził się wyciągając różdżkę i recytując wyraźnie słowa. |
Przed wyciągając przecinek.
justusia7850 napisał: | — Kiedy jest ślub twojego brata? — zapytał ukrywając różdżkę w rękawie koszuli. |
Przed ukrywając przecinek.
justusia7850 napisał: | — To chyba nienajlepszy pomysł — odpowiedział w końcu i wyswobodził nadgarstki z oplatających go, silnych palców. |
Nie najlepszy oddzielnie. Przed silnych skasuj przecinek.
justusia7850 napisał: | Poza tym, nie możesz odrzucić Sokoła, nie po toaście. |
Bez przecinka po tym.
justusia7850 napisał: | Severus odsunął się od Keith’a na kilka centymetrów i próbował poukładać w głowie wydarzenia dzisiejszego dnia. |
Keitha.
|
|
|
|