Wysłany: Sob 22:47, 12 Maj 2012 Temat postu:
|
|
Ty moja krewniaczko kochana, cudowne. Skąd bierzesz takie niesamowite pomysły, hę?
Hm, sny Harrusia... Biedaczek z tymi koszmarami. Zły Severus, zły! *kiwa groźnie paluszkiem*
Cieszę się, że zobaczył Pottera takim, jakim ten jest, a nie Złotego Chłopca. Skrzywdzonego dzieciaka, który zbyt wiele wycierpiał.
Pytanie brzmi - co będzie dalej? Męczysz, babciu cioteczna, oj męczysz.
Jeśli chodzi o zabij mnie... Przeraziłam się. Więc jest aż tak źle? Ależ z tym trzeba koniecznie coś zrobić! Najlepszym sposobem na poprawienie humoru naszego Hogwartczyka jest odwzajemnione uczucie do Mistrza Eliksiów, zgodzisz się ze mną, prawda?
Pięknie napisane, czekam na ciąg dalszy.
Leeni
|
|
|
Wysłany: Wto 9:59, 01 Maj 2012 Temat postu: [NZ] Demony [HP/SS] (1/?) +15
|
|
autor: euphoria
tytuł: Demony
paring: SS i HP
ostrzeżenia: brak, ale może się to zmienić...
zakończone: nie
bety: pewnie będzie kilka i pamiętajcie, że się starają, ale na mnie nie ma mocnych
całość dedykowana Tyone, bez której nigdy nie udałoby mi się pisać dalej
betowała: Courtney
wykorzystano sugestie: efec
Rozdział 1
Eliksir Snów
Severus Snape wszedł do sali, jak zwykle powiewając czarnymi szatami, wzbudzając strach i przerażenie. Zlustrował klasę nieprzyjemnym wzrokiem, bezbłędnie odnotowując miejsca, które zajmowali Longbottom i Potter. Ten ostatni zresztą, zapewne po nocnej schadzce, z trudem trzymał oczy otwarte, ziewając od czasu do czasu. Podkrążone oczy i rozbiegany wzrok zdradzały winowajcę.
- Potter! – Chłopak wyprostował się tak gwałtownie, że aż zepchnął z ławki kałamarz, rozlewając granatowy atrament po podłodze. Z przyjemnością stwierdził, że kilku Ślizgonów, wliczając w to Malfoya, chichocze na końcu sali, wpatrując się w tego łamagę.
- Dziesięć punktów od Gryfindoru za bałagan na lekcji – dodał tym samym zimnym głosem. Gryfoni oburzyli się, ale postanowili nie pogarszać swojej sytuacji.
- I jeszcze dziesięć za brak reakcji – warknął jeszcze odwracając się w stronę tablicy.
- Przepraszam, panie profesorze – padło z zaciśniętych ust, gdy Potter zaklęciem usuwał mokre plamy.
Gniew. Jak on go ubóstwiał. Gniew dawał siłę, która pozwalała zawładnąć światem, a jednocześnie była na tyle niszczycielska, że odrobina nieuwagi prowadziła do autodestrukcji. Odpowiednio ukierunkowana dawała niewyobrażalną moc, płynącą z wnętrza. Nieuporządkowaną, a przez to nieograniczoną.
Zamglone zielone tęczówki wbiły się w jego plecy jak sztylety. Z szyderczym uśmiechem zaczął więc dyktować, wiedząc, że nie nadążą robić notatek.
- Eliksir Snu, jest jednym z najniebezpieczniejszych. Pozwala poznać sny człowieka, a przez to zyskać kontrolę nad nim – zawiesił sugestywnie głos, pozwalając im przez chwilę trawić informacje. Kolejne minuty mijały bezpowrotnie, gdy, po raz setny, powtarzał ten sam materiał, którego nawet połowa z nich nie będzie w stanie zapamiętać, a co dopiero należycie wykorzystać.
- … wzmacnia je i pogłębia… - Potter wzdryga się. Mistrz Eliksirów serwuje swój najbardziej krzywy uśmieszek, zapisując sobie w pamięci, by z chłopaka zrobić królika doświadczalnego. Najwyraźniej Złoty Chłopiec obawia się zdemaskowania swojej uroczej damy, albo co gorsza kogoś, o kim śni od kilku dni. Może o tej rudej Ginny, siostrze najlepszego przyjaciela? Złapany in flagranti – to byłaby idealna kara dla aroganckiego gówniarza, którym jest, był i zapewne będzie, pomimo jego silnych starań. - …intensyfikuje… - padło ostatnie słowo, a wraz z nim na czarnym blacie tablicy pojawił się dokładny przepis i składniki.
Przez następne parędziesiąt minut nikt nie zakłóca mu spokoju. Ukojony słodkimi dźwiękami siekania składników i bulgotania w kociołkach, zaczął popadać w słodki marazm. Gdyby jeszcze ten cholerny Potter nie obnosił się tak ze swoimi randkami.
- Potter, dziesięć punktów od Gryfindoru za bezczelność na lekcji – podsumował jego ziewanie. – I jeszcze piętnaście za szwendanie się po nocy po zamku – dodał z satysfakcją, zdając sobie sprawę, że Wybraniec czerwieni się wściekle.
Nie słysząc odpowiedzi ze strony Pottera, zamierzał jeszcze odjąć parę punktów cholernemu Gryfindorowi za samą obecność na jego zajęciach, ale przeklęta Granger dźga Złotego Chłopca łokciem.
- Przepraszam, panie profesorze – cichy głos ponownie przecina powietrze.
Na szczęście Malfoy i ta dziewucha z wiecznie rozczochranymi włosami kończą swoje eliksiry. Na resztę i tak nie warto czekać. Chyba, że Longbottom znowu zamierza wysadzić kociołek. Ale nie – najwyraźniej przynajmniej on postanowił dziś uszanować spokój poniedziałku.
- Panie Malfoy, proszę przelać swój eliksir do fiolki. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu za tak doskonałą pracę – mruczy z przyjemnością pierwszą tego dnia pochwałę dla Domu Węża. Zbyt niedoceniani, by przynajmniej on nie mógł podnieść ich morale.
Blondyn sprawnie wykonuje jego polecenie, uśmiechając się drwiąco w stronę Granger. Ich eliksiry nie różnią się barwą czy konsystencją, ale na pewno metodą powstania. Malfoy może i być egoistycznym dzieciakiem, ale z jego spostrzegawczością i inteligencją nie pogrywa nawet Mistrz Eliksirów. Granger natomiast brak finezji. Wykuta słowo w słowo cytuje czasem fragmenty jego własnych badań, co denerwuje go niepomiernie. Przecież on to doskonale wie, po cóż mu o tym przypominać?
- A teraz wypróbujemy ten eliksir na jednym z ochotników. – Podnosi się z miejsca, sunąc w swoich nieskazitelnych szatach wzdłuż ławek. Gryfoni wstrzymują oddech, może nawet bicie serc, mając nadzieje, że jednak ich nie dostrzeże. Zachodzi go od tyłu, pochylając się tuż nad nim. – Panie Potter, mam nadzieję, że pańskie sny okażą się tak ciekawe jak plotki o panu – warknął z sarkazmem. Podboje Gryfona były aż nazbyt sławne, by nie dotrzeć do pokoju nauczycielskiego. Co prawda jego uczniowie nie byli zbyt święci, ale na pewno lepiej ukrywali swoje miłostki i życie prywatne, które nie przewijało się na tapecie całego Hogwartu, a nawet całego czarodziejskiego świata. Potter powinien dostać nauczkę, a skoro i tak nie szanuje swojej prywatności… Jak wiadomo, odrobina wstydu nikomu nie zaszkodziła.
- Nie!
Chłopak zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło. Przepchnął się jakimś cudem do drzwi, ale Snape zaryglował je szybkim zaklęciem. Co prawda nie oczekiwał aż tak silnego oporu, ale usatysfakcjonowało go to małe przedstawienie. Potter ewidentnie się miotał, ignorując zdumionych kolegów. Nie mogąc wyszarpnąć klamki, odwrócił się w stronę magazynku, który i tak zawsze pozostawał pod pieczą mocnego zaklęcia.
Mistrz Eliksirów tymczasem spokojnie zaszedł go od tyłu, unikając przy tym czegoś, co na dobrą sprawę mógłby uznać za próbę ciosu.
- Pięćdziesiąt punktów od Gryfindoru za napaść na nauczyciela i dwadzieścia za niestosowanie się do poleceń. – Załapał go mocno za ramię, odwracając do frontu klasy.
Kilku Gryfonów zaprotestowało, ale spojrzał na nich mściwie. Granger próbowała nawet wstać, ale Wesley powstrzymał ją ruchem ręki, spoglądając w jego stronę niepewnie. Potter natomiast pobladły z przerażenia nawet się nie szarpał. Jakby odgadł, że opór nie ma sensu. Pogryzione usta szeptały tylko ciche ‘nie’, które zostało zupełnie zignorowane. Gryfońska odwaga została jednak przeceniona.
- Wypij to. – Podsunął mu fiolkę pod usta, ale te zostały tylko mocniej zaciśnięte. Rozchylił je niewerbalnym zaklęciem, po czym wlał mu jasnoniebieski płyn do ust. Potter przez chwilę wyglądał jakby miał go wypluć, ale substancja samoczynnie rozprowadziła się w jego jamie ustnej.
Nawet się nie zakrztusił.
- Nie bolało, panie Potter, prawda? – zapytał z łatwo wyczuwalnym sarkazmem. Merlinie, jak ten dzieciak go irytował.
Eliksir powoli przejmował kontrolę nad jego umysłem, wybierając najczęściej wyśnione mary. Potter osunął się na kamienną posadzkę, ale Snape nawet nie myślał go podnosić. Tymczasem na środku pojawiła się delikatna mgiełka, która mogła oznaczać tylko jedno – Złoty Chłopiec zaczął śnić.
Zadziwiająco krótko zabrało mu zrozumienie pierwszego obrazu. Zamiast Wieży Astronomicznej, Pokoju Życzeń czy nawet jakiegoś bocznego korytarza, znaleźli się nagle na cmentarzu. Ciemne chmury pokrywały niebo, uniemożliwiając promieniom światła przebicie się.
- Zabij niepotrzebnego – warknął dobrze znany mu głos i wtedy go zobaczył. W zielonym rozbłysku avady, która uderzyła tego Puchona, który zginął w zeszłym roku.
- Nie! – wrzasnął Potter jak oszalałe zwierzę, miotając się po podłodze. Zasłaniając dłońmi głowę.
Puchon tymczasem upadł martwy, a obraz został zastąpiony Crucio, które wprawiło w drgawki ciało Wybrańca, zarówno tego w śnie, jak i tego na podłodze jego klasy. Voldemort już całkiem odrodzony, wyciągał ponownie różdżkę, ale Potter jakimś cudem zdążył przeturlać się w bok, rzucając Expaliarmusa. Bezowocnie.
Ile miał wtedy lat? Czternaście?
Nowy obraz – Voldemort patrzący mu prosto w oczy. Odór oddechu na jego skórze. Imperio.
- Będziesz mi służył, Harry Potterze – syczy wężowa gęba.
- Nigdy! – wrzeszczą obaj, Potter klęczący na posadzce z zakryta twarzą i Potter przywiązany do pomnika.
Obrazy coraz szybciej przepływały, czasem jako pojedyncze, na pozór nic nie znaczące; jak ciemność… Małe pomieszczenie bez światła. Krzyki, że jest nikim, dziwadłem… Że jego ojciec był nikim i zabił jego matkę. Ale może to i lepiej, bo nigdy nie powinni istnieć.
Gryfindor podzielony, gdy uważano go za potomka Slytherina. Ciche szepty za plecami. Jesteś inny. Nigdy nie będziesz taki jak my. Ta mała rudowłosa we krwi. Bazyliszek i młody Tom Riddle.
Setki torturowanych. Jęki. Krzyki. Wrzaski. A najgorsza cisza. Gdy ginęli. Bez serc, z poprzepalanymi kończynami. Pocięci którąś z czarno magicznych klątw.
Cichy szept przerywa wszystkie te obrazy.
- Harry, jesteś bezpieczny, jesteś tylko mój – głos Lily. I Severus nagle wie, co się stanie i nie chce więcej tego słuchać, ale nie może przestać i nie może tego przerwać.
- Lilly, uciekaj, on tu jest! – krzyk Jamesa, a potem kolejny, pełen bólu. Dźwięk wyważanych drzwi.
- Avada Kedavra! – przecina powietrze. Kobieta krzyczy podobnie jak jej mąż kilka minut wcześniej i wizja się urywa.
Potter łka na kamiennej podłodze. Nie próbując się podnieść, zwinięty w pozycji embrionalnej.
Nagle na scenie pojawia się Lucjusz Malfoy bez śmierciożerczej maski. Sunie w kierunku kupki zatęchłych szmat, które po kopnięciu okazują się może kilkuletnią dziewczynką. Zapuchnięte oko patrzy z przerażeniem, jak dużo wyższy mężczyzna pochyla się, celując w jej odrapane czoło różdżką. Wypowiada cicho zaklęcie, gdy łzy zmywają ostatnie krople brudu i krwi z jej policzków.
- Sectumsempra! – Krwawy ochłap opada na kamienną podłogę, wydając dokładnie taki sam dźwięk jak ciało Pottera, które podryguje w sali.
Wszystko się urywa, mgła opada, znikając bezpowrotnie. Potter otwiera gwałtownie oczy, wciągając powietrze do płuc jak tonący, który ma ostatnią szansę na oddech. Zieleń buzuje, nie pozwalając oderwać od niej wzroku.
Severus widzi go.
Widzi go takim, jakim jest. Blizna jako dodatek. Nic nieznacząca szrama, wspomnienie, które nie powinno istnieć. I nie istnieje. Zbyt młody, by pamiętać, żyje rozpamiętywaniem innych, który uczynili go bohaterem, nim wypowiedział swoje pierwsze słowo.
Widzi go takim, jakim jest. Jasnozielone oczy uciekają od wzroku innych, by ukryć się w zbyt wcześniej dorosłości, narzuconej przez szaleńca i tłumy. Do tej pory zastanawia się czasem czy fosforyzujący kolor to kwestia genetyki, czy może avada, która odbita wypaliła na nim swe piętno. Tak niepokojący. Tak dziki. Tak niepojęty w swej wściekłości.
Widzi go takim, jakim jest. Burza czarnych włosów niczym huragan wewnątrz. Walka sprzeczności. Gryfońska odwaga, lojalność i wierność, które pozwoliły mu zabić bazyliszka i stawić czoło Voldemortowi. Ślizgońskie skrycie, przebiegłość i te maski. Cholerne maski, które chronią go przed wzrokiem świata. Cholerne maski, które zakłada, gdy wąż drażni lwa, a impas trwa. Ból dorosłości próbuje za wszelką cenę wygrać z dziecięcą niewinnością.
Widzi go takim, jakim jest. Pobladłego, chudego, niewsypanego. Podkrążone oczy błądzą po sali, nie zatrzymując się ani na chwilę na żadnej z twarzy, jakby się bał tego, co zobaczy. A może tego, czego tam nie ma. Trzęsącego się po niedawno przeżytym wstrząsie.
Widzi go takim, jakim jest. Zaciśnięte usta, z których nie wyrywa się żaden dźwięk. Cisza oczekiwania, przeżywana w napięciu. Zmięta szata pobrudzona kurzem. Kości palców zwinięte tak mocno, że aż przebijające zbyt cienką skórę. Ale to spod paznokci wypływa pierwsza kropla krwi.
Widzi go takim, jakim jest. Spod podwiniętego rękawa wystaje różowa blizna po cięciu. Pamiątka po odrodzeniu Voldemorta. Jakby jednej było mało. Kolejny Mroczny Znak wyryty na nieskazitelnej skórze.
Widzi go takim, jakim jest. Pozbawionego chwały Wybrańca. Złotego Chłopca, który zagubiony w ciemności wyciąga na ślepo swą dłoń, szukając ratunku, którym jest on sam.
Widzi go takim, jakim jest. I oni też go widzą. A on widzi jego – Severusa Snape’a. Próbuje skupić się na słowach, które powoli artykułuje, ale wyrywa się z nich jedyne życzenie.
- Zabij mnie – prosi pogryzionymi do krwi ustami, patrząc mu prosto w oczy.
Jeśli przedtem było cicho, nie wie, jak nazwać ten stan. Teraz po prostu nikt nie oddycha. Zatrzymani w czasie i przestrzeni na jedno uderzenie serca.
Mężczyzna wyciąga różdżkę, próbując nie czuć przerażenia, gdy szesnastolatek uśmiecha się z wdzięcznością.
- Expeliarmus! – Odbiera mu jedyną broń. – Pójdzie pan spać, panie Potter. – Zły na siebie, że nie potrafi powiedzieć tego ostrzej. – Eliksir Bezse…
- Nie! – krzyczy tamten, zrywając się na równe nogi, choć te opierają się jego władzy. Ten strach. Ból. Rozczarowanie. Życiem?
Osłupienie mija niemal w tej samej chwili. Sięga ponownie po różdżkę, chcąc obezwładnić rozhisteryzowanego chłopaka.
- Drętwota! – Niewielki promień magii odczepia się od końca i zmierza w kierunku Pottera. Ten zasłania się rękami jakby to mogło coś pomóc. Czas zwalnia, gdy dawka magii zatrzymuje się na jego dłoniach i znika, wchłonięta przez zmaltretowane ciało. Severus zamiera, gdy zieleń oczu wyostrza się na tę krótką chwilę, pozwala chłopakowi oprzytomnieć, otrząsnąć się z szoku. A on patrzy zaskoczony na swoje dłonie… i mdleje.
|
|
|
|