Rejestracja
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Zaloguj
Forum Strona Główna
->
+18
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Wybierz forum
Shout box
----------------
SB
Forum
----------------
Regulaminy
Kilka słów od założycieli
Powitania
Filmy
Muzyka
Książki
Anime
Manga
Reklama
Harry Potter
Literatura
Seriale
+18
Anime i Manga
+15
Bez ograniczeń
J-pop
Fanfiction
Debiuty
Opowiadania własne
Sherlock Holmes
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
Twilight
+18
+15
Bez ograniczeń
Twilight
+18
+15
Bez ograniczeń
Harry Potter
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura
Harry Potter
+18
+15
Bez ograniczeń
Poezja
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
+18
+15
+12
+18
+15
+12
+18
+15
+12
O forum
----------------
Konkursy
Literatura BoysLove
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
+18
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura GirlsLove
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
Literatura G&B Love
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
Pozostałe Barwy Tęczy
----------------
Ogólne
Międzypłciowość
Dyskusje
Kącik pisarza
----------------
Porady
Targowisko bet
Prośby i Życzenia
Pojedynki w Kolorach Tęczy
Poszukiwana Poszukiwany
Off topic
----------------
Kawałek sztuki
Pogaduchy
Różności
Galeria
Przegląd tematu
Wysłany: Pią 19:17, 07 Wrz 2012
Temat postu:
Zilidya
Nieświadomy
Cz.3
Harry wstał powoli i ruszył za Snape’em. Był przerażony całą zaistniałą sytuacją. Czy ma zgodzić się na propozycję tego mężczyzny? Może faktycznie byłoby lepiej, gdyby rozważył ucieczkę ze szkoły?
Ostatnie dwa miesiące były nieustannym koszmarem, którego początek stanowiło złapanie jego i Hermiony, którą wysłał dyrektor, przez ludzi Voldemorta. To, co z nimi zrobiono, nadal wywoływało w nim duszności i mdłości, co wcale nie było powiązane z ciążą. Ciągle wspominał tamten dzień, gdy Czarny Pan wystawił jego oraz przyjaciółkę na pastwę tych bestii. Był tak łaskaw, że uprzedził ich, co z nimi zrobią.
Czasami żałował, że nie zrobił tego, co Hermiona. Nie chciał jednak uciekać w ten sposób. Pomógł jej, to prawda. Nie potrafił inaczej.
Razem usunęli wszystkie wspomnienia o niej z umysłów rodziców i wysłali ich gdzieś daleko poza Anglię, jak najdalej od tej wojny. Potem dziewczyna odeszła, paląc dom.
On został sam, a do Dursleyów nie chciał wracać. Miał pieniądze i wolał wynająć małe mieszkanie na peryferiach Londynu. Początkowo niewiele sypiał, ciągle trwając w koszmarze zbiorowego gwałtu, nic nie pomagało wymazać tego z pamięci. Eliksir Bezsennego Snu odrzucił, gdy tylko dowiedział się, że nosi dziecko. W pewnym sensie nawet się nie zdziwił, ostatnio magia przestała go zaskakiwać. Skoro pomagała duszy odzyskać ciało, to dlaczego nie mogła spowodować ciąży u mężczyzny? To jednak spowodowało, że w snach pojawiał się tylko jeden obraz, a dokładniej dźwięk. Do dziś nie rozumiał, co się działo na samym początku. To miał być gwałt i na to się przygotowywał, lecz jego pierwszy oprawca jakby wcale nie chciał go skrzywdzić. Bolało, to prawda, ale nie aż tak jak przy kolejnych. Wstydził się najbardziej swojej własnej reakcji. Jak mógł dojść, będąc gwałconym? Jak mógł odczuwać przyjemność? Ciągle to sobie wyrzucał, przeklinając się od idiotów.
Nie wiedział, kto to zrobił, lecz nienawidził go tak samo jak siebie. Pamiętał te chłodne dłonie, trzymające w trakcie za biodra, ale nic poza tym. Jedynie dźwięki, ciche pojękiwania i mruczenie, niczym u rasowego kota.
Teraz musiał zrobić to, czego chciał Snape, by uratować dziecko, w tej chwili sam stał się mniej istotny. I tak pewnie zginie walcząc z Voldemortem, co ten wysyczał mu na pożegnanie, zostawiając na jakimś pustkowiu wraz z Hermioną, choć dalej nie wiedział, dlaczego nie zrobił tego od razu.
Wchodząc do sypialni Snape’a zatrzymał się w drzwiach niepewny, co tamten planuje. Mężczyzna jednak ruszył w stronę ogromnych regałów i wyjął do połowy jedną z książek. Mebel odsunął się bezszelestnie od ściany, ujawniając w ten sposób ukryte przejście.
— Wchodź! — nakazał mistrz eliksirów, sam schodząc pierwszy wąskimi schodami.
Harry przełykając głośno zerknął na sporych rozmiarów łóżko profesora i wkroczył w tunel. Po chwili zszedł do podziemnego laboratorium, którym była ogromna jaskinia dostosowana do potrzeb mistrza eliksirów. Kilka stołów zasypanych składnikami, a na specjalnych paleniskach bulgotały cicho zawartości kociołków.
Snape przeszedł do samego końca laboratorium a Harry podążył za nim. Tu także znajdował się stół, ale w przeciwieństwie do wcześniejszych, ten był marmurowy, nie drewniany.
— Rozbierz się i połóż na stole.
— Co pan chce zrobić? — zapytał niepewnie, dostrzegając na pobliskim stoliku masę urządzeń, które na pewno nie służyły do krojenia ingrediencji, chyba, że miały więcej niż pół metra i się ruszały.
— Mówiłem ci. Muszę usunąć płód.
— Ale...
— Nie mam zamiaru go zabić, jeśli to ci krąży po tej pustej głowie, a jedynie przenieść — warknął na niego, krążąc po laboratorium i przygotowując coś pod jedną ze ścian.
— Przenieść?
— To moja autorska metoda dotycząca przypadków, gdy życie ojca lub dziecka jest w jakiś sposób zagrożone, coś w rodzaju sztucznego ciała.
— Chce pan przenieść dziecko do inkubatora? Czy to mu nie zagrozi?
Harry zaczął się powoli rozbierać, uspokajając się powoli, skoro Snape nie zamierza skrzywdzić dziecka.
— Nie, zmienię działanie zaklęć podtrzymujących. Normalnie przeniósłbym płód całkowicie, ale ty nie jesteś zagrożony żadną chorobą czy klątwą, więc w pewien sposób pozwolę ci być z nim połączonym, to lepsze dla jego rozwoju. Będziesz ciężarny na odległość aż do porodu. Wtedy przeniosę dziecko z powrotem i będziesz mógł urodzić.
— Jak?
— Co „jak”?
— Jak wygląda męski poród?
— Dowiesz się — odparł ironicznie. — Dowiesz się i to bardzo szybko. Rozbierz się do naga — dodał widząc, że nie ściągnął bielizny. — Muszę widzieć cię całego.
Harry zadrżał, ale wykonał polecenie. Wiedział, że nie widać żadnego śladu, ale dyskomfort pozostał. Snape nie spuszczał z niego wzroku, gdy usiadł na stole i położył się płasko na zimnym blacie.
— Co zadecydowałeś? — zapytał nagle Snape, podchodząc do niego ze słoikiem jakiejś pomarańczowej maści. Harry początkowo milczał, więc głos zabrał mistrz eliksirów: — Stawiam sprawę jasno. W obu przypadkach dziecko przeżyje i będzie moje. W pierwszym zostajesz z nim jako mój małżonek, w drugim odchodzisz i zrzekasz się wszelkich praw. Decyzja należy do ciebie. Uprzedzam, że od mojego męża będę wymagał wszystkiego.
— Wszystkiego?
— Tak — uśmiechnął się sarkastycznie. — Wszystkiego. Od posłuszeństwa i szacunku po obowiązki małżeńskie.
Potter zadrżał. W ustach Snape’a zabrzmiał to jak zakres szlabanu, a nie prawdziwe małżeństwo.
— A co ze szkołą? Z dyrektorem? Nie znam...
— Jako małżonek będziesz spał w moich komnatach
— I nikt nie będzie się temu sprzeciwiał? Rozumie pan... jestem uczniem, a pan nauczycielem.
— W momencie zawarcie małżeństwa wszystkie ograniczenia nałożone na ciebie znikają. Nie ważne, ile masz lat. Dyrektor nie będzie miał nic przeciwko, jeśli powiem mu, że w ten sposób chcę mieć nad tobą kontrolę, sam widziałeś jego zachowanie. Zgodzi się i jeszcze poklepie mnie po plecach. — Wyglądało na to, że Snape stawał po stronie Pottera, a przynajmniej tak zdawało się chłopakowi. — Nadal czekam na twoją odpowiedź.
— Nie zostawię panu dziecka. Zostanę z nim, nawet jako pański mąż. — Podjął natychmiast decyzję.
Severus nie czekał na więcej. Nałożył na obie dłonie trochę zawartości ze słoika i zaczął się wsmarowywać w brzuch leżącego rozgrzewającą maść. Potter natychmiast się spiął, nie mógł znieść żadnego dotyku na sobie, zwłaszcza tak nisko. Zaczął szybko oddychać i drżeć. Snape natychmiast to zauważył.
— Przestań! — warknął ostro. — Jeszcze nic nie zacząłem, a ty zachowujesz się jakbym żywcem chciał cię wybebeszyć. To maść dezynfekująca i paraliżująca. Ma także słabe działanie przeciwbólowe, ale i tak większość będziesz czuł. Nie chcemy przecież zagrozić zdrowiu naszego dziecka. Prawda, mój drogi? — zapytał ironicznie.
Odsunął się od Pottera, wycierając dłonie w ręcznik. Następnie rzucił na niego kilka zaklęć i Harry nagle usłyszał bicie swojego serca oraz drugie, bardzo ciche.
— Bardzo dobrze — rzekł Severus, patrząc na jedną ze ścian, a gdy chłopak odwrócił w tę stronę głowę, zobaczył swoje parametry życiowe jak na aparaturze medycznej. — Uspokój się, twoje tętno jest za wysokie. Oddychaj powoli.
Niewiele to pomogło, gdy zobaczył w dłoni Snape’a skalpel. Chciał się od niego odsunąć, ale spostrzegł, że stracił czucie od piersi w dół.
— Przestań panikować, albo cię uśpię.
To tylko bolało oliwy do ognia. Tętno podskoczyło, co Snape skwitował prychnięciem i odłożył skalpel.
Harry odetchnął z ulgą. I to było ostatnie, co zapamiętał.
**
Severus odłożył różdżkę po uśpieniu chłopaka i zerknął na ścianę, na której stworzył sobie tablicę. Wszystko się uspokoiło. Serce dziecka biło miarowo, odpowiednio szybko jak na płód. Wszystko wydawało się w porządku, ale coś jednak nie dawało spokoju Severusowi, coś się nie zgadzało. Może to tylko jego wyobraźnia, albo efekt tego, że byli w jaskini, lecz w pewnym momencie wydawało mu się, że serce dziecka bije jakoś dziwnie. Postanowił sprawdzić po przeniesieniu płodu, czy nie ma czasem jakiejś anomalii.
Skalpel znów znalazł się w jego dłoni i nakierował go na dolną część brzucha chłopaka. Cesarskie cięcie, jak zwali mugole, było jedynym sposobem by mógł dotknąć płodu i aktywować czar przeniesienia. W pewnym sensie trochę przypominało to aportację tyle, że tu musiał jeszcze utworzyć połączenie pomiędzy rodzicem a dzieckiem, pępowina musiała zmienić swój układ przestrzenny. Jak przestrzeń pomiędzy kominkami, nie połączona, ale stale w kontakcie. To było męczące zaklęcie, lecz w tym przypadku niezbędne, jeśli dziecko miało przeżyć.
Pewnym ruchem naciął skórę poziomo pięć centymetrów poniżej pępka, a następnie powoli podciął łożysko, cały czas wsłuchując się w serce dziecka. Teraz miał tylko kilka minut na wykonanie zaklęć, zanim Potter straci za dużo krwi. Włożył ostrożnie dłoń w brzuch chłopaka i wymacał płód. Maleńka, około dziesięciocentymetrowa istotka poruszyła się delikatnie i wtedy Severus zrozumiał, co mu nie pasowało, lecz aktualnie nie miał czasu na zastanawianie się, każda chwila była cenna. Szybko rzucił zaklęcie i wycofał się. Zaszycie obu ran zajęło mu kilka kolejnych minut, nie mógł teraz zasklepić rany w żaden magiczny sposób, by nie ingerować w działający czar. Obandażował chłopaka mocno i ubrał w pidżamę. Transmutowanie łóżka w pobliżu inkubatora, jak nazwał urządzenie Potter, zajęło mu kolejną minutę. Przełożył nadal śpiącego, choć już bez zaklęcia, chłopaka i przykrył. Jedyny czar, jaki pozostawił, to wyświetlające się na tablicy zaklęcie monitorujące.
Teraz miał chwilę by spojrzeć do inkubatora. Widząc wszystko mógł sprawdzić płeć dziecka, choć mugole musieli czekać na niepewną informację do drugiego trymestru. Nie zmartwiłby się dziewczynką, ale los uśmiechnął się do niego i miał chłopca. Dokładniej dwóch, bo Potter okazał się nosić bliźnięta, i to właśnie to powodowało dziwny dźwięk echa, który wcześniej wziął za efekt przebywania w jaskini. Chwilowo nie mógł sprawdzić jak bardzo są magiczne, bo to potwierdzało się dopiero po narodzinach. Dzieci muszą połączyć się z magią rodzica podczas porodu, by okazało się czy są czarodziejami, charłakami, czy zwykłymi mugolami, dlatego też poród musi odbyć się normalnie. Miał nadzieję, że chłopak nie zadawał się z jakimś durnym mugolem, obniżając w ten sposób szansę na magiczne potomstwo. W tym wypadku odstąpiłby nawet od umowy, bo mugol raczej nie był mu potrzebny i chłopak mógłby iść precz ze swoimi synami.
Gdyby oczywiście okazały się niemagiczne, mógłby też wykorzystać małżeństwo, nakłaniając Pottera do kolejnej ciąży i urodzenia mu magicznego potomstwa. Tym razem miałby pewność, że są jego z krwi i kości.
Teraz powinien powiedzieć dyrektorowi o umowie małżeńskiej, jaką zawarł z Potterem. Musi wymyślić zgrabny powód zgody chłopaka, by Albus niczego nie podejrzewał. Najważniejsza była kontrola Złotego Chłopca dlatego starzec również powinien się na to zgodzić. Jednak, dlaczego chłopak chce być z nim, to już inna sprawa. Może nauka obrony? Legilimencji? To również wchodziło w rachubę. Niby ochrona przed kolejnymi wypadkami i poczucie bezsilności ze strony Pottera, a śmierć Blacka będzie głównym atutem, jeśli chodzi o chęć powstrzymania Czarnego Pana.
Wysłany: Czw 1:37, 09 Sie 2012
Temat postu:
emerald
"Nieświadomego" lubię i to bardzo. Choć zwykle uciekam od opowiadań, gdzie poruszany jest temat ciąży w męskim wydaniu, ale coś przykuło moją uwagę.
Może to była Twoja wersja bohaterów. Severusa i Pottera, oczywiście. Bo według mnie bardzo ciekawie ich przedstawiłaś. Severus doskonale balansuje pomiędzy nieprzeniknionym draniem i obrońcą. Na pewno nie jest altruistą i kto, jak kto, ale opiekun Domu Węża ma swoje pobudki, by pomagać Harry'emu i chronić go przed zapędami Dropsika, który przeszedł samego siebie. Po prostu...
Potter niewiele mówi, co się stało, ale łatwo się domyślić, że wiele wycierpiał. Coś mi mówi, że to nie koniec na tym.
Z ogromnym wyczekiwaniem na dalsze rozdziały,
Emerald
Wysłany: Wto 21:20, 07 Sie 2012
Temat postu:
Zilidya
Nieświadomy
Cz.2
Nowy rok szkolny zbliżał się ogromnymi krokami. Dla Severusa Snape’a już dawno nie oznaczało to niczego nowego. Ot, kolejny rok – kolejni nieudolni uczniowie.
Dumbledore przez całe wakacje, i to ze szwajcarską regularnością, przypomniał mu o Potterze. Oczywiście on nie miał zamiaru nic z tym faktem robić. Jeśli starzec miał zamiar go szukać, to niech robi to sam.
I tak oto nastał ten niewyczekiwany przez niego dzień. Natychmiast zauważył poruszenie wśród starszych klas, gdy zajmowały swoje miejsca. Najwięcej szumu było wśród Gryfonów więc, jak się domyślił natychmiast Severus, musiało ono dotyczyć oczywiście Pottera.
Nie ujrzał go jednak z Weasleyem, choć raczej tego oczekiwał. Gówniarz musiał wyszaleć się za wszystkie czasy podczas wakacji i pewnie gdzieś miał teraz rudzielca.
I wtedy wszedł on. Harry Potter we własnej osobie. Wszyscy na sali zamilkli. Usłyszał sapnięcie po obu swoich stronach. Sybilli się nie dziwił, była kobietą, ale Albus trochę go zaskoczył. Chłopak się trochę zmienił i co z tego? Taka wielka sprawa?
Potter ruszył w stronę swojego stołu i wtedy Severus zauważył to, co zwróciło uwagę tej dwójki.
Potter miał długie włosy!
I to nie kilka centymetrów, lecz kilkadziesiąt. Związane w kucyk tuż nad karkiem, spływały falami aż do pasa. Nawet Malfoy senior nie nosił tak długich.
Zmarszczył brwi. Były tylko dwa sposoby by włosy urosły tak szybko. Jeden to eliksir, łatwy do kupienia w każdej aptece w dziale kosmetyczny, albo drugi...
Obserwował dokładniej chłopaka. Miał dosyć często kontakt z takimi przypadkami, gdy współpracował ze Świętym Mungiem i zaczął zauważać pojedyncze symptomy, które utwierdzały go tylko w hipotezie.
— Jeszcze tylko tego brakowało. — Cichy, ale zdenerwowany głos Albusa zaskoczył ponownie Snape’a.
Dumbledore bardzo rzadko, wręcz prawie wcale, okazywał tego typu emocje.
— Severusie, każ Potterowi zjawić się w moim gabinecie zaraz po kolacji — zwrócił się do niego.
— Dlaczego ja mam robić za posłańca? To Minerwa jest opiekunką jego Domu.
— Bo chcę byś brał udział w tej rozmowie. Trzeba to ukrócić na samym początku roku.
Ukrócić? Do czego Albus zmierzał? Chyba nie każe opuścić szkoły z tego powodu? I do czego on był mu potrzebny?
Snape jedynie kiwnął głową, że zrozumiał i wrócił do tego, co działo się w Wielkiej Sali. Przydział przebiegł utartym torem, ale mistrz eliksirów nie zwracał na niego prawie wcale uwagi. Skupił się na osobie Złotego Chłopca.
Od razu można było spostrzec, że kontakty z Weasleyem, a także z innymi Gryfonami mocno oziębły. Chłopak starał się odsunąć od każdego, w efekcie oddzielała go do wszystkich przestrzeń jednego miejsca. Granger, tak jak zapowiedziała w liście, nie pojawiła się w szkole.
Uczta nareszcie się skończyła i Snape ruszył poinformować Pottera o audiencji, jaką otrzymał w zaszczycie.
— Potter, za mną! Dyrektor oczekuje cię w gabinecie! — Warknął na niego, mijając stół Gryfonów i kierując się ku wyjściu.
Nie interesowało go, czy bachor posłucha. Swoje zrobił, o resztę niech martwi się dyrektor.
Chłopak jednak za nim podążył. Usłyszał jego kroki, gdy tylko znalazł się na schodach. Nie obejrzał się, będąc pewien, że to on. Zatrzymał się przy chimerze, rzucając jej kolejne z listy cukierkowe hasło. Potter czekał w ciszy aż posąg odsłoni wejście i wszedł na ruchome schody tuż za Severusem. Przekroczyli próg gabinetu z kilkusekundową różnicą.
— Witaj, Harry. — Po raz pierwszy Dumbledore nie uśmiechał się do chłopaka.
— Dobry wieczór — przywitał się chłodno chłopak, zajmując wskazany przez czarodzieja fotel.
Jego ruchy były ostrożne, ale pewne, utwierdzając coraz bardziej Snape’a.
— Czy chciałbyś mi coś powiedzieć? — Zaczął po chwili dyrektor oceniając, podobnie jak Severus, ucznia.
— Nie.
Krótka odpowiedź nie spodobała się Albusowi, co od razu zauważył Severus. Stał oparty o kominek, tak by móc obserwować ich obu. Chłopak siedział sztywno wyprostowany. Dłonie splótł na kolanach, ale zauważył ich lekkie drżenie.
— Czy to był powód twojej ucieczki? Dlatego opuściłeś bezpieczny dom wujostwa?
Gryfon milczał, jednak mistrz eliksirów zauważył, że ton głosu dyrektora nie spodobał się chłopakowi. Osobiście, jemu także nie przypadł do gustu.
Do czego zmierzał Albus?
— W tym stanie nie możesz pozostać w szkole — rzucił nagle starzec.
Severus się wyprostował.
— Do czego zmierzasz, dyrektorze? — Wypowiedział na głos swoje myśli.
— Nie pozwolę skalać dobrego imienia szkoły! Nawet, jeśli to sam Harry Potter. Przymykałem oczy już na wiele rzeczy, ale ten wybryk przekroczył granicę.
Chłopak spuścił głowę, ale nic chwilowo nie powiedział.
— Musi być jakieś inne wyjście. — Severus sam sobie nie wierzył, że właśnie stanął w obronie Pottera.
— Tylko jedno. Trzeba usunąć problem.
Teraz reakcja Gryfona zaskoczyła Snape’a. Potter zerwał się z fotela i trzymając się za brzuch w bardzo specyficznym dla kobiet geście, doskoczył do biurka dyrektora.
— Ono nie jest problemem! Ono jest moim dzieckiem. Wolę opuścić szkołę niż pozwolić panu znów ingerować w moje życie.
— Nie interesuje mnie twoje zdanie, chłopcze. Pomimo, że jesteś już pełnoletni jak na standardy czarodziejskiego świata, nie nadajesz się na rodzica.
— Nie odbierzesz mi go.
— Tak myślisz? Jestem w czasie roku szkolnego twoim opiekunem i mogę zrobić parę rzeczy.
Niewerbalne zaklęcie trafiło w chłopaka, zwalając go z nóg. Nieprzytomny leżał na dywanie, gdy Dumbledore zwrócił się do Severusa.
— Pozbądź się problemu. Chłopak niech wróci jak najszybciej do Wieży. Za parę dni sam będzie dziękował.
— Co mam zrobić?
— Severusie, nie udawaj głupiego. Nie chcę widzieć ciężarnego Złotego Chłopca. Usuń płód.
Snape resztkami woli powstrzymał się przed wyrażeniem swego zdania, takiego Dumbledore’a widział po raz pierwszy. Jednocześnie w jego umyśle zaczęły się rozjaśniać pewne sprawy. Albus nigdy nie przywiązywał uwagi do cudzego życia. Nigdy nie interesowało go, jak on się czuł po tych wszystkich wizytach u Czarnego Pana. Chciał tylko dostać swój raport, a potem odsyłał go do Poppy. To samo dotyczyło Pottera. Normalny człowiek nie naraża dziecka rok po roku na niebezpieczeństwa. Ogromny trójgłowy pies, bazyliszek, czy nawet gra w quidditcha, nie były zabawą, jednak to nie przeszkadzało temu człowiekowi wystawiać chłopca na pewną śmierć. Teraz natomiast chciał pozbawić życia nienarodzone dziecko, bo... Nawet bez sprecyzowanego powodu. Po prostu to niszczyło jego wspaniały obraz Złotego Chłopca.
Jakby Potter nie mógł zwyczajnie wpaść. Mógł iść o zakład, że gówniarz nawet nie wiedział, iż może zostać rodzicem.
— Zrób to, Severusie. Jak najszybciej — ponaglił go dyrektor, widząc jego niezdecydowanie.
Snape wylewitował chłopaka i skierował się z nim do swoich kwater. Musiał zyskać trochę czasu by to przemyśleć. Rozmowa powinna co nieco rozjaśnić sprawę. Choć rozmowa z Potterem nie była akurat w planach na ten wieczór, wolał tego nie odkładać, bo chłopak jeszcze faktycznie zdecyduje się uciec, a wtedy nici z pokonania Voldemorta.
Położył chłopaka na kanapie, usuwając zaklęcie z jego ciała i czekając na minięcie skutków czaru Dumbledore’a. W międzyczasie zabezpieczył komnaty przed niepożądanym podsłuchem w postaci kominka. Od jakiegoś czasu podejrzewał, że to właśnie dzięki niemu Albus wie tak dużo. To też był powód, dlaczego w jego salonie było chłodno.
Jęk od strony kanapy powiadomił go, że Potter się ocknął. Nalał do szklanki wody i podsunął mu pod nos, gdy ten usiadł.
— Dziękuję — podziękował chłopak i wypił duszkiem. — Co ja tu robię? — zapytał, rozglądając się.
— Zanim zaczniesz na mnie wrzeszczeć, chcę ci powiedzieć, że jeszcze nie zdecydowałem czy wykonam polecenie dyrektora
— Co kazał? — wtrącił.
— Usunąć płód.
— Nie pozwolę panu! — Nagle zbladł, dotykając ust. — Podał mi pan jakiś eliksir!?
Już chciał rzucić się w stronę łazienki, gdy Severus powstrzymał go, mówiąc:
— To była zwykła woda.
Chłopak zatrzymał się w miejscy, oddychając z ulgą.
— Twojej ciąży nie można usunąć żadnym eliksirem. Najwyżej zabić, ale trzeba też zabić ciebie.
Harry wrócił na miejsce odrobinę spokojniejszy.
— Jak miał pan tego dokonać?
— Jeszcze nie powiedziałem, że tego nie zrobię.
Zmiana w zachowaniu chłopaka była drastyczna. Sięgnął po różdżkę, odsuwając się od niego. Na ten gest Severus tylko uśmiechnął się ironicznie, unosząc jeden kącik ust.
— Łatwo tobą manipulować, Potter — warknął. — Przekonaj mnie, że opłaca mi się nie wykonać „rozkazu” dyrektora.
— Najpierw powiedz mi jak chciałeś tego dokonać.
— Nadal wymagam od ciebie szacunku, Potter.
— Przepraszam, proszę pana. — Może nie było w jego głosie pożądanego szacunku, ale wypowiedział wymaganą formułkę.
— Chirurgicznie.
— Co? — Nie zrozumiał.
— Miałem usunąć z ciebie płód chirurgicznie. Jeśli nie rozumiesz, to opiszę to bardziej obrazowo. Biorę skalpel, rozcinam ci brzuch i wyjmuję płód.
— Przestań! Zrozumiałem! — krzyknął, znów blednąc.
Zrobił się na tyle blady, że spowodował reakcję Snape’a, który przywołał do siebie zieloną fiolkę.
— Wypij to! — rzucił, wlewając jej zawartość do opróżnionej wcześniej szklanki.
— Co to? — szepnął słabo chłopak.
— Eliksir Uspokajający.
— Zaszkodzi...
— Nie, nie zaszkodzi dziecku. — Głos Snape’a był ostry.
Potter powoli przełykał eliksir, jakby nie do końca wierzył Snape’owi. Sam mu się nie dziwił.
— A teraz mów.
— Co chce pan wiedzieć?
— Który to tydzień? — Sięgnął po pergamin i zaczął robić notatki.
— Nie wiem. Zacząłem dziwnie się czuć w połowie lipca. Wymiotowałem, nie miałem apetytu, albo wręcz odwrotnie — odpowiedział spokojnie, po części z powodu mikstury.
— Kiedy odbyłeś stosunek?
Na to pytanie chłopak znów zbladł i zaczął drżeć. Severus spostrzegł, że jego oczy lekko się zamgliły, jakby pogrążył się w myślach. Jednak zachowanie nie wskazywało, by były to miłe wspomnienia.
— Mogę nie odpowiadać na to pytanie?
— Sprecyzuj chociaż, czy nastąpiło to jeszcze w szkole, czy po twoim brawurowym wypadzie do ministerstwa? Potrzebuję jak najwięcej informacji, jeśli mam ci pomóc.
Harry otrząsnął się i spojrzał na niego zszokowany.
— Chce mi pan pomóc? Dlaczego?
— Nie muszę ci się tłumaczyć! — warknął. — Odpowiedz na pytanie!
— Po — rzucił krótko.
Severus zanotował i dopisał z boku: pierwszy trymestr.
— Co wiesz o męskiej ciąży? — zadał kolejne pytanie, kładąc pergamin na kolana i podnosząc wzrok na chłopaka.
— Niewiele. Dowiedziałem się przypadkiem co mi jest, gdy jakiś czarodziej stwierdził widząc moje włosy, że będzie ze mnie ładny tatuś. Dlaczego urosły mi włosy? Kiedyś już mi się to zdarzyło, ale nie do takiej długości.
— To pierwszy znak, że czarodziej jest przy tak zwanej nadziei. Rosną w ciągu pierwszych dwóch tygodni po poczęciu.
Choć rozmowa wydawała się spokojna, Severus nie był wcale miły. Odpowiedzi wywarczał spomiędzy zębów, ale tym razem nie przynosiło to efektów, bo sam podał Potterowi eliksir uspokajający. Dopóki ten działał trudno będzie go zdenerwować. Chłopak ziewnął, zasłaniając usta dłonią.
— Przepraszam. Jestem zmęczony.
— Wkrótce się wyśpisz. I tak musimy usunąć z ciebie płód, by nie wzbudzić podejrzeń dyrektora.
Harry patrzył na niego jak na potwora, którym przecież był i dobrze o tym wiedział.
— Chcesz jednak to zrobić? — pisnął, obejmując brzuch.
— Oczywiście, a co? Masz zamiar wędrować z bebechem, gdy ja będę wmawiał Dumbledore’owi, że się go pozbyłem. Poza tym nadal nie podałeś mi powodu, dlaczego tak chcesz go zatrzymać. Sprowadzi na ciebie jedynie więcej kłopotów. — A on ma zamiar być ich źródłem.
— Nieważne — rzekł chłodno, głaszcząc niewielką wypukłość brzucha. — Jest tylko mój. To teraz moja jedyna rodzina. Urodzę go i wychowam, tak jak ja zawsze pragnąłem być.
Severus prychnął.
— Nie dramatyzuj mi tutaj, bo na mnie to nie działa. Pamiętaj, że widziałem twoje wspomnienia. Dostałeś parę razy karę i zamknięto cię w komórce, a ty przeżywasz to niczym... Nawet nie da się tego nazwać.
Harry zamrugał.
— Karę?
Zrozumiał nagle, że ten mężczyzna nigdy do końca nie widział jego życia. Wcale nie rozumiał jego uczuć do tej małej istoty, rosnącej wewnątrz niego. Skulił się chcąc ją chronić. Co miał teraz zrobić, by ją uratować? Powrót do szkoły okazał się wielkim błędem.
— Nawet nie myśl o ucieczce, bo teraz to już nie ma sensu. Przypuszczam, że ukrywałeś się dotychczas w mugolskich częściach miasta, skoro TA wiadomość nie dotarła do brukowców.
— Ja naprawdę chcę tego dziecka — jęknął. — Nie chcę, by umarło jeszcze zanim zobaczy ten świat. Niczemu nie zawiniło.
— Kolejne pytanie — przerwał mu zanim ten się rozkleił. — Kto jest ojcem? — Wznowił swój test.
— Nie powiem.
— Czyli nie wiesz — wycedził pogardliwie. — Złoty Chłopiec był tak upojony swoją wolnością, że nawet nie wiedział, komu się oddaje — rzucił sarkastycznie, dopisując kolejne informacje. — Będziesz mógł się dowiedzieć po narodzinach.
— Będę? — Chłopak poderwał się z kanapy. — Pomoże mi pan?!
— Pod jednym warunkiem. — Uniósł głowę znad zapisanego zwoju i uśmiechnął się do niego lodowato.
Po ciele Harry’ego przebiegły ciarki.
— Słucham.
— Oddasz mi go. Wszystko mi jedno jak. Po narodzinach mogę cię poślubić i adoptuję go przez małżeństwo. Możesz też po prostu się go wyrzec i odejść. Wszystko mi jedno. Chcę dziecko.
— Dlaczego? — zdołał tylko wyjąkać Harry.
— Bo chcę spadkobiercy, może nawet być dziewczynka. Jesteś wystarczająco dobrym materiałem na rodzica, bym mógł je uznać.
— Tak zwyczajnie chcesz dziecko? Moje dziecko?! Harry’ego Jamesa Pottera?! — Podniósł głos, co oznaczało, że eliksir przestawał działać. — Najbardziej znienawidzonego przez ciebie ucznia w całej szkole?
— Nie jestem wybredny. Radzę ci się uspokoić, szkodzisz mu. A teraz chodź za mną, muszę cię przygotować.
Severusa wcale nie poruszyło zachowanie chłopaka. Nawet go to bawiło. Jego własna zemsta. Pomysł o adoptowaniu dziecka naszedł go nagle, ale od razu uznał go za wspaniały. W tych czasach raczej nie doczeka się porządnej partii, a potem nigdy nic nie wiadomo. Już on się postara wytępić gryfońskie geny z dziecka. Odpowiednio ukształtowane wychowanie będzie kluczowym elementem stworzenie idealnego Snape’a. Potter to taki dodatek, nagroda pocieszenia, jeśli zgodzi się na jego pomysł. Małżeństwa nie miał w planach, ale mógł zgodzić się na taką opcję. Na pewno nie zostawi mu dziecka i będzie miał go tuż koło siebie.
Wysłany: Śro 17:44, 25 Lip 2012
Temat postu: [NZ] Nieświadomy (3/15) [SS/HP] +18
Zilidya
Nieświadomy
Autor: Zilidya
Beta: Alexan
Ostrzeżenia: gwałt, m-preg, non-canon.
Cz. 1.
Harry ledwo stał na nogach, gdy Voldemort opuścił jego umysł. Dyrektor pomógł mu usiąść na podłodze.
— Odpocznij tu chwilę, pójdę sprawdzić, co u reszty i zaraz wrócę. Za moment pojawią się aurorzy, nic ci już nie grozi.
Chłopak kiwnął głową i oparł ją o ścianę zbyt zmęczony na cokolwiek innego. Dumbledore odszedł i Harry został sam w holu ministerstwa. Nadal był przerażony tym, co dziś się stało. Kilka minut temu zginął Syriusz z rąk Bellatriks Lestrange, a on przed chwilą został opanowany przez Toma Riddle’a. Okropne uczucie, chociaż już minęło. Został sam w swoim ciele i jedynie niepokój nie opuszczał go ani na chwilę. Tak jakby nie był tutaj sam, choć był środek nocy. Wszyscy dorośli, a także przyjaciele nadal znajdowali się w Departamencie Tajemnic. Westchnął, rozluźniając się i starając odegnać lęk.
Gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu pomyślał, że to dyrektor wrócił i nawet nie otworzył oczu. Jednak, gdy dłoń zaczęła sprawiać mu ból, ściskając mocniej oraz podrywając go do góry, nie miał już wyboru i spojrzał. Biała maska i czarny płaszcz mogły oznaczać tylko jedno. Został złapany przez śmierciożercę. Jak mógł przypuszczać, że ci na dole nie zostawili kogoś na górze. Chciał złapać za różdżkę, ale było za późno. Czar krępujący,
Drętwota,
a następnie
Wingardium Leviosa
i nie mógł nic zrobić. Śmierciożerca narzucił mu na głowę jakąś śmierdzącą detergentami szmatę i Harry przestał widzieć cokolwiek.
**
Severus Snape przeklinał Pottera ile tylko mógł. Nie było tego wiele, bo Umbridge nie chciała dać mu nawet chwili spokoju. Jej ględzenie doprowadzało go jeszcze bardziej do wściekłości. Ucieczka bandy Gryfonów ubodła w czuły punkt „panią Inkwizycję” i teraz wyżywała się na nim. Początkowo nawet jej słuchał, bo utyskiwała na Pottera, ale stało się to nudne, gdy zaczęła powtarzać się po raz trzeci. Jej groźby, co ona to nie zrobi, też nie robiły na nim wrażenia. Musiał jednak siedzieć u niej w tym, Merlinie broń, przeróżowiono-kotowatym pokoju i odwracać uwagę od naprawdę ważnych spraw.
Voldemort odważył się wkraść do ministerstwa przy pomocy Pottera. Po tym, co widział w umyśle dzieciaka, Czarny Pan szukał przepowiedni. Teraz trzeba było tylko wierzyć w Dumbledore’a, że powstrzyma przeciwnika przed odczytaniem jej do końca.
Wezwanie było tak nagłe, że aż wstał. Dolores Umbridge przerwała swój monolog i spojrzała na niego zdziwiona.
— Przepraszam, że pani przerywam. Muszę jednak wrócić na chwilę do laboratorium. Za kilkanaście minut dodaję kolejny składnik do eliksiru.
— Ale...
— To bardzo ważny eliksir. — I zanim kobieta choćby spróbowała go powstrzymać, wyszedł.
Dosłownie w pięć minut był w swoich komnatach, przywołując strój i maskę. Kolejne pięć zajęło mu dotarcie do końca bariery antyaportacyjnej.
Gdy zjawił się w bliżej nieokreślonym miejscu, nie bardzo wiedział co się dzieje. Dumbledore uprzedził go, że musi to znów zrobić, ale nie przypuszczał, iż nastąpi to tak szybko po ataku. Tuż obok niego aportował się kolejny zwolennik Czarnego Pana. Kiwnęli sobie głowami na powitanie, ale nie odsłonili twarzy. Cicha zasada anonimowości i choć Voldemort często zwracał się do nich po nazwisku, rzadko można było odkryć, gdzie dokładnie ta osoba stała. Czarny Pan zawsze wiedział, tak jakby Mroczny Znak był dla niego czymś więcej niż sposobem przywołania.
Teraz Severus zastanawiał się, po co Riddle ich wezwał. Czy w ministerstwie stało się coś specjalnego? Czyżby zdobył to, po co tam poszedł?
Snape przełknął, ale nie zatrzymał się, podążając w stronę budynku. Czemu to zawsze musiała być jakaś rudera? To był jeden z powodów, który już wcześniej utrudniał odnalezienie kryjówki Czarnego Pana. Nigdy długo nie przebywał w jednym miejscu, a spotkania zawsze odbywały się w opuszczonych domach. Najczęściej mugoli, bo było ich więcej niż domów czarodziei. Nie były też przesiąknięte żadnego rodzaju magią ani obronną, ani monitorująca. Czarodzieje bardzo często zostawiali po sobie jakiś czar, który zawiadamiał kogoś o wtargnięciu na pustą posesję.
Już po sporej ilości zebranych Severus wiedział, że musiało stać się coś ważnego. Bardzo rzadko Czarny Pan wzywał ich w takiej liczbie. Czyżby chciał się czymś pochwalić?
— Cisza! — Syczący głos natychmiast uciszył szepczących.
Przypominało to trochę uciszanie niesfornych uczniów, lecz tu było więcej strachu niż w szkole. Tu karą za nieposłuszeństwo nie był szlaban.
Severus podszedł do przodu, tam gdzie nieoficjalnie znajdowało się jego miejsce, jako jedynego mistrza eliksirów. Wewnętrzny Krąg łatwo można było rozpoznać, po pierwsze zawsze stali z przodu, po drugie jako jedyni mieli inne maski, srebrne z misternymi wzorami.
Voldemort stał na szczycie schodów, a wszyscy zebrani na parterze. Pomiędzy nimi, w połowie schodów, każdy mógł zobaczyć dzisiejszych nieszczęśników, którzy wpadli w łapy Lorda. Każdego pilnowało dwóch śmierciożerców, ale ofiary i tak dodatkowo skute były kajdankami. To musiał być ktoś ważny dla Czarnego Pana, skoro dał im taką obstawę, nawet w otoczeniu tylu zwolenników. Twarze zostały ukryte w czarnych workach i na tym kończyła się ich odzież. Jej resztki zwisały tu i ówdzie, ale na niewiele by im się ona przydała. Nadzy nosili już ślady gościnności Voldemorta. Para wyraźnie drżała z zimna. Dziewczyna, bo na więcej niż siedemnaście lat nie wyglądała, starała się osłonić nagość rękami. Chłopak, chyba równolatek, nie miał tej możliwości. Jego ręce zostały spięte na plecach. Widać było, że z tej dwójki, to właśnie on jest tu ważniejszy.
— Możecie się nimi zająć — rzucił Czarny Pan, jakby zapraszał na bankiet. — Mają jednak przeżyć.
Standardowe polecenie nikogo nie zdziwiło. Kilka osób natychmiast zaśmiało się sprośnie, gdy sprowadzano ofiary niżej. Polecenie, że mają żyć, oznaczało długie tortury w późniejszym czasie. Już przed laty przyjęło się, że pierwsze znęcanie się miało za zadanie obdarcie ofiary z godności, a gwałt był najprostszym na to sposobem.
Severus nienawidził tej części. Czarny Pan niestety zawsze akurat tę część obserwował i nie mógł sobie pozwolić na wahanie. Całe szczęście tym razem był tu chłopak, bo gwałcenie dziewczyny na długo pozostałoby mu w pamięci. Mężczyźni szybciej otrząsają się z gwałtu, no i nie zachodzą w niepożądaną ciążę. Chyba, że jest czarodziejem. Ten wyglądał mu na mugola. Resztki jeansów zwisały przy kostkach, a na nogach nadal miał adidasy. Spojrzał w stronę dziewczyny. Szarpała się, ale nie było słychać krzyków, musiała więc być uciszona zaklęciem. Gdy odwrócił się do chłopaka, zrozumiał, że ten także musiał zostać nim potraktowany. Strażnicy zmusili ofiarę do uklęknięcia i wypięcia się w stronę czekających śmierciożerców.
To było ohydne. Severus skrzywił się pod maską na widok tak wielu napalonych mężczyzn, a nawet kilku kobiet. Niektórzy już przygotowywali się na wtargnięcie w ofiarę.
Severus chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Jako jeden z Wewnętrznego Kręgu miał prawo być pierwszy i wykorzystał ten przywilej. Musiał to zrobić czy tego chciał czy nie. Przynajmniej miał o kim myśleć, bo inaczej nie byłoby szans by zrobił to czego wymagano od niego. Jego fascynacją była jednocześnie jego przekleństwem, bo wiedział, że nigdy się nie spełni. Nie musiał długo się przygotowywać, obraz Pottera działał na niego niczym płachta na byka. Pozostało mu jednak na tyle przyzwoitości, by rzucić na chłopaka u jego stóp oraz na swój członek zaklęcie nawilżające. Może i ma zamiar go zgwałcić, ale to nie od niego dozna największych upokorzeń i urazów. A nawilżenie sprawi, że kolejni nie rozerwą go przy wtargnięciu, jakby to zrobili bez żadnego przygotowania.
Chłopak był ciasny. Uczucie było tak nieziemskie, że Severus przez chwilę stracił nad sobą panowanie i poruszał się w nim powoli, zatracając się w tym uczuciu aż do decydującego momentu.
— Jesteś niezły. Doprowadziłeś go do orgazmu i to bez dotknięcia — zaśmiał się ktoś obok niego.
Białe plamy na podłodze potwierdziły słowa obserwującego śmierciożercy. Chłopak doszedł, gdy on był w środku. Opuszczona głowa świadczyła, że ofiara była tym faktem załamana.
Severus wysunął się z chłopaka i oczyścił się jednym zaklęciem. Kolejny mężczyzna zajął jego miejsce, nie przejmując się nawet oczyszczeniem ofiary z poprzedniego bywalca.
Severus stanął z boku. Nie miał zamiaru uczestniczyć więcej w gwałcie. Niestety musiał zostać tak długo, aż Czarny Pan nie zezwoli odejść, albo jemu, albo ogólnie wszystkim. Dziewczyna miała gorzej od chłopaka. Dogadzała właśnie dwóm mężczyznom na raz. Gdyby nie worek jej usta pewnie też byłyby zajęte. Kolor worka oznaczał jednak, że Voldemort nie życzy sobie by ktoś poznał tożsamość ofiar. Nawet gdyby ktoś chciał ściągnąć worek, to i tak nie udałoby mu się. Zaklęcie przylepca było rzucone przez Lorda i tylko on mógł je zdeaktywować.
Trzy godziny później ofiary nie reagowały już na nic. Każdy kolejny gwałt przyjmowały z obojętnością. Dziewczyna krwawiła, ale mało komu to przeszkadzało. Chłopak tylko klęczał, tak samo zakrwawiony, jak jego towarzyszka w niedoli. Gdy ostatni ze śmierciożerców wyszedł z niego, upadł na bok i nie poruszył się.
— Odejść! — Nakaz był jasny i oczywiście nikt nie miał zamiaru się mu sprzeciwić.
Snape wrócił do zamku i udał się prosto do gabinetu dyrektora. Dumbledore siedział za biurkiem, zresztą jak zawsze, i patrzył na niego, jakby właśnie na niego czekał.
— Słucham, Severusie? — Zawsze oczekiwał raportu ze spotkań.
— Nic niezwykłego. Tortury na dwójce mugoli. Żadnych rozmów.
Usiadł w fotelu i wreszcie się odprężył. Trzy godziny ciągłego pilnowania się były męczące.
— Nie możemy znaleźć kilku uczniów — rzucił nagle Albus. — Zniknęli z ministerstwa.
— Pewnie zdecydowali uczcić swój wypad — burknął zmęczony kolejnym problemem. — Wrócą pewnie rano.
— Wśród nich był Harry Potter, Severusie.
— I myślisz, że co?! Zdziwi mnie to?! Przerazi?!
Dyrektor zasmucił się i tylko patrzył na niego zza tych swoich zniekształconych okularów.
— Musimy go jak najszybciej znaleźć.
Stukot o szybę oznajmił przybycie sowy pocztowej. Dumbledore odebrał zwój i zaczął czytać.
— Panna Granger rezygnuje ze szkoły.
Severus uniósł brew.
— A to dlaczego?
— Dzisiejsze zdarzenia przekonały ja, że nie nadaje się na czarownicę i ma zamiar wrócić do mugolskiego świata, rezygnując całkowicie z kontaktu z nami. Prosi o nie nękanie jej, nie zmieni zdania.
— A ty jej posłuchasz? — zdziwił się Snape.
— Oczywiście. To nie pierwsza mugolaczka, która rezygnuje. Nie mam prawa jej zmuszać. — Starszy czarodziej schował list do jednej z wielu szuflad w biurku i usiadł z powrotem na swoim fotelu. — Wróćmy do Harry’ego.
— Nie mam zamiaru za nim latać. Wkrótce wakacje, może wrócił do swojego wujostwa. Nie mam zamiaru oglądać go aż do września.
Wstał i pożegnał się krótko.
Dyrektor nie nalegał. Wolał przelać swoją uwagę na zaginionych uczniów.
Poza Harrym i Hermioną wszyscy odnaleźli się na posterunku. W powstałym zamieszaniu nagłego pojawienia się Voldemorta, uczniowie zostali zabrani przez aurorów na złożenie zeznań i nie powiadomiono o tym szkoły. Traktowano ich jednak w miarę łagodnie i nikt się nie skarżył, choć Neville doprowadzał do szału swojego aurora ciągłym jąkaniem i zamykaniem się w sobie. Dopiero pojawianie się Tonks i Kingsleya wyjaśniło całą sprawę, a wszyscy wrócili tam gdzie ich miejsce.
Jednak w szkole dotarła do przyjaciół wiadomość o Hermionie i Harrym. Nikt nie mógł zrozumieć decyzji dziewczyny, a zniknięcie Harry’ego owiewała coraz większa tajemnica.
Jego rzeczy czekały na swojego właściciela w dormitorium. Skrzaty uprzątnęły je na koniec roku szkolnego do kufra i ten nadal stał przy łóżku Gryfona.
Zamek opustoszał.
Do Severusa dotarła wiadomość, że Złoty Chłopiec żył. Pojawił się na Pokątnej u Gringotta, pobierając sporą sumę ze swojej skrytki i rozpłynął się w powietrzu.
Czarny Pan był wyraźnie zadowolony z tych wiadomości. Czyżby sądził, że ucieczka Pottera to jego wygrana? Tu Severus musiał się z nim zgodzić, ale jednocześnie nie podobało mu się to. Bez Pottera nie mają szans wygrać, był o tym piekielnie przekonany. Jak dotąd tylko bachor Potterów potrafił żywy uciec Czarnemu Panu. Nawet, jeśli to tylko szczęście powinni je wykorzystać.
Teraz pozostawał fakt, że chłopaka zwyczajnie wcięło. Wiadomości do niego docierały, lecz sowy wysyłane przez dyrektora wracały zawsze z tą samą wiadomością.
„Wrócę pierwszego września.”
Pozostało więc czekać, aż łaskawie Złoty Chłopiec ruszy swoje cztery litery i pojawi się w szkole jak każdy inny uczeń.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001-2003 phpBB Group
Theme created by
Vjacheslav Trushkin
Regulamin