Rejestracja
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Zaloguj
Forum Strona Główna
->
+18
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Wybierz forum
Shout box
----------------
SB
Forum
----------------
Regulaminy
Kilka słów od założycieli
Powitania
Filmy
Muzyka
Książki
Anime
Manga
Reklama
Harry Potter
Literatura
Seriale
+18
Anime i Manga
+15
Bez ograniczeń
J-pop
Fanfiction
Debiuty
Opowiadania własne
Sherlock Holmes
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
+18
+15
Bez ograniczeń
Twilight
+18
+15
Bez ograniczeń
Twilight
+18
+15
Bez ograniczeń
Harry Potter
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura
Harry Potter
+18
+15
Bez ograniczeń
Poezja
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
+18
+15
+12
+18
+15
+12
+18
+15
+12
O forum
----------------
Konkursy
Literatura BoysLove
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
+18
+18
+15
Bez ograniczeń
Literatura GirlsLove
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
Literatura G&B Love
----------------
Opowiadania własne
Fanfiction
Debiuty
Pozostałe Barwy Tęczy
----------------
Ogólne
Międzypłciowość
Dyskusje
Kącik pisarza
----------------
Porady
Targowisko bet
Prośby i Życzenia
Pojedynki w Kolorach Tęczy
Poszukiwana Poszukiwany
Off topic
----------------
Kawałek sztuki
Pogaduchy
Różności
Galeria
Przegląd tematu
Wysłany: Pią 19:15, 07 Wrz 2012
Temat postu:
Zilidya
Lamir
cz.11
Muzyka: Yuki Kajiura — Breathless
Harry stał przed Zonkiem w towarzystwie Deana i Seamusa, którzy obładowani towarami Weasleyów już zastanawiali się, jak niektórymi z nich obdarować woźnego. W tej chwili Gryfon naprawdę żałował Filcha. Co takiego sprawiało, że nikt nie lubił woźnego? Nawet z tymi jego dziwacznymi sposobami kar niewiele różnił się od Snape’a czy McGonagall. Przecież oni także dosyć często kazali im w ramach szlabanów sprzątać bez pomocy magii. Jaka więc była różnica? Co powodowało to dziwne nakręcanie się uczniów na sprawianie kolejnych figli mężczyźnie i jego kotce?
Ale teraz to zeszło na dalszy plan. W stronę Harry'ego zbliżał się Severus. Brunet odetchnął z ulgą, bo przez kilka minut bał się, że ten chciał z niego zadrwić. Tylko po co miałby z tego robić taką tajemnicę?
— Przekażcie dziewczynom, że spotkam się z nimi koło księgarni za jakiś czas.
— Jakżeby inaczej. Gdzie indziej można by było spotkać Pannę-Wiem-To-Wszystko? Idziemy jeszcze do Miodowego Królestwa, ale pewnie obrócimy w kwadrans, góra pół godziny. Przekażemy.
— Dzięki, Seamus. — Pomachał mu na pożegnanie i ruszył w stronę Snape’a.
Ten jednak nie czekał na niego, tylko skręcił w jedną z bocznych uliczek. Harry podążył za nim. Coraz bardziej zaczęło go zastanawiać, co takiego chce mu powiedzieć Severus, że tak oddala się od innych ludzi. Profesor zatrzymał się na tyłach jakiejś kamienicy. Ponaglił chłopaka i otworzył drzwi, wpuszczając go do środka, nie przerywając rozglądania się na boki. Przeszli szybko długim korytarzem i znów zatrzymali się przed drzwiami, w których nie było ani klamki, ani nawet dziurki od klucza. Severus dotknął ich dłonią i otworzyły się same.
— Wejdź — zaprosił chłopaka i zamknął za nimi drzwi.
Kilka krótkich błysków przebiegło po framudze, przykuwając wzrok bladym błękitem.
— Tu nikt nas nie podsłucha. Nie będziemy też słyszeć, co dzieje się poza tym pokojem, więc możemy spokojnie porozmawiać.
Potter zamiast słuchać oglądał wystrój.
— To jest burdel, prawda? Gustowny, nie powiem, ale burdel.
— Jeśli już, to pokój rozkoszy cielesnych. Nigdy nie podobało mi się określenie „burdel”. Jest mało kurtuazyjne — odparł Snape, siadając na krześle i rozpinając kilka guzików szaty.
W pokoju było naprawdę gorąco. Harry oprócz tego ciągle miewał dziwne skoki temperatury, tak bez wyraźnego powodu. Sam usiadł na brzegu ogromnego łóżka, niepewny swoich zachowań. To, jak działał na niego Severus, niepokoiło go trochę, ale nie przerażało. Nie powinno, przecież już się zjednoczyli.
— O czym chciałeś porozmawiać? — Musiał chrząknąć, by przywrócić głosowi sprawność, zanim zadał pytanie i przerwać krępującą ciszę.
— Ufasz Dumbledore’owi? — zapytał Snape wprost.
— W jakim sensie?
— Czy ufasz mu na tyle, że oddałbyś swoje życie w jego ręce? — sprecyzował.
Harry zamyślił się. To trudne pytanie. Powinien mu przecież ufać, ale po tym, co spotkało chłopaka w te wakacje, to zaufanie drastycznie zmalało. Bo skoro Dumbledore obiecał mu, że będzie go pilnował, to dlaczego tak późno zareagował na traktowanie go przez Dursleyów? Mógł wysłać kogoś o wiele wcześniej.
— Syriusz mógł opuścić Zasłonę już na drugi dzień, ale dyrektor zabronił komukolwiek mówić, że Black za nią wpadł. Oficjalnie go tam nie było.
— Zrobił to specjalnie?
— Nie wiem. Na razie Black zostanie w moich kwaterach. Ma kilka poważniejszych zranień, które wymagają leczenia. Potem uda się do swojego domu, żeby go przygotować.
— Na co?
— Na nasze przybycie. Dezaktywuje wszystkie bariery Dumbledore’a i nałoży swoje. Po naszym przyjeździe ja dołożę także swoje. Nauczę też ciebie ustawiać takie bariery.
— Mam opuścić szkołę? — zdziwił się Harry.
— Dopóki nic znaczącego się nie stanie to nie. Wiem z pewnych źródeł, że ktoś informuje Czarnego Pana o każdym twoim ruchu i że nie jest to nikt z uczniów. Jedyna osoba z grona pedagogicznego, której nie ufam, to dyrektor..
Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
**
Ginny w pierwszej chwili nie bardzo wiedziała co się dzieje. Krzyk przyjaciółki wystraszył ją i szybko wybiegła przed księgarnię, myśląc, że to Ślizgoni zaczepili brunetkę.
Ból w ramieniu spowodował, że Ginny zatoczyła się na ścianę. Nie mogła się jednak od niej odsunąć. Coś mocno ją trzymało i powodowało z każdym ruchem jej jeszcze więcej bólu. Kolejne zaklęcie trafiło ją w drugi bark, następne w uda.
Czarne płaszcze i białe maski strzelających z kusz od razu wszystko wyjaśniły. Śmierciożercy!
Do jej krzyków dołączały co chwilę nowe, jedne urywały się nagle, inne ciągle trwały.
Hermiona Granger przybita w ten sam sposób co ona łkała obok, obserwując jak ginie człowiek rozpruty żywcem przez napastników.
— Witam, witam. Szlama i Wiewióra. Wielkie przyjaciółki Harry’ego Pottera. — Jeden ze śmierciożerców skinął dłonią na kuszników, odsyłając ich od unieruchomionych ofiar. — Gdzie jest wasz lamir teraz, gdy go potrzebujecie? Nasz Pan ma do niego kilka pytań. Jeśli zaraz nie odpowiecie, to delikatnie wam pomogę w zmianie zdania. — Na potwierdzenie słów wyciągnął groteskowy sztylet o niepokojącym kształcie ostrza. — A ponieważ wiem, że Panna-Wiem-To-Wszystko będzie poinformowana o aktualnym miejscu przebywania Wybrańca, wiec zacznę zabawę od Wiewióry.
Nie czekał. Nie grał na zwłokę. Podszedł do Weasleyówny i jednym cięciem rozciął szatę, koszulę i biustonosz, zostawiając na jej ciele podłużną ranę, gdyż nie starał się nawet uważać na to, jak głęboko tnie.
Ginny krzyczała.
Granger zagryzła wargi, zamykając oczy, by nie patrzeć na cierpienie przyjaciółki. Znała poczynania śmierciożerców z gazet na tyle dobrze, by być świadomą, że nawet gdyby powiedziała gdzie jest Harry, to ci i tak by je zabili. Oni nie zostawiali rannych ani żywych świadków.
Wiedziała, że ona i Ginny mają znikomą szansę na przeżycie. Tak małą, że wręcz nieistniejącą.
Gdy krzyki Ginny nabrały nagle intensywności, otworzyła ponownie oczy.
Sztylet zagłębiony był do połowy w jej brzuchu i z sadystyczną perwersją powoli przesuwany w poziomie, rozszerzając ranę.
— Nic mu nie mów — szepnęła Ginny, opuszczając głowę na pierś.
— Nie powiem, Ginny. Nie powiem.
Domyśliła się, kto ukrywa się pod maską grawerowaną delikatnym, cudownym wzorem, jakby kpiąc swym pięknem z ukrywanej pod nią brzydoty serca noszącego.
— Bardzo mnie ciekawi teraz, jaka będzie reakcja jej brata? W końcu zginęła przez lamira. Znienawidzi go jeszcze bardziej? Pewnie tak, Weasleyowie to idioci. Mając tak czystą krew zadają się ze szlamami i mugolaczkami, a mogliby być dobrze usytuowani. Może nawet Artur zostałby ministrem, kto wie? A tak? Siedzi za tym swoim małym biureczkiem i zajmuje się mugolskim bzdetami bezużytecznymi w naszym świecie.
Granger nie dyskutowała z tym człowiekiem. To nie miało najmniejszego sensu. Jej los był już przesądzony. Gdyby zaczęła bronić Weasleyów mogłoby się skończyć tylko gorzej. Bała się cierpienia, ale nie zamierzała mówić śmierciożercom czegokolwiek na temat Harry’ego.
**
Harry stał zszokowany i przerażony.
Pył kłębił się u jego stóp, a dym gęstymi smugami unosił się ku ciemnemu niebu. Krzyki uciekających ludzi, jęki rannych i trzask ognia mieszały się ze sobą, tworząc piekielną symfonię.
Severus przyciągnął go do siebie, unosząc różdżkę i rozglądając się za przeciwnikiem. Potter przełknął głośno, czując smród krwi i palących się ciał. Nagle dotarło do niego, że przyjaciele zostali w centrum wioski. Wyrwał się profesorowi i bez zastanowienia ruszył w tym kierunku.
— Harry!
Nie zareagował na wołanie Severusa. Biegł ile tylko miał sił w nogach.
Na skrzyżowaniu dróg zatrzymał się w miejscu. Główny plac wioski zasypany był ciałami. Niektórzy nadal żyli i tylko leżeli nieruchomo, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi śmierciożerców, krążących niby to bez celu po ulicach.
Jednak to nie oni przykuli wzrok Harry’ego. Do ściany księgarni zostały przytwierdzone dwie osoby i po samym kolorze ich włosów Potter już wiedział kto to. Czerwone ślady na ich ciałach znaczyły nie tylko je, ale spływały po ścianie na ziemię, dołączając do im podobnych wśród już martwych ciał.
Hermiona i Ginny musiały być nieprzytomne. Miał taką nadzieję. Nie reagowały na szturchania śmiejących się morderczo sług Voldemorta.
Potter zaczął iść przed siebie. Nawet chyba sam nie był tego w pełni świadom. Chciał zbliżyć się do przyjaciółek. Tylko to go interesowało.
Pierwsze zaklęcie odbiła tarcza, którą stworzył przed nim Severus, doganiający go w ostatniej chwili. Jednak szybko został znów oddzielony od swego towarzysza kolejnym czarem.
— Harry!!!
Brak jakiejkolwiek reakcji na wołanie profesora. Chłopak parł powoli do przodu. Gdy kolejny czar zaczął lecieć w jego stronę, Severus znów krzyknął ostrzegawczo.
Trzy pary skrzydeł zasłoniły mu widok.
— Odejdź stąd, Severusie — usłyszał wśród trzasków wyładowań tak gęstych, że zlewały się ze sobą.
Snape nie miał zamiaru przeciwstawić się takiemu poleceniu. Już teraz czuł na sobie, że lamir pobiera magię z najbliższych osób. Ranni tracili do końca przytomność, a śmierciożercy stojący najbliżej wstrząsali głowami, jakby próbując rozjaśnić myśli. Jemu samemu zaczęło kręcić się w głowie i zdecydował się ukryć z w najbliższym budynku, obserwując z niego całą sytuację, by w razie kłopotów wkroczyć. Gdy tylko znikł przy użyciu zaklęcia kameleona, śmierciożercy stracili nim zainteresowanie.
Zaklęcia rzucane w stronę ciągle zbliżającego się Pottera zostawały wchłonięte z sykiem. Wyładowania na szczytach skrzydeł zaczęły formować nad głową lamira jasny krąg.
Na ten widok śmierciożercy zaprzestali ataków i zaczęli cofać się zatrwożeni. Harry stanął przed przyjaciółkami. Teraz dokładnie widział, że zostały przybite do ściany bełtami z kuszy. Nie miało to ich zabić, lecz powodowało ogromny ból przy najmniejszym poruszeniu. Chłopak sięgnął dłonią do twarzy Hermiony. Na ten dotyk dziewczyna otworzył oczy zamglone cierpieniem. Łza spłynęła jej po policzku.
— Uciekaj, Harry. Oni przyszli po ciebie — szepnęła słabo.
Potter spojrzał w dół na brzuch Hermiony i zagryzł wargi.
— Uciekaj. Proszę...
Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku, gdy Hermiona nagle zesztywniała, a zaraz potem zawisła bezwładnie. Patrzył na nią i czekał, aż znów zacznie oddychać. Jednak dziewczyna nie odetchnęła. Nie otworzyła oczu i nie powtórzyła prośby o ucieczkę.
Hermiona Granger nie żyła.
Ginny Weasley nie żyła, zamordowana w ten sam bestialski sposób.
Spełniło się życzenie Rona. Nierozsądna siostra i przyjaciółka zginęły, bo...
Krzyk zrozpaczonego lamira odbił się echem wśród płonących domów. Śmierciożercy znów zaczęli się zbliżać. Tym razem wyciągnęli broń, gdy zaklęcia zostawały pochłaniane. Kusze i miecze zalśniły w łunach pożarów. Czarne chmury nie tylko dymu, zaczęły kłębić się nad placem. Pierwsze krople deszczu spadły na zakrwawioną ziemię i na twarz lamira. Ludzie Voldemorta otoczyli Pottera, który spuścił głowę ku ziemi. Ci, którzy stali najbliżej, mogli zauważyć, że jego dłonie ściśnięte są w pięści.
Zaatakowali wspólnie. Ich nagły atak uderzył w ziemię. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał lamir, teraz nie było nikogo.
— Gdzie on jest?!
Błysk pioruna nakazał im spojrzeć w niebo. To tam, jakby stojąc w powietrzu, unosił się Potter. Wyglądał jak sam Lucyfer. W blasku błyskawic i ciągle zwiększającego się kręgu nad głową, jego skrzydła, każde pióro z osobna lśniło niesamowitą, makabryczną barwą. Tak jakby sam archanioł zstąpił na ziemię, by ukarać niepokornych.
Po kolejnym błysku pioruna nie rozległ się grzmot i jego jasność była ostatnim, co zobaczyli śmierciożercy. Błyskawica wyglądała jakby została zerwana z samego nieba, wprost trafiając w pierś Pottera, a potem przez krąg nad jego głową rzucona we wszystkich zamaskowanych na placu.
Nikt z normalnych ludzi nie został trafiony.
Śmierciożercy pokosem padali na ziemię, a w ich piersiach ziały ogromne dziury, dymiące i tlące się na krawędziach.
Potter opadł na ziemię tuż przy przyjaciółkach, chowając skrzydła i odczepił dziewczyny delikatnie od ściany. Położył je na ziemi i usiadł przy nich.
Nagle wszystko ożyło.
Ludzie zaczęli wychodzić ze swych kryjówek. Nawoływania, jęki rannych, którzy odzyskiwali przytomność, trzask ognia nabrały siły, tak jakby chwilę wcześniej zapanowała grobowa cisza.
Severus wpadł na plac, gdy tylko zrozumiał, że Potter zrobił to, co zamierzał, choć był pewien, że ten nie panował nad tym w najmniejszym stopniu. W tym wypadku mężczyzną kierowały uczucia i to one wszystkim sterowały. Wręcz genetyczna pamięć zemsty lamirów, tak jak opisywały to kilkuset letnie księgi. Jeśli tak kończą ci, którzy zdenerwowali Pottera, to Severus nie chciałby być w skórze Voldemorta.
Zobaczył chłopaka siedzącego na ziemi koło dwóch ciał. Nie ruszał się, tylko siedział ze spuszczoną na kolana głową.
Ludzie krążyli wokół niego, nie poświęcając nawet odrobiny uwagi. Tak jakby to był zwykły uczeń, a nie osoba, która dopiero co uratowała im życie.
Severus podszedł powoli do bruneta i dotknął jego ramienia. Harry nadal siedział z głową na kolanach i nie zareagował na dotyk profesora.
— Harry. Musimy stąd iść. Tu nadal nie jest bezpiecznie.
— Nie zostawię ich — usłyszał cichy głos. — Nie pozwolę już nikomu ich skrzywdzić.
Mistrz eliksirów nie nalegał. Uklęknął przy ciele Ginny Weasley i skierował na nią różdżkę. Mocny uścisk dłoni na nadgarstku zatrzymał go. Chłopak nie uniósł nawet głowy.
— Chcę im przywrócić dawny wygląd — rzekł spokojnie Severus.
Ręka powoli go puściła i mógł zacząć zamykać makabryczną ranę, a następnie naprawiać ubranie. To samo zrobił z Hermioną Granger. Nagle nad lamirem pojawił się cień, na który ten nie zwrócił uwagi.
Severus powstał, nie chowając jednak różdżki. Ron upadł na kolana przy ciele siostry i przytulił jej zimne ciało.
Potter uniósł pomału głowę, a następnie wstał. Severus sapnął z wrażenia. Z oczu chłopaka płynęły łzy, to nie było nic niezwykłego w tej sytuacji, ale to już nie były dawne oczy Harry’ego. Choć nadal intensywnie zielone, nie były takie same. Tęczówki kryły w sobie niezwykłą źrenicę. Nie okrągłą, jak dotychczas, lecz ekliptyczną — zwężająca się na obu końcach.
Potter patrzył dłużącą się strasznie chwilę na Weasleya, a gdy ten już chciał coś powiedzieć, odezwał się pierwszy:
— Twoje życzenie zostało spełnione.
I odwrócił się do niego plecami, wyciągając skrzydła na wierzch. Rozprostował je na całą rozpiętość i wzbił się w niebo, tak jakby latał od urodzenia, a nie pierwszy raz.
Severus zauważył, że kieruje się w stronę zamku, więc trochę się uspokoił, myśląc, że chłopak planuje coś szalonego. Teraz musiał zająć się uczniami, którzy przeżyli atak na wioskę.
Wysłany: Sob 10:35, 11 Sie 2012
Temat postu:
Zilidya
A widzisz Dream, ja jestem z "Lamira" dumna, bo z każdego swojego dziecka powinno się być dumnym. Nawet jeśli to gniot dla ciebie, znam osoby, które go lubią, choćby tylko po to by sie pośmiać.
Poza tym jakoś nikomu nie przeszkadzał ani tekst, ani błędy, dopóki nie przeczytano analizy. Proszę osoby, które TYLKO przeczytały analizę o darowanie sobie komentarzy, bo to bez sensu, skoro do analizy został wzięty tekst bez bety i bez uwzględnionych poprawek.
Analiza polega na wyodrebnianiu zdan z kontekstu i wtedy ich analizowaniu, a to nie zawsze ma sens z całością opowiadania.
I na tym chciałabym zakończyć dyskusję, bo jak pisałam wcześniej - umieszczę go całego.
Lamir
Cz.10.
Severusowi osobiście nie robiło różnicy, czy bachory wyjadą, czy też nie. Jednak z kilku powodów wolał, by zostały.
Po pierwsze to były czystokrwiste dzieciaki, w większości ze starszych klas, i Czarny Pan może wyciągnąć w ich stronę swoje brudne łapy.
Drugim powodem był Potter. Nie chciał, by było mu przykro. Musiałby nie znać dzieciaka, żeby nie wiedzieć, że ten weźmie to do siebie. I nawet nie zdziwiło go, że sam o tym pomyślał. Może tak powinno być?
Rodzice ruszyli za dyrektorem, a Severus wszedł do Wielkiej Sali. Potter już siedział naburmuszony przy stole Gryffindoru i taksował go morderczym wzrokiem, gdy wchodził. Tak łatwo było nim manipulować. Będzie musiał to zmienić. To było niebezpieczne. I to nie tylko dla Harry’ego.
Oczywiście bachory nie byłyby sobą, gdyby nie plotkowały o tym, co stało się w holu. Już spostrzegł, jak Malfoy obserwował na przemian jego i Pottera. Dobrze, informacje dotrą tam gdzie trzeba, był tego pewien. Nadal jednak pozostawał fakt, że nie miał dokąd zabrać chłopaka, gdyby obie ze stron chciały doprowadzić do konfrontacji. Jego niewielka posiadłość po matce bez problemu zostałaby zrównana z ziemią. Miała za słabe osłony, by sprostać czy to Zakonowi, czy śmierciożercom.
Pierwsze dzisiejsze zajęcia miał z wybuchową mieszanką – Lwy i Węże. Po ostatnim incydencie Harry będzie poddenerwowany i nie ma w tym nic dziwnego. Nie domyślił się wtedy, że ten tak dosadnie weźmie do siebie jego poczynania. Zapomniał, że jego towarzysz jest Gryfonem i pierwsze, co robi to działa, a nie myśli. Nie ma zamiaru za nic przepraszać! Tak nisko jeszcze nie upadł. Tym bardziej, że chłopak chyba nareszcie zrozumiał.
Jak usłyszał od młodego Puchona, dzieciaki w szkole są świadome działań Czarnego Pana i nie dotyczy to tylko Ślizgonów.
Uczniowie zaczęli wychodzić po skończeniu śniadania. On opuścił salę bocznym wyjściem. Nie miał zamiaru znów napatoczyć się na rodziców. Jeden pokaz powinien otworzyć im te zaślepione oczy.
Dzieciaki już czekały. Nikomu by się nie przyznał, ale wręcz uwielbiał widzieć strach w tych oczach, gdy wyłaniał się z ciemności. To był taki zwykły lęk, nie tak jak w lochach Czarnego Pana, gdzie przerażenie śmierdziało już z daleka.
Ich lęk był jak ambrozja. Ta niepewność, co on takiego znów zrobi, pachniała lukrecją, miodem i najzwyczajniej słodkością.
— Zapraszam! — warknął lodowato, jak to miał w zwyczaju.
Wdreptali do klasy niczym małe kurczęta, cicho piszcząc, ale się nie wyłamując.
Zamknął drzwi i... zatrzymał się zaraz za progiem. Zmiana harmonogramu jego zachowań wywołała chaos. Cichy chaos.
Splótł dłonie za plecami i zaczął iść wzdłuż ostatnich ławek.
— Ponieważ nasze ostatnie zadanie zostało niewykonane, to może powinniśmy wykonać je dzisiaj? — zaproponował chłodno, zatrzymując się za plecami Pottera.
Chłopak słodko poczerwieniał słodko nawet na karku.
— Jednak pan Potter nie bardzo wykazuje chęć współpracy na oczach całego zgromadzenia swoich fanów, więc wykorzystam część z mojego prywatnego zbioru.
Gdy twarz Harry’ego jeszcze bardziej się zarumieniła na widok świetlistej fiolki w jego dłoni, większość dziewcząt w sali zachichotało, od razu pojmując - albo tylko się domyślając - sposobu zdobycia jej zawartości.
— Cisza! — zagrzmiał. — To nie salon piękności, żeby plotkować. Kilkorgu z was jednak przydałaby się w nim wizyta. — Spojrzał wymownie na Parkinson, na co klasa znów się zaśmiała. Snape krytykujący Ślizgonkę to raczej rzadki fenomen. — Do pracy! — ukrócił wesołość. — Instrukcje są na tablicy!
Potter wyraźnie się rozluźnił. Wszyscy zaczęli przygotowania do warzenia eliksiru leczącego.
**
Wieczór zapowiadał się cicho i błogo.
Siedzenie przed płonącym kominkiem ze szklaneczką Ognistej i dobrą książką było teraz na pierwszym miejscu w planach Severusa. Nawet Potter siedzący w drugim fotelu i odrabiający zadanie był w miarę do przyjęcia. Sam się zresztą zgodził na jego wieczorną wizytę. Lamir potrzebował kontaktu z towarzyszem, a on nie miał zamiaru mu go ograniczać.
Wieczór zapowiadał się nawet spokojnie i cicho.
Tak było do czasu, gdy coś zaszurało o drzwi. Potter uniósł głowę znad pergaminu i spojrzał na niego pytająco. Mając ukryte skrzydła nadal wyglądał jak zagubione dziecko. Te kilka dni pomogły mu w uzyskaniu normalniejszej wagi i rumieńców – nie był już tak przeraźliwie blady. Nauczyciel mógłby się założyć, że wiele wspólnego ze zdrowym odżywianiem się Harry'ego miały dwie rudawe Gryfonki. Severus odłożył książkę, gdy szuranie się powtórzyło. Wstał i podszedł sprawdzić, co wywołuje ten hałas. Otworzył drzwi i między nogami przecisnęło mu się czarne jak smoła stworzenie, omal go nie wywracając.
Skołtuniony pies o ciemnej sierści zatrzymał się na środku pomieszczenia i patrzył wyczekująco na Severusa, który zamykał drzwi, aktywując ponownie zaklęcia ochronne i wyciszające. Potem stanął naprzeciw niego. Pies w jednej chwili zmienił się w człowieka.
— Witaj — przywitał się jakby niepewnie Syriusz.
Po samym jego wyglądzie widać było, że sporo przeszedł. Kołtuny ukrywały smugi krwi i sporą ilość zadrapań.
Huk upadającego ciężkiego przedmiotu odwrócił ich uwagę od siebie. Dopiero teraz Black zauważył, że w salonie jest ktoś jeszcze.
— Harry! — Mężczyzna skoczył w stronę zszokowanego jego widokiem chrześniaka. — Och, Harry! Tak bardzo chciałem cię zobaczyć. — Przytulił go mocno.
— Syriuszu!? To naprawdę ty? — wyszeptał Harry, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. — Przecież wpadłeś za Zasłonę.
— Wydostałem się. Trochę mi to zajęło, ale udało się.
— Czy dyrektor o tym wie? — odezwał się nagle Severus dziwnie napiętym głosem.
— Nie, jeszcze u niego nie byłem. Gdy usłyszałem plotki o Harrym, chciałem się z nim jak najszybciej spotkać. I choć nie cierpię cię, wiedziałem, że tylko ty jesteś w stanie mi takie spotkanie zorganizować.
— Plotki? — zapytał Harry, uwalniając się z krępującego uścisku.
— No, że jesteś lamirem i Smarkerus jest twoim towarzyszem.
— Severus — poprawił go Harry.
— Słucham? — Black nie zrozumiał.
— Ma na imię Severus, Syriuszu. — Chłopak wstał i podszedł do Snape’a. — Severus
jest
moim towarzyszem.
Szok na twarzy Blacka wywołał kpiący uśmiech u profesora.
Małe zemsty smakują najlepiej.
Black usiadł w zwolnionym przez Pottera fotelu i patrzył na tę dwójkę zmieszany. Ręka Severusa spoczywała na ramieniu chłopaka, a on nie miał nic przeciwko temu.
— Czyli reszta to też nie plotki? Jesteś taki jak Lily — stwierdził po chwili.
— Nie bardzo — odparł Harry, zerkając na profesora. — Mama miała jedną parę skrzydeł...
— To prawda — potwierdził Syriusz, wchodząc mu w słowo.
Severus nie potrafił się powstrzymać przed Blackiem. Odwrócił do siebie uległego od samego dotyku chłopaka i pocałował go na oczach jego ojca chrzestnego. Usłyszał głośne sapnięcie.
— Snape!
W tej samej chwili lamir uwolnił skrzydła. Severus poczuł jak ten nagle sztywnieje i spojrzał w jego oczy. Chłopak był zły na niego i natychmiast to okazał odsuwając się.
— Profesorze, nie musiał pan tego robić. Sam bym mu pokazał. Syriuszu, ja... — umilkł nagle, widząc minę Blacka. — O co chodzi?
— Połączyłeś się ze Snape'em?
Harry westchnął ciężko, składając skrzydła, ale wiedział, że znaki są nadal widoczne i to po nich właśnie Syriusz domyślił się reszty.
— Tak.
— Jesteśmy magicznym małżeństwem. Dokumenty przyszły po kolacji — poinformował go sucho mistrz eliksirów. — A skoro tu jesteś i dyrektor jeszcze o tobie nie wie, to mam do ciebie sprawę, którą omówimy, jak Harry wróci do swojego dormitorium, zanim nastanie cisza nocna. To, że jest moim towarzyszem, nie zwalnia go z przestrzegania zasad szkoły. I byłoby dobrze, gdyby nikogo nie informował o twoim przybyciu, nawet przyjaciół. Rozumiemy się?
Chłopak skinął głową, że rozumie, choć miał wielką ochotę się sprzeciwić. Severus bardzo dobrze o tym wiedział.
— Idź, Harry. Black na trochę tu zostanie. Przyda mu się kąpiel i coś na odpchlenie.
Gryfon skinął głową w stronę Syriusza i posłusznie opuścił kwatery Snape’a. Osobiście nienawidził tych wszystkich tajemnic dorosłych, ale co miał zrobić? Rzucać się jak jakiś głupi szczeniak i tylko jeszcze bardziej utwierdzić wszystkich w przekonaniu, że nie jest gotowy do poznania ważnych informacji?
Musiał zaufać Severusowi.
Komuś trzeba ufać.
**
Prawie wszyscy uczniowie, którzy mieli wyjechać, zostali. Rodzice obserwowali Pottera przez cały dzień, czy to przy posiłkach, czy na korytarzach, gdy szedł z klasy do klasy. Z tego powodu wszyscy tego dnia go unikali i właśnie dlatego poprosił Severusa o spotkanie wieczorem. Obawiał się, że pokój wspólny Gryffindoru też zostanie oblężony przez dorosłych. Niewiele się pomylił.
Tych kilku dorosłych, którzy mieli dzieci właśnie w jego Domu, siedziało właśnie w prawie pustym salonie Lwów. Jedynymi osobami, które nadal w nim przebywały były Ginny i Hermiona, wcale nieprzejmujące się grupą rodziców przy jednym ze stolików pod oknem.
Pomachały do niego i zaprosiły do siebie.
— Jak tam, Harry? Lepiej niż tutaj? — Weasleyówna nie ukrywała swojej złości z powodu takiego traktowania go przez dorosłych.
Nawet nie starała się zniżyć głosu, by jej nie słyszeli.
— Było porządku, odrobiłem zadanie w spokoju. U profesora zawsze jest cisza i spokój, prawie jak w bibliotece.
Jeden z rodziców wstał i podszedł do nich.
— Harry Potter, prawda?
Chłopak spojrzał na górującego nad nim potężnego, delikatnie nazywając tuszę, mężczyznę.
— Tak — odparł, odsuwając się kawałek, tak poza zasięg jego rąk.
Wspomnienia nagle dały o sobie znać i zadrżał. Hermiona, widząc niepokojące zachowanie przyjaciela, wstała i stanęła przed czyimś ojcem.
— Przepraszam, profesor McGonagall pozwoliła państwu zostać tutaj tylko do ciszy nocnej, a ta właśnie się rozpoczęła.
— Nie pyskuj! Zadałem pytanie i chciałbym usłyszeć odpowiedź — warknął na nią i odsunął dziewczynę na bok. — Jesteś Potter, prawda? Chciałbym wiedzieć, co masz zamiar zrobić?
Harry trochę się otrząsnął i wyprostował, ale nie bardzo pojmował, czego chce od niego mężczyzna.
— Słucham?
— Ty naprawdę jesteś tępy! Pytam się, co masz zamiar zrobić z Sam-Wiesz-Kim?
Ginny parsknęła.
— Merlinie, a to nas uważacie za głupich! — rzuciła, zbierając książki. — Tak, wyślijcie nastolatka, żeby załatwił za was wasze kłopoty, bo przecież wam jest dobrze, gdy ktoś inny nadstawia karku. Po co brudzić sobie ręce, jeśli można wyręczyć się dzieciakiem. Jak zginie to wystawi mu się ładny nagrobek i sprawa załatwiona. Nikt nie będzie płakał za sierotą, a wy będziecie szczęśliwi, bo pozbędziecie się podwójnego kłopotu – Voldemorta — zaakcentowała bardzo głośno, a wszyscy dorośli drgnęli — i lamira. Nie dziwi mnie, że wasze dzieci są inteligentniejsze. Przy takich dorosłych inaczej nie można, bo przypłaciłoby się to własnym życiem. Skoro potraficie wystawić niewinną sierotę do walki z wyszkolonym i niebezpiecznym psychopatą, to dlaczego dla własnego bezpieczeństwa nie podrzucicie Voldemortowi i własnych dzieci? Voldemort nie poprzestanie na nich, dosięgnie i was, a wtedy nawet Harry Potter wam nie pomoże, bo sami doprowadzicie do tego, że nie będzie miał na to najmniejszej ochoty. Trzeba zasłużyć na ratunek szacunkiem.
Z każdym użyciem zakazanego imienia wszyscy obecni podskakiwali. Hermiona uśmiechała się zwycięsko do przyjaciółki, a sam Harry patrzył na nią jak w obrazek. Widać było wychowanie Molly Weasley, która nie pozwoli sobie wejść na głowę.
— Panno Weasley, skoro już wskazała pani panu Brownowi jego błędne zrozumienie panującej sytuacji, to prosiłabym udać się do swojego pokoju. Jutro czeka was raczej intrygujący dzień w Hogsmeade.
Minerwa McGonagall musiała już dłuższą chwilę stać w wejściu i przysłuchiwać się Ginny, jednak po jej twarzy nie było widać żadnej emocji z tą wypowiedzią związanych.
— Proszę także pana Pottera i pannę Granger o podążenie do łóżek. — Następnie zwróciła się do wstających dorosłych: — Prosiłam państwa o opuszczenie tego pokoju przed godziną dziesiątą. To jest czas wolny dla uczniów i nie ingerujemy w niego. Proszę iść za mną, państwa pokoje są już gotowe.
Pan Brown nie spuszczał wzroku z Pottera tak długo, aż ten nie znikł w korytarzu prowadzącym do sypialni chłopaka. Potem ruszył za wychodzącymi.
Wysłany: Sob 2:14, 11 Sie 2012
Temat postu:
Dream
Żałuję, że dopiero teraz trafiłam na tę rozmowę.
Zilidya, nie chcę Cię urazić, ale nie mam pojęcia, dlaczego wrzucasz tu tekst, który był analizowany. Uwierz że analizatornie typu NAKWa czy PLUS nie analizują dobrych opowiadań, ani nawet tych przeciętnych. Ja na Twoim miejscu szybciutko usunęłabym oryginalny tekst z internetu, tak, aby nikt nigdzie nie mógł już go znaleźć, a później poszłabym się wstydzić.
I nie mów mi, że nie jestem na Twoim miejscu, bo byłam kiedyś. Dawno temu, ale pamiętam, że analizę czytałam sryliard razy, raz po razie, wstydziłam się niemiłosiernie i obiecałam sobie, że to był mój ostatni gniot. Właściwie mogę dodać, że wstydzę się do dzisiaj.
Wysłany: Wto 21:18, 07 Sie 2012
Temat postu:
Zilidya
Lamir
Cz.9
Gdy Severus nie pojawił się na obiedzie, Harry ciężko westchnął. Profesor był pewnie zajęty czymś ważniejszym.
Poczta o tej porze była czymś niezwykłym. Bardzo rzadko zdarzało się, by przylatywał więcej niż jeden, dwa ptaki, ale teraz było ich o wiele więcej. Nawet McGonagall przerwała posiłek, zauważając tę anomalię. Najwięcej sów wylądowało przy stole Ślizgonów, ale oczywiście nie ominięto też pozostałych. Nawet Ron dostał list.
— Mam nadzieję, że mnie stąd zabierze — mruknął Weasley, odbierając zwój od ptaka, który natychmiast odleciał, odbijając się od ścian.
Errol, jak na swoje lata, ciągle wykonywał powierzone mu zadania, choć już nie tak sprawnie.
Gdy kilka wesołych krzyków rozniosło się po sali, Harry zaczął się rozglądać.
— Tata jutro mnie zabierze!
— Moi rodzice także! — zawtórował ktoś inny.
— Ginny! Coś ty napisała mamie?! — Wrzask Rona zagłuszył krzyki innych. — Odpisała mi, że mnie nie zabierze!
— Prawdę, Ron. Tylko prawdę, której ty zaślepiony zazdrością nie widzisz — odparła mu buńczucznie, wstając z miejsca.
— Jaką znowu prawdę?! Twierdzi, że nie ma nic przeciwko lamirom, a informacje o ich kradnięciu magii uważa za wyolbrzymione. Jakie wyolbrzymione?! Sama widziałaś jak zabrał magię Malfoya, choć nie twierdzę, że go żałuję.
— Sprowokował go. A gdybyś otworzył oczy, to zauważyłbyś, że Harry stanął wtedy w obronie Hermiony, czego ty nie zrobiłeś!
Kłótnia rodzeństwa była teraz w centrum zainteresowania innych. Listy stanęły na drugim miejscu.
Ron ucichł, mnąc pergamin. Wstał od stołu, rzucając listem o podłogę, a następnie odwrócił się i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali.
— Żałuję, że mam taką nierozsądną siostrę oraz przyjaciółkę.
Harry’ego coś tknęło na te słowa. Może tylko zabolało go postępowanie Rona względem rodziny i przyjaciółki?
Weasley wyszedł, a rozmowy nabrały teraz nowego tempa. Jak Harry zrozumiał z ich urywków, spora część czystokrwistych uczniów zostanie zabrana ze szkoły z jego powodu. Mugole nie byli tak drastyczni. Niepokoili się i pytali o zabezpieczenia czy środki ochrony, ale nie zabierali dzieci.
Nauczyciele obserwowali przez cały posiłek głośne dyskusje i komentowali je po swojemu. Minerwa patrzyła na stół swojego Domu i zastanawiała się, co przyniesie przyszłość dla tej dwójki. Zauważyła znaki na ramieniu Gryfona i miała nadzieję, że wkrótce wyblakną, a najlepiej znikną. Lily nie nosiła ich zbyt długo po ślubie. Czerwieniła się za każdym razem, gdy pojawiały się na nowo i ktoś to spostrzegł. Jako przyjaciółka Lily Potter i członkini Zakonu Feniksa, znała pewną tajemnicę tej kobiety, której ta nikomu innemu nie zdradziła. Lily powierzyła jej ten sekret w tajemnicy przed wszystkimi. Minerwa do dziś nie rozumiała, dlaczego jej wygląd nikogo nie dziwił, nawet gdy widziano ją z siostrą czy z rodzicami. Przecież ona nigdy nie była do nich podobna. Bo jak adoptowane dziecko może być podobne?
Całkowicie inna postura, usposobienie, no i oczywiście wygląd. Ale teraz to już nieważne. Lily umarła, chroniąc swój skarb, potomka swego niezwykłego rodu.
Posiłek dobiegł końca i uczniowie zaczęli opuszczać salę. Ten jeden szczególny Gryfon ociągał się, jakby na kogoś czekał. Domyślała się, że chodzi o Severusa. Lily także nie lubiła za długo przebywać z dala od Jamesa. Będzie musiała porozmawiać z Albusem o przeniesieniu Harry’ego do kwater Severusa. W „każdym” sensie byli już małżeństwem, to mogła stwierdzić sama. Szesnaście lat to wciąż za młody wiek na małżeństwo, ale jeszcze nie tak dawno planowano zaślubiny, gdy dzieci były jeszcze w pieluchach.
Severus przynajmniej czuł coś do chłopaka. Może początkowo to było trochę nienormalne, wręcz chore, ale przecież się hamował. Poczekał. I gdyby nie ta sprawa z Dursleyami, czekałby nadal.
Może ta jego obsesja nie była naturalna? Może to sama obecność chłopca powodowała, że mistrz eliksirów zachowywał się tak a nie inaczej? Czy pociąg do towarzysza jest dwustronny? Czy obecność tego jednego lamira mogła tak oddziaływać na Severusa?
Już sama nie wiedziała co myśleć. Ufała jednak Lily oraz Severusowi, a skoro matka zaufała Ślizgonowi i powierzyła mu swoje jedyne dziecko, to ona zrobi to samo, tak jak zresztą obiecała.
Sala opustoszała całkowicie i pojawiły się skrzaty, by posprzątać. Zobaczyła z podium jak w drzwiach staje Severus i po rozejrzeniu się odchodzi. Westchnęła i sama ruszyła ku swoim obowiązkom.
**
Ogłoszenie przez dyrektora najbliższej soboty dniem na wyjście do Hogsmeade przyjęto w większości oklaskami. Ci uczniowie, którzy następnego dnia mieli wracać do domu z rodzicami, nie przyjęli tej informacji szczególnie wesoło. Harry ucieszył się, że profesor Snape pojawił się na kolacji. Lubił mieć z nim kontakt wzrokowy. Wystarczyło mu, że go widział. Wolał patrzeć na niego niż na podzielony na dwie połówki własny Dom. Seamus jako jedyny nie bał się usiąść obok niego. Reszta mugolaków nadal przebywała w pewnym oddaleniu. Oczywiście czystokrwiści siedzieli w większej odległości, powodując tym straszny ścisk wśród swoich.
— Harry, czy to prawda, że spełniasz życzenia, tak jak prawdziwy anioł? — Colin i Dennis stanęli naprzeciw, a młodszy z rodzeństwa mocno ściskał aparat.
Chłopak zerknął najpierw na Hermionę, a potem na Seamusa, ale oboje tylko wzruszyli ramionami, zostawiając mu decyzję.
— Eee... Raczej nie bardzo — odparł niepewnie.
— Luna mówiła, że wystarczy cię poprosić i ty się zgodzisz.
— Wiecie jaka jest Luna — zauważyła Granger. — Czasami mówi dziwne rzeczy.
— Ale my nie chcemy nic niezwykłego! —zawołał szybko Dennis.— Chciałem tylko prosić o zdjęcie z Harrym Potterem, gdy rozłoży skrzydła.
— Wiesz, że...
— Nie chcę go prowokować. Nie rozzłoszczę go prosząc. — Młodszy Gryfon nie dawał za wygraną. — Jedno zdjęcie! Proszę!
I choć Hermiona starała się powstrzymać Pottera, ten wstał i podszedł do Creeveyów
— Ok. Jedno zdjęcie, ale chcę odbitkę — uśmiechnął się. — Tak na pamiątkę.
— Harry! — Nadal nie ustępowała Hermiona. — A jeśli...?
— Spokojnie. Postaram się. No i zrobimy to szybko. Prawda? — uspokajał ją, zerkając na Colina.
— Jasne. Dzięki, Harry!
Pomimo że kolacja już prawie się kończyła, na sali było jeszcze sporo osób. Gdy Harry stanął za Dennisem, a Colin przygotowywał się do zrobienia zdjęcia, wszyscy patrzyli tylko na nich.
Szum rozkładanych skrzydeł zagłuszyło zbiorowe westchnięcie trwogi.
Colin pstryknął dwie, trzy fotki i było po wszystkim. Skrzydła wróciły złożone na plecy, a Dennis, uśmiechnięty od ucha do ucha, podziękował koledze i pobiegł uradowany do brata.
Nic się nie stało. Żadnych wyładowań, wynoszenia omdlałego z wyczerpania magicznego ucznia. Tylko kilka błysków flesza.
— Ta da! — Harry rozłożył teatralnie ramiona przed Granger.
— Jesteś niemożliwy — burknęła. — A gdyby...?
— Och, przestań! Po co gdybać? Nie miałem najmniejszego zamiaru pochłaniać jego magii. Nie czuję żadnej chęci, by kogokolwiek jej pozbawiać.
— I tak uważam, że to było nierozsądne. Jednak rozumiem, że teraz nie potrafisz odmówić prośbom. Coś z legend o aniołach jest prawdą w zachowaniu lamirów. Mam tylko nadzieję, że kiedyś nie przysporzy ci to kłopotów.
Poklepała go po ramieniu na pocieszenie.
— Harry ma rację, Hermiono — zauważyła Ginny, także wstając od stołu. — Musisz choć trochę uwierzyć w niego. Tak naprawdę to nic nie wiemy o zachowaniach lamirów. Może to, że ktoś prosi, a oni spełnią w jakiś sposób prośbę ma dla nich specjalne znaczenie?
— Nie bardzo rozumiem — żachnęła się Granger, marszcząc czoło i jednocześnie zapamiętując sobie nową pozycję do przeczytania.
— Wyobraźcie sobie Malfoya idącego w stronę Harry’ego. Dla niego byłoby ujmą na honorze, gdyby mu nie rzucił jakiejś kąśliwej uwagi. Skręciłoby go od środka. Z Harrym pewnie jest podobnie, jeśli chodzi o prośby.
— Osobiście nie czuję żadnego nakazu — zaczął bronić się Potter. — Miło jest komuś pomóc, jeżeli tak zwyczajnie po prostu można. To fajne uczucie.
Uśmiechnął się do nich, jednocześnie rozpinając szatę, bo znów zaczęło robić mu się gorąco.
— Wracam do Wieży. Muszę jeszcze zrobić zadanie z transmutacji — rzucił i skierował się do wyjścia.
Gdyby został i przysłuchał się rozmowom, zaciekawiłby się torem, jakim podążały.
— Nic mu nie jest. Rozłożył nad nim skrzydła na całą rozpiętość i nic. Nie wyglądał na wyczerpanego.
— Może to jednak nieprawda o tym wysysaniu magii?
— Według mnie wystarczyłoby go nie denerwować. Malfoy wtedy go wkurzył i dostał za swoje. Jeszcze dziś napiszę do matki, by zmieniła zdanie. Nie chcę przepuścić wypadu do Hogsmeade. Podobno u Zonka będzie dział próbnych towarów Weasleyów.
— Nie żartuj! Mieli wystawić się dopiero po Walentynkach.
— Nie żartuję! Podsłuchałem wczoraj Filcha. Już ględził McGonagall, że naznosimy jakiś paskudztw.
— To ja lecę pisać list! Tata powinien dać się przekonać.
**
Sam Harry, nieświadomy tak nagłych zmian szedł, rozmyślając o swoim towarzyszu.
Może powinien go odwiedzić? Czy to wypada? Czy nie będzie to zbyt nachalne, jeśli przyjdzie?
— Harry.
Czyjeś wołanie zatrzymało go w miejscu, wyrywając z rozmyślań. Przed nim stał, oddalony o kilka kroków nie kto inny jak sam obiekt jego myśli.
— Hmm... Profesorze Snape? — Rozejrzał się, ale cały korytarz był pusty.
— Chodź za mną — polecił mistrz eliksirów i skrył się w sali zaklęć.
Podążył za nim zaciekawiony. Zamknął za sobą drzwi i odwrócił do czekającego mężczyzny.
— Chciałbym z tobą porozmawiać o czymś ważnym.
— Słucham.
— Nie tutaj. Spotkamy się w Hogsmeade w sobotę koło Miodowego Królestwa o dwunastej. Tu nie jest bezpiecznie.
Ostatnie słowa zaniepokoiły Harry’ego.
Tu nie jest bezpiecznie?
— pomyślał. —
Jeśli nie tu, to w takim razie gdzie?
**
Kolejny dzień wyglądał bardzo interesująco. Do szkoły zjechali się rodzice po swoje dzieci.
Harry tego ranka schował skrzydła. W pewien sposób przypadkiem, gdy Neville potknął się i wywrócił na niego, a on, upadając, automatycznie je ukrył. Uderzył się w efekcie upadku w bark, ale poza niewielkim siniakiem nie odniósł żadnych obrażeń. Gdyby skrzydła były na wierzchu, mogłoby skończyć się gorzej. On nawet nie wiedział, czy pani Pomfrey potrafi składać skrzydła. Jeszcze musiałby prosić o pomoc Hagrida, a jakoś nie marzyło mu się być jednym z jego „słodkich” okazów.
Ubrany po raz pierwszy jak każdy inny uczeń, choć na wszelki wypadek nosił koszulę przerobioną przez Seamusa, schodził na śniadanie.
Dorośli zebrali się w Wielkim Holu i rozmawiali z nauczycielami oraz swoimi dziećmi. Harry zatrzymał się i zaraz potem schował za rogiem podsłuchując. Pewne nawyki jednak mu się nie zmieniły. Koledzy szli dalej, nawet nie zauważając jego zachowania.
— Nie zgadzam się! Zostaję! Czy to do ciebie nie dociera, tato?! Nie ma żadnego zagrożenia! Potter nie chodzi i nie zabiera nam magii! — Uczeń z Hufflepuffu wyrwał się rodzicowi i stanął przed nim dumnie wyprostowany.
— Ale w Proroku...
— Sprowokował go! Merlinie, Harry Potter pokonał Sam-Wiesz-Kogo, gdy był niemowlakiem i nikt się go nie bał. A teraz, gdy naprawdę pokazał, że jest potężny, to zaczynacie traktować go jak trędowatego. Jak tak dalej pójdzie to on nas znienawidzi i odwróci się od nas. Kto wtedy obroni nas przed jarzmem Sam-Wiesz-Kogo? To, że okazał się być lamirem, według mnie, to spora korzyść. Naprawdę jego szanse na zwycięstwo rosną. Myślicie, że nie wiemy, co się dzieje tam na zewnątrz? Może i dla was nadal jesteśmy dziećmi, ale nie jesteśmy ani ślepe, ani głuche. Śmierciożercy ciągle atakują, a to oznacza, że ktoś nimi kieruje. Tam toczy się wojna, a wy chcecie jedyną nadzieję wytępić, tylko dlatego, że tak robiono wieki temu. — Chłopak przerwał na chwilę, by zaczerpnąć tchu, ale nadal stał przed ojcem dumny ze swych słów.
Harry wyszedł z cienia. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrzeni byli w Puchona.
— Chcę zostać w Hogwarcie, tato. Lamir nie jest niebezpieczny dopóki się nie zdenerwuje, a ja nie mam najmniejszego zamiaru go irytować. Wczoraj przy wszystkich rozłożył skrzydła i nic się nie stało. Prorok się mylił. Harry Potter jest magicznym stworzeniem i powinniśmy szanować jego odmienność.
Rozszerzające się oczy rodzica kazały mu przerwać, a dłoń na ramieniu odwrócić.
— Dzięki. To wiele dla mnie znaczy — rzekł Harry, uśmiechając się słabo.
— Mówię tylko to, co myślę — odparł Puchon.
— Jak widzę Harry Potter musi zrobić widowiskowe wejście, bo inaczej uznałby dzień za stracony.
Tę ironię Gryfon rozpoznałby wszędzie.
Severus Snape wychodził właśnie z lochów i kierował się w jego stronę.
— Nie robię tego specjalnie, profesorze — obruszył się na te niesłuszne oskarżenia.
— Ależ oczywiście. Kimże ja jestem, żeby insynuować coś innego — zakpił.
Trzask pękającej tkaniny był odpowiedzią ze strony Pottera. Rodzice cofnęli się pod ścianę, ciągnąc pociechy za sobą. Przytrzymywany przez ojca Puchon rzekł, wskazując na profesora:
— Patrz, tato.
Severus uniósł brwi, uśmiechając się sarkastycznie i, wcale nie przejmując się wyładowaniami, podszedł do chłopaka.
— Już dobrze, Harry — szepnął do niego cicho, kładąc mu dłoń na głowie. — Żartowałem. Uspokój się.
Potter wziął głęboki oddech i wszystko ustało. Chłopak burknął coś cicho w odpowiedzi składając skrzydła, nadal nie znając zasady ich chowania i wyminął mężczyznę.
— Widziałeś? — odezwał się znów Puchon. — Nic się nie stało. Profesor jest towarzyszem Pottera i potrafi go uspokoić w ciągu chwili. A nawet gdyby ktoś był na tyle głupi i sprowokowałby go, mamy panią Pomfrey. Malfoya postawiła na nogi w kilka minut —przekonywał nadal chłopak.
— Nie jestem przekonany...
— Potter nikomu nie zagraża — wtrącił się Snape. — Bzdury, którymi nakarmił was Prorok niewiele mają wspólnego z prawdą.
— A wysysanie magii?
— To nie forma ataku, lecz obrony. Jeśli nie zagraża się lamirowi, to on nie pochłania magii. Proszę jeszcze raz przemyśleć zabranie dzieci ze szkoły. Tu są bezpieczniejsze niż w domach. Hogwart chronią czary jego założycieli i Czarny Pan nie odważy się tu wkroczyć. W porównaniu z nim wkurzony nastolatek to pestka. Eliksirem wzmacniającym można wyleczyć wyczerpanie magiczne, ale nie da się nim cofnąć
Avady.
Wszyscy milczeli na tak ostry argument.
— Och, Severusie. Jak zwykle wszystkich straszysz. — Na schodach pojawił się Dumbledore. — Prosiłbym wszystkich rodziców o puszczenie pociech na śniadanie, a państwa zapraszam na rozmowę. Jestem pewien, że gdy spokojnie omówimy zaistniałą sytuację, to wiele uczniów jednak pozostanie w szkole.
Severus zmełł w ustach przekleństwo, widząc ten fałszywy uśmiech i błysk zwycięstwa w oczach Albusa.
Wysłany: Śro 17:15, 25 Lip 2012
Temat postu:
An-Nah
Trochę trudno jednak opiniować tekst, który poznało się za pośrednictwem analizy i którego inaczej by się nie przeczytało - z tej prostej przyczyny, że fanfików czytuje się niewiele.
Wysłany: Śro 17:13, 25 Lip 2012
Temat postu:
Zilidya
Spokojnie An-Nah, naprawdę cenię krytykę i na pewno nie mam z powodu odmiennego zdania na temat jakiego opowiadania czy to fanfiction, czy własnego wykorzystywać tego, że jestem Adminką.
żyjemy w państwie (podobno) demoktratyczny i każdy ma swoje zdanie, którym może się podzielić.
Co do "Lamira" - nie zamierzam go stąd usuwać i dokończę dodawanie. Nawet jeżeli będzie miał same krytyczne uwagi - czy to nie oto właśnie chodzi na forum by miało się wgląd i do tych złych historii?
Mam tylko nadzieję, że zamiast pustej dyskusji i przepychanek będą tu rozsądne komentarze, nawet jeśli krytykujące ff.
Wysłany: Śro 17:10, 25 Lip 2012
Temat postu:
Sara R.
Teraz użyję koloru moderatorskiego:
An-Nah, po to jest możliwość komentowania, żeby komentować, nie trzeba się niczego bać.
A najmniej wyrażenia własnej opinii, jakakolwiek by nie była, dobry autor, pracujący nad warsztatem z pewnością ją doceni.
Chyba, że chodzi Ci o to, że boisz się wyrazić swojej opinii o administracji, dlatego nie używamy kolorów na stałe, ponieważ oddzielamy sprawy administracyjno-moderatorskie od literackich.
Wysłany: Śro 16:56, 25 Lip 2012
Temat postu:
An-Nah
Nefariel, napisałaś to, czego ja bałam się napisać ze strachu przed podpadnięciem i wyjściem na jeszcze większą sukę, niż już wyszłam.
Zil, twój autorski tekst, który na tym forum pokazujesz, ma ręce i nogi, pokazujesz w nim, że myślisz i umiesz tworzyć fajne, sensowne historie. Analizatorzy przejechali tego fica walcem: nie bez powodu, przykro mi. Masz potencjał, możliwości tworzyć coś z sensem - tym się zajmij, zamiast wygrzebywać stare teksty, których jakość pozostawia naprawdę wiele do życzenia - przede wszystkim jeśli chodzi o sens.
"On" to dobre opowiadanie. Ten fic dobry nie jest.
Wysłany: Śro 16:56, 25 Lip 2012
Temat postu:
Sara R.
Nef, forum jest właśnie po to, żeby się chwalić swoimi opowiadaniami i dzięki
merytorycznej
dyskusjom i komentarzom pracować nad swoim warsztatem.
Źle sformułowałam, chodziło mi o odnoszenie swojej opinii do opinii analizatornii.
Nie mniej, trochę się wszystkie rozgadałyśmy:) Pozwólmy się wypowiedzieć reszcie czytelników.
Wysłany: Śro 16:17, 25 Lip 2012
Temat postu:
Nefariel
Cytat:
Zresztą sama strzelasz wycinkami z analizy, a swoje opinie jakieś mam?
Nie strzeliłam ani jednym wycinkiem z analizy.
Cytat:
chyba przesadzasz każąc jej zamknąć się w lochu i cierpieć za grzechy.
Nie, polecam jedynie, by nie chwaliła się na forum publicznym konkretnym, bardzo słabym opowiadaniem.
Co do analiz - myślę, że inteligentne, konstruktywne wyśmianie czegoś słabszego niż słabe* nie świadczy o niskim poziomie. Wręcz przeciwnie.
*Akurat to opowiadanie jest po prostu słabe, pod względem bycia słabym nie umywa się np. do opek wspomnianej już Lampiry. Jego wyższość nad większością analizowanych opek zauważyli nawet sami analizatorzy, chwaląc jeden fragment - czego Zil pewnie nie zauważyła, skoro nie przeczytała całości.[/quote]
Wysłany: Śro 16:03, 25 Lip 2012
Temat postu:
Sara R.
Nef, czy Ty widzisz, co piszesz? Sens spełnienia czyjegoś życzenia jest w tym, żeby spełnić czyjeś życzenie.
Zresztą sama strzelasz wycinkami z analizy, a swoje opinie jakieś mam? Osobiście uważam, że Potter będący hiper-piper-super-star to zły nawyk Zil, ale chyba przesadzasz każąc jej zamknąć się w lochu i cierpieć za grzechy.
Swoją drogą proszę używaj polskiego języka, a nie jakiś wstawek typu IMHO (wybacz, znam osobę, która sobie dodaje "yntelygencji" w ten sposób). Nie twierdze, że Ty tak robisz, ale to wygląda strasznie, szczególnie wobec zarzutów jakie stawiasz, a właściwie jakie przeczytałaś w analizatornii.
Lamir jaki jest każdy widzi, Zil pisała lepsze teksty, ale pisała też gorsze. Nie rozumiem też, dlaczego masz coś do życzeniodawcy. Ja też różnych rzeczy sobie życzę i nad kilkoma się zastanawiałam - na moje jeśli ktoś powiedziałby - "spełnienie Twoje życzenie, ale musisz zrezygnować z tego, tego i tamtego," to ile byłoby mnie w tym tekście? Życzenia są dla osób, które chcą przeczytać, coś na co mają pomysł, ale nie mają talentu pisarskiego.
Sądzę, że taka batalia jest bez sensu.
Ogólnie, ponieważ mamy tutaj zwyczaj rozmów pod tekstami, to trochę offtopnę, ale obok tematu - nie rozumiem tego całego analizowania. Według mnie można tekst faktycznie badać pod kontem ładu, składu, sensu i logiki. Jednak robienie tego w sposób prześmiewczy, a nie merytoryczny, tylko świadczy o niskim poziomie takich analizatorów.
Wysłany: Śro 15:56, 25 Lip 2012
Temat postu:
Zilidya
Ale nie byłaś na moim miejscu. Właśnie z powodu tych, a nie innych wytycznych przyjęłam życzenie, bo punkty mi pasowały. Dlaczego miałabym je zmieniać? A jakoś koledzy Dursleya nie załatwili by go tak, jak było zażyczone - to miało być długotrwałe, a pobicie jest jednorazowe. Musieliby go porwać i gdzieś przetrzymywać, a to zostałoby zauważone.
Wysłany: Śro 15:51, 25 Lip 2012
Temat postu:
Nefariel
Hm, na Twoim miejscu W OGÓLE nie uwzględniałabym życzenia. Albo PRZEDYSKUTOWAŁA z autorką to i owo (np. uzgodniłabym, czy to ktoś inny mógłby się pastwić nad Harrym - bo do Dursleyów to nijak nie pasuje, ale już niewtajemniczeni koledzy Dudleya mogliby go poważnie pobić).
Wysłany: Śro 15:43, 25 Lip 2012
Temat postu:
Zilidya
Cytat:
Cytat:
"Zmierzchu" przykładowo też pewne grupy ludzi nie trawią, a inne są wręcz fanatyczkami.
Bez urazy, ale porównywanie swojego dzieła do Zmierzchu to IMHO postrzelenie się w stopę. Fanatyczki Zmierzchu to niedojrzałe siksy, a ludzie, którzy go nie trawią, wytoczyli przeciw niemu konkretne zarzuty (nie wliczam tu kretynów, którym przeszkadza tylko to, że wampiry sparklą).
Nie chodziło mi porównywanie się do "dzieła" "Zmierzchu", nie miałam wcale takiego zamiaru, bo ani dziełem nie jest, ani ja taka dobra się nie uważam.
Cytat:
Poza tym szkoda, że nie przeczytałaś analizy. Wytknięto Ci w niej konkretne, poważne błędy.
Wystarczająco dużo przeczytałam, nawet napisałam do Armady swoje zdanie, na tyle, jak na analizę, która jest jaka jest.
Cytat:
Co do obu tych argumentów - autorka ma własny rozum. Nie musi ani ślepo spełniać każdego życzenia, ani kierować się obecnymi trendami w ff. Powiedziałabym nawet, że to drugie jest wręcz niewskazane.
I tu sie grubo mylisz. Po co w takim razie spełniać życzenia, jeśli nie uwzględni się to, o co prosił życzący? Co byś powiedziala, gdybym zaklepala sobie jakieś Twoje życzenie i pozmieniała najważniejsze jego punkty, bo akurat kierowanie sie trendami (które akurat tobie sie aktualnie podobają) jest niewskazane? Jak Ty byś się wtedy poczuła?
To jest życzenie.
Osobiście uznaję to za zabawę i ją lubię.
Wysłany: Śro 15:21, 25 Lip 2012
Temat postu:
Nefariel
Cytat:
"Zmierzchu" przykładowo też pewne grupy ludzi nie trawią, a inne są wręcz fanatyczkami.
Bez urazy, ale porównywanie swojego dzieła do Zmierzchu to IMHO postrzelenie się w stopę. Fanatyczki Zmierzchu to niedojrzałe siksy, a ludzie, którzy go nie trawią, wytoczyli przeciw niemu konkretne zarzuty (nie wliczam tu kretynów, którym przeszkadza tylko to, że wampiry sparklą).
Poza tym szkoda, że nie przeczytałaś analizy. Wytknięto Ci w niej konkretne, poważne błędy.
Cytat:
Co do zachowania, tu bym się kłóciła - jak ty byś się zachowała gdyby po 6 tygodniach maltretowania ktoś w końcu wyciągnął do ciebie pomocną dłoń, nawet jeśli to w pewnym sensie wróg?
Na pewno nie jak zapłakany pięciolatek. Wdzięczność nie musi oznaczać pozbawienia postaci dotychczasowego charakteru, to dało się rozegrać lepiej.
Cytat:
Mamy tu przerysowaną wersję wujostwa Harry’ego,
Raczej narysowaną od nowa.
Cytat:
był taki moment wśród twórców ff, w którym niemal każdy tekst zawierał ostre sceny przemocy.
Cytat:
Poza tym było to wymuszone warunkami życzenia.
Co do obu tych argumentów - autorka ma własny rozum. Nie musi ani ślepo spełniać każdego życzenia, ani kierować się obecnymi trendami w ff. Powiedziałabym nawet, że to drugie jest wręcz niewskazane.[/quote]
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001-2003 phpBB Group
Theme created by
Vjacheslav Trushkin
Regulamin