An-Nah
Komentator Miesiąca
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 107
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ogólnopolska stolica mHroCku Płeć: Kobieta
|
|
Odcinek pierwszy: włosowatość i okowatość
Tego zimowego wieczora Dariss z Białego Kręgu nudził się. Kolejny dzień oczekiwania na koniec śnieżycy, która odcięła karczmę od świata. Kolejny dzień znoszenia opryskliwego karczmarza i jego szczerbatej córuni – czerwonowłosemu obmierzło do cna to miejsce. Udając, że nie widzi wdzięczącej się blondynki, mag gapił się w okno i zabawiał się rysowaniem na zamarzniętej szybie runów. Tę nudę przerwało nagłe otwarcie drzwi – zawiało śniegiem i mrozem, trzasnęło drewno i w progu pojawił się zwalisty osobnik w futrzanym płaszczu na stalowej kolczudze. Spod kaptura wystawały splecione w warkoczyki czarne jak smoła włosy. Czarnowłosy zamaszystym krokiem, nie bacząc na innych nudzących się w karczmie podróżnych ruszył ku siedzącemu w kącie Darissowi.
Czerwonowłosy spojrzał na mężczyznę przed sobą. Warkoczykowłosy wyglądał na znużonego, lecz wciąż gotowego do walki, mag uznał więc, że lepiej go nie drażnić. Skłonił się tylko przed mężczyzną.
Wojownik zamiast minąć maga, zatrzymał na nim wzrok.
- Ty jesteś tym czarownikiem, który przedwczoraj zrzucił lawinę na Trupiej Przełęczy? - spytał złowrogim tonem.
Dariss poczuł pot perlący się na skroni. Widział, że jego smolistowłosy nie żartuje.
Pytanie: co w tym fragmencie jest nie tak?
„Czerwonowłosy”, „blondynka”, „czarnoswłosy” a nade wszystko „warkoczykowłosy” i „smolistowłosy”. Wierzcie mi, pisanie tego bolało mnie mocno. Jeśli czytanie boli was równie bardzo, jesteśmy w domu.
Mówi się, że powtórzenia są złe. Żeby ich uniknąć, początkujący twórcy często sięgają po epitety – najczęściej kolor włosów lub oczu. To nie jest poprawne: gorzej, to jest brzydka maniera, burząca estetykę tekstu, a na dłuższą metę niepraktyczna i prowadząca do grafomanii.
Czemu niepraktyczna? Popatrzcie na ulice, na swoje otoczenie. Wielu ludzi jest blondynami, brunetami, szatynami. Mniej jest rudych, mniej osób o włosach farbowanych na jaskrawe kolory. Wprowadźmy na scenę więcej postaci, a skończą nam się kolory włosów. O zgrozo, bywają nawet ludzie łysi! Spróbujmy pisać o azjatach – jeśli nie farbują włosów, będą wszyscy jak jeden mąż brunetami. Poza tym, ludzie nie dobierają się w pary – czy to przyjacielskie, czy romantyczne lub seksualne – tak, by każde z nich miało inny kolor włosów! To się zdarza, jasne (a blondynka z brunetem ładnie wygląda...), ale równie prawdopodobne, że osoba o blond włosach zejdzie się z osobą o takim samym kolorze włosów. A co, jeśli zejdzie się azjata z azjatą? Zobaczmy na przykładzie dwóch japońskich licealistów...
Hideki oparł się o siatkę zabezpieczającą krawędź szkolnego dachu i spode łba spojrzał na czarnowłosego.
- Wiesz co, Jiro-kun, nie rozumiem tego – mruknął.
Jiro popatrzył na bruneta zdziwiony.
- Czego nie rozumiesz? – spytał.
Brunet westchnął ciężko.
- Zachowania Kaori. Czego ta dziewczyna chce właściwie?
Faktycznie brunetka zachowywała się ostatnio dość dziwacznie.
Jak widać nie czuję się najlepiej w tematach japońsko-licealnych (choć czasem oglądam takie anime), ale problem chyba ujęłam: czarnowłosy, brunet, brunetka, wszyscy mają taki sam kolor włosów! Jak tu rozróżnić, kto jest kim?
Oczywiście, zawsze możemy, zwłaszcza, jeśli to tekst autorski rozgrywający się w świecie fantastycznym, gdzie obowiązują mangowe prawa chromatycznej dowolności, zaszaleć i obdarzyć każdą z postaci czupryną w najbardziej niestworzonym możliwym kolorze. Tylko to, co wyjdzie nam z używania owej czupryny do uniknięcia powtórzeń jest ewidentną grafomanią. Radosne twory w stylu „kobaltowowłosy” to istna blogaskowa maniera, którą należy tępić z całą bezwzględnością. Nie, nie mam nic przeciw postaciom o dziwnych kolorach włosów! Jeden z moich bohaterów ma włosy szkarłatne, inny – srebrnoszare. Światy fantasy robią cuda, farba zresztą też. Ale na najbliższe bóstwo pisma, kiedy widzę coś w stylu „dredowłosego” (nagminne w ficach o Tokio Hotel) „Resztkami sił odgarnąłem złotobladoniebieskowłosemu kosmyki od oczu”* - chce mi się śmiać. Podobnie ma się sprawa z oczami: widziałam już „węgielnookiego” i „onyksowookiego”. „Zmiennobarwnooki” wcale by mnie nie zdziwił...
No i dobrze, ale co w takim razie ma począć autor, nagle odcięty od wspaniałego źródła zastępników dla imienia? Czy jest skazany na wieczne powtarzanie się? Nie, nie jest bynajmniej!
Po pierwsze, powtórzenia nie są aż tak złe, jak sądzą średnio zaawansowani internetowi krytycy! Byleby nie powtarzać w każdym zdaniu imienia bohatera. A inne sposoby? Ano przyjrzyjmy się raz jeszcze naszemu magowi w zasypanej karczmie (Tak, lepiej czuję fantastykę)
Tego zimowego wieczora Dariss z Białego Kręgu nudził się. Kolejny dzień oczekiwania na koniec śnieżycy, która odcięła karczmę od świata. Kolejny dzień znoszenia opryskliwego karczmarza i jego szczerbatej córuni – magowi obmierzło do cna to miejsce. Udając, że nie widzi wdzięczącej się dziewoi, gapił się w okno i zabawiał się rysowaniem na zamarzniętej szybie runów. Tę nudę przerwało nagłe otwarcie drzwi – zawiało śniegiem i mrozem, trzasnęło drewno i w progu pojawił się zwalisty osobnik w futrzanym płaszczu na stalowej kolczudze. Spod kaptura wystawały splecione w warkoczyki czarne jak smoła włosy. Przybysz zamaszystym krokiem, nie bacząc na innych nudzących się w karczmie podróżnych ruszył ku siedzącemu w kącie Darissowi.
Mag spojrzał na barczystego wojownika przed sobą. Nieznajomy mężczyzna wyglądał na znużonego, lecz wciąż gotowego do walki, Dariss uznał więc, że lepiej go nie drażnić. Skłonił się tylko przed nowym gościem karczmy.
Wojownik zamiast minąć maga, zatrzymał na nim wzrok.
- Ty jesteś tym czarownikiem, który przedwczoraj zrzucił lawinę na Trupiej Przełęczy? - spytał złowrogim tonem.
Dariss poczuł pot perlący się na skroni. Widział, że jego rozmówca nie żartuje.
Lepiej, prawda, że lepiej?
W powyższym fragmencie do zastępowania imienia postaci (którego nie znamy) użyłam profesji oraz opisów które są zależne od sytuacji i od tego, jak wojownika postrzega mag, z punktu widzenia którego prowadzona jest narracja: Dariss widzi wojownika jako "nieznajomego mężczyznę" (bo go nie zna) "nowego gościa karczmy" (bo facet właśnie wszedł do karczmy) i "swojego rozmówcę" (bo właśnie zaczęli rozmowę). Zastępuję nieznane imię określeniami, które mają charakter sytuacyjny, używam więcej podmiotów domyślnych, a w wypadku córki karczmarza zdecydowałam się na „dziewoję”, słowo pasujące do fantastycznej stylizacji.
Czy epitety odnoszące się do koloru włosów zawsze są złe? Ależ nie, absolutnie nie! Popatrzmy:
- Kurrrwaaaa, kurrrrwaaa! – papuga darła się głosem przepitego marynarza. Kapitan, na ramieniu którego siedziała łypał na potencjalnego pasażera zza bujnego, smolistego zarostu.
- Zwą mnie Czarnobrody, szczurze lądowy – oznajmił. – I jeśli słyszałeś to miano, wiedz, że jestem postrachem siedmiu mórz!
Czarnobrody to przydomek pirata. Jego pseudonim. Ksywka. To przykład dobrego użycia epitetów... Ale i z przydomkami nie należy przesadzać, zwłaszcza, jeśli obdarzamy nimi postać żeńską i piękną – wyjdzie nam jakaś Zielonooka Mary Sue, jak w tym przypadku: [link widoczny dla zalogowanych] - ostrożnie, drodzy autorzy, ostrożnie, z wyczuciem i taktem!
Czy epitety są właściwe w innych okolicznościach? Ależ są! Popatrzmy (i wróćmy do naszego maga, który wydaje mi się wdzięcznym materiałem przykładowym...)
Stali obaj pośrodku kręgu zakapturzonych postaci.
- Chędożone elfy! – warknął z niechęcią Merg, odruchowo zaciskając dłoń na rękojeści dwuręcznego topora.
Dariss wymierzył mu kuksańca w bok. Elfy, rzeczywiście, postaci były elfami, nikt inny nie poruszał się równie zwinnie i bezszelestnie.
Mag pokłonił się.
- Mój towarzysz jest nader porywczy, wybaczcie mu, szlachetni panowie i panie... Nie pragniemy was obrażać, ani naruszać spokoju waszych ziem.
Jeden z elfów zdjął kaptur. Białe jak śnieg kosmyki posypały się mu na ramiona. Otaczały trójkątną twarz, z której lśniły oczy barwy ametystu.
- Nie pragniecie, a czynicie to! – rzekł białowłosy elf ostrym tonem.
Elf dopiero się pokazał i nie wiemy, kim jest – tylko, że jest elfem i ma białe włosy i ametystowe oczy. W tym wypadku określenie go od kolorystyki jest możliwe – kiedy elf poda swoje imię, będziemy używać tego imienia... A włosy rzuciły się najwyraźniej naszej standardowej parze mag-wojownik w oczy... Oczy też się rzuciły w oczy, ale nie uważacie, że „ametystowooki elf” brzmi pretensjonalnie i grafomańsko?
To chyba tyle. Mam nadzieję, że pomogłam... W następnym odcinku poradnika (jeśli będę miała ochotę go napisać...) zajmiemy się odmienianiem pewnego bardzo trudnego zaimka...
A wy, macie jakieś życzenia? Może poradników będzie więcej...
*Zdanie na szczęście nie pochodzi z autentycznej grafomanii, a zostało wymyślone przez Ome jako przykład.
|
|