AkFa
Powiew wiatru
Dołączył: 29 Cze 2012
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: DreamLand England Płeć: Kobieta
|
|
TYLKO DLA OSÓB PEŁNOLETNICH +18
Tekst jest nie betowany, ani nie edytowany, wracam do niego, choć nie tak często jakbym chciała, bo czas mi nie pozwala. Jeśli ktoś wychwyci błędy, będzie to wielkim ułatwieniem dla mnie, bo samemu jest to bardzo trudne.
– BJ?
– No?
– Powiesz mi coś?
– Co?
– Ale musisz mi tak na serio odpowiedzieć…– głos Tonego lekko zadrżał, ale odchrząknął dość gwałtownie i pokrył to kaszlnięciem. Jego przyjaciel rzucił mu trochę zirytowane spojrzenie.
– Gadaj po prostu Tony.
Mężczyzna zawahał się i wymusił uśmiech, lekko potrząsając głową.
– Niee, to już nie jest takie istotne.
BJ westchnął w duchu. On na serio nie miał na to dzisiaj siły. A Tony zachowywał się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. Normalnie mu to nie przeszkadzało, ale dziś był po prostu wykończony i nie miał sił na jego podchody.
– Tony jak już zacząłeś to gadaj, a nie…
– Nie, no spoko… to nic takiego. – Serce chciało niemal wyskoczyć mu z piersi. Kurczę nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie dziś… może jutro. Trochę później. Tyle czasu BJ nie wiedział i wszystko grało. Nie musi nagle się dowiedzieć… – Jak tam dzień w pracy? – Zdesperowany zmienił temat pospiesznie.
– Kurewski. Jak dopadnę tego Bennetta następnym razem, to mu chyba dokopię. Cały towar był źle przyjęty. – BJ zerwał się z kanapy, na której siedzieli i pomaszerował do lodówki. Jego ramiona napięte i sztywne. Praktycznie cała jego sylwetka promieniowała stresem. Bennett – to by wiele wyjaśniało. Facet miał normalnie życzenie śmierci, jeśli chodziło o pogrywanie z BJ’em. – Wyobraź sobie, że ten idiota nie pomylił się ani razu na korzyść. Jak Boga kocham. Cały tir towaru i on nawet jednej palety nie umieścił na właściwym miejscu. – BJ zirytowany siadł i podał butelkę piwa swojemu przyjacielowi. Mocno i długo pijąc z własnej. – Phi, nawet jednego kartonu, a co tu dopiero mówić o całej palecie. – Wzruszył ramionami zrezygnowany.
– Kurczę facet ma talent. Jakim cudem jeszcze go nie wywalili, to dla mnie zagadka. – Tony parsknął ironicznie.
– Mnie to mówisz? Jeszcze palantowi płacą tyle samo, co mnie. – Z irytacją przeczesał dłonią i tak już pokosmane czarne włosy. Zawsze wyglądały jakby nie do końca było wiadomo, w którą stronę mają się zamiar tego dnia układać. Tony uwielbiał je. Jak i wszystko, co dotyczyło jego przyjaciela.
– Czemu nie zgłosisz tego? Za każdym razem to ty dostajesz po tyłku, jeśli coś jest nie tak w magazynie.
– Nie zgłoszę tego, bo za każdym razem ja mam przejebane. – Mężczyzna westchnął zmęczony i opadł na oparcie kanapy. Miał wszystkiego serdecznie dość.
Tony zwalczył chwilową, niepoczytalną potrzebę pogłaskanie wykończonego mężczyzny i zdusił brutalnie wszelkie emocje, jak zwykle zakradające się do jego serca.
BJ by ich z pewnością nie docenił.
– Pogadaj, więc z debilem.
– Ha! Żeby to coś dało to bym może i pogadał.– BJ spojrzał na niego z sarkastycznym uśmieszkiem na swoich wąskich ustach, a Tony z wysiłkiem oderwał od nich spojrzenie. Życie było mu jeszcze miłe. – Jak sam słusznie zauważyłeś ON jest debilem. Choćbym nie wiem, jak mu tłumaczył i jak wyjaśniał, to on nic nie pojmuje.
– A może on w kulki sobie z tobą leci? – Tony zapytał z zamyśleniem. Przyjaciel rzucił mu nic niepojmujące spojrzenie. – No wiesz.... Po co ma się wysilać, skoro ty za każdym razem lecisz i naprawiasz jego błędy? Większość pracy wykonujesz za niego, bo to prościej niż sprzątać bajzel po nim.
BJ parsknął niewesołym śmiechem. Jego mądraliński przyjaciel jak zwykle się nie mylił.
– To by się zgadzało. Co tylko wkurza mnie, jeszcze bardziej. – Z wiązanką przekleństw pomaszerował po kolejne piwo. – Chcesz jedno?
Tony obrzucił swoją praktycznie nienapoczętą butelkę i lekko zarumieniony potrząsnął głową, że nie. Ta jedna z pewnością sprawiłaby, że zaszumiałoby mu w głowie. A to nigdy nie był dobry pomysł w towarzystwie BJ’a. Na rauszu z miejsca robił się Touchy–Feely[1]. Cudem jakimś, BJ do tej pory podciągał to pod jego ‘niezdolność do picia’.
– Nie, dzięki. Nie mam dziś jakoś ochoty. Ty się nie krępuj, jednak. Dziś piątek.
– A żebyś wiedział, że się nie będę krępował. – BJ uśmiechnął się od ucha do ucha po raz pierwszy tego dnia. Uważniej też, spojrzał na swojego dość mizernie wyglądającego przyjaciela.
Normalnie, to on wyglądał jakby Gwiazdka była cały rok. Przynajmniej przy nim. Dziś jednak głęboka zmarszczka przecinała jego blade i gładkie czoło. I BJ czuł, że powinien zapytać, co go ugryzło w tyłek. Nie był jednak pewien czy miał dziś dość cierpliwości, aby się użerać z jego dylematami. Normalnie to on nie był aż takim zimnym gnojkiem, dziś jednak miał naprawdę kijowy dzień. Może dylemat Tonego może poczekać do jutra?
– Moim zdaniem masz dwie opcje…
– Taak? – zapytał BJ, krzywiąc się, na dźwięk własnego oschłego głosu.
– Musisz przenieść się na inną zmianę pod jakimś osobistym pretekstem, bo jego raczej nie dasz rady wykopać. Nie bez zawiłych tłumaczeń, o co chodzi, w każdym bądź razie… – stwierdził Tony, pomijając milczeniem Bitchy humor przyjaciela. Sugerowanie mu pracy na popołudniową zmianę było ciężkie samo w sobie. Nie widywaliby się już prawie wcale. – Albo wziąć twój długo odkładany urlop i pozwolić, aby twój kolega namieszał tak skutecznie, że go wywalą.
– Ha ha, bardzo śmieszne. – BJ oburzył się, siadając nagle wyprostowany. – Jak to sobie wyobrażasz? Nienawidzę pracować na popołudnia. Cały dzień jest wtedy do dupy. Na nic nie mam czasu. Jeszcze z tobą na uczelni cały dzień, chyba bym tu zapieprzał po ścianach.
– To zrób sobie urlop. – Tony zwalczył uśmiech radości starający mu się wyrwać na wolność. Nie napalaj się idioto!
– Potrzebowałbym z dwa tygodnie, żeby mógł namieszać tak nieodwracalnie, aby go wywalili. – Mężczyzna zastanowił się nad całym pomysłem przez moment. – A i to nie wiadomo czy by zadziałało. Gdyby nie miał kozła ofiarnego to pewnie by się pilnował. Jest też duże prawdopodobieństwo, że daliby mu jakiegoś zastępcę do pomocy.
Tony musiał zgodzić się, że faktycznie szanse byłby marne, co wcale nie pomagało zwalczyć mu ogarniającego go rozczarowania. Tak też właśnie, jego nadzieja na spędzenie, choćby części zbliżających się wakacji z BJ’em, przepełzła mu pod nosem, śmiejąc się szyderczo w jego twarz.
Musiał stąd wyjść zanim zacznie wylewać, zestresowanemu przyjacielowi, swoje żale i zrobi z siebie jeszcze większego idiotę niż zazwyczaj.
– To masz już tylko jedną opcję. Dokop szczurkowi i już. – Wstał z płaskim, wymuszonym uśmiechem i przeciągnął się.
Jezu… przy jego szczupłej, lecz długiej sylwetce, siedzenie poskładanym na kanapie zawsze groziło utratą czucia, w tej czy innej części ciała. BJ wydał jakiś nieartykułowany dźwięk i spojrzał na niego z dezaprobatą.
– Ty chłopie odżywiasz się czymśkolwiek innym niż tym, co serwują w waszej uczelnianej bibliotece? – Kiedy za szczupły przyjaciel wzruszył obojętnie ramionami, BJ miał ochotę go zdzielić. – Coś więcej niż kurz i wiedzę? Wiesz, jakieś prawdziwe jedzenie?
– Jestem biednym studentem. Oczywiście, że nie jem. – Tony zlekceważył ostrzegawcze spojrzenie przyjaciela i uśmiechnął się sztucznie.
Nie miał ochoty rozmawiać o tym jak stres i nerwy zżerają mu żołądek. Nieprzespane noce i długie godziny nauki, aby przygotować się do ostatnich testów i egzaminów w tym roku.
I BJ nieopuszczający jego myśli dzień i noc, bez względu na to gdzie by był i co by robił. Wystarczyło, że przymknął powieki i niższy, ale muskularniejszy mężczyzna stawał mu przed oczyma, wywołując najdziwniejsze uczucia i sensacje w całym ciele.
Tłumiąc jęk frustracji, Tony zastanawiał się gorączkowo nad sposobem, aby się wymknąć. To był między innymi jeden z powodów, dla których chciał i musiał, powiedzieć BJ’owi prawdę o sobie. Nie miał już dłużej sił, siedzieć z nim, spędzać czas i nie powiedzieć mu prawdy. Zabijało go to dzień po dniu. Coraz bardziej i bardziej. Jego uczucia dla drugiego mężczyzny, zaczynały powoli budować między nimi przepaść. Czy wiedział o tym BJ, czy nie. Myśl o utracie jego przyjaźni zaczynała być coraz mniej i mniej straszna, skoro i tak ich przyjaźń zaczynała się rozpadać…
– Dobra Tony, wyduś to z siebie…
– Co?– Mężczyzna niemal potknął się przerażony. Z szeroko rozwartymi oczyma spojrzał na BJ’a.
– Nie wiem, co! Masz mi powiedzieć, bo przecież widzę, że wyglądasz jakby ci coś w tyłek wpełzło i zdechło.
Tony czuł jak rumieniec zalewa jego policzki. Myślenie o ‘tyłku’ w obecności BJ, nigdy nie było dobrym pomysłem. Wyprostował się i uczynił jeszcze jedną, nikłą próbę zbagatelizowania problemu.
– Może jednak potrzeba mi tego piwa…– Wrócił na kanapę i najbardziej nonszalancko jak tylko był w stanie, sięgnął po butelkę. Wypijając niemal pół butelki na raz. BJ uniósł brwi z niedowierzaniem, na serio zaczynając się martwić o niego. Od czasu, kiedy w High School uratował jego kościsty tyłek przez skopaniem przez jakiś osiłków, Tony mówił mu absolutnie wszystko. Nie rzadko więcej niż BJ chciał usłyszeć. Nigdy nie miał żadnych tajemnic przed nim.
Chyba nie wpakował się w jakieś tarapaty? Zdenerwowany I lekko podirytowany, BJ ruszył po kolejną kolejkę piw, decydując, że alkohol rozluźni jego milczącego przyjaciela. A i pewnie on nie da rady wysłuchać tego na trzeźwo.
Przez chwilę powałęsał się po kuchni, pozwalając, aby Tony zrelaksował się i odprężył. Wrzucił paczkę chipsów do salaterki, chwycił garść krakersów i uznał, że to na tyle, jeśli chodzi o jego zdolności kulinarne. Po za tym, był mistrzem odgrzewania gotowych dań.
– Masz coś na przekąskę, bo picie na pusty żołądek załatwi nas w ułamku sekundy. – Postawił wszystko na małym stoliku służącym mu, jako składowisko wszystkiego, co jest ‘absolutnie’ niezbędne do siedzenia i spędzania nudnego popołudnia w domu. Czyli pilot i browarek. Mebel ni to ładny był, ni to szczerze mówiąc funkcjonalny, BJ jednak był niejako do niego przywiązany. Tony z kolei go nie znosił, bo ponoć kłócił się on z jego dobrym smakiem. Zwłaszcza, że znajdował się przy boku kanapy i ten, który usiadł dalej nie miał do niego łatwego dostępu. Gimnastykując się, aby do niego sięgnąć. Najczęściej padało na Tony'ego, który musiał to robić. Z jego kilometrowym zasięgiem ramion, nie powinno być problemu – BJ dokuczał mu wielokrotnie. Teraz jednak jego mina nie zachęcała do żartów i nawet nie wykonał ruchu, aby zając wygodniejsze miejsce.
Tłumiąc jęk frustracji, BJ klapnął na kanapie przy koledze, wziął krakersa i niemal wcisnął w jego usta. Tony odskoczył jak oparzony. Ocierając usta i nerwowo uciekając spojrzeniem, jego dłonie lekko drżały.
– Dobra, gadaj do cholery, bo mnie wkurzasz już nie na żarty. – Co w jego przekładzie znaczyło, że się martwił jak cholera.
Tony spojrzał na niego spod rzęs i potrząsnął głową.
Chciał, jak on kurczę bardzo chciał…, ale nie mógł zmusić ust do wytworzenia potrzebnego dźwięku. Krtań miał tak zaciśniętą, że z bólem przełykał. Z desperacją sięgnął po resztę piwa. Nie mądrze było pić, ale wiedział, że nie da inaczej rady wykrztusić ani słowa. BJ obserwował go uważnie, jakby w duszy oczekiwał, że ten nagle zrobi coś głupiego… I najgorsze, że wcale nie był daleki od prawdy.
Tony usiadł z powrotem i spojrzał w piwne oczy swojego przyjaciela. Otwarł usta i…
...i nic.
Spróbował jeszcze raz, … ale nie był w stanie wydusić ani słowa z siebie. BJ uśmiechnął się krzywo.
– Co? No dalej. Przecież to nie może być nic tak strasznego… – Zażartował, aby ulżyć i rozluźnić atmosferę. – Na to jesteś zbyt porządny i świętoszkowaty. Co mogłeś zrobić? Stuknąć jakąś panienkę i zafundować jej ciążę?
Tony obrzucił go urażonym spojrzeniem, parskając nieelegancko i to z miną jakby miał ochotę mu przyłożyć, co jeszcze nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Serce BJ'a lekko przyspieszyło. Nie dobrze. – Dobra, gdzie jest ciało i kiedy chcesz je zakopać?
– Bożę BJ! Czy ty nigdy nie możesz być poważny? – Tony znów zerwał się z kanapy. Nerwowo krążąc po pokoju, zaplatał i rozplatał palce swoich dłoni. Nie, nie da rady tego zrobić…Jest pieprzonym tchórzem.
– Może bym i był poważny gdybyś mi, choć mgliste pojęcie dał, o czym my właściwie rozmawiamy. – Nerwowe zachowanie Tonego zaczynało oddziaływać i na niego. – Napij się i spróbuj uspokoić. Jutro nie musisz być na uczelni. Nie musisz się nigdzie spieszyć. – Starał się przemawiać spokojnie i łagodnie, Tony jednak wyglądał na coraz bardziej wystraszonego i spiętego. – Siadaj! – warknął w końcu, kiedy Tony stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, potrząsając lekko głową jakby sprzeczał się sam ze sobą mentalnie.
Mężczyzna drgnął, zarumienił się i siadł ostrożnie, tak daleko jak tylko kanapa na to pozwalała.
– Dobra. Pij! – Zakomenderował stanowczo BJ. Był dwa lata starszy i nieraz lubił podkreślać to swoim autorytatywnym zachowaniem. Kiedy Tony wypił lekko krztusząc się połowę kolejnej butelki piwa, BJ oparł się, założył ręce na piersi i spojrzał wyczekująco.
– O co chodzi?
– O… o mnie… – wymamrotał w końcu Tony, nie patrząc na siedzącego przy nim z niecierpliwą miną przyjaciela.
– Ooookej… i co w związku z tobą? – BJ zawahał się na chwilę, marszcząc brwi z powagą. – Nie jesteś chyba kurwa chory, czy jakieś podobne świństwo…?!
– Nie! – Tony parsknął ironicznie, zaskoczony tokiem rozumowania i troską w głosie przyjaciela. O ile to by było łatwiejsze, gdyby był po prostu chory. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach, łokcie opierając o swoje kościste kolana. Nie miał sił patrzeć na niego. – … jesteśmy takimi na serio dobrymi przyjaciółmi, prawda?
– Eeee… nooo…– odparł BJ ostrożnie, nie bardzo wiedząc, do czego ma się to pytanie odnosić…
– Wiesz takimi, co mogą sobie powiedzieć wszystko…
– Noo…
– Prawdziwa przyjaźń polega na akceptacji drugiej osoby takiej, jaka jest…
– Dobra kumam, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy na serio dobrymi, ‘prawdziwymi’ przyjaciółmi. O co z tymi wszystkimi pytaniami chodzi? – BJ czuł, że i ciśnienie, i strach ściskają jego wnętrzności. Tony miał zamiar spuścić mu na kolana jakąś bombę i nie był już nagle taki pewien, czy chciał wiedzieć, o co chodziło.
Tony spojrzał na niego lekko błyszczącymi, szarymi oczyma. BJ mógł przysiąc, że wyglądał jakby miał zamiar się rozpłakać. Miał jednak jak jasna cholera nadzieję, że nie zrobi tego. Nie miał pojęcia, co w takiej sytuacji zrobić. Zawsze pogodny i wyluzowany Tony, był łatwy w obsłudze. Ten zestresowany, jakby wystraszony… już nie za bardzo…
– Co jeśli nie wszystko jest zawsze takie jak nam się wydaje? Co jeśli okazuje się, że ktoś… nie wiem? Nie ujawnia wszystkich swoich tajemnic? Czy prawdziwa przyjaźń ma miejsce dla wyrozumiałości? – spytał tak cicho, że BJ niemal musiał pochylić się w jego stronę, aby go w ogóle usłyszeć.
– Najprościej będzie, jeśli powiesz po prostu, o co ci chodzi i wtedy zadecydujemy, co dalej…– BJ wybrał najbardziej neutralną odpowiedź, jaką udało mu się wymyślić, albo przynajmniej tak mu się wydawało.
Tony jednak wyskoczył jak na sprężynie i ruszył do drzwi niemal uciekając.
– Sorry, nie mogę, po prostu nie mogę – wyjąkał nie obracając się. – Jak powiem to już będzie za późno na cokolwiek. Za późno, żeby wszystko naprawić…
Wybiegł z mieszkania BJ’a z hukiem, pozostawiając stojącego mężczyznę na środku saloniku z szczęką na wysokości kolan.
***
Anthony, który niemal nigdy nie klął, nie unosił się złością i przede wszystkim nigdy nie był niekulturalny, miał ochotę wrzeszczeć i bluzgać. Przyłożyć komuś. Obwinić za wszystko, co mu się przytrafiło. Ukarać kogoś.
Nie chciał być taki… Tchórz. Gej… Idiota…
Jak miał sprostać temu, co przytrafiało mu się nie z jego woli czy chęci? To było takie dziwne. Już od początku. Nawet nie pamiętał, kiedy sobie uświadomił, że jest… inny. Że chodził na podwójne randki z BJ’em, bo chciał go pilnować. Obserwować, a nie, bo miał ochotę ‘wyhaczyć jakąś laskę’. Trudne to było dla niego i nie do pojęcia. Zwłaszcza, że nie miał ochoty ‘taki’ być. Zazdrosny, kiedy jakaś dziewczyna dotykała go lub trzymała za rękę. Nienawidził siebie za to, że to on chciałby być na jej miejscu. Że pragnął dla siebie tych szerokich, seksownych uśmiechów.
BJ zawsze był jego przyjacielem. Zabawnym, ciężko pracującym. Niemogącym pójść na studia, bo jego sytuacja finansowa mu na to nie pozwalała. Rozgoryczonym z tego powodu, ale nie wydającym nigdy nawet słowa protestu czy skargi. Jego matka oczekiwała od niego, że będzie łożył na rodzinę, a nie ulegał jakimś fanaberią. Ich ojciec odszedł od nich i pozostawił samych sobie. Obowiązki i odpowiedzialność spadła więc na BJ’a jako najstarszego z trójki rodzeństwa. Podjął się więc pracy i łożył. Nie chciał jednak zrezygnować z niezależności i wynajął małe mieszkanko, nie ulegając presji swojej matki, aby nie marnował pieniędzy, które z całą pewnością na coś im się przydają.
Tony odwrócił się na brzuch i zacisnął powieki niemal do bólu. Maleńkie plamki pływające mu pod powiekami rozmazały łzy. Jego krtań znów znajdowała się z żelaznym uścisku, a serce biło z trudem.
Nie chciał i nie mógł, stracić go. Nie mógł i nie chciał, go oszukiwać… to by nie było fair w stosunku do żadnego z nich. To by było kłamstwo. Dość, że musiał ukrywać przed BJ’em te myśli… te fantazje, które od lat wypełniały jego głowę. Które spalały jego nieposłuszne, niereformowalne ciało.
Oczywiście, kiedy sobie wreszcie z bólem uświadomił, że jest gejem, szukał odpowiedzi na pytania, których nawet jeszcze wtedy nie znał. Internet to cudowny wynalazek i po przekopaniu się przez tonę chłamu znalazł, co szukał. Ulżyło mu, bo nie tylko on był ‘taki’. Załamało, że ludzie w dwudziestym pierwszym wieku nadal z tego powodu ginęli. Może właściwie ginęli z powodu głupoty i ciemnoty, na którą się ludzie, społeczeństwa całe – dobrowolnie się godzili. Sytuacja polepszała się, ale jeszcze chwila do czasu, kiedy geje mieliby godne warunki do życia była…mgliście odległa. Niemal nierealna do dojrzenia i do uwierzenia.
Jego serce rozdarte i obolałe, truchlało ze strachu na myśl o reakcji jego rodziny i przyjaciół. Nie mógł i nie chciał żyć, kłamiąc i oszukując. Zasługiwał na normalne życie, na szczęście i nie miał zamiaru dobrowolnie dać się tego pozbawić.
Obawa jednak przed odrzuceniem, zwłaszcza ze strony BJ’a czyniła go niemal bezsilnym i bezwładnym. Teraz też właśnie leżał, niemal szlochając w poduszkę, przeklinając swoje życie, los, tchórzostwo i to, że zrobił z siebie idiotę. Dzisiejsze przedstawienie w mieszkaniu BJ’a uświadomiło mu dobitnie, że nie był w stanie powiedzieć mu tego prosto w twarz. Pogardzał sobą za rozpatrywanie innego wyjścia. Jak o nim to świadczyło? Jakim był przyjacielem? Nie tylko ukrywał przed osobą, która mu ufała, coś tak istotnego… on pożądał go, w myślach robił… wszystko.
BJ by go zabił gdyby wiedział. Co prawda nie musiał o tym wiedzieć… ani o jego uczuciach, prawda? To był jego problem. Potrzebował po prostu czasu, aby jego głupie serce pojęło, że nie ma szans na odwzajemnienie uczuć ze strony BJ’a.
Jego głowa pulsowała bólem niemal nie do zniesienia. Zbierało mu się na wymioty i dwa piwa, które wypił wcześniej, podchodziły mu do gardła. Nie miał na nic sił. A płakać nie chciał. Nie mógł. Nie powinien. To by zdegradowało go całkowicie we własnych oczach.
Jak sekwencja obrazów, przed oczyma przemknęła mu każda chwila, którą z nim spędził. Jak zasypiał na jego ramieniu lub udzie, podczas filmów, które go nudziły niemożliwe, a które oglądał dla niego. Jak nieraz udawał, aby móc przytulić się do niego.
Raz pocałował chłopaka.
Potrzebował… chyba upewnić się, że to nie tylko o BJ’a chodziło. Że odczuwał pociąg do mężczyzn w ogóle. Właściwe chciał to sobie udowodnić na siłę. Po prostu myśl, że zakochał się w swoim jedynym, najlepszym przyjacielu… którego nie mógł nigdy mieć – wyrywała mu serce. Chciał łudzić się nadzieją, że kiedyś to minie… odejdzie. Że będzie miał szansę na prawdziwy związek. Potrzebował tej wiary. Inaczej chyba by się załamał.
Pocałunek był z jednej strony wspaniały i przyniósł mu ulgę, z drugiej jednak był katastrofą. Był gejem bez dwóch zdań i to było na swój sposób pocieszające…, ale uświadomił sobie, że pragnął tylko jego. Nic nie wskazywało na to, że to się zmieni… szybko.
Lata minęły i frustracja, strach, poczucie godności walczyło w nim o lepsze miejsce. Nie mógł już tego dłużej znieść. BJ musiał wiedzieć, przynajmniej połowę prawdy. Życie bez niego najprawdopodobniej będzie go zabijać na raty. Z tym, że teraz też nie ‘żył’ z nim… BJ nie ‘istniał’ w jego życiu tak naprawdę. Dzieliła ich ściana kłamstw. A to było niedopuszczalne.
Bez zastanowienia nad tym, co robi, Tony poderwał się z łóżka i chwycił swój telefon. Trzydzieści sekund później, dłońmi drżącymi niekontrolowanie nacisnął przycisk ‘Wyślij’.
Nie wiedział, że łzy spływały mu po twarzy opadając na podłogę między jego bosymi stopami. Nie wiedział dopóki jedna nie rozbiła się z pluskiem o ekranik telefonu, na którym widniała uśmiechnięta twarz jego ‘jedynego’ przyjaciela…
2
Benjamin Jack West stał i z niedowierzaniem patrzył na ekranik telefonu. Po raz, wydawało się setny, odczytał wiadomość. Nie, nic się nie zmieniło. Wiadomość brzmiała nadal tak samo.
„Jestem gejem, BJ… i kocham cię całym sercem.”
Serce BJ’a łomotało niemal z hukiem o jego żebra. Próbując się wyrwać na wolność. Głowa wirowała od wypitego piwa i myśli.
„…to nawet ma sens teraz… nie, wcale nie ma… to nierealne… nie prawda… jak?... czemu teraz…, po co on to robi?... bez sensu. On nie jest żadnym gejem… śmieszne… nie wygląda… czy przez ten cały czas perwersił ma mój temat?” Ta myśl dała mu lekką pauzę.
Mentalnie dając sobie kopa ruszył po kolejne piwo. Stojąc z nim w ręce jednak, nie dał rady się napić. Z trzaskiem postawił je na blacie i wsparł się o niego ciężko.
Co teraz? Uspokój się i przestań panikować! Idiota. Wywal z głowy ten chłam, bo tak na serio to ty gówno wiesz o gejach.
Ruszył z niejakim poczuciem ulgi do swojego komputera i minutę później zasypała go lawina wiadomości…, która oględnie mówiąc tylko bardziej namieszała mu w głowie.
ANONS, ANONS, PORNO, OSTRY SEX, ANONS, OSTRE CHŁOPAKI, ANONS, SPOTKAJMY SIĘ NA SZYBKI NUMEREK, SSĘ PROFESJONALNIE…ANONS. PAN SZUKA DYSKRETNEGO… PORNO, SEX ANALNY, ANONSE…
Wulgarne teksty, niedwuznaczne propozycje i bez emocjonalny seks ociekający z niemal każdej strony i portalu.
BJ klnąc pod nosem fantazyjnie zamknął przeglądarkę i miał ochotę walić głową w stolik.
Co teraz? Co teraz? Co do cholery teraz!?
W tym musi być coś więcej. To, to nie może być wszystko. Jego przyjaciel nie był... taki...
Tony, to był… Tony. Przyjaciel. Jego jasny punkt każdego ponurego, pieprzonego dnia. Kiedy uratował chudego szczyla przez skopaniem mu tyłka, nigdy sobie nie wyobrażał, że ten przylgnie do niego jak nalepka.
BJ parsknął pod nosem śmiechem na wspomnienie jego wyglądu, jako nastolatka. Ręce i nogi, i to nie zawsze współpracujące ze sobą. Non stop się potykał, wpadając na wszystko. W końcu BJ niemal odruchowo chodził tuż przy nim i go łapał.
Może to było celowo? Nie! Tak! Może…
Czy to ma znaczenie? Nigdy nie uderzał do niego. Nie robił nie przyzwoitych gestów czy aluzji. Wręcz był skromny, nieśmiały i lekko pruderyjny. Żarty BJ'a niemal go drażniły, onieśmielały. Jego zazwyczaj blada twarz pałała wszelkimi odcieniami czerwieni.
Jezu! Jak to wszystko się stało? Czemu? Co miał zrobić z jego …wyznaniem?
Przynajmniej to jakoś tłumaczyło jego dziwne zachowanie dzisiaj. Jego blednącą i czerwieniejącą się twarz. Drżące dłonie i ucieczkę.
Ze złością i nerwami wziął komórkę, i zadzwonił. Chciał odpowiedzi? Musiał zadać pytania…
Dokładnie jeden sygnał później Tony odebrał, ale nie odezwał się ani słowem. Serce BJ utkwiło mu w gardle. Odchrząkując wydał polecenie ochrypłym nagle, drętwym tonem.
– Masz pół godziny, aby się tutaj zjawić. Po tym czasie ja stawię się u ciebie…– rozłączył się nie czekając na odpowiedź.
Nie wiedział jeszcze, co powie mu ani nawet jak zareaguje na jego widok. Wiedział natomiast, że na gwałt potrzebuje kawy. Choć preferowałby whisky, albo trzy.
***
Nie pójdę, nie mogę, nie dam rady – Tony powtarzał jak mantrę w głowie. Nawet, kiedy próbował zmyć z twarzy ślady łez i rozpaczy. Nie dało to nic. – Jak żałośnie wygląda! Czy nie może pozbierać się i wziąć w garść?
BJ jak nic chce mu nakopać do tyłka i wcale go za to nie winił. Myśl jednak, że to może być koniec sprawiała, że żałował własnej głupoty jak jeszcze niczego w życiu. Powinien był trzymać język za zębami. Cieszyć się, tym co miał.
Teraz zostanie sam i to była jego własna wina.
Nie zdołał zapukać do drzwi, bo otwarły się same. BJ stał na progu z miną, która sprawiła, że jego serce wsiąkło w podłogę, a kolana zagroziły załamaniem się pod nim.
Przez boleśnie długą chwilę patrzyli na siebie jak para obcych sobie ludzi. Nie wiedząc, co powiedzieć ani jak zareagować.
BJ był wściekły. Na ślady łez na jego bladych policzkach, na strach czający się w jego oczach. Na gwałtowny, urywany oddech i na drżące dłonie. Jak mógł wyglądać – tak?
Co, bał się, że na niego naskoczy? Wybije mu zęby? Pobije go? Debil!
– Nie miałeś jaj, żeby mi powiedzieć prosto w twarz?– wycedził w końcu przez do bólu zaciśnięte zęby. Blada twarz Tonego, zbladła jeszcze bardziej na ułamek sekundy, po czym poczerwieniała drastycznie. Mężczyzna wbił wzrok w podłogę.
– A ty byś miał?– wyszeptał w końcu.
BJ zdecydował, że bezpieczniej będzie zignorować pytanie. Odpowiedz, jakiej by ‘mógł’ udzielić prawdopodobnie sprawiłaby, że już nigdy by nie potrafił sobie zaufać.
Mocno i dość obcesowo wciągnął niestawiającego oporu Tonego do mieszkania. Po czym puścił go tak gwałtownie jak chwycił. Tony wyglądał jakby go zdzielił prosto w twarz.
– O co w tym wszystkim chodzi? – Najlepszą taktyką są proste pytania z prostymi odpowiedziami.
– Nie mogłem dłużej tego ukrywać. – Tony nadal unikał spojrzenia na niego. Drżące dłonie wcisnął w tylne kieszenie jego spodni. Nawet nogi mu drżały.
– Do tej pory jakoś nie miałeś kłopotu – palnął BJ bez zastanowienia.
– Miałem, gdybym nie miał, to bym nie musiał ci powiedzieć.
– PO CO?
– Jak to, po co? – Tony zachłysnął się niemal z zaskoczenia. Z niedowierzaniem spojrzał na przyjaciela. BJ na serio czekał na wyjaśnienie. Jego twarz zimna, zamknięta, ostrożna. – Bo to istotne. Bo ma znaczenie dla mnie, że wiesz. Bo jestem, kim jestem. Bo nie móc o tym mówić boli. Udawać, że umawiam się na randki z kobietami, kiedy to… – przerwał gwałtownie. – Tak czy inaczej, ty masz możliwość mówić, co ci ślina na język przyniesie, ja muszę niejednokrotnie gryźć się, aby powstrzymać słowa chcące mi się wymknąć. Ciągle żyję na wdechu. Na każdym kroku muszę się pilnować. Ciągle zastanawiać, jak moje zachowanie odbiega od ‘normy’? Czy coś mnie zdradza? Czy jakiś gest? Głupi ruch... niewłaściwa reakcja nie będzie tym, co mnie zdradzi? Kiedy ty się oglądałeś za jakąś laską, ja się oglądałem za jej chłopakiem… – mina BJ’a skrzywiła się i Tony czuł jakby nóż w jego sercu wolniutko się przekręcał. Musiał to zignorować. Inaczej padłby na kolana i płacząc zacząłby go błagać o wybaczenie. O nieodtrącanie. O… Nie! Nie teraz. Może nigdy. – Właśnie dlatego musiałem ci powiedzieć. Żebyś wiedział.
– Czego po mnie oczekujesz? – BJ brzmiał spokojnie. Zimno i opanowanie. Tony nienawidził tego, że na ten jego ton strach go paraliżował. Że zapierał mu dech w piersiach.
W końcu nie zrobił nic złego!
Prostując się, spojrzał w cudowne oczy swojego przyjaciela.
– Niczego. Wszystkiego. Móc być sobą. Móc… – Zrobił nieświadomy krok w jego stroną, a BJ krok wstecz.
Obaj mieli zszokowane miny.
Nie było nawet można określić, który bardziej. Z niedowierzaniem patrzyli na siebie. Absolutnie skołowany BJ otwarł usta, aby coś powiedzieć. Przeprosić chyba…, ale Tony powstrzymał go ruchem dłoni. Prostując się jeszcze bardziej, nabrał głęboko powietrza zbierając się przed tym, co chciał powiedzieć.
– Nie może być już tak jak było. Muszę być sobą, bo inaczej jestem ‘nikim’. Nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejsza. Ale dla prawdziwego mnie, a nie tej twarzy, którą tak długo próbowałem utrzymać. Wiesz co do ciebie czuję, tego też nie mogę zmienić. Nie mam na to wpływu. Chciałbym móc cię nie…– przerwał, kiedy BJ poruszył się niespokojnie i z zarumienioną twarzą obrócił do niego plecami. Tłumiąc chęć, aby pozwolić łzom spłynąć, Tony położył dłoń na jego torturującym go żołądku, życząc sobie żeby przestało boleć, choć na chwilę lub żeby go zabił. Bo nie miał sił cierpieć dłużej. Postanowił powiedzieć wszystko. Nie będzie już miał sił, aby przechodzić przez to wszystko jeszcze raz. – Chcę być szczery w stosunku do ciebie. Mieć z kim pogadać o wszystkim, co mnie gnębi. Nie bać się już dłużej. Wiedzieć, że mam, na kim polegać. Że zawsze będziesz po mojej stronie. Kogoś, kto nie będzie odskakiwał jakbym był trędowaty, kiedy tylko go dotknę…
– Ja wcale nie! – Zaprotestował BJ odwracając się do Tonego. Kiedy jednak ten zrobił w jego kierunku krok i wyciągnął dłoń BJ znów się cofnął odruchowo. Wystraszony, zaskoczony, zszokowany sobą.
Dobra zjebał to!
Ale nie specjalnie. Po prostu nie wiedział… co robić?
Tony przełknął kilka razy gwałtownie, kręcąc ze smutkiem głową. Jego szare oczy pociemniałe z rozpaczy.
– Nie ma sensu BJ. To po prostu nie ma sensu…– wyszeptał zrezygnowany.
– Gdzie idziesz? – BJ ocknął się z odrętwienia i zawołał zszokowany, kiedy Tony odwrócił się i dość chwiejnie ruszył do drzwi. – Nie wiem, co robić ok? Nie wiem. Nie może być jak poprzednio? Może ci się zdaje? Nie możesz mieć jakiejś przyjaciółki od tych spraw? – BJ wiedział już w momencie, kiedy słowa opuszczały jego usta, że to była najgłupsza, najokrutniejsza rzecz, jaką mógł powiedzieć czy zrobić. Miał ochotę walić głową w futrynę drzwi.
Tony potknął się jakby ktoś zdzielił go czymś ciężkim przez plecy. Po trzeciej próbie w końcu udało mu się otworzyć drzwi.
Wyszedł nie oglądając się za siebie.
Nie pamiętał drogi do domu. Nie pamiętał kolejnych trzech dni… Pragnął zapomnieć poprzednie kilka lat. Jego przyjaciel go zdradził. Zawiódł. Nie kochał…
3
Pierwszy tydzień był jak… mgliste wspomnienie. BJ spędził godziny klnąc lub pijąc, lub w wariacji obu. Był tak wściekły.
Jego przyjaciel… zdradził go, zawiódł. Kochał…
…to nawet nie mieściło mu się w głowie. Było jak pojęcie abstrakcyjne.
Kłamał. Te wszystkie lata. Oszukiwał. Nie ufał mu, nie wierzył. Nie powiedział. Powinien był… powiedzieć, powinien być ‘normalny’!
BJ nie wiedział tak naprawdę o co najbardziej mu chodziło, ale był wściekły i rozgoryczony. To wcale nie powinno być problemem. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać i istnieć! Jego cholerny telefon milczał. Dlaczego milczał? Jak Tony mógł tak po prostu sobie wyjść i nie wrócić? Nie dzwonić? Powinien napisać, że już ok., że wszystko będzie po staremu. Albo nawet lepiej. Powinien wpaść jak zawsze i mogliby udawać, że nic się nie stało…
To było głupie i niedorzeczne. BJ czuł się jak największa świnia na świecie i winił za to Tonego. Gdyby nie on…
Kolejny tydzień był nie do zniesienia. BJ już nawet nie udawał, że nie pije. Nie na umór, ale dość, aby mieć wymówkę i nie myśleć. Aby paść na łóżko ciężko i móc zasnąć. Snem, który nie dawał wytchnienia.
Tony olał go. Nie zadzwonił, nawet tego cholernego smsa nie napisał. A taki był wygadany, kiedy tu był. Tyle miał do powiedzenia. Teraz cisza… wszędzie tak upiorna cisza.
Nie ma go.
Nigdzie nie ma.
Nie marudzi mu i nie śmieje się. Nie doprowadza go do obłędu głupim gadaniem. Nie zanudza opowiadaniem o jego studiach. Nie wkurza się na durne filmy, które dla niego mimo wszystko oglądał. Nie Bitchył o paskudne jedzenie, które jadł.
Powinien się ogolić, ale raczej się napije…
***
– Benjamin?
– Tak szefie? – BJ zerwał się. Kurde jak zwykle odpłynął gdzieś w myślach. Powinien bardziej uważać. Mężczyzna z lekko przyprószonymi siwizną włosami, około czterdziestki, spojrzał na niego niepewnie i nerwowo potarł dłonią kark.
Ocho, nic dobrego się z tego nie kroi.
– Myślę sobie, że… To znaczy masz dużo zaległego urlopu. Powinieneś zastanowić się czy nie przydałby ci się z tydzień wolnego – stwierdził w końcu spokojnie, ale stanowczo. Nie pozostawiając tak naprawdę pola do dyskusji.
Pięknie. Właśnie tego mu potrzeba. Wolnego czasu. Samotności. Więcej… jakby nie miał już aż w nadmiarze.
– Szefie…
– Wyglądasz jakbyś chlał jak tydzień długi. Nie goliłeś się i pół dnia stoisz gapiąc się w przestrzeń. To grozi wypadkiem. Wózki widłowe i pełne palety towaru, mogą być niebezpieczne – stwierdził mężczyzna spokojnie. BJ odetchnął z ulgą w duszy. Przynajmniej nie chcą go wywalić. – Każdy jest czasem przepracowany. Ty nie brałeś wolnego… nigdy.
BJ zastanowił się chwilę. Może faktycznie powinien? Tony będzie zadowolony… och…
Zamknął oczy, przełykając nagłą gulę próbującą go zadławić i wycisnąć łzy z oczu.
– Wezmę dwa tygodnie…
***
Tony zwymiotował, choć tak naprawdę nie miał już czym. Otarł drżącą dłonią usta.
Dość!
Musi iść do lekarza, a potem do niego… Jego żołądek złożył oficjalny protest i to tak skuteczny, że z trudem zdążył do toalety. To zaczęło się zaraz po pierwszym tygodniu ich ‘rozłąki’. Przetrwał ostatni tydzień na uniwersytecie. Ten jednak był gorszy, niż cokolwiek przeżył w swoim życiu. Niemal nie opuszczał swojego pokoju. Nie jadł. Nie spał. Myślał…
Jego rodzice jak zwykle nie dostrzegli nic, niczym się nie zainteresowali. Jakie to miało znaczenie zresztą? Jeszcze rok i będzie musiał się wyprowadzić. Miał czas do ukończenia studiów, a potem wypad. Jemu to było nawet na rękę. W najdzikszych fantazjach marzył, że zamieszkałby z BJ’em. Troszczył się o idiotę. Bo on nawet wodę przypalał. BJ w końcu dostrzegłby, jakim fajnym chłopakiem jest i zakochałby się w nim…
Tony wybuchnął śmiechem. Koszmarnym, smutny, rozdzierającym mu duszę śmiechem. Nawet nie zadzwonił. Nie napisał marnego smsa. Zostawił go… samego. Już nic dla niego nie znaczył. Nigdy nic dla niego nie znaczył…
Z niedowierzaniem stał pod zamkniętymi drzewami. Trzeci dzień z kolei. W końcu nazbierał dość odwagi, aby wziąć klucz z ukrycia i wejść do środka.
Kolana mu drżały, a żołądek był zaciśnięty w supeł. Leki pomagały, ale do poczucia się lepiej była długa droga. Żądnego stresu. Żadnych nerwów. Odpowiednie jedzenie. No przede wszystkim jeść…
BJ wyjechał, ale chyba nie dawno. Kurzu trochę. Bałagan w zlewie. Typowy on. Butelek, że z kosza i z pod zlewu się wysypywało. Tony otrząsnął się. Jego dłoń sama bez udziału jego woli wyjęła telefon. Dzwonił zanim jego skołatany umysł zarejestrował chłód ekranika na policzku.
Dźwięk starodawnego dzwonka telefonu rozległ się tuż za plecami Tonego, tak, że niemal wyskoczył ze skóry. BJ miał super telefon, ale dzwonek ustawił jak od tych starodawnych na korbkę. Takie poczucie humoru miał. Teraz leżał na ukochanym stoliczku BJ’a.
Nigdy, przenigdy się z nim nie rozstawał… przynajmniej do tej pory…
Tony stał z tępym wzrokiem wbitym w wibrujący i terkoczący o blat stolika przedmiot. Uwielbiał ten stolik. Im więcej wyzywał i narzekał, tym było większe prawdopodobieństwo, że BJ postara się usiąść bliżej niego, aby zirytować Tonego… i Tony będzie miał okazję pochylać się, i ocierać o niego za każdym razem, kiedy sięgał po jakąś przekąskę…
Nieraz nawet nie wiedział, co oglądał. Cała jego uwaga była poświęcona zapachowi BJ’a. Cieple jego twardego, muskularnego ciała. Oddechowi niemal muskającemu jego policzek, kiedy niby to sięgał po chipsy lub krakersy.
Ich usta znajdowały się o centymetry od siebie. Wystarczyłoby żeby się pochylił…
Długie noce spędził dotykając się i fantazjując o tym jak całuje go mocno i namiętnie. Głęboko pieszcząc jego usta i język. Zlizując każdą odrobinkę jego smaku. Najczęściej kończył intensywnym orgazmem, po którym czuł się jeszcze bardziej samotny i nieszczęśliwy. Zabijał jednak pustkę, pocieszając się tym, że przecież na drugi dzień znów go zobaczy. Karmiąc swoje mizerne serce ochłapami.
BJ myślał najczęściej, że on tak się wierci, aby zrobić mu na złość, bo nie lubił filmów, które on oglądał. Tony pozwalał, a wręcz utwierdzał go w owym przekonaniu… cóż teraz domyśli się prawdy.
Drżącą dłonią usunął nieodebranie połączenie z telefonu BJ’a. Tak będzie lepiej…
4
Kolejne dwa tygodnie minęły jak najdłuższy, najgorszy okres w jego życiu.
BJ żałował, że wyjechał, że uciekł. Jak Tony wybrał najprostszą opcję. Obaj zawalili. Przekopał się przez chłam, który był w Internecie i spróbował dowiedzieć się coś więcej na temat ‘takich’ ludzi jak on. Po przedarciu przez pierwszy natłok informacji. Jedyne, co rozumiał to to, że nic nie rozumie. Wiadomości były sprzeczne lub absolutnie absurdalne. Opinie totalnie pomieszane i tak ekstremalne w większości przypadków, że nie wiedział czy wyć czy przywalić komuś. Do względnie jednolitej i powiedzmy zgodnej wersji doszedł czytając blogi i fora. Prowadzone przez najczęściej ciężko zranionych, wykorzystanych, skrzywdzonych ludzi z powodu tego, że ich zainteresowanie leżało gdzie indziej. Koniec końców BJ doszedł do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak ‘tacy’ ludzie. Jest tylko jeden gatunek, rodzaj czy jakość ludzi… IDIOCI. A on na ich czele stał.
Znalezienie Tonego zajęło mu więcej czasu niż by mógł podejrzewać. Posprzątał dom. Wrócił do pracy. Nie chciał iść do jego domu na początku, bo jego rodzice niechętnie patrzyli na ich przyjaźń. Snoby. W końcu nie miał wyboru. Musiał go zobaczyć.
No i zobaczył, niemal wpadł na niego, kiedy wysiadł z samochodu nieopodal domu Tonego. Ten podjechał z kimś i wysiadł. Młody chłopak wysiadł za nim i coś cicho mówił. Tony musiał się pochylić tak wielka była różnica w ich wzroście.
Był blady. Bledszy niż kiedykolwiek. Chudy niemal do przesady i jakby trochę zmarnowany. Chory może. Nie było śladu po wesołym, żywiołowym Tonym, którego BJ znał. Bez którego nie mógł wytrzymać…
…któremu ciśnienie właśnie się podniosło na widok tego jak szczyl położył dłoń na ramieniu Tonego i uśmiechał się jak kretyn.
Zanim zdołał się powstrzymać BJ wyciągnął telefon i wysłał wiadomość.
Z zapartym tchem obserwował minę Tonego, kiedy ten odsunął się od natarczywego idioty i wyjął telefon, aby odczytać smsa. Jego twarz zbladła, chwycił się gwałtownie za usta i za brzuch i mamrocząc coś pognał za róg budynku.
BJ był tuż za nim, mijając zszokowanego młodzika stojącego z rozdziawionymi ustami. Chciał mu warknąć żeby spadał do domu, ale nie miał czasu. Musiał zobaczyć, co z Tonym. Musiał się o niego zatroszczyć.
Mężczyzna zgięty w pół kaszlał i pluł, wsparty o ścianę budynku. BJ poczuł jakby za sekundę miał wylądować tuż koło niego. To wszystko jego wina… wiedział, że tak.
– Ty…– wychrypiał Tony ocierając usta dłonią i spoglądając pusto na swojego przyjaciela. Jego mina wyrażała niesmak. Wstyd. Złość.
– Tony…
– Anthony?
Smark prosił się bicia normalnie. Zanim jednak BJ zdołał się odezwać, Tony obdarzył tamtego wodnistym uśmiechem i podszedł, lekko popychając z powrotem przed dom.
– Eric sorry, ale muszę lecieć. Dzięki za podwiezienie. Naprawdę to było super z twojej strony, nie wiem jak ci się odwdzięczą. – Niemal siłą wsadził go do jego auta. Młody cały rozpływał się w uśmiechach, chichocząc lekko.
Jeezz… i jeszcze rumieniec… po prostu uroczo. Miał szczęście, że BJ nie dosłyszał jego odpowiedzi, inaczej sytuacja mogłaby się stać brzydka. Tony odparł coś wymijająco. Cofnął się i zatrzasnął drzwi za machającym mu na pożegnanie chłopakiem. BJ myślał, że go szlak trafi, kiedy Tony z uśmiechem mu odmachał.
Nic z tego uśmiechu nie pozostało, kiedy odwrócił się w stronę BJ’a. Przez sekundę wyglądał jakby miał zamiar odwrócić się na pięcie i wejść do budynku, bez słowa, bez spojrzenia przez ramię.
Tony myślał, że zemdleje, kiedy przeczytał wiadomość. Na sekundę jego świat zawirował. Dobrze, że jego żołądek zbuntował się, bo inaczej prawdopodobnie padłby na miejscu gdzie stał, widząc na ekraniku twarz BJ’a.
Tekst: „Jestem człowiekiem Tony… i kocham cię, przyjacielu…?”
…zwyczajnie zerwał mu czubek głowy. Co to do cholery znaczy? Ten znak zapytania? Ta cała wiadomość?
Kiedy na dodatek dostrzegł kątem oka buty BJ’a w momencie, kiedy wypruwał sobie flaki, miał wrażenie, że jego serce skończy na kupie jego wymiocin.
Nie wierzył.
Eric jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozładował sytuacje i powstrzymał przed zrobieniem czegoś, czego niechybnie by żałował do końca życia. Na przykład rzucił na swojego przyjaciela i zacałował na śmierć. Odprawił chłopaka, którego lubił, nawet bardzo…, ale który nie był BJ’em i zebrał odwagę, której nie miał, aby na niego spojrzeć.
Nie, nie ma sił, nie może tego zrobić…Jeszcze raz przez to przechodzić…
– Nie Tony! – BJ złapał go za nadgarstek, który praktycznie zginał w szorstkim uścisku jego spracowanej dłoni. – Do mnie! – Zażądał szorstko, ochrypłym głosem.
Jeeez… jak zwykle. Nic z tego. Tony zaparł się stopami i potrząsnął głową. Nie mieli, o czym gadać.
Proszę Tony. Błagam… – BJ w końcu wyszeptał z prośbą w oczach. Jego dłoń drżała, tak że Tony czuł to na swoim nadal uwięzionym nadgarstku. Po jego twarzy przetaczała się burza emocji wprawiająca serce Tonego w obłąkańczy rytm. Nie widział go tak zdeterminowanego i tak zdesperowanego nigdy wcześniej. Jego serce wyrywało się do mężczyzny. Ten jednak go nie potrzebował.
– BJ nie ma, o czym rozmawiać…
– Tak po prostu? Nasza przyjaźń nic nie znaczy? Nic nie jest warte tyle wspólnych lat? – zapytał z wyrzutem. Nie wierzył, że Tony tak łatwo się poddał.
– Zasady się zmieniły. Ja cię kocham… jak mam udawać, że nie? Ty obawiasz się nawet do mnie zbliżyć. – Tony stwierdził cynicznie. – Nie mogę znieść myśli, że za każdym razem, co na ciebie spojrzę ty będziesz się zastanawiał, co mam na myśli. Z pewnością będę fantazjował o tobie, twoim ciele i o tym, co chciałbym ci zrobić. Co chciałbym abyś ty mi zrobił. – Celowo chciał zranić i zszokować BJ’a. Najlepiej mieć to całe cholerstwo z głowy. – Tak się składa, że prawdopodobnie miałbyś rację. Zastanawiałbyś się, co się kryje za każdym słowem, każdym gestem, każdym muśnięciem… A wyobrażasz sobie, nie pragnąć takich rzeczy będąc non stop przy ukochanej osobie?
– Tony, proszę…
– Nie! Kocham cię. Kapujesz? Normalnie, jak każdy facet kocha…
– Anthony! – Zimny głos matki Tonego wdarł się miedzy nich jak świst bata. Lodowaty pot spłynął mu nagle po plecach, a kolana ugięły się, wszystkie niewypowiedziane słowa utknęły mu boleśnie w gardle jak kolczasty drut. Dławienie, ból, strach wszystko naraz sprawiło, że niemal się zatoczył. BJ jak zawsze go złapał i podtrzymał. On zaś chciał paść na miejscu i płakać.
– Weź te ręce od niego perwersie. – Matka Tonego wysyczała przez zaciśnięte zęby, nerwowo się rozglądając. Jej perfekcyjna, piękna twarz była lodowatą maską obrzydzenia i wściekłości. BJ miał ochotę ją zbluzgać na miejscu. Mocniej też chwycił Tonego, niemal słaniającego się na nogach, przytrzymując stanowczo przy swoim boku.
– Tak się składa mamo, że w tym związku perwersem jestem ja. – Tony zebrał się w sobie i zwrócił w stronę matki. Z szokiem i obrzydzeniem patrzącą na nich. Niemal pusty śmiech go ogarnął na myśl, że podejrzewała BJ’a o to, że go spaczył.
– Nie mów bzdur! Do domu.
– Nie. – BJ wtrącił się i stanął między jego matka a nim marszcząc groźnie brwi. Nigdy się nie lubili. Teraz nastąpiło apogeum ich waśni.
– Nie wtrącaj się. To wszystko twoja wina.
– Nie mamo. Nie jego. Tak naprawdę to niczyja.
– Nie będę łożyć na twoje zboczenia. – Matka znów syknęła, jakby normalnie słowa nie dawały rady wydobyć się z jej ust. – Nie wychowałam cię na … ‘takiego’ mężczyznę…
Tony po prostu nie mógł. To było… było po prostu nie do zniesienia. Zamiast jednak płakać jak miał ochotę, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Raniącym. Graniczącym z histerią.
BJ klnąc jak szewc chwycił go za ramię i niemal siłą wsadził do swojego auta.
Zanim dotarli na miejsce Tony rozpłakał się, uspokoił i zasnął.
***
– Tony, chodź. – BJ delikatnie potrząsnął szczupłym ramieniem przyjaciela. Mężczyzna zaspany nie zdołał zaprotestować, a już leżał w łóżku BJ’a niemal nakryty na głowę. Nigdy jeszcze nie zostawał na noc w jego mieszkaniu i BJ czuł jak z nerwów pocą mu się dłonie. Myślał, że się przewróci, kiedy zobaczył jak faktycznie chudy jest Tony, kiedy pomagał mu się rozebrać. Masakra. Musi to naprawić. Po prostu musi...
Ale co ma zrobić? Jak Tony słusznie zauważył, wszystko się między nimi zmieniło. Już jego głowa robiła nadgodziny, wolontaryjnie zasypując jego wyobraźnię obrazami. Co Tony o nim myślał? Jakie fantazje miał na myśli? Czy na serio? Czy wyobrażał sobie ich…razem? Jak to sobie wyobrażał? Jak go widział?
Jeezz… nie wiedział, co ze sobą zrobić, miał wrażenie że za chwile wypełznie z jego własnej mrowiącej go skóry. Tony wykończony zasnął tak szybko jak tylko przyłożył głowę do poduszki. Co napawało go nie jaką ulgą. Zyskał trochę czasu, a jednocześnie miał go przy sobie.
W końcu, zdenerwowany i lekko oszołomiony wypadkami, BJ sam położył się na kanapie. Poczeka i zobaczy.
***
Głowa Tonego pulsowała jak szalona. Czuł się jakby miał kaca Króla wszelkich kacy. A nie wypił nawet grama. Nakrętki nawet nie powąchał. Nie musiał otwierać oczu, aby wiedzieć, że jest w łóżku BJ’a. Ten zapach wypełniał jego zmysły latami. Nie pomyliłby go z niczym innym na świecie.
Z trudem wstał starając się ocenić jak się czuje. Tragicznie. Ledwie dał radę otworzyć oczy. Czuł jakby wypełniało je potłuczone szkło. Z ledwością dojrzał swoje odbicie w lustrze łazienki. Prysznic byłby cudowny, ale nie miał na niego sił. Załatwił najpotrzebniejsze sprawy. Dwukrotnie umył twarz i wypłukał usta płynem do płukania. To musi wystarczyć puki nie zorientuje się, na czym stoi. Wspomnienie rozmowy ze swoją matką poprzedniego dnia było jak koszmar na jawie. Nie mógł uwierzyć, że tak się stało. W końcu by im powiedział. Ale że nie mógł być z BJ’em nie widział powodu, aby się śpieszyć…
Zapach świeżo parzonej kawy wywabił go w końcu z sypialni, choć obawa niemal pewnie trzymała w miejscu.
BJ ogolony, trochę opalony w swoich ulubionych ‘domowych’ ciuchach stał wpatrzony w okno. To nowe u niego było. Ten facet zawsze w pięć minut wiedział, co ma myśleć. Nie potrzebował się zastanawiać. Teraz wyglądał jakby godzinami to robił. Tony postanowił nacieszyć oczy dopóki mu to dane było. Sprana szara podkoszulka szczelnie opinała jego szerokie, lekko muskularne ramiona. O włos był od metra osiemdziesiąt. Miał długie kudłate nogi. Tak samo brzuch w okolicy pępka. Nie raz przebierali się na siłowni czy basenie, więc Tony niczego nie musiał sobie wyobrażać. No, prawie niczego…
Jego włosy były tylko o ton jaśniejsze od czarnego. Coś jak kawa? Ciemne brwi, wyraźne i szerokie nadawały jego twarzy charakteru, i zdecydowania. BJ miał strasznie gęste rzęsy w ciemnym kolorze jak brwi i włosy. Cudownie okalały jego piwne oczy. Tony uwielbiał jego oczy. I nos. Prosty, zwykły nos. Ale jaki idealny. I usta szerokie, wąskie wargi, ale… jakie idealne… Wszystko uwielbiał.
To był właśnie problem.
Obrzucił ciało BJ’a ostatnim, tęsknym spojrzeniem. Stare klapki. Szare spodenki i sprana koszulka. Idealny. Piękny. Za każdym razem przyprawiał go o szybsze bicie serca. Pożądanie skręcające jego wnętrzności…Motylki w żołądku…, choć to mogła być akurat nerwica…
Tłumiąc westchnienie Tony uniósł spojrzenie na twarz BJ’a i stanął jak wryty. Fuck!
Jego przyjaciel obserwował go, obserwującego jego. Cała krew chyba uderzyła mu na twarz, przyprawiając go o zawrót głowy. Zanim się wyjąkał, aby podać jakieś usprawiedliwienie, BJ odwrócił się i sięgnął do szafki po ulubiony kubek Tonego.
– Kawy? – Jego głos wydawał się ochrypły. Jakby od zbyt długiego nieużywania.
– Tak, proszę? – Czy to tak będzie teraz wyglądało? Grzecznie, kulturalnie. Jakby nic się nie stało?
– Siadaj! – Zarządził BJ, kiedy Tony nadal stał jak idiota w drzwiach kuchni. Po czym naskoczył na niego niemal z pięściami, nie czekając na reakcję.
– Zwariowałeś? Co ty sobie do cholery myślałeś? Nic nie myślałeś! To właśnie jest problem! – wykrzyknął. – Mam ochotę ci dołożyć. Spójrz na siebie. Obraz nędzy i rozpaczy. Ja cię chyba zamorduje. I wczoraj! Co to nawet było? W ciąży kurwa jesteś?
Tony był tak zaskoczony wybuchem, że nawet nie wiedział, do którego pytania się ustosunkować najpierw. Stał z rozdziawionymi ustami nie mogąc wydobyć głosu.
– Jak to się stało, że wyglądasz jakbyś mógł wpaść do kratki ściekowej między szczebelkami wieka, przechodząc ulicę?
– Przesadzasz. – wydukał w końcu Tony. Miał już dość gnębienia go o jego spadek wagi.
– Przesadzam? – BJ niemal zerwał się. Pchnął Tonego na krzesło, kiedy ten nadal się nie ruszał, odwrócił się i wziął wyciągnął z szafki torebkę z wypiekami z pobliskiej piekarni. Żołądek Tonego zaburczał na cudowny zapach i zaprotestował na myśl o jedzeniu.
– Lekarz nie zaleca mi jeść słodyczy…– zaprotestował słabo.
– Bo to głupi lekarz. I powiedz mi wreszcie, co ci jest? – warknął BJ i minę miał jakby miał zamiar nakarmić go własnoręcznie gdyby zaszła taka potrzeba. Tony zacisnął usta i ujmując kubek w drżące ręce, ostatnio drżały zawsze, wbił wzrok w stół. – Nie denerwuj mnie Anthony!
BJ nigdy nie używał jego pełnego imienia. Najwyraźniej musiał być baaardzo wkurzony, a wkurzony BJ to totalny dupek.
– Nerwica żołądka. Nic wielkiego. Za dużo … nauki i stresu związanego z nauką. – No i złamane serce. Ale lekarstwa nie wynaleziono.
– Jasne. – Ton BJ’a dokładnie pokrywał się z tym, co myślał Tony. Szczęściem głośne bzyczenie komórki przerwało rozmowę zanim stała się dla Tonego nie do zniesienia. – Wyciszyłem ją, bo już zaczęła dzwonić wczoraj wieczorem. Nie chciałem żeby cię obudziła.
Lekki rumieniec zażenowania pokrywał jego policzki. Tony przeklął w duchu. Zatroskany BJ był słodki. A on głupi, że się tym podniecał. Czyli nic nowego.
Dwadzieścia nieodebranych połączeń od jego matki, ojca, siostry ojca i brata matki. Jeez… kampania ‘naprostować’ biednego Toniego ruszyła pełną parą.
– Musze iść do domu.
– Nie. – BJ zaprotestował stanowczo.
– A co proponujesz? Że zamieszkam z tobą? – Tony odstawił kubek na stole z hukiem, po czym poderwał się z krzesełka nie zwracając uwagi na zidiociały wyraz twarzy swojego ex–przyjaciela. Miał dość tego młyna. – Tak myślałem. Idę.
BJ nie miał zamiaru dać mu ponownie wyjść z jego życia jakby nigdy nic.
– Poczekaj, zawiozę cię!
– Nie. – Tony odparł spokojnym, śmiertelnie zrezygnowanym tonem. Nie miał sił na kłótnie.
– Nie masz auta, zapomniałeś?
To dało Tony‘emu lekką pauzę. Kurczę kasy ze sobą też nie miał. Mimo to powiedział.
– Wezwę taksówkę.
– Cholera Tony. – BJ główkował desperacko. – Weź moje auto. Będę spokojniejszy.
Tony patrzył długo na niego. Nie wiedział, co się stanie ani jak potoczy się kolejne kilka godzin. Wiedział jednak, że jeśli gdziekolwiek miałby przyjechać lizać rany to tu. Choćby ostatni raz.
– Mmmm… czy mam…?
– Tak! – BJ niemal wrzasnął. Z zażenowaniem uśmiechnął się, lekko szczerząc zęby. – To znaczy jak najbardziej masz tu przyjechać… albo zadzwonić jeślibyś chciał czegokolwiek… obojętnie czego… cokolwiek zechcesz tylko powiedz.
Spojrzenie, jakie posłał mu Tony wychodząc sprawiło, że rumieńce paliły go jeszcze długo po jego wyjściu.
5
Trzaśnięcie drzwiami od samochodu dwie godziny później sprawiło że niemal biegiem rzucił się do drzwi. Tony właśnie stał odwrócony plecami, kiedy BJ dojrzał bałagan w samochodzie. Ubrania, książki, inne jego klamoty. Jeezz…, co się stało?
– Tony?
Mężczyzna odwrócił się, a BJ myślał, że padnie na miejscu. Szczęką i policzek zdobił mu wielki czerwony ślad. Łuk brwiowy wyglądał na opuchnięty, a lewe oko było ledwie widoczne. Spore rozcięcie krwawiło na jego dolnej wardze.
BJ właśnie w tym momencie postanowił, że kogoś zabije. Tony zostawił cały bajzel w aucie jak był i ruszył w jego kierunku. Jego spojrzenie było puste, ale oczy czerwone od wylanych łez.
– Co się do cholery stało?
– Wymiana poglądów.
– Że co?
– Barry był przekonania, że może sobie zabrać mój zegarek, a ja się z nim nie zgodziłem. – Tony oświadczył beznamiętnie i przepchnął się do środka. Krzywiąc, kiedy dotyk podrażnił jego obolałe żebra.
– Dałeś się skatować za zegarek?
Tony spojrzał na niego z taką wyższością, że BJ znów się zarumienił.
– To był Gwiazdkowy prezent od ciebie – stwierdził Tony z godnością.– To mój zegarek.
BJ powstrzymał się od komentarza, choć nie było mu łatwo. Mógł mu do cholery sto zegarków kupić!
Wziął skierował apatycznego mężczyznę do łazienki i posadził na zamkniętym sedesie.
– Trzeba coś z tym zrobić, bo krwawi jak nie wiem – stwierdził nerwowo, ale stał w miejscu niepewnie, zagubiony. Tony tylko patrzył na niego pusto.
– Nic mi nie będzie – stwierdził w końcu spokojnie Tony, tym swoim bez emocjonalnym tonem. BJ miał ochotę otrząsnąć się. Zmobilizowany w końcu, powędrował do kuchni i wziął co było pod ręką. Butelka zamrożonej wody. Skąd się tam wzięła pojęcia nie miał.
– Trzymaj. – Podał ją, nadal siedzącemu bez ruchu Toniemu, owiniętą w ręczniczek kuchenny. Nie doczekując się jednak żadnej reakcji od mężczyzny w końcu sam przyłożył ją delikatnie do jego policzka, a później spuchniętej brwi. To powinien zobaczyć lekarz. Może mieć wstrząs mózgu. – Jedziemy na izbę.
– Nie.
– Anthony…
– Benjamin… – przedrzeźnił go mężczyzna. Wziął prowizoryczny okład i przycisnął mocniej do obrzmienia. Aby stłumić jęk zagryzł zęby na wardze. Nowa fala krwi polała się tak mocno, że pokapała na koszulkę i jego spodnie.
– Cholera nie rób tak! – wykrzyknął BJ. Zestresowany mężczyzna nie wiedział, co robić. Był wściekły, był zrozpaczony. Wystraszony. Chciał sprawić aby Tony nie cierpiał. Jego dłonie trzęsły się niekontrolowanie. Wziął apteczkę i przekopał aż w końcu wszystko było na blacie. Znalazł sterylne gaziki i rozerwał jedno opakowanie. Jak najdelikatniej przyłożył do rany. Aby w ogóle widzieć najpierw pochylił się, a później przyklęknął między kolanami Tonego. Jego przyjaciel ani drgnął. W żaden zresztą sposób nie zareagował. Martwiło to BJ’a szalenie.
Smugi krwi na koszulce Tonego dołowały go i zbierało mu się na wymioty. Zdecydował, że nie może na to patrzeć. Po lekkiej szarpaninie zdjął zakrwawiony podkoszulek Tonemu i był wdzięczny jak nigdy w życiu, że klęczał, bo tym razem by padł na sto procent. Cały bok Tonego był pokryty siniakami. Ktoś go skopał. Dławiąc na siłę łzy BJ pogładził zmaltretowane ciało.
– Kto?
– Nie ma znaczenia…
– Błagam, powiedz mi. – BJ spojrzał w szaro–stalowe oczy najbliższego mu człowieka na ziemi. Tony odpowiedział własnym spojrzeniem. Pokręcił jednak głową ze smutkiem.
– Nie. Nie ma znaczenia. To już minęło.
– Ale…
– BJ nie ma żadnego, ‘ale’…– twardo przerwał mu Tony. Widząc jego zaskoczoną minę dodał spokojniej. – To już nie ma znaczenia. Już nie jestem ich rodziną. Nie mogą sobie na mnie ‘pozwolić’…
– Jeezzz! Pojebało ich? – BJ niemal usiadł na tyłku. Gorzkie przypomnienie o tym jak sam go potraktował było jak kop w twarz. Miał ochotę kogoś zabić, skrzywdzić. Jak Tony cierpiał.
– Do lekarza. Z tymi żebrami nie są żarty.
– Nie, nic mi nie jest.
– Błagam cię, zrobię co zechcesz, ale pozwól zabrać mi się na kontrolę.
Tony parsknął pod nosem i nawet na niego nie spojrzał.
– To może być coś poważnego. Nie bądź dziecko.
– Mogę iść się położyć? – Tony ponownie zignorował BJ’a i wstał chwiejnie. Niemal nie upadając na klęczącego u jego stóp mężczyznę. BJ zacisnął zęby do bólu i wstał oplatając szczupłe ciało mężczyzny własnym.
– Idziemy do lekarza. Potem kładziesz się do mojego łóżka. A jutro lub pojutrze wyjaśnimy sobie kilka spraw.
– Nie.
Tony odepchnął go, ale ból, który przeszył jego bok był porażający. Z trudem mógł złapać oddech. Zachwiał się, starając się zwalczyć łzy bólu i upokorzenia. BJ zaczekał aż fala minie i pomógł mu złapać równowagę.
– Dość tego! Idziemy.
Tony nie mając siły się sprzeczać, oddychać choćby, pozwolił się opatulić wielką koszulą BJ’a i zabrać do szpitala.
***
– Mówiłem ci, że nic mi nie jest. – Tony chichotał.
Bardzo miły lekarz podał mu bardzo fajne prochy i odesłał szczęśliwego do domu. Za to na BJ’a patrzył jakby był co najmniej agresywnym mężem znęcającym się nad biedną żoną. Prześwitujące żebra nie pomogły sytuacji. Kiedy tylko BJ otwierał usta żeby udzielić jakiśkolwiek sprostowań dobry lekarz tylko ostrzej na niego spoglądał. W końcu BJ się poddał. Pozwalając myśleć lekarzowi cokolwiek sobie zechciał. Tony z kolei uznał całą sytuację za zabawną.
No, przynajmniej po tym jak leki zadziałały. Nie cierpiał i wyglądało na to że miał nawet coś ekstra.
– Miałeś szczęście. Mogło być znacznie gorzej. Ten palant mógł ci połamać żebra! – warknął BJ. Nadal, lista przedstawiona przez lekarza, potencjalnych obrażeń na wskutek takiego pobicia, odbijała się głośnym echem w jego głowie. Gdyby coś mu się stało… nie wyobrażał sobie, co by zrobił.
– Wyluzuj. Barry też dostał swoją porcję. – Tony znów się roześmiał, zapominając o jego pękniętej wardze. Syk niemal wystraszył ich oboje.
– Uważaj, mógłbyś? Chcesz, aby opatrunek się rozwalił? Będziesz znów krwawił. – BJ spojrzał się na delikatny opatrunek dolnej wargi Tonego. Mężczyzna parsknął.
– Och, nie ma nad czym ubolewać. Całować i tak mnie nie zamierzasz. Co za różnica czy w ogóle mam wargi?
Szczęka BJ’a opadła. Dobrze, że właśnie podjechali pod dom i czuł się zwolniony z potrzeby odpowiadania.
– Co masz zamiar ze mną zrobić BeeeJeeey? – Tony zaśpiewał, pozwalając się sfrustrowanemu mężczyźnie, zaprowadzić do środka.
– Położyć cię do łóżka.
– Ooo…lubię ideę – Tony objął szerokie barki BJ’a i spojrzał w oczy zalotnie mrugając do niego. BJ zarumienił się, ale nie odszedł ani nie powstrzymał Tonego przed przylgnięciem do niego. – Jestem cały za pójściem do łóżka. Wiesz jak dawno już chciałem znaleźć się w twoim łóżku? Za długo.
– Tony…
– Nie Toniuj mi tu. Sam do mnie przylazłeś. Ja chciałem dać ci możliwość uwolnienia się ode mnie. – Tony stwierdził stanowczo. – Ale ty nieee… wróciłeś i musiałeś znów pokazać mi się na oczy. Teraz masz przechlapane.
BJ podtrzymał trochę zataczającego się Tonego, jego długie, smukłe ciało oplotło się wokół BJ’a.
– Chodź się położyć.
– Nie da rady. Jest co, południe?
– Nie ma znaczenia, chodź.
– Nie! – Tony miał dość ludzi mówiących mu, co ma robić. Objął BJ’a z całych sił, a przynajmniej na ile pozwalały mu potłuczone żebra i niemal się na nim uwiesił. – Idziemy na kanapę pogadać, bo mam dość tej niepewności.
BJ obawiał się tej rozmowy jak ognia. Zwłaszcza z Tonym na lekkim odlocie. Może zaśnie? Kiedy usiedli Tony celowo przysunął się jak blisko się dało. BJ z trudem mógł przełknąć, a co tu dopiero skonstruować jakąś logiczną myśl. Jak miał sobie poradzić w tej sytuacji? Co robić?
– Wiem, o czym sobie tam tak kombinujesz w tej swojej kudłatej łepetynie. Z tym, że to już nie działa w ten sam sposób. Ja nie działam w ten sam sposób…
– Tony…
– Tony, co? Wyduś to z siebie.
Cisza. BJ nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wiedział tylko, że nie chce, aby Tony zniknął z jego życia.
– Tak myślałem. – Tony stwierdził w końcu po odczekaniu stosownie długiej chwili. Na szczęście piguły go znieczulały... wewnątrz i na zewnątrz.
– Nie. To znaczy mam na myśli, że…
Tony spojrzał na niego wyczekująco. BJ miał ochotę wrzeszczeć z frustracji.
– OK. Zróbmy tak. Czego ty chcesz Tony?
Zaskoczony mężczyzna zmarszczył na chwilę brwi, po czym rozpromienił się jak Bożonarodzeniowe drzewko. Jak kiedyś…
– To bardzo proste. Ciebie chce. To chyba oczywiste? Kocham cię, na litość boską.
– Eee…
– A czego się spodziewałeś? Że będę udawać? Kłamać?
– Nie oczywiście, że nie. – BJ przyznał spokojnie. Nadal wstrząsała nim świadomość, że Tony go kocha, ale jakby już z innych powodów niż z początku. Być kochanym było dziwnie… nawet nie bardzo wiedział, co o tym myśleć. – Ale wytłumacz mi…
– Co? – Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Wytłumacz mi, co to znaczy, że mnie kochasz? Jak? Dlaczego?
Tony parsknął nie biorąc go na poważnie. BJ jednak był zdeterminowany pojąć, z jakim uczuciem borykał się Tony. Chodziło o ich przyszłość. O to, aby jakaś w ogóle była.
– Chcę pojąć różnicę, jaka ma nastąpić w naszej przyjaźni.
– Skarbie nie wiem czy to tak działa. Lubię cię, jako przyjaciela i nie wiem jak dam radę bez ciebie żyć, ale to już nie chodzi o przyjaźń. – Tony wsparł łokcie na kolanach i skrył twarz w dłoniach.
– Nie chce, aby nasza znajomość się skończyła. Ja też nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie w nim. – Szczerość chyba był jedyną szansą, aby Tony się otworzył. Po tym jak go potraktował nie miał co liczyć, że mu to pójdzie łatwo i prosto.
– Nie rozumiesz, że nie mogę zostać?
– Nie, nie rozumiem. Dlaczego nie? Przecież mnie …kochasz? – To nie było fajne zagranie. Nie, to było na serio podłe zagranie, ale Tony nigdzie nie odchodzi i koniec kropka!
– BO cię kocham ty młotku. Jak mam być przy tobie, ale cię nie mieć? Pytałeś, co to znaczy, że cię kocham. – Tony chciał się zerwać z kanapy, ale jego żebra miały
|
|