Vexy
Powiew wiatru
Dołączył: 06 Gru 2012
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sandomierz Płeć: Kobieta
|
|
Od tłumacza: Podziękowania dla Myrkula, który szybko przejrzał rozdział.
Zapraszam do czytania i pamiętajcie - komentarze karmią wenę! Nawet jeżeli to ma być tylko krótkie "Podoba mi się" lub "Nie podoba mi się", warto pozostawić po sobie ślad. A najlepiej skomentujcie to opowiadanie na [link widoczny dla zalogowanych], bo tam będę wstawiać gdy tylko zostanie zbetowane.
20 Czerwca 1990
Hermiona zawahała się w drzwiach, rozglądając się po pokoju do terapii należącym do doktor Greene. Dawał przyjemne uczucie, wyglądając jak mniejsza wersja sali zabaw: były tam stół i krzesła, fotele i kanapa, pudełko na zabawki z wypchanymi zwierzętami, lalkami i różnymi klockami, które pani doktor uznała za przydatne w pracy z dziećmi. Dr Greene siedziała przy stole, przeglądając plik dokumentów. Spojrzała w górę i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry Hermiono. Jak się czujesz?
- Myślę, że dobrze. - Podeszła i usiadła po drugiej stronie stołu, ustawiając ręce i nogi tak, jakby była proszona o recytację. Dr Greene natychmiast wyczuła jej napięcie.
- Gdzie będzie ci najbardziej wygodnie? Możemy siedzieć na krzesłach lub na podłodze. Możemy nawet pójść na zewnątrz i rozmawiać spacerując, jeśli wolisz.
Hermiona zarumieniła się
- Przepraszam, ja... eee...
Dr Greene wyciągnęła rękę i poklepała ją po dłoniach.
- Powiem ci pewien sekret - Pochyliła się i wyszeptała - W tym pokoju nie ma złych odpowiedzi. - Gdy Hermiona wybuchnęła nerwowym chichotem odchyliła się do tyłu - Naprawdę, Hermiono, Nie jesteś egzaminowana. Chcę po prostu trochę cię poznać i porozmawiać chwilę o twoim problemie.
- Ale myślałam, że jestem jak Harry?
Dr Greene podniosła brew.
- Więc rozmawialiście? Porównywaliście spostrzeżenia?
- No, tak jakby...
- Zgadzam się, że wasza dwójka wydaje się mieć ten sam problem, ale to nie znaczy, że jesteście dokładnie tacy sami. Muszę wiedzieć co ci się przytrafiło, by porównać z tym co wiem o Harrym i zobaczyć, czy pewne rzeczy, których się o nim nauczyliśmy mogą ci pomóc. Myślisz, że możesz sobie z tym poradzić?
- Tak przypuszczam.
- Brawo, moja droga. Tak więc po pierwsze, muszę poznać Hermionę Granger. Zacznij od opowiedzenia mi o typowym szkolnym dniu w domu Grangerów.
- No cóż, mama i tata są dentystami. Wcześnie otwierają przychodnię i na zmianę odwożą mnie do szkoły...
***
Po czterdziestu pięciu minutach doktor Greene uniosła wzrok znad notatek. Pomimo jej wcześniejszego stwierdzenia, wyglądało na to, że Harry i Hermiona mają dokładnie ten sam problem. Oboje mieli incydenty, podczas których coś mogło się poruszyć, zniszczyć lub zmienić. Te incydenty niemal zawsze korelowały z odczuwaniem silnych emocji: strachu, gniewu, zaskoczenia, lub, bardzo rzadko, szczęścia.
Jednak doktor Greene nie spodziewała się, że ta dwójka będzie miała jeszcze coś wspólnego. Rodzina Harry'ego zaniedbywała go i znęcała się nad nim fizycznie. Pani doktor podejrzewała, że Hermionę skrzywdziła inna postawa jej rodziców - nadmierne oczekiwania. Była nad wiek rozwinięta intelektualnie i miała niesamowite pragnienie wiedzy. Jej rodzice to widzieli i zaplanowali jej życie, by stała się wszechstronnym uczniem zapraszanym do najlepszych uniwersytetów.
Ale Hermiona była też naturalnym introwertykiem. Wolała zostać sama z książkami, niż spotykać się z innymi dziećmi, które nie były tak bystre i szybko myślące. A gdy rodzice nalegali, by poszerzyła swoje zainteresowania stawiła opór. I rozpoczęły się incydenty. Kłótnia o lekcje baletu, która wymusiła zapisanie jej do Esperança House była po prostu najbardziej dramatycznym i niszczycielskim incydentem.
Jej rodzice chcieli rozwiązać problem szybko i cicho, by umieścić córkę z powrotem na drodze chwały, kończącej się Oxfordem lub Cambridge. Na swój sposób byli oni tak samo źli, jak rodzina Harry'ego: pragnący ukryć niedoskonałości, i szukający pierwszej lepszej okazji do wyrzucenia niechcianego i sprawiającego problemy dziecka.
Ale Emily Greene miała silne uczucie, że ta dwójka potrzebuje siebie nawzajem tak samo jak opieki, którą mogła im zapewnić.
Spojrzała na Hermionę. Gdy dziewczynka się zrelaksowała, zaczęła wędrować po pokoju i obecnie spoczywała na kanapie, dotykając bezpańskiej książki, którą znalazła w stosie gier.
- Co myślisz o zapytaniu Harry'ego by do nas dołączył?
Twarz Hermiony rozjaśniła się i usiadła. Dr Greene wyciągnęła radio i poprosiła współpracowników o znalezienie Harry'ego i przysłanie do niej.
Harry przybył w mniej niż minutę, prawie wbiegając do pokoju.
- Witaj Harry - Suchy ton głosu doktor Greene powiedział mu, że wiedziała, że krążył w pobliżu.
Myślała długo i ciężko o prawie przerażającym połączeniu, między tymi dziećmi i zadecydowała, że natychmiastowe wzajemne wsparcie przeważa nad potencjalną niezdrową współzależnością w późniejszym czasie. Jeżeli pozostałaby na warcie mogłaby opanować sytuację, zanim stałaby się poważnym problemem.
Wstała i przywołała Harry'ego gestem do kanapy i krzeseł.
- Mam już część tego co potrzebowałam od Hermiony, a teraz myślę, że to czas na to, byś podzielił się z nią swoim doświadczeniem.
Hermiona przeniosła się na koniec kanapy i Harry usiadł obok niej, ignorując krzesła. Dr Greene usiadła na jednym z nich, zwracając uwagę na ich język ciała. Chociaż Harry stał się towarzyskim i wspaniałomyślnym chłopcem, od tego zimowego dnia gdy Pippa wyciągnęła go ze skorupy, wciąż był uprzejmy i ostrożny przy obcych. I to co zaobserwowała u Hermiony przez ten krótki czas, nie wskazywało na to, że zaprzyjaźnia się tak szybko.
Z powrotem skupiła swoje myśli na wpatrujących się w nią dzieciach.
- Harry, możesz opisać Hermionie fizyczne odczucia, jakie masz przed incydentami? Tak jak to zrobiłeś ze mną.
Harry posłuchał i opisał w najmniejszych szczegółach nacisk, jaki czuł w głowie. Porównał to uczucie do balona rosnącego w jego czaszce. Wspomniał strategie jakie opracował z lekarzami by pomóc złagodzić presję, które zazwyczaj opóźniały lub czasem zapobiegały incydentom. Hermiona często mu przytakiwała, wtrącając słowa jak "Dokładnie!" lub "Ja też!" wystarczająco często by przekonać lekarkę, że ma identyczne przypadki... tego czegoś, cokolwiek by to nie było. Teraz dzieci kompletnie skupiły się na sobie, swobodnie rozmawiając, jakby jej tu nie było.
Dr Greene uśmiechnęła się i nie przestała notować.
6 Lipca 1990
Harry stał przy oknie w swoim pokoju, patrząc na drogę. Co kilka minut spoglądał na Hermionę, która zajęła fotel i trzymała Pana Hau, jej wypchanego psa. Mniejsza z jej walizek stała przy fotelu. Dziewczynka gapiła się w przestrzeń i kołysała lekko w koncentracji.
Wiedział co ona robi. Po ich pierwszej wspólnej sesji Dr Greene szybko sparowała ich w dwóch sesjach na tydzień, na których Harry podzielił się swoim doświadczeniem. Jedną z jego sztuczek było odwrócenie swojej uwagi na coś niezwiązanego, jak recytowanie w umyśle statystyk jego ulubionych motocykli. Hermiona zadecydowała się zapamiętać "Sowę i kotka"* Do tej pory był co najmniej jeden incydent, który była w stanie opóźnić: gałąź wciąż spadła, ale przynajmniej Moffat już się pod nią nie znajdował.
Zobaczył samochód gdy tylko wjechał na drogę do domu.
- Już tu są.
Hermiona skoczyła na nogi, automatycznie ściskając Pana Hau. Harry podniósł walizkę.
- Będzie dobrze. To tylko wizyta, a w niedzielę będziesz tu z powrotem.
- Wiem. Chciałabym tylko, żeby trochę dłużej zaczekali. Nie czuję się gotowa do odejścia.
Wyciągnął rękę i poklepał jej ramię.
- Pamiętaj, że możesz zadzwonić. Mary umieściła ładną, dużą wiadomość na biurku pielęgniarek, by ktoś mnie zawołał, jeśli to zrobisz.
Wzięła głęboki oddech i przytaknęła.
- Wiem. Tylko... Wiem, że będę bardzo za tobą tęsknić.
- Ja za tobą też.
W tym momencie w pole widzenia weszła Mary prowadząca Grangerów. Ich uśmiechy na widok córki były ogromne, a ona na nie odpowiedziała, na krótko tracąc nerwowość i biegnąc do nich.
- Mamo! Tato!
Objęli ją, a następnie Pan Granger wyciągnął rękę.
- Harry, prawda?
- Tak proszę pana. - Harry uścisnął mu dłoń i skinął głową w odpowiedzi na skinienie Pani Granger.
Hermiona zaczęła nerwowo gadać
- Harry był wspaniały, pokazując mi okolicę. Wie wszystko o Esperança House!
- To cudownie, kochanie - powiedział Pan Granger. - Muszę powiedzieć, że trochę się opaliłaś. Czy nasz mały mól książkowy naprawdę był na zewnątrz?
- Harry i ja zbudowaliśmy domek na drzewie! Dr Aymler nam pomógł. Bierzemy tam nasze książki albo gry, albo bawimy się w rozbitków albo Robin Hooda. To świetna zabawa.
- Naprawdę? To świetnie. - Matka odpowiedziała z zadowolonym zdziwieniem na entuzjazm Hermiony. - Och, jest lekarz.
Dr Greene podeszła z podkładką pod papier - To zwolnienie na weekend. Proszę dzwonić gdyby zaszła taka potrzeba. W innym przypadku zobaczymy się w niedzielę wieczorem.
Pan Granger podpisał się i rozejrzał, zatrzymując się, gdy uświadomił sobie, że to Harry trzyma walizkę Hermiony.
- No proszę, pełna obsługa chłopca hotelowego? - Harry uśmiechnął się i podążył za resztą na zewnątrz.
Przy samochodzie, on i Hermiona zawachali się na moment, a potem postanowiła zaryzykować - przyciągnęła go i przytuliła. Objął ją na krótko.
- Zobaczymy się w niedzielę.
Stał i patrzył na samochód, dopóki nie zniknął, nagle czując się opuszczony.
7 Lipca 1990
W sobotę rano Hermiona zeszła na śniadanie z uczuciem depresji. Miała miłą kolację z rodzicami, rozmawiając o zwykłych rzeczach w Esperança House: lekarzach, pielęgniarkach i pomocnikach, trochę o innych dzieciach, ale glównie o Harry'm. Ale teraz czuła, że podzieliła się z nimi wszystkim i była gotowa do powrotu. Ten dzień wyglądał na długi i pusty.
Jej matka zaczęła układać jej tosty i owoce, paplając wesoło o tym, jak Hermiona zrobiła prawdziwy przełom, będąc tak szczęśliwa z jakiegoś powodu i jak wczorajszy dzień był zupełnie spokojny.
Viola podniosła szklankę Hermiony i zaczęła nalewać soku.
- Właściwie, zrobiłaś takie postępy, że prawdopodobnie będziemy mogli wziąć cię do domu w sam raz, by zacząć szkołę we wrześniu...
Szklanka w dłoni Violi rozbiła się, wszędzie rozpryskując sok. Viola spojrzała na Hermionę, zszokowana jej białą, przestraszoną twarzą.
Po jednej sekundzie w zamarciu, Hermiona skoczyła i pobiegła po ręcznik.
- Nie jesteś ranna, prawda?
Starsza kobieta obejrzała swoją dłoń.
- Nie, tylko pokryta sokiem jabłkowym. Myślałam, że powiedziałaś, że uczyłaś się, jak sobie z tym poradzić.
- Byłam... Jestem. Po prostu... Mamo, minęły tylko trzy tygodnie! Dopiero zaczęłam!- gorączkowo wycierała stół.
- Ale mówiłaś, że uczysz się kontrolować te impulsy, że ten Harry ci pomaga.
- Bo pomaga! Ale mam jeszcze tyle do nauki... - Hermiona urwała i zamknęła oczy, koncentrując się na wersach, próbując odegnać nacisk, wciąż obecny w jej głowie:
I tak oni płynęli, przez rok i dzień,
Do lądu gdzie rośnie drzewo Bong
I gdzie w lesie prosiątko stało,
Z pierścieniem na czubku swego nosa...**
- Ale kochanie, musisz wrócić do szkoły.
- Ale mają tam nauczycieli! Harry powiedział, że uczą wszystkiego tak jak w normalnych szkołach.
Viola spochmurniała.
- A jak myślisz, jak to będzie wyglądało w twoim CV, jeśli będziesz miała "Esperança House" jako jedną ze szkół?
- Harry planuje iść na uniwersytet!
- Harry jest sierotą i życie w domu opieki dla dzieci nie będzie u niego dziwnie wyglądało! Pomyśl, Hermiono! Pomyśl o swojej przyszłości!
Nacisk ustał i Hermiona wraz z matką zostały zmuszone do zrobienia uniku, gdy drzwiczki u szafki otworzyły się i wystrzeliły z niej talerze, rozbijając się o ściany i stół. Hermiona usłyszała krzyk jej matki i mocniej zawalczyła, by powstrzymać falę, jaka zdawała się przelewać z jej umysłu. W tle mogła usłyszeć jej ojca, biegnącego z góry.
- Cholera jasna! Viola, Hermiona? Wszystko w porządku?
Hermiona zmieniła taktykę, skupiając się na sztuczce Harry'ego z motocyklami. Nie mogła wymienić statystyk i prędkości, jaką mogły osiągnąć, ale wyobraziła sobie każdy z modeli na półce, jeden po drugim, przypominając sobie, kto dał mu każdy z nich.
Gdy wszystko ucichło, Robert ostrożnie wszedł do pomieszczenia, patrząc z osłupieniem na zniszczenia.
Hermiona zalała się łzami
- Muszę wrócić, nie jestem gotowa, potrzebuję ich pomocy...
Robert pomógł jej wstać, sprawdzając obrażenia.
- Oczywiście że wracasz, kochanie. Wiemy, że potrzebujesz czasu by zacząć kontrolować to... to coś. Kto powiedział, że nie wracasz?
- Mama powiedziała, że powinnam być gotowa na szkołę we wrześniu...
Robert rzucił swojej żonie spojrzenie, po czym pomógł jej wstać.
- Nie wiem, czemu to powiedziałaś, Vi. Wiedzieliśmy, że musimy być elastyczni, gdy umieszczaliśmy tam Hermionę.
- Ale Robert, jej edukacja! Co jeśli...
- Przestań! Jeżeli tego nie uporządkujemy, nie będzie żadnej edukacji o jaką moglibyśmy się martwić!
Hermiona znów poczuła nacisk, więc odwróciła się i pobiegła. Przemknęła po schodach i rzuciła się na swoje łóżko, chwytając Pana Hau gdy zaczęła płakać.
- Przepraszam, przepraszam, naprawiłabym to, gdybym mogła! Czemu nie mogę naprawić tego, co się zepsuło? - Pozwoliła sobie na wypłakanie uczucia w jej głowie, pragnąc desperacko, aby nie sprawiła, że kuchnia w zasadzie eksplodowała.
Zbyt mocno łkała, by usłyszeć krzyki rodziców, patrzących w lękliwym zdumieniu, jak każdy rozbity talerz i szklanka składa się z powrotem i wędruje na swoje miejsce w szafce, aż po odnowioną szklankę soku na stole.
***
* Sowa i kotek (ang. The Owl and the Pussy-cat) wiersz angielskiego poety i rysownika, Edwarda Leara, który nie ma jakiegoś większego sensu.
** Tłumaczenie Anny Kaledy ze strony [url]bompa.org[/url][url][/url]
|
|