Zilidya
VIP
Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis Płeć: Kobieta
|
|
Lamir
Cz.9
Gdy Severus nie pojawił się na obiedzie, Harry ciężko westchnął. Profesor był pewnie zajęty czymś ważniejszym.
Poczta o tej porze była czymś niezwykłym. Bardzo rzadko zdarzało się, by przylatywał więcej niż jeden, dwa ptaki, ale teraz było ich o wiele więcej. Nawet McGonagall przerwała posiłek, zauważając tę anomalię. Najwięcej sów wylądowało przy stole Ślizgonów, ale oczywiście nie ominięto też pozostałych. Nawet Ron dostał list.
— Mam nadzieję, że mnie stąd zabierze — mruknął Weasley, odbierając zwój od ptaka, który natychmiast odleciał, odbijając się od ścian.
Errol, jak na swoje lata, ciągle wykonywał powierzone mu zadania, choć już nie tak sprawnie.
Gdy kilka wesołych krzyków rozniosło się po sali, Harry zaczął się rozglądać.
— Tata jutro mnie zabierze!
— Moi rodzice także! — zawtórował ktoś inny.
— Ginny! Coś ty napisała mamie?! — Wrzask Rona zagłuszył krzyki innych. — Odpisała mi, że mnie nie zabierze!
— Prawdę, Ron. Tylko prawdę, której ty zaślepiony zazdrością nie widzisz — odparła mu buńczucznie, wstając z miejsca.
— Jaką znowu prawdę?! Twierdzi, że nie ma nic przeciwko lamirom, a informacje o ich kradnięciu magii uważa za wyolbrzymione. Jakie wyolbrzymione?! Sama widziałaś jak zabrał magię Malfoya, choć nie twierdzę, że go żałuję.
— Sprowokował go. A gdybyś otworzył oczy, to zauważyłbyś, że Harry stanął wtedy w obronie Hermiony, czego ty nie zrobiłeś!
Kłótnia rodzeństwa była teraz w centrum zainteresowania innych. Listy stanęły na drugim miejscu.
Ron ucichł, mnąc pergamin. Wstał od stołu, rzucając listem o podłogę, a następnie odwrócił się i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali.
— Żałuję, że mam taką nierozsądną siostrę oraz przyjaciółkę.
Harry’ego coś tknęło na te słowa. Może tylko zabolało go postępowanie Rona względem rodziny i przyjaciółki?
Weasley wyszedł, a rozmowy nabrały teraz nowego tempa. Jak Harry zrozumiał z ich urywków, spora część czystokrwistych uczniów zostanie zabrana ze szkoły z jego powodu. Mugole nie byli tak drastyczni. Niepokoili się i pytali o zabezpieczenia czy środki ochrony, ale nie zabierali dzieci.
Nauczyciele obserwowali przez cały posiłek głośne dyskusje i komentowali je po swojemu. Minerwa patrzyła na stół swojego Domu i zastanawiała się, co przyniesie przyszłość dla tej dwójki. Zauważyła znaki na ramieniu Gryfona i miała nadzieję, że wkrótce wyblakną, a najlepiej znikną. Lily nie nosiła ich zbyt długo po ślubie. Czerwieniła się za każdym razem, gdy pojawiały się na nowo i ktoś to spostrzegł. Jako przyjaciółka Lily Potter i członkini Zakonu Feniksa, znała pewną tajemnicę tej kobiety, której ta nikomu innemu nie zdradziła. Lily powierzyła jej ten sekret w tajemnicy przed wszystkimi. Minerwa do dziś nie rozumiała, dlaczego jej wygląd nikogo nie dziwił, nawet gdy widziano ją z siostrą czy z rodzicami. Przecież ona nigdy nie była do nich podobna. Bo jak adoptowane dziecko może być podobne?
Całkowicie inna postura, usposobienie, no i oczywiście wygląd. Ale teraz to już nieważne. Lily umarła, chroniąc swój skarb, potomka swego niezwykłego rodu.
Posiłek dobiegł końca i uczniowie zaczęli opuszczać salę. Ten jeden szczególny Gryfon ociągał się, jakby na kogoś czekał. Domyślała się, że chodzi o Severusa. Lily także nie lubiła za długo przebywać z dala od Jamesa. Będzie musiała porozmawiać z Albusem o przeniesieniu Harry’ego do kwater Severusa. W „każdym” sensie byli już małżeństwem, to mogła stwierdzić sama. Szesnaście lat to wciąż za młody wiek na małżeństwo, ale jeszcze nie tak dawno planowano zaślubiny, gdy dzieci były jeszcze w pieluchach.
Severus przynajmniej czuł coś do chłopaka. Może początkowo to było trochę nienormalne, wręcz chore, ale przecież się hamował. Poczekał. I gdyby nie ta sprawa z Dursleyami, czekałby nadal.
Może ta jego obsesja nie była naturalna? Może to sama obecność chłopca powodowała, że mistrz eliksirów zachowywał się tak a nie inaczej? Czy pociąg do towarzysza jest dwustronny? Czy obecność tego jednego lamira mogła tak oddziaływać na Severusa?
Już sama nie wiedziała co myśleć. Ufała jednak Lily oraz Severusowi, a skoro matka zaufała Ślizgonowi i powierzyła mu swoje jedyne dziecko, to ona zrobi to samo, tak jak zresztą obiecała.
Sala opustoszała całkowicie i pojawiły się skrzaty, by posprzątać. Zobaczyła z podium jak w drzwiach staje Severus i po rozejrzeniu się odchodzi. Westchnęła i sama ruszyła ku swoim obowiązkom.
**
Ogłoszenie przez dyrektora najbliższej soboty dniem na wyjście do Hogsmeade przyjęto w większości oklaskami. Ci uczniowie, którzy następnego dnia mieli wracać do domu z rodzicami, nie przyjęli tej informacji szczególnie wesoło. Harry ucieszył się, że profesor Snape pojawił się na kolacji. Lubił mieć z nim kontakt wzrokowy. Wystarczyło mu, że go widział. Wolał patrzeć na niego niż na podzielony na dwie połówki własny Dom. Seamus jako jedyny nie bał się usiąść obok niego. Reszta mugolaków nadal przebywała w pewnym oddaleniu. Oczywiście czystokrwiści siedzieli w większej odległości, powodując tym straszny ścisk wśród swoich.
— Harry, czy to prawda, że spełniasz życzenia, tak jak prawdziwy anioł? — Colin i Dennis stanęli naprzeciw, a młodszy z rodzeństwa mocno ściskał aparat.
Chłopak zerknął najpierw na Hermionę, a potem na Seamusa, ale oboje tylko wzruszyli ramionami, zostawiając mu decyzję.
— Eee... Raczej nie bardzo — odparł niepewnie.
— Luna mówiła, że wystarczy cię poprosić i ty się zgodzisz.
— Wiecie jaka jest Luna — zauważyła Granger. — Czasami mówi dziwne rzeczy.
— Ale my nie chcemy nic niezwykłego! —zawołał szybko Dennis.— Chciałem tylko prosić o zdjęcie z Harrym Potterem, gdy rozłoży skrzydła.
— Wiesz, że...
— Nie chcę go prowokować. Nie rozzłoszczę go prosząc. — Młodszy Gryfon nie dawał za wygraną. — Jedno zdjęcie! Proszę!
I choć Hermiona starała się powstrzymać Pottera, ten wstał i podszedł do Creeveyów
— Ok. Jedno zdjęcie, ale chcę odbitkę — uśmiechnął się. — Tak na pamiątkę.
— Harry! — Nadal nie ustępowała Hermiona. — A jeśli...?
— Spokojnie. Postaram się. No i zrobimy to szybko. Prawda? — uspokajał ją, zerkając na Colina.
— Jasne. Dzięki, Harry!
Pomimo że kolacja już prawie się kończyła, na sali było jeszcze sporo osób. Gdy Harry stanął za Dennisem, a Colin przygotowywał się do zrobienia zdjęcia, wszyscy patrzyli tylko na nich.
Szum rozkładanych skrzydeł zagłuszyło zbiorowe westchnięcie trwogi.
Colin pstryknął dwie, trzy fotki i było po wszystkim. Skrzydła wróciły złożone na plecy, a Dennis, uśmiechnięty od ucha do ucha, podziękował koledze i pobiegł uradowany do brata.
Nic się nie stało. Żadnych wyładowań, wynoszenia omdlałego z wyczerpania magicznego ucznia. Tylko kilka błysków flesza.
— Ta da! — Harry rozłożył teatralnie ramiona przed Granger.
— Jesteś niemożliwy — burknęła. — A gdyby...?
— Och, przestań! Po co gdybać? Nie miałem najmniejszego zamiaru pochłaniać jego magii. Nie czuję żadnej chęci, by kogokolwiek jej pozbawiać.
— I tak uważam, że to było nierozsądne. Jednak rozumiem, że teraz nie potrafisz odmówić prośbom. Coś z legend o aniołach jest prawdą w zachowaniu lamirów. Mam tylko nadzieję, że kiedyś nie przysporzy ci to kłopotów.
Poklepała go po ramieniu na pocieszenie.
— Harry ma rację, Hermiono — zauważyła Ginny, także wstając od stołu. — Musisz choć trochę uwierzyć w niego. Tak naprawdę to nic nie wiemy o zachowaniach lamirów. Może to, że ktoś prosi, a oni spełnią w jakiś sposób prośbę ma dla nich specjalne znaczenie?
— Nie bardzo rozumiem — żachnęła się Granger, marszcząc czoło i jednocześnie zapamiętując sobie nową pozycję do przeczytania.
— Wyobraźcie sobie Malfoya idącego w stronę Harry’ego. Dla niego byłoby ujmą na honorze, gdyby mu nie rzucił jakiejś kąśliwej uwagi. Skręciłoby go od środka. Z Harrym pewnie jest podobnie, jeśli chodzi o prośby.
— Osobiście nie czuję żadnego nakazu — zaczął bronić się Potter. — Miło jest komuś pomóc, jeżeli tak zwyczajnie po prostu można. To fajne uczucie.
Uśmiechnął się do nich, jednocześnie rozpinając szatę, bo znów zaczęło robić mu się gorąco.
— Wracam do Wieży. Muszę jeszcze zrobić zadanie z transmutacji — rzucił i skierował się do wyjścia.
Gdyby został i przysłuchał się rozmowom, zaciekawiłby się torem, jakim podążały.
— Nic mu nie jest. Rozłożył nad nim skrzydła na całą rozpiętość i nic. Nie wyglądał na wyczerpanego.
— Może to jednak nieprawda o tym wysysaniu magii?
— Według mnie wystarczyłoby go nie denerwować. Malfoy wtedy go wkurzył i dostał za swoje. Jeszcze dziś napiszę do matki, by zmieniła zdanie. Nie chcę przepuścić wypadu do Hogsmeade. Podobno u Zonka będzie dział próbnych towarów Weasleyów.
— Nie żartuj! Mieli wystawić się dopiero po Walentynkach.
— Nie żartuję! Podsłuchałem wczoraj Filcha. Już ględził McGonagall, że naznosimy jakiś paskudztw.
— To ja lecę pisać list! Tata powinien dać się przekonać.
**
Sam Harry, nieświadomy tak nagłych zmian szedł, rozmyślając o swoim towarzyszu.
Może powinien go odwiedzić? Czy to wypada? Czy nie będzie to zbyt nachalne, jeśli przyjdzie?
— Harry.
Czyjeś wołanie zatrzymało go w miejscu, wyrywając z rozmyślań. Przed nim stał, oddalony o kilka kroków nie kto inny jak sam obiekt jego myśli.
— Hmm... Profesorze Snape? — Rozejrzał się, ale cały korytarz był pusty.
— Chodź za mną — polecił mistrz eliksirów i skrył się w sali zaklęć.
Podążył za nim zaciekawiony. Zamknął za sobą drzwi i odwrócił do czekającego mężczyzny.
— Chciałbym z tobą porozmawiać o czymś ważnym.
— Słucham.
— Nie tutaj. Spotkamy się w Hogsmeade w sobotę koło Miodowego Królestwa o dwunastej. Tu nie jest bezpiecznie.
Ostatnie słowa zaniepokoiły Harry’ego.
Tu nie jest bezpiecznie? — pomyślał. — Jeśli nie tu, to w takim razie gdzie?
**
Kolejny dzień wyglądał bardzo interesująco. Do szkoły zjechali się rodzice po swoje dzieci.
Harry tego ranka schował skrzydła. W pewien sposób przypadkiem, gdy Neville potknął się i wywrócił na niego, a on, upadając, automatycznie je ukrył. Uderzył się w efekcie upadku w bark, ale poza niewielkim siniakiem nie odniósł żadnych obrażeń. Gdyby skrzydła były na wierzchu, mogłoby skończyć się gorzej. On nawet nie wiedział, czy pani Pomfrey potrafi składać skrzydła. Jeszcze musiałby prosić o pomoc Hagrida, a jakoś nie marzyło mu się być jednym z jego „słodkich” okazów.
Ubrany po raz pierwszy jak każdy inny uczeń, choć na wszelki wypadek nosił koszulę przerobioną przez Seamusa, schodził na śniadanie.
Dorośli zebrali się w Wielkim Holu i rozmawiali z nauczycielami oraz swoimi dziećmi. Harry zatrzymał się i zaraz potem schował za rogiem podsłuchując. Pewne nawyki jednak mu się nie zmieniły. Koledzy szli dalej, nawet nie zauważając jego zachowania.
— Nie zgadzam się! Zostaję! Czy to do ciebie nie dociera, tato?! Nie ma żadnego zagrożenia! Potter nie chodzi i nie zabiera nam magii! — Uczeń z Hufflepuffu wyrwał się rodzicowi i stanął przed nim dumnie wyprostowany.
— Ale w Proroku...
— Sprowokował go! Merlinie, Harry Potter pokonał Sam-Wiesz-Kogo, gdy był niemowlakiem i nikt się go nie bał. A teraz, gdy naprawdę pokazał, że jest potężny, to zaczynacie traktować go jak trędowatego. Jak tak dalej pójdzie to on nas znienawidzi i odwróci się od nas. Kto wtedy obroni nas przed jarzmem Sam-Wiesz-Kogo? To, że okazał się być lamirem, według mnie, to spora korzyść. Naprawdę jego szanse na zwycięstwo rosną. Myślicie, że nie wiemy, co się dzieje tam na zewnątrz? Może i dla was nadal jesteśmy dziećmi, ale nie jesteśmy ani ślepe, ani głuche. Śmierciożercy ciągle atakują, a to oznacza, że ktoś nimi kieruje. Tam toczy się wojna, a wy chcecie jedyną nadzieję wytępić, tylko dlatego, że tak robiono wieki temu. — Chłopak przerwał na chwilę, by zaczerpnąć tchu, ale nadal stał przed ojcem dumny ze swych słów.
Harry wyszedł z cienia. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy wpatrzeni byli w Puchona.
— Chcę zostać w Hogwarcie, tato. Lamir nie jest niebezpieczny dopóki się nie zdenerwuje, a ja nie mam najmniejszego zamiaru go irytować. Wczoraj przy wszystkich rozłożył skrzydła i nic się nie stało. Prorok się mylił. Harry Potter jest magicznym stworzeniem i powinniśmy szanować jego odmienność.
Rozszerzające się oczy rodzica kazały mu przerwać, a dłoń na ramieniu odwrócić.
— Dzięki. To wiele dla mnie znaczy — rzekł Harry, uśmiechając się słabo.
— Mówię tylko to, co myślę — odparł Puchon.
— Jak widzę Harry Potter musi zrobić widowiskowe wejście, bo inaczej uznałby dzień za stracony.
Tę ironię Gryfon rozpoznałby wszędzie.
Severus Snape wychodził właśnie z lochów i kierował się w jego stronę.
— Nie robię tego specjalnie, profesorze — obruszył się na te niesłuszne oskarżenia.
— Ależ oczywiście. Kimże ja jestem, żeby insynuować coś innego — zakpił.
Trzask pękającej tkaniny był odpowiedzią ze strony Pottera. Rodzice cofnęli się pod ścianę, ciągnąc pociechy za sobą. Przytrzymywany przez ojca Puchon rzekł, wskazując na profesora:
— Patrz, tato.
Severus uniósł brwi, uśmiechając się sarkastycznie i, wcale nie przejmując się wyładowaniami, podszedł do chłopaka.
— Już dobrze, Harry — szepnął do niego cicho, kładąc mu dłoń na głowie. — Żartowałem. Uspokój się.
Potter wziął głęboki oddech i wszystko ustało. Chłopak burknął coś cicho w odpowiedzi składając skrzydła, nadal nie znając zasady ich chowania i wyminął mężczyznę.
— Widziałeś? — odezwał się znów Puchon. — Nic się nie stało. Profesor jest towarzyszem Pottera i potrafi go uspokoić w ciągu chwili. A nawet gdyby ktoś był na tyle głupi i sprowokowałby go, mamy panią Pomfrey. Malfoya postawiła na nogi w kilka minut —przekonywał nadal chłopak.
— Nie jestem przekonany...
— Potter nikomu nie zagraża — wtrącił się Snape. — Bzdury, którymi nakarmił was Prorok niewiele mają wspólnego z prawdą.
— A wysysanie magii?
— To nie forma ataku, lecz obrony. Jeśli nie zagraża się lamirowi, to on nie pochłania magii. Proszę jeszcze raz przemyśleć zabranie dzieci ze szkoły. Tu są bezpieczniejsze niż w domach. Hogwart chronią czary jego założycieli i Czarny Pan nie odważy się tu wkroczyć. W porównaniu z nim wkurzony nastolatek to pestka. Eliksirem wzmacniającym można wyleczyć wyczerpanie magiczne, ale nie da się nim cofnąć Avady.
Wszyscy milczeli na tak ostry argument.
— Och, Severusie. Jak zwykle wszystkich straszysz. — Na schodach pojawił się Dumbledore. — Prosiłbym wszystkich rodziców o puszczenie pociech na śniadanie, a państwa zapraszam na rozmowę. Jestem pewien, że gdy spokojnie omówimy zaistniałą sytuację, to wiele uczniów jednak pozostanie w szkole.
Severus zmełł w ustach przekleństwo, widząc ten fałszywy uśmiech i błysk zwycięstwa w oczach Albusa.
|
|