euphoria
Obłok
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów Płeć: Kobieta
|
|
autor: euphoria
tytuł: Garść niespełnionych marzeń
długość: bogowie radzą wiedzieć, a ostatnio z nimi nie za często rozmawiam, więc może być różnie
paring: HP/SS, wspomniano HP/DM
ostrzeżenia: +18 no i post war
betowała: Zilidya :*
dla Tyone, bo ją bardzo lubię i Zil za to, że zawsze mogę liczyć na jej nowe rozdziały
Rozdział I
To musiało się tak skończyć, stwierdził z bolesną świadomością.
Zbyt idealne, by było prawdziwe, a jednak do tej pory niemal czuł smak jego pocałunków, które nie nosiły śladów zdrady. Był pewien, że to, co rozpoczęli już w Hogwarcie, rozkwitnie i zamieni się w dużo mniej skomplikowany związek, nienaznaczony wojną, przynależnością do Domów, czy koneksjami. Stało się jednak inaczej, a on teraz siedział w gospodzie „Pod Świńskim Łbem” i próbował zdecydować, czy już dzisiejszej nocy zwalić się Ronowi i Hermionie na głowę, czy może zostawić sobie tą wątpliwą przyjemność na jutro.
Zadymione pomieszczenie nie nadawało się za bardzo do rozmyślań, ale przynajmniej gwarantowało anonimowość, której potrzebował. Już przy wejściu naciągnął na głowę kaptur, zakrywając bliznę w kształcie błyskawicy, rozpoznawalną przez każdego, kto chociażby czytał o wojnie z Voldemortem, zakończonej przed czterema laty.
Harry był pewien, że szum wokół jego osoby ucichnie wraz z odejściem jego jedynego naturalnego wroga, ale stanowczo pomylił się. Tak wiele zostało jeszcze do zrobienia, a on jako dwudziestojednoletni bohater wojenny poczuwał się do obowiązku niesienia pomocy także teraz, gdy bezpośrednie działania zakończyły się. Tym bardziej, jeśli samo jego uczestnictwo w balu charytatywnym gwarantowało dwukrotnie wyższą zbiórkę na odnowę sierocińców, czy nowe skrzydło w Świętym Mungu.
Nie miał sumienia odmawiać i Malfoy wiedział o tym, ciągnąc go na kolejne spotkania oraz chwaląc się nim jak zdobyczą. Teraz, po czasie, widział to i rozpoznawał pierwsze symptomy, choć dalej nie potrafił zrozumieć, jak Ślizgon mógł go tak po prostu zdradzić.
Westchnął zanim upił Ognistej, którą barman mu podał na sam jego widok. Zastanawiał się, czy faktycznie wygląda jak siedem nieszczęść. Wybiegł z domu zabierając tylko różdżkę i płaszcz, wiedział więc, że czeka go kolejna rozprawa z Draco.
Półtorej godziny później, gdy już nie pomagały zdublowane czary trzeźwiące, doszedł do wniosku, że jego życie jest do kitu. Alkoholowe zamroczenie nie pozwalało mu dostrzec nie więcej niż metr przed siebie, ale i tak postanowił bez oferowanej pomocy dostać się do łazienki, która dziwnym trafem z każdym jego krokiem była dalej. W końcu przypadkowo potrącił jednego z gości, cicho przepraszając i klnąc na poruszające się toalety, bardzo z resztą niepraktyczne.
— Potter! — warknął czarodziej, chwytając go w pół i ściągając kaptur.
Próbował się bronić, ale ruch nie wyszedł mu zbyt dobrze, więc po prostu postarał się i tym razem nie stracić równowagi. Już po chwili patrzył na Severusa Snape’a we własnej osobie i nie potrafił powstrzymać grymasu niezadowolenia.
— Snape, parszywy Ślizgon — mruknął niewyraźnie, przeciągając każde nieszczęsne ‘s’, która znalazło się na jego drodze.
— Miło mi, że mnie pan rozpoznał. — Uchwyt zacieśnił się, gdy Harry próbował się wyrwać. A może tylko zachwiał się niebezpiecznie. Nie wiedział i ,prawdę powiedziawszy, wcale go to nie obchodziło. — Co nasza znakomitość robi w tak podłym towarzystwie? — spytał tymczasem Snape konwersacyjnym tonem.
— Nie było parszzzywe, dopóki nie trafiłem na ciebie — wymruczał z trudem, tym razem świadomie odpychając Snape’a.
— Draco pewnie się niepokoi — dodał tamten, odciągając go od toalety, która jeszcze nigdy nie była tak daleko jak teraz. — Odprowadzę cię — westchnął cierpiętniczo.
Dopiero po chwili dotarło do Harry’ego, co zamierza zrobić Ślizgon, więc zebrał w sobie ostatki sił i uwolnił się z objęć mężczyzny, który pachniał jak sala eliksirów. Tysiącem i jedną z tajemnic, ukrytych w zamkniętych fiolkach, na półkach pokrytych kurzem, których nigdy nie wolno było im dotknąć.
— Nie wracam — zaprotestował. — Nigdy nie wrócę do tego… zdrajcy! Drania, dupka, zadufanego w sobie, podstępnego… — urwał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. — Ślizgona!
Snape jednak nie przejął się jego tyradą i ponownie, tylko mocniej, złapał go za ramię. Wepchnął Harry’ego w jedną z wąskich uliczek, których reputacja była znana w całym Hogwarcie z niezobowiązujących spotkań, i oświetlił ich obu cichym Lumos.
— Co zatem pan zamierza, panie Potter — mruknął. — Bo nie zostanie pan tutaj. — Jego głos był kojąco cichy, uspokajający.
— A co cię to obchodzi? — warknął bez przekonania, patrząc jednak mężczyźnie prosto w oczy.
Nie był pewien, kiedy tak podrósł, ale obaj byli tego samego wzrostu. Chyba po raz pierwszy od czasów pamiętnych zajęć z oklumencji, mógł spojrzeć Snape’owi w oczy i zaskoczyła go ich barwa. Zawsze myślał, że będą to bardziej czarne tunele śmierci, niezgłębione przez swoje tajemnice. Jednak zagadka w ciemnych tęczówkach wzbudzała przyjemnie ciekawość byłego Gryfona i, jeśli to nie było złudzenie wywołane zaklęciem oświetlającym, Harry najprawdopodobniej dostrzegł jasne błyski.
— Nie twój interes! — warknął Snape, a młody czarodziej poczuł się prawie jak w szkole.
Otrząsnął się jednak szybko z pierwszego zaskoczenia i posłał mężczyźnie najszerszy uśmiech na jaki było go stać.
— Zawsze będziesz dupkiem — odpowiedział z dużą dozą wesołości.
— Bredzisz — stwierdził tamten, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
— Owszem — przyznał mu rację z naturalną mu rozbrajającą szczerością.
Snape nie odpowiedział, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. Zmarszczył w skupieniu brwi, obserwując zaczerwienioną twarz Gryfona, aż w końcu najwyraźniej doszedł do jakiś konkretnych wniosków, bo westchnął cierpiętniczo. Puścił jego ramię, szperając w połach swojej szaty. Harry przez bardzo krótki moment zastanawiał się nad tym, czy nie rozwiązać największej zagadki ludzkości i nie sprawdzić ile kieszeni, i gdzie dokładnie są ukryte, ma Snape. Ale chwila, którą mógł wykorzystać, minęła bezpowrotnie, gdy w jego dłoń została wciśnięta niewielka buteleczka.
— Nie potrzebuję eliksiru na kaca, ale dziękuję — wymruczał, próbując uwolnić swoją dłoń z silnej ręki Snape’a.
Przez moment był zaintrygowany sposobem, a w jaki starszy czarodziej zacieśnia uchwyt, ale w sekundę potem poczuł silne szarpnięcie w okolicach żołądka. Zanim przyszło zrozumienie, powitała go przyjemna ciemność.
***
Severus Snape popatrzył na leżącego na dywanie Pottera i zaklął tak szpetnie, że duch z obrazu jego ciotki, postanowił odbyć podróż dookoła wszystkich swoich podobizn. Ostatnio zajęło mu to prawie piętnaście lat, więc Mistrz Eliksirów uśmiechnął się na samą myśl o spokoju, który go czekał. Siłą woli powstrzymał kolejne przekleństwo, cisnące mu się na usta. Potter poruszył się niespokojnie w dziwnym półśnie, w który wpadł podczas lądowania w jego salonie. Snape chwilę zastanawiał się, czy Gryfon zawsze źle znosił świstokliki, czy dolegliwość ta przyszła wraz z porwaniem przez Czarnego Pana, ale nie zamierzał pogłębiać tej wiedzy tu i teraz. Dochodziła prawie trzecia, a miał jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
Westchnął w ciemność, zastanawiając się, jakie to masochistyczne instynkty skusiły go do pomocy Gryfonowi, ale najwyraźniej z powodu późnej pory i one litościwie położyły się spać. Przelewitował wciąż ubrane ciało, przesiąknięte gryzącym zapachem alkoholu na wąską kanapę i przykrył Pottera kocem. Różdżka chłopaka wylądowała w jego dłoni, gdy wychodził po schodach na piętro.
|
|