euphoria
Obłok
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów Płeć: Kobieta
|
|
fandom: Twilight
pairing: Rosalie/OC
rating: +12
ostrzeżenia: podobno to nawet nie ostrzeżenie w tej kwestii... po prostu kanon tutaj nie istnieje... osadziłam bohaterkę w całkiem innym świecie - pożyczyłam w zasadzie wyłącznie jej imię i wygląd...
dedykuję VampiresStory
betowała cudna i - kurcze miałam napisać szybka, ale napiszę - znakomita Masquerade.
Tajemnice Indre
Zachodzące słońce odbijało się na powierzchni Indre, rozsiewając wokół złociste promienie. Woda leniwie obmywała brzegi samotnej wyspy, na której kilkaset lat wcześniej zbudowano pierwszy gród. Obecnie, już murowany – zamek górował nad okolicą, a ciemnoszare mury wdawały się wynurzać z wód rzeki. Kilka wież, które wyłaniały się z koron drzew zdradzały militarny charakter budowli. Jak co wieczór, Indre poniosła ze sobą dźwięki wznoszenia zwodzonego mostu, który odcinał wyspę od stałego lądu i nadawał jej miano niezdobytej.
Zamek w Azay-le-Rideau strzegł tej części Cesarstwa, gdzie najczęściej dochodziło do najazdów wrogich plemion i stanowił dość istotny punkt w buntach możnowładców, które zdarzały się coraz częściej pod panowaniem Ludwika I Pobożnego. Wojnę było czuć niemal w powietrzu, więc pachołkowie oddelegowani do nocnej warty nie ociągali się i poruszające się płomienie pochodni można było ujrzeć niemal na każdym krużganku. Porozumiewali się za pomocą tylko sobie wiadomych sygnałów, ale dopóki system ten się sprawdzał pan na zamku, nieślubny syn Bertrady de Laon, nie miał do niego zastrzeżeń.
Zapadła noc i dźwięki życia powoli ucichły, przekazując władzę odgłosom nocy. Księżyc, którego pełnia wypadała tej nocy, wzeszedł już, ale przesłoniony grubą warstwą chmur, nie był widoczny z ziemi. Drzewa na wyspie usypiająco poruszały się w rytm wiatru, który codziennie owiewał ten skrawek lądu. Mówiono, że był łzą, którą uronił jeden z pradawnych bogów nad ludzkim życiem, ale nikt tak naprawdę w to nie wierzył. Prawdą jednak było, że wyspa miała właśnie taki kształt – ostro wcinający się w prąd Indre i łagodnie zakończony, gdzie jej wody odzyskiwały panowanie.
Właśnie przy tym łagodnym zakolu stała młoda kobieta. Pochylała się nad wodą i wypatrywała. Co noc była bliżej i coraz odważniej wpatrywała się w Indre, która kryła niejedną tajemnicę. Jednak rzeka nie odpowiadała i pachołkowie, którzy przyglądali się młodej hrabiance, dziękowali za to całym swym sercem.
- Hrabianko – dobiegł ją szept.
Wzdrygnęła się i przestraszona wahała. Jedna ze stóp osunęła się do wody, ale silna dłoń złapała ją za ramię i postawiła bezpiecznie na lądzie.
- Hrabianko, matka wzywa – powiedział sługa i spokojnie czekał na dalsze polecenia.
Odepchnęła dłoń mężczyzny i poprawiła suknię.
- Już idę – burknęła.
Wróciła powolnym krokiem do zamku i udała się do sali jadalnej. Zimne mury zionęły wilgocią, ale przyzwyczajona od najmłodszych lat, nie zwróciła na to uwagi. Wszyscy już siedzieli przy stole i czekali na podanie kolacji. Woskowe świece zadymiły część pomieszczenia, ale i tak dawały więcej światła niż ogień w kominku, w którym palili do niedawna.
Po kolacji wysłuchała kilka gorzkich słów od matki na temat swojego prowadzenia się, ale jak zwykle je zignorowała.
Wody Indre wzburzyły się, a na ich powierzchni utworzyła się piana koloru kości słoniowej. Trwało to tylko chwilkę, ale światło księżyca, który odsłoniły chmury, wyolbrzymił to zjawisko. Wszystko ucichło, a przyroda zdawała się milknąć w oczekiwaniu. Wiatr, który targał drzewami na wyspie, zamarł w miejscu, a świerszcze zaprzestały wieczornego orkiestrowania.
Świat przystanął na chwilę, ale nic się nie zdarzyło. Kolejna chmura przykryła księżyc, a piana została ponownie wchłonięta przez wodę.
- Rosalie, mam nadzieje, że nigdzie się dzisiaj nie wybierasz – powiedziała jej matka tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Złotowłosa pokręciła przecząco głową i szczelniej przykryła się kołdrą. Udawała śpiącą, ale starsza kobieta wyczuła intrygę. Dawniej na cesarskim dworze jej intuicja nigdy się nie myliła. Zamykając potężne dębowe drzwi, spojrzała jeszcze raz na córkę, ale nie wyrzekła ani słowa.
Od ponad miesiąca Rosalie urządzała sobie wieczorne spacery nad Indre i przesiadywała godzinami nad rzeką, wpatrując się w jej nurt. Martwiło to całą rodzinę, ale tylko Sophia – służka hrabianki, wiedziała, skąd obsesja młodej kobiety. Rosalie wróżono w wiosce i poczęła wyczekiwać idealnego mężczyzny, który miał nadejść do niej od strony wody.
Młoda kobieta odczekała kilka chwil i nie słysząc szmerów na korytarzu, odrzuciła okrycie. Sięgnęła po czarną pelerynę i szczelnie owinęła nią. Gdyby była bohaterką jednego z romansów, które czytywała matka wieczorami, wyszłaby zapewne przez okno, ale umiejscowienie jej komnaty nie pozwalało na takie ekscesy. Otworzyła ostrożnie drzwi i wyjrzała na zewnątrz. W mroku nie widziała nawet ścian, ale kamienne korytarze niosły daleko dźwięki. Słyszała podniesiony głos ojca, gdy rozmawiał ze służącymi, więc przemknęła cichcem i wyszła na dziedziniec.
Zatrzymała się pod ścianą tak blisko, że czuła zapach mokrych kamieni, a ich faktura wgniatała się w jej bladą skórę. Pachołek minął ją zaledwie kilka kroków, ale najważniejsze było to, że światło pochodni nie oświetliło Rosalie. Gdy tylko mężczyzna znikł za zakrętem, ruszyła w stronę jednej z mniej strzeżonych przejść. Tak jak podejrzewała, posterunek pozostał nieobsadzony, więc jak najszybciej przebiegła przez otwartą przestrzeń i zaczęła schodzić po nierównych kamiennych schodkach. Zawahała się przy kilku stopniach, ale szybko odzyskała równowagę i nie patrząc w dół, podjęła wędrówkę. Odetchnęła spokojniej dopiero, gdy jej stopy dotknęły żwiru naniesionego przez wody Indre.
Rzeka wprawiała ją w doskonały humor , choć nigdy nie wiedziała dlaczego. W jej wodach było coś takiego, co przyciągało Rosalie. Nie tylko wróżby starych kobiet zwabiały ją nad Indre, ale chyba przede wszystkim spokój, który odczuwała, gdy wpatrywała się w spokojne fale.
Dotknęła czubkami palców zimnej wody i pozwoliła pieścić dłoń. Cisza, która ją otaczała, działała kojąco na zmysły. Nareszcie mogła oddychać pełną piersią i nie przejmować się wszystkimi dookoła. Na wyspie czuła się więźniem, odcięta od świata naturalną barierą. Krótkie wypady do wioski, na które pozwalano jej niezwykle rzadko, nie rekompensowały zesłania z dala od dworu cesarskiego i całej śmietanki towarzyskiej.
Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli i podniosła kilka kamyków z dna rzeki. Były bardzo śliskie i jeden zdążył wpaść do wody, ale drugi wciąż spoczywał w jej dłoni. Podniosła go do nosa i poczuła charakterystyczny zapach wilgoci. Zamknęła oczy i próbowała go wchłonąć całą sobą. Kilka łez spłynęło po twarzy Rosalie, gdy cisnęła go jak najdalej od siebie. Cichy plusk odbił się echem od linii drzew na przeciwległym brzegu.
Podniosła się z klęczek i otrzepała pobrudzone kolana z nadbrzeżnego piasku. Już miała wracać w stronę zamku, gdy pojedynczy księżycowy promień padł na Indre. Niemal czuła jak przyroda zamiera w oczekiwaniu. Sama także przestała oddychać i wsłuchiwała się w dźwięki, które dochodziły spod powierzchni wody. Jak oczarowana wpatrywała się w pianę, która utworzyła się na Indre.
Coś wychynęło z wody i Rosalie usłyszała wyraźnie plusk. Nie czuła strachu, co dość ją zaskoczyło. Przypomniała sobie poranek, gdy kobieta w łachmanach dotknęła jej dłoni i z przerażeniem wpatrywała się w oczy.
- Nie podchodź do wody – mówiła głosem, który pamiętała do dziś.
Rosalie aż do teraz nie wierzyła, służce powiedziała, że wywróżono jej narzeczonego, śmiejąc się w duchu z naiwności kobiety. Dotąd też nie czuła dziwnego zapachu, który unosił się nad powierzchnią Indre.
Z piany wyłoniła się postać. Najpierw nieśmiało, czekając na kolejne promienie księżyca. Potem dużo odważniej. Zdawała się unosić nad wodą i drżeć. Może była tylko majakiem utworzonym przez księżyc i wodę.
Piana zniknęła, a Rosalie usłyszała cichy śpiew, który przyciągał ją coraz bliżej i wabił swoim pięknem. Nie rozpoznawała melodii ani słów, ale nie to było najważniejsze. Dźwięki kołysały nią i kusiły, a postać płynęła w powietrzu coraz bliżej i bliżej.
Choć było ciemno, Rosalie ujrzała ją w całej okazałości. Kobieta była niezwykle piękna, mimo iż zamiast stóp miała pokryty łuskami ogon. Nie płynęła, nie poruszała się, a jednak była coraz bliżej, niemal na wyciągnięcie ręki.
Blondynka podniosła dłoń, ale ta zawisła w powietrzu – niepewna tego, co chciała zrobić.
A jeśli ona zniknie? – pomyślała i przeraziła się tą możliwością.
- Dotknij mnie – szepnęła kobieta. – Dotknij mnie.
Rosalie zawahała się po raz pierwszy tego dnia. Wyciągnęła pewnie rękę do przodu, ale nawet nie musnęła delikatnej skóry kobiety. Spróbowała pochylić się do przodu, stojąc na krawędzi, ale nadal nie sięgała do nagiego ciała oświetlanego przez księżyc.
- Dotknij mnie – szeptał głos, którego nie można było porównać do niczego innego.
- Nie mogę – powiedziała całkiem głośno Rosalie.
- Podejdź, złapię cię – nęciła dalej kobieta.
Blondynka ostrożnie postawiła stopę w wodzie, ale zaskoczona zauważyła, że stąpa po powierzchni Indre.
- Kim jesteś – zapytała, gdy stała pewnie na obu nogach.
- Moje imię niczego ci nie powie – odpowiedziała naga kobieta.
Rosalie zamyśliła się, ale podjęła dalszą wędrówkę. Powoli i ostrożnie stawiała kolejne kroki, ale ani jedna kropla wody nie zmoczyła jej sukni. Już po chwili poczuła pod palcami zimną skórę nieznajomej, a jej ciało przebiegł dreszcz ni podniecenia, nie przerażenia. Pogładziła szyję kobiety i wyczuła kilka wypustek na karku.
- Co chcesz zrobić? – pytały lazurowe oczy.
- Chcę cię pocałować – powiedziała na głos blondynka i natychmiast oblała się czerwienią. – Kim jesteś? – ponowiła pytanie.
Nie dostała odpowiedzi, ale znienacka poczuła zimne wargi na swoich. Wilgotny oddech zmieszał się z jej i oszołomiona zastygła w bezruchu. Kobieta błądziła ręką po ciele Rosalie i przyciągała bliżej do siebie.
Jesteś taka piękna – rozległo się w głowie blondynki.
Żadna nie przerwała pocałunku. Rosalie coraz bardziej brakowało powietrza, ale zahipnotyzowana intensywnością spojrzenia nie potrafiła podjąć walki. Nie czuła też, że woda Indre pochłania je obie i w pierścieniu z piany. Kolejna chmura zakryła księżyc w pełni, ukrywając prawdę o Indre.
Kilka dni później ciało Rosalie wypłynęło koło Nantes.
|
|