Zilidya
VIP
Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis Płeć: Kobieta
|
|
Ciche Marzenie
Beta: MichiruK
Cz. 4.
Pomfrey z zaniepokojeniem przeszła przez kominek i stanęła w komnacie w Snape Manor. Severus wskazał jej drzwi, a następnie skierowali się do jadalni.
Lucjusz popijał herbatę, czytając gazetę koło otwartych na taras drzwi. Draco bawił się na zewnątrz.
— Gdzie chłopiec? — zapytał Severus.
— Cii... — uciszył go natychmiast Malfoy, wstając i witając się z Pomfrey. — Zasnął zmęczony.
Wskazał fotel pod drugim oknem, gdzie spod koca wystawała jedynie czarna czupryna. Ich przybycie musiało być jednak wystarczająco głośne, bo zaraz też się poruszyła i spod przykrycia wyłoniły się lekko wystraszone, zielone oczy.
Widząc nową osobę, Harry zerwał się z fotela i stanął prosto. Takie zachowanie spowodowało, że na czole pielęgniarki pojawiła się głęboka bruzda.
— Możemy gdzieś przejść? Najlepiej do sypialni, bo chciałabym, żeby się położył do badania.
Chłopiec drgnął. Severus nie spuszczał z niego wzroku, ale skinął twierdząco głową.
— Jego sypialnia będzie odpowiednia.
Harry natychmiast przysunął się bliżej Severusa.
— Chyba lepiej będzie, jeśli pójdziesz z nami, Severusie — zaproponowała Poppy. — Chłopiec się boi.
— Dobrze. Chodź, Harry. — Mężczyzna przywołał go i chłopiec posłuchał, ciągle nie odrywając wzroku od kobiety.
Badanie? Co chcieli z nim zrobić?
Harry się bał. Nie wiedział, kim ona jest. Co zrobi, jeśli będzie chciała go dotknąć? Naprawdę nie lubił być dotykanym, zwłaszcza przez obcych. To raczej bardzo rzadko było miłe.
Weszli do jego sypialni i Severus zostawił go na środku pokoju, sam zasiadł w fotelu.
— Rozbierz się, kochaneczku. Chcę cię tylko zbadać — poprosiła miłym i ciepłym głosem kobieta, gdy odłożyła niesioną torbę na stolik.
Harry zerknął na ojca.
— Zrób to, o co prosi pani Pomfrey — nakazał mu ten.
Chłopiec drżącymi dłońmi zaczął rozpinać ubranie. Zrobi wszystko, byle tylko go nie dotknęła.
— Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy — mówiła Poppy, podchodząc z różdżką w dłoni. — Tylko cię zbadam.
— Ale bez dotykania? — spytał cicho.
Pomfrey zerknęła w stronę Snape’a.
— Nie toleruje kontaktu fizycznego w żadnej formie — wytłumaczył jej. — Jeszcze nie wiem dlaczego.
Pielęgniarka znów odwróciła się do chłopca.
— Dobrze, postaram się cię nie dotykać. Rzucę kilka zaklęć. Nie będą boleć.
Harry kiwnął głową, że rozumie, i wyprostował się sztywno, zamykając jednocześnie oczy. I na tę postawę kobieta zareagowała zmarszczeniem brwi. Zainicjowała czary diagnozujące oraz kilka podobnych, które miały wykazać wcześniej przebyte choroby czy zranienia.
— Teraz połóż się na łóżku i obróć na brzuch. Muszę sprawdzić twoje plecy.
Dziecko znów posłusznie wykonało polecenie. Kolejne zaklęcia i pielęgniarka wyprostowała się nad chłopcem.
— Możesz się ubrać — poleciła.
Skierowała się do swojej torby i wyjęła z niej czarną tabliczkę wielkości zwykłego zeszytu. Dotknęła jej różdżką, szepcząc coś cicho. Dopiero wtedy Severus poruszył się i podszedł do niej.
— Spójrz tutaj, Severusie. Nie spodoba ci się to. — Wskazała jakieś miejsce na tablicy.
— Zamorduję Albusa! — warknął wściekle Severus, wyrywając z jej rąk tabliczkę po przeczytaniu kliku pierwszych linijek. — Wieloletnie zaniedbanie, braki urozmaiconej diety o stałych porach. Źle zaleczone złamania. Blizny, które nie zagoiły się pod stałą kontrolą lekarską. Według standardowej tabeli powinien być o dwadzieścia centymetrów wyższy i dziesięć kilo cięższy. Idę o zakład, że nawet więcej.
— Co z tym chłopcem ma wspólnego Albus?
— To Harry Potter. Miał być pod troskliwą opieką krewnych. Tu masz wyraźne opisy tej czułej ochrony.
Pielęgniarka patrzyła na niego całkowicie zszokowana.
— Co on zatem robi u ciebie?
— Pan Malfoy znalazł go wczoraj w nocy na ulicy, gdy podążał na spotkanie ze mną. Mugole wyrzucili chłopca z domu za wybuch dzikiej magii.
— I Albus nic nie zrobił?! Przecież to Harry Potter! Miał być pod ochroną.
— Też się temu dziwiłem, ale on twierdzi, że o niczym nie wiedział. Na chłopcu nie ma żadnego zaklęcia monitorującego.
Harry przez cały ten czas siedział na skraju łóżka, cierpliwie czekając. Z tego, co słyszał, ktoś o imieniu Albus miał się nim opiekować, gdy przebywał u Dursleyów. Chyba, a nawet na pewno, ojciec był na tego Albusa wściekły. Kobieta okazała się magiczną wersją lekarza. Odetchnął po badaniu, które dzięki czarom, nie wymagało dotyku.
Ze zdenerwowania znów rozbolał go brzuch i miał cichą nadzieje, że nie zwróci posiłku. Dlatego czekał, aż dorośli skończą dosyć żywą rozmowę. Może zostawią go w spokoju i pozwolą mu się położyć.
— Czy potrzebujesz pomocy przy opiece nad nim? — zapytała Pomfrey. — W szkole będę miała więcej możliwości, ale do tego czasu...
— Zajmę się wszystkim — przerwał jej Severus, oddając tablicę. — Możesz już wrócić do szkoły. Podejrzewam, że chcesz o czymś porozmawiać z dyrektorem.
— A żebyś wiedział. A skoro chłopiec jest pod twoją opieką, to nie muszę się zbytnio martwić. Niech dużo odpoczywa, by nabrał sił przed wrześniem. Twoje skrzaty dobrze gotują, więc tu też się nie martwię. Towarzystwo rówieśnika również powinno pomóc przełamać trochę jego lęki.
— Dziękuję. — Wyszedł z nią z sypialni chłopca.
Harry westchnął z ulgą i położył się na boku, przykrywając kocem. Emocje po nagłym pojawieniu się nowej, nieznanej mu osoby już opadły i poczuł, jak całe zdenerwowanie uchodzi z niego niczym powietrze z balonu. Przymknął oczy, powoli zapadając w sen.
Drzwi znów się otworzyły, wybudzając go z tej bardzo krótkiej drzemki. Już chciał wstać, gdy usłyszał polecenie Snape’a:
— Leż.
Skoro mu pozwolono, to dlaczego nie posłuchać.
Mężczyzna przysunął sobie krzesło bliżej łóżka i usiadł na nim, przygotowując się, jak Harry sądził, do poważnej rozmowy. Chłopiec przykrył się dokładniej, ukrywając ręce pod kocem. Wcześniejsze emocje znów dały o sobie znać.
— Chciałbym usłyszeć, jak dokładnie traktowali cię Dursleyowie. I jaki ma to związek, jeśli ma, z twoim lękiem przed dotykiem?
Snape skrzyżował nogi, a palec wskazujący wystukiwał nieregularny rytm na oparciu krzesła. Chłopiec wyraźnie widział, że ojciec jest mocno zdenerwowany.
— Przepraszam — szepnął, odsuwając się trochę dalej.
Severus coraz bardziej miał ochotę odwiedzić Petunię Dursley i osobiście, w mało cywilizowany sposób, wyciągnąć z niej całą prawdę. Fakt, że dziecko przepraszało, nawet gdy nic złego nie zrobiło, tylko usłyszało z ust dorosłego kilka słów powiedzianych ostrzejszym tonem, nie było dobrą oznaką. Ten chłopiec został skrzywdzony psychicznie, a teraz widać tego efekty.
— Nie jestem zły na ciebie, tylko na Dursleyów za to, jak cię traktowali. Żadne dziecko na to nie zasługuje. Miałeś być u nich bezpieczny, a było wręcz przeciwnie, więc to nie ty masz za co przepraszać, tylko oni.
Harry rozluźnił się trochę, skoro to nie była jego wina. Nie wrócił jednak na poprzednie miejsce.
— Co oni ci zrobili? Wiem już, że ograniczali ci jedzenie. Co jeszcze? — dopytywał Severus.
Chłopiec milczał. Nie patrzył nawet w jego stronę. Spuszczony wzrok i nerwowo skubiące pościel palce mówiły aż za jasno, jakie emocje szarpią dzieckiem.
— Czy karali cię cieleśnie?
Milczenie dziecka denerwowało Snape’a jeszcze bardziej, bo musiało oznaczać, że tak się działo. Wstał nagle i usiadł na łóżku, unosząc brodę dziecka, tak by na niego spojrzał. Wdech chłopca i szeroko otwarte oczy były pierwszą niezwykłą oznaką. Kolejną – mrowienie po całej dłoni i następnie wzdłuż ramienia. Chciał puścić Pottera, bo widocznie jego nagły ruch go przestraszył, ale dziecięca ręka powstrzymała go. Oczy dziecka były dziwnie lśniące i nie odrywały od niego wzroku, choć Severusowi dziwnie zdawało się, że nic nie widzą. Chłopak w końcu pozwolił mu odsunąć rękę, ale nie puścił jej do końca.
Harry zobaczył coś podczas tego kontaktu. Nie bardzo rozumiał, o co w tym krótkim obrazie chodziło, a musiał się tego dowiedzieć.
Severus obserwował dziecko, gdy ten ściągał jedną z rękawiczek. Miał niepokojące przeczucie, że zaraz się o czymś dowie. O czymś niezwykle ważnym. Mała rączka dotknęła wnętrza jego dłoni. Znów pojawiło się mrowienie. Nie rozumiał, co się dzieje, ale miał całkowitą pewność, że jego syn używa właśnie magii, i to bezpośrednio na nim.
— Co robisz? — zapytał cicho, by nie wystraszyć go niepotrzebnie po raz drugi.
Harry otworzył oczy, chociaż nie pamiętał, kiedy je zamknął. Chyba nadszedł czas, by z kimś podzielić się swoim darem.
— Oglądam przeszłość.
Puścił dłoń ojca i czekał na jego reakcję.
— Przeszłość? — Severus spojrzał na swoją dłoń. — Czytasz z dłoni?
— Nie. Widzę ją. Przez dotyk.
Snape wstał. Harry spodziewał się takiego zachowania. Każdy chce chronić swoją przeszłość. Każdy ma coś na sumieniu.
— Co widziałeś? — warknął mężczyzna.
— Jamesa i Lily Potterów, tak myślę. I ciebie. Umawialiście się na coś ważnego. Potem rzucaliście zaklęcia.
Severus Snape stał jak skamieniały. Dziecko naprawdę musiało to widzieć. Tylko trzy osoby brały udział w aktywacji czaru. Nawet Albusa wtedy z nimi nie było.
— Dlaczego chciałeś mnie oddać? — Pytanie Harry’ego wytrąciło go z równowagi.
— Nie twoja sprawa! — krzyknął, po czym szybko wyszedł z sypialni.
Potter westchnął ciężko, zakładając na powrót rękawiczkę. Pewnie później będzie gorzej. Położył się i wtulił w poduszkę. Niechciane łzy potoczyły się po policzkach, ale szybko je starł. Był niby przyzwyczajony do ciągłego odtrącania, ale to zawsze bolało. Nikt nigdy go nie chciał.
Całe szczęście zmęczenie po przebytych wrażeniach objęło go w swoje ramiona, szybko usypiając.
Roztrzęsiony, co zdarzało mu się naprawdę nieczęsto, a wręcz można by powiedzieć, że w ogóle, Severus wrócił do jadalni. Draco już nie było, a Lucjusz siedział przy płonącym kominku. Obok na stoliku czekały dwie szklanki i kryształowa karafka pełna ciemnozłotego płynu.
Snape, nie przejmując się gościem, nalał sobie pół szklanki i wypił jednym haustem. Zaraz potem usiadł w drugim fotelu. Lucjusz nie odzywał się na to zachowanie. Spokojnie napełnił, teraz już oba naczynia i z jednym w dłoni oparł się wygodnie, czekając na wybuch przyjaciela. Nie musiał długo tkwić w niepewności.
— Chłopiec może oglądać przeszłość przez dotyk. Zobaczył moją umowę z Potterami.
— Jak zareagował? Znając go te kilka godzin, raczej był spokojny. Jak ty się zachowałeś? — spytał całkiem spokojnie Malfoy, upijając łyk napoju.
— Ja? — krzyknął na niego Severus, zrywając się z fotela i podchodząc do najbliższego okna. — A jak myślisz? To gorsze od legilimencji, nie można się osłonić.
— Czyli zostawiłeś na górze dziecko, które wyjawiło ci swoją tajemnicę, może nawet nie specjalnie, ale okazało zaufanie? Zostawiłeś je w przeświadczeniu, że się go boisz? Czy jednak uspokoiłeś, że magia ma różne oblicza?
Do Severusa właśnie dotarło, co zrobił. Słowa Malfoya były jak ostrza kary, która mu się należała.
— Zraniłem własnego syna — szepnął, odwracając się do Lucjusza.
— I to dosyć boleśnie. Nie idź teraz do niego. — Zatrzymał go w pół kroku, gdy ten już zmierzał w stronę drzwi. — Pewnie już zasnął.
Mężczyzna jednak nie posłuchał. Wszedł do sypialni syna cicho, tak na wszelki wypadek, gdyby Malfoy miał rację.
Chłopiec faktycznie spał, ale na twarzy ciągle widać było ślady łez, co zabolało go jeszcze bardziej. Poprawił zwinięty koc i niesforną grzywkę, szepcząc cicho:
— Przepraszam, Harry.
Zdjął delikatnie chłopcu okulary i odłożył je na stolik. Już miał wyjść z pokoju, gdy usłyszał szept:
— Czy mogę mówić do ciebie „tato”, zamiast „ojcze”?
W Severusie coś drgnęło, odbierając dech. Po kilku sekundach udało mu się go odzyskać.
— Oczywiście, synu.
— Dziękuję, tato.
|
|