Satanachia.
Moderator
Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Autor: Satanachia
Beta: Lobogirl Dostosowałam się. No.. prawie.., później zerknęła jeszcze Fantasmagoria.
Winni wena: Fantasmagoria., Aventia, Filip..!
Co złego to nie ja.
S.
Przez szybę
— Może on niema tego, co jest odpowiedzialne za płacz? — zasugerowała Helga.
— Uczuć? — zadrwił Gryffindor.
Salazar skrzywił się lekko na wspomnienie rozmowy, którą Godryk i Helga odbyli tuż po pogrzebie jego żony.
Jak mogli sądzić, że nie mam uczuć?!, zastanawiał się nerwowo Slytherin. Przecież... Przecież cierpiał, jak każdy.
Jego wzrok ponownie skupił się na wciąż nie zapisanym pergaminie. Zamoczył stalówkę niewielkiego pióra w atramencie i zamarł, pióro zawisło nad kartką. Zasępił się na chwilę. Wrócił myślami do dzisiejszego ranka, kiedy Gryffindor poinformował go o swym przyłączeniu się do kontrataku na Voldemorta. Słowa, które wtedy padały wryły mu się głęboko w pamięć. A przecież on chciał tylko ich chronić...
Zawsze sądził, że zginie pierwszy, że Godryk..… że Godryk nie będzie, aż takim głupcem, który jest w stanie wplątać się w wyimaginowaną wojnę.
Potrząsnął głową, odganiając od siebie wszystkie myśli. Po ostrożnym wykaligrafowaniu na górze pergaminu tytułu: "Do Trupa", pozwolił swym uczuciom przekształcać się w słowa.
Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,
Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości,
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.
Tyś na twarzy suknem żałobnym skryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja wolności,
Zbywszyawyr mam rozum łańcuchem powity.
Ty jednak milczysz, a mój język kwili,
Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,
Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.
Ty się rozsypujesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem;
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem.
Odłożył pióro na stolik i - z uczuciem dziwnego wypalenia - wsunął pergamin do koperty. Zalakował ją i odłożył na kraniec masywnego stołu przy którym pisał, aby nie musieć na nią spoglądać.
Tylko lekkie drganie policzków zdradzało zdenerwowanie, zmieszane z oczekiwaniem.
To dzisiaj — pomyślał. — To stanie się dzisiaj...
Kilka minut po północy, ostatnia nić łącząca go z całym czarodziejskim światem, która należała (ku jego rozpaczy) do Godryka Gryffindora, pękła gwałtownie, pozostawiając po sobie jedynie dziwną pustkę.
Gdyby ktoś przechodzący właśnie obok zapuszczonego domu na obrzeżach Londynu zajrzał do jego wnętrza, dostrzegłby skurczonego przez lata i smutek mężczyznę zasiadającego nieruchomo niczym posąg za wielkim, dębowym stołem. Gdyby był dosyć spostrzegawczy, zauważyłby również mokre ślady na jego zasuszonych policzkach, które udowadniały, iż nie jest on rzeźbą o skamieniałym sercu, lecz człowiekiem. Zrozpaczonym człowiekiem, z którego szpony samotności i bólu wycisnęły ostatnie łzy.
|
|