Zilidya
VIP
Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis Płeć: Kobieta
|
|
Nie chcę płakać samotnie
Autor: Zilidya
Spełnienie życzenia Vexy
Treść życzenia:Chcę snarry do tej piosenki:
http://www.youtube.com/watch?v=QmpHKeiqPX8
Tekst i tłumaczenie:
[link widoczny dla zalogowanych]
Beta: Misiek
Severus uniósł zaniepokojony głowę. Nie wiedział, dlaczego to uczucie stało się nagle aż tak silne, ale zaufał mu, jak wiele razy wcześniej w życiu.
Sytuacja sama w sobie nie była bezpieczna i dlatego ruszył na poszukiwanie, odpychając od siebie martwego już przeciwnika. Korytarze szkoły przepełnione były śmierciożercami, uczniami i aurorami. Wszyscy walczyli o swoje życie, o swoją sprawę.
Teraz jednak było to nieważne, nie dla Severusa. Z każdą chwilą niepokój rósł, ponaglając go do działania.
Ruszył przed siebie szybkim krokiem.
Musiał znaleźć pewną osobę i upewnić się, że jest ona bezpieczna. Nieważne, co sobie pomyślą inni. Nie interesowało go to. Musiał być pewien, że tej jednej, jedynej osobie nic nie zagraża.
Nagle zaczęło mu się wydawać, że wszyscy i wszystko specjalnie blokuje mu drogę. Chciał biec, ale nie mógł. Gruzy i martwe ciała leżały wszędzie. Co chwilę musiał bronić się przed śmierciożercami. Jednak cały czas posuwał się do przodu, ponaglany palącym pragnieniem zobaczenia go i upewnienie, że wszystko jest w porządku.
W końcu wypadł na błonia przez zrujnowaną bramę. Tu walka trwała już od dłuższego czasu i widać było tego efekty. Zewsząd ziały wyrwy po zaklęciach. Magia szalała w każdym zakątku.
Biegł jednak dalej.
Nie mógł dać się zatrzymać. Słyszał dookoła krzyki. Ktoś go wołał, ale to nie był głos tej jedynej osoby, krzyk został więc zignorowany. Pozwolił prowadzić się magii.
Wybuchy zaklęć spowodowały wzbicie się tumanów kurzu, co poważnie zmniejszało widoczność.
Severus był już prawie przy Zakazanym Lesie, gdy poczuł go wyraźniej. Był tuż przed nim, ale dym wszystko przysłaniał gęstą kotarą.
Nagle mocny wiatr pomógł mu, rozwiewając ją na moment.
Stał tam.
Z uniesioną różdżką, skierowaną na Voldemorta. Nawet z tej odległości widział, że cały drży i chwieje się na nogach. Musiał walczyć już długi czas, bo strugi krwi znaczyły jego ubranie i część twarzy.
Znów zaczął biec. On nie był daleko, ale teraz odległość wydawała mu się przeogromna.
Nareszcie.
Był tuż przy nim. Jego słaby uśmiech był wszystkim czego teraz pragnął.
Stanął za plecami chłopaka, przygarniając go jedną ręką do siebie tak, by oparł się o jego pierś. Drugą ujął jego dłoń dzierżącą różdżkę i razem skierowali ją w stronę Czarnego Pana. Ten, zajęty właśnie unicestwianiem centaura, który stanął mu na drodze, tylko uśmiechnął się krzywo na ich widok. Coś mówił, jednak hałas bitwy zagłuszał wszystkie słowa. Severus poczuł, jak chłopak uniósł różdżkę odrobinę wyżej, celując w głowę Voldemorta.
Ledwo słyszalnie wyszeptał zaklęcie. Prawie jakby wzdychał, a nie mówił. Zrobił to tak cicho, że nawet Severus go nie usłyszał.
Voldemort nagle zatrzymał się w miejscu. Potem, ze zdziwieniem, malującym się na wężowej twarzy, upadł na kolana. I tak pozostał. Jakby zamarzł.
Pod obejmującą ręką Severus poczuł, jak chłopak wzdycha i wiotczeje. Złapał go mocniej, ale i tak obaj upadli na ziemię.
— Harry! — krzyknął zaniepokojony Severus.
Gryfon leżał na jego kolanach, ledwo oddychając.
Wokół nich zapadła cisza. Zwolennicy Czarnego Pana z niedowierzaniem patrzyli na nieruchomą postać Voldemorta. Hogwartczycy byli bardziej zszokowani widokiem Severusa Snape’a z Harrym Potterem na swoich kolanach, który właśnie drżącą silnie dłonią wycierał łzę z policzka mężczyzny.
— Nie chcę żebyś płakał, Severusie.
— Nigdy więcej tak nie ryzykuj. Nie chcę któregoś dnia płakać samotnie, Potter.
I choć nazwisko warknął z pomiędzy ściśniętych zębów, w jego słowach słychać było coś całkiem przeciwnego niż gniew.
Koniec.
|
|