ChisanaKiseki
Chłodny podmuch
Dołączył: 22 Kwi 2012
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wygwizdów Płeć: Kobieta
|
|
To już trzecia strona, na której pojawi się to opko, więc myślę, że ktoś z Was mógł już je czytać, ale... Ale co tam! Dawno nic tu nie wrzucałam, więc voila .
Autor: ChisanaKiseki (ewentualnie Greed )
Tytuł: Kopciuszek
Rodzaj tekstu: opowiadanie
Rating: +18
Długość: zakończone
Ostrzeżenia: sex, gore (elementy gore)
Beta: ariel-chan
Dekoracje były już gotowe, wystarczyło je tylko wynieść i ustawić na scenie, na której w tym właśnie momencie odbywała się próba. Zbliżał się Dzień Dziecka i szkoła zaangażowała się do wystawienia przedstawienia dla dzieci z przedszkola, w którym miały brać udział wszystkie klasy drugie. Po długich pertraktacjach z ciałem pedagogicznym i wielu utarczkach, nie tylko słownych, z radą uczniowską, podjęto decyzję, by na deskach prowizorycznej sceny wykonanej przez szkolnego ciecia, pana Jędrzeja, wystawić Kopciuszka, jako że była to jedyna baśń, która nie wymagała wielkiego nakładu finansowego ani zbyt ciężkiej pracy. Już w trakcie matur wszystkie klasy drugie wzięły się za robienie dekoracji i szycie kostiumów, ale dopiero po pierwszych egzaminach mogły wreszcie zacząć prawdziwe próby na scenie. Jako że czasu nie zostało zbyt wiele, wszyscy uwijali się jak w ukropie, by całość była gotowa na czas.
Przemek nie dostał żadnej roli, choć bardzo się o nią starał. Od dziecka chciał choć raz wystąpić na scenie, jako aktor, piosenkarz, albo chociażby recytator, niestety nigdy nie był wybierany do żadnych konkursów ani przedstawień. Był za niski, za chudy, nijaki. Nigdy nie było dla niego miejsca, więc zwykle dawano mu pracę przy malowaniu dekoracji lub przyszywaniu guzików, na odczepnego. A przecież zadowolił by się każdą rolą, mógłby nawet zagrać drzewo albo psa, cokolwiek byle stanąć w jednym rzędzie wraz z pozostałymi aktorami.
Westchnął ciężko po raz setny już tego dnia, zerkając na otoczonego wianuszkiem dziewcząt, Adriana.
Chłopak był jego zupełnym przeciwieństwem: przystojny, wygadany, popularny. Wysoki, dobrze zbudowany, jednym słowem: ideał! Przemek znów westchnął, tym razem z tęsknotą. Chciał, żeby próby już się skończyły, by móc rzucić się w objęcia ukochanego. W tym jednak momencie Adrian nawet na niego nie patrzył, za bardzo zaaferowany żeńską ekipą aktorek, które, chichocząc i przekrzykując się nawzajem, przekonywały go, że byłby o wiele lepszym księciem niż, grający tę rolę, Bartek. Chłopak śmiał się w głos słuchając ich szczebiotania, niepomny tęsknych spojrzeń rzucanych w jego stronę przez Przemka. W końcu jednak zerknął na niego i uśmiechnął się lekko. Przemek zarumienił się aż po czubek nosa i szybko schował twarz za tekturowym drzewem, które właśnie malował. Uśmiechnął się do siebie jak głupek, bo wiedział, że nawet jeśli teraz Adrian jest z tymi dziewczętami, później będzie tylko jego. Każdy kawałeczek jego ciała będzie należał do niego, Przemka, a on już wiedział, jak się nim zająć.
***
Miażdżył jego usta pocałunkami, pozbawiając tchu. Wchodził w niego szybko i mocno, przyciskając szczupłe ciało do ściany. Przemek nie opierał się, choć nie lubił robić tego tak brutalnie. Wiedział jednak, że Adrian robi to, by sprawić przyjemność im obu, a jeśli nawet trochę to bolało... to przecież nic takiego. W końcu zawsze przecież dostawał to, czego chciał. Pomieszczenie wypełniło się odgłosami westchnień i jęków, chwilami przeradzających się w okrzyki bólu i rozkoszy, by w końcu zakończyć się przeciągłym wrzaskiem wydobywającym się z dwóch gardeł.
– Nie zostaniesz? – spytał Przemek, widząc, że Adrian się ubiera.
– Nie – odparł chłopak, nie patrząc na leżącego w zmiętej pościeli kochanka.
– Dziadek wróci późno, dzisiaj znowu pije z kumplami, więc...
– Powiedziałem już, że nie zostaję! – przerwał mu Adrian. W jego głosie słychać było zniecierpliwienie.
– W porządku. – Przemek odwrócił wzrok do ściany. Nie chciał widzieć, jak kochanek opuszcza pomieszczenie. Nigdy nie lubił patrzeć, jak ktoś mu bliski odchodzi, zostawiając go samego. Materac ugiął się i chłopak poczuł, jak dłonie Adriana błądzą po jego ciele.
– No przecież wrócę, głuptasie – szepnął kochanek i złożył delikatny pocałunek na jego skroni.
– Wiesz – zagadnął Przemek. – Byłbyś o niebo lepszym księciem.
Adrian zaśmiał się.
– Tylko, jeśli ty byłbyś Kopciuszkiem – odparł. Przemek obrócił twarz w jego stronę i cmoknął chłopaka w policzek.
– Idę. – Oznajmił oznajmił Adrian, a że kochanek już się nie sprzeciwiał, zabrał swój plecak i wyszedł, już w progu mówiąc krótkie: „cześć”.
Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi wejściowe, Przemek podniósł się z łóżka. Musiał doprowadzić się do porządku, zanim dziadek wróci. Zdążył jednak wziąć tylko szybki prysznic, gdy usłyszał hałas w przedpokoju. Wrzucił na siebie czyste ubranie, odetchnął głęboko i ruszył na spotkanie z przeznaczeniem.
– Twój kochaś już poszedł? – warknął dziadek, chwiejąc się. Tak jak przypuszczał Przemek, był pijany jak bela. Nie odpowiedział. Nie musiał. Dziadek zawsze miał rację. Nawet jeśli jej tak naprawdę nie miał.
– Pieprzony pedał! – Mężczyzna splunął na podłogę. – Gdyby nie twój popieprzony ojciec i ty, bękarcie, moja córka wciąż by żyła. To twoja wina, gówniarzu! – wrzasnął. Przemek zwiesił głowę, wiedząc, że nie ma sensu zaczynać z tym człowiekiem. Na szczęście dziadek był tak pijany, że nie mógł unieść ręki na odpowiednią wysokość, by uderzyć wnuka, jak zwykł to czasami robić. Tym razem skończyło się na groźbach i wyzwiskach. Kiedy starszy mężczyzna w końcu się wygadał i padł jak długi na podłogę, chłopak mógł spokojnie wrócić do swojego pokoju w nadziei, że dane mu będzie przespać noc.
Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. O prawdziwości tego stwierdzenia Przemek przekonał się, kiedy o wpół do drugiej w nocy dziadek wpadł do jego pokoju z kawałkiem drewnianej balustrady w ręku.
– Pieprzony gówniarzu! – wrzasnął, aż chłopakowi zadzwoniło w uszach. – To tak mi się odwdzięczasz za to, że cię przyjąłem do tego domu?! Ty skurwysynu! Przez ciebie musiałem spać na podłodze! – wrzeszczał i na oślep okładał wnuka kawałkiem grubego drewna. Przemek schował się pod kołdrę, a dla większego bezpieczeństwa sięgnął po poduszkę i założył ją sobie na głowę, dzięki czemu te nieliczne razy, które spadły na niego, a nie gdzieś obok, nie były aż tak bolesne. Chłopak milczał. Wiedział, że jego łzy tylko bardziej rozwścieczą mężczyznę. Zaciskał więc zęby i mocniej przyciskał się do ściany, zastanawiając się, czy dziadek zdawał sobie sprawę z tego, że nazywając go skurwysynem obraża tym samym swoją ukochaną córkę.
– Kiedyś cię zabiję! – Wysapał wysapał mężczyzna z trudem łapiąc oddech, zmęczony wysiłkiem. Sapiąc, jak po przebiegnięciu maratonu, odrzucił kij i powlókł się do drzwi. Przemek odczekał chwilę, zanim wyszedł spod kołdry, najpierw nieśmiało wyglądając, by upewnić się, czy napastnik na pewno opuścił pomieszczenie, czy aby może nie czai się gdzieś czekając, aż ofiara się odkryje, by znów zaatakować. Na szczęście tym razem obyło się bez poprawki. Dopiero teraz Przemek mógł pozwolić sobie na głębszy oddech. Otarł łzy, które napłynęły mu do oczu i położył się, choć wiedział, że i tak nie zaśnie.
Dziadek potrafił być okrutny, kiedy za dużo wypił. Zawsze wtedy wypominał mu, że to przez niego, Przemka, jego córka i jej mąż mieli wypadek i zginęli, a on sam musiał przyjąć niechcianego, znienawidzonego wnuka pod swój dach. Małżeństwo jego rodziców od początku nie było akceptowane przez mężczyznę. Dziadek nigdy nie lubił męża swojej jedynej córeczki, głównie dlatego, że w ogóle pojawił się w jej życiu. A potem jeszcze urodził im się syn i to przelało czarę goryczy. Mężczyzna przez kilka lat nie kontaktował się z córką, a kiedy w końcu zdecydował się to zrobić, okazało się, że jest już za późno. Przemek niewiele pamiętał z tamtego czasu. Tyle tylko, że rodzice zostawili go u znajomych, a sami gdzieś pojechali. Przez cały czas, kiedy byli nieobecni, płakał ze strachu, że nie wrócą, aż w końcu jego opiekunowie zadzwonili do rodziców, prosząc o szybki powrót. Kilka godzin później do ich domu przyszedł policjant z wiadomością o wypadku. Była zima, na drodze było ślisko, a ojciec był zmęczony i przysnął za kierownicą. Zginęli na miejscu. Małym Przemkiem nikt nie chciał się zająć, więc trafił do dziadka.
Wtedy właśnie zaczęła się jego gehenna. Dzień w dzień dostawał lanie, przez długi czas spał na podłodze, bo dziadek w przypływie pijackiego humoru postanowił zrobić sobie z niego psa. Raz zdarzyło się, że przywiązał go do nogi od stołu, gdzie chłopiec spędził dwa kolejne dni bez jedzenia czy picia, bo mężczyzna zupełnie o nim zapomniał. Przemek bardzo szybko nauczył się milczeć, kiedy nie był pytany i schodzić dziadkowi z drogi, kiedy był nie w humorze. Ukrywać strach, rany i blizny przed ciekawskimi kolegami i nauczycielami, w efekcie czego, nikt nie wiedział o tym, co dzieje się w jego domu. Kiedy jednak mężczyzna wracał do domu pijany, nie było miejsca, w którym chłopak mógłby się przed nim ukryć i wtedy dostawał porządne lanie. Najgorzej było wtedy, gdy ktoś przyniósł plotkę, że Przemek spotyka się z innym chłopakiem. Tego dnia nie zapomni do końca swojego życia. Na plecach wciąż miał blizny po pasie, którym dziadek go okładał. Kiedy jednak Przemek podrósł, a mężczyzna osłabł od wódki i wyjątkowo niezdrowego trybu życia, sytuacja uległa małej zmianie. Chłopak przez lata katorgi nauczył się, jak skutecznie unikać razów i puszczać mimo uszu wyzwiska i wrzaski, i dziadek obrał inną metodę znęcania się nad wnukiem. Znajdywał miliardy prac domowych, które trzeba było wykonać, często sam bałaganił, żeby chłopak miał więcej sprzątania. Wykorzystywał go jak tylko mógł i do wszystkiego. Przemek nie raz podczas szorowania betonowej posadzki w garażu dziękował wszystkim świętościom, że mężczyzna brzydzi się go dotknąć, bo inaczej już dawno by go zgwałcił, tylko po to, by jeszcze bardziej go upokorzyć. Przemek przyzwyczaił się do tego, co nie znaczy, że wybaczył albo zamierzał odpuścić mężczyźnie. Wierzył, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym zemści się na kacie.
– Zobaczymy kto kogo – mruknął pod nosem, przykrył się kołdrą i zamknął oczy.
***
Nie byli razem od kilku dni, wciąż zajęci przygotowaniami do przedstawienia. Czasem tylko w przelocie uśmiechnęli się do siebie lub musnęli dłońmi przechodząc obok. Przemek tęsknił za ciepłymi ramionami kochanka, dotykiem jego ust na swoim ciele, czułymi wyznaniami, choć tych ostatnich nie było zbyt wiele. Zazdrościł dziewczynom, które mogły wciąż z nim przebywać i nikt ich za to nie winił, ani nie patrzył krzywym okiem, kiedy uwieszały się na jego ramieniu. Tak bardzo chciałby teraz do niego podejść, za włosy odciągnąć od niego wszystkie te przylepy i pocałować namiętnie, głęboko, pokazując, że Adrian należy tylko do niego.
Na dzień przed przedstawieniem okazało się, że odtwórca głównej roli rozchorował się i ktoś musi go zastąpić. Nikogo nie zdziwiło, że rolę dostał właśnie Adrian. Wręcz przeciwnie, stadko jego wielbicielek piszczało z radość radości, wlepiając w niego maślany wzrok, co drażniło Przemka bardziej niż zwykle. Po raz pierwszy poczuł się zagrożony i to uczucie nie odstępowało go już na krok. Chodził zły, choć przecież powinien być dumny z ukochanego, w końcu dostał główną rolę – miał zagrać księcia. Ta wiedza wcale nie poprawiała Przemkowi humoru. Wręcz przeciwnie, nie opuszczały go nieprzyjemne myśli i złe przeczucia, mówiące, że Adrian coraz bardziej oddala się od niego. Czyżby się nim znudził? Już go nie chce? Nie kocha? Czy w ogóle kiedykolwiek kochał? Te pytania nie dawały mu spokoju. Nawet kiedy usiłował skupiać się na swoim zajęciu, one wciąż powracały, mącąc jego spokój. W pewnym momencie postanowił upewnić się, co do swojej pozycji w życiu Adriana. Nie było to jednak łatwe, gdyż wciąż otaczali go jacyś ludzie, jeśli nie dziewczęta, to nauczyciele. Odpowiednia okazja nadarzyła się tuż przed przedstawieniem, kiedy kochanek w zaciszu szatni powtarzał swoją rolę, przebierając się w kostium.
– Adrian? – Przemek odezwał się nieśmiało, częściowo chowając za wpółotwartymi drzwiami.
– Boże drogi! – wykrzyknął chłopak, podskakując do góry. – Nie strasz mnie tak!
– Przepraszam.
– Co tu robisz? – spytał „książę” z surową miną.
– Chciałem ci życzyć powodzenia – mruknął pod nosem Przemek.
– No, to życzyłeś, a teraz spadaj!
– Adrian... – zaczął chłopak, ale kochanek przerwał mu brutalnie.
– Muszę powtórzyć rolę! – oznajmił , odwracając się plecami do swojego rozmówcy.
– Czy ty się mną znudziłeś? – spytał Przemek, wchodząc do pomieszczenia. Musiał wiedzieć, po prostu musiał. Tu i teraz!
Adrian westchnął. Od pewnego czasu kochanek wkurzał go, wciąż się koło niego kręcąc i posyłając mu tęskne spojrzenia. To, że z nim był, nie znaczyło wcale, że coś do niego czuje, ale Przemek po prostu nie potrafił tego zrozumieć.
– Przemo – zaczął Adrian. – Jesteś Kopciuszkiem. – Odwrócił się do niego. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy, aż Przemek jako pierwszy odwrócił wzrok.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Że jestem popychadłem? Że nadaję się tylko do bicia i sprzątania? – chlipnął. Adrian aż ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś uszczypliwego. Zamiast tego podszedł do chłopaka, objął dłońmi jego twarz i lekko się uśmiechając, powiedział:
- Wiesz jak skończył Kopciuszek, prawda? Dostał księcia, głuptasie.
Przemek niemal rozpłynął się pod czarującym spojrzeniem ukochanego. W tej chwili był w stanie uwierzyć mu we wszystko, nawet jeśli byłoby to kłamstwo. Objął kochanka za szyję i pocałował, a potem bez słowa sprzeciwu pozwolił się wypchnąć za drzwi.
Przedstawienie oglądał z samego końca sali, ale i tak zrobiło na nim niemałe wrażenie. Adrian świetnie pasował do roli księcia, swoją urodą i talentem przyćmiewał resztę aktorów. Dzieciaki zgromadzone na sali klaskały, kiedy tylko pojawiał się na scenie i Przemek był z niego naprawdę dumny. Jego kochanek, najwspanialszy mężczyzna na świecie, jego chłopak. Wyglądał bosko w kostiumie, który Przemek pomagał przerobić specjalnie dla niego, a który kiedyś był zwykłym mundurkiem szkolnym. Swoje kwestie wypowiadał bez zająknięcia, a przy tym z taką pasję, że widzowie na chwilę wstrzymywali oddech, by nic, żaden szmer nie przeszkodził im w słuchaniu jego cudownego głosu. Na koniec przedstawienia otrzymał takie brawa, że większość wielkich autorów teatralnych mogłoby się schować pod ziemię ze wstydu. A kiedy wszedł za kulisy, zaraz został otoczony grupą wielbicielek, nauczycieli i przyjaciół, którzy przekrzykując jeden drugiego gratulowali mu świetnego występu. Przemek wolał nie pchać się na siłę. Wiedział, że nie ma szans z jego fanklubem, postanowił więc poczekać na niego przed szkołą i tam mu pogratulować, a może nawet zaprosić do siebie, gdyż dziadek jak zwykle miał późno wrócić z libacji.
Czekał ukryty za rogiem budynku, nie chcąc za bardzo rzucać się nikomu w oczy. Był podekscytowany i chciał jak najszybciej go zobaczyć. Kiedy jednak Adrian w końcu wyszedł, okazało się, że nie jest sam.
Adrian wyszedł z budynku w towarzystwie kumpla z klasy i śmiejąc się, razem ruszyli w drogę do domu. Przemek, choć nie miał smykałki do szpiegowania, podążył za nimi w pewnej odległości. Mniej więcej w połowie drogi obaj chłopcy skręcili nie w stronę domu, lecz rozciągającego się nieopodal parku, by tam w spokoju przysiąść na jednej w z ławek przy fontannie i zapalić papierosa. Przemek ukrył się za żywopłotem, chcąc podsłuchać, o czym rozmawiają.
– Człowieku, te laski strasznie się na ciebie napaliły! – odezwał się Tomek, chłopak, który chodził razem z Adrianem do klasy.
– Ciężko jest być popularnym – zaśmiał się Adrian.
– Przeleć którąś – podsunął towarzysz.
– Tylko jedną? – zdziwił się chłopak i obaj wybuchnęli głośnym śmiechem.
– Kurwa, możesz wszystkie. O ile twoja panienka się nie obrazi.
– Nie dowie się nawet.
– Jesteś pewien?
– Na stówę.
O czym oni rozmawiają, zdziwił się Przemek. Przecież Adrian nie ma dziewczyny. To musi być jakaś pomyłka!
– Jeszcze się nie dowiedziała o twojej małej zdradzie? – spytał Tomek.
– E tam, co to za zdrada! On jest tylko zabawką – odparł Adrian, a Przemkowi serce zabiło mocniej. Mówił o nim? Niemożliwe! Nie, na pewno o kimś innym!
– Dobry jest przynajmniej?
– Żebyś wiedział, co mi pozwala ze sobą robić! Nawet moja laska się tego brzydzi, a on zrobi wszystko, co mu powiem. Jest jak tania dziwka, wystarczy powiedzieć mu kilka słodkich słówek i już rozkłada nogi. Jest naprawdę głupi – prychnął chłopak lekceważąco.
Przemek uszczypnął się wyjątkowo boleśnie. To nie mogło się dziać naprawdę! Przecież Adrian nigdy nie powiedziałby o nim czegoś takiego! Nie jego Adrian!
– Hej, to może oddasz mi go, jak już się znudzisz, co? – zapytał Tomek z wyjątkowo nieprzyjemnym uśmiechem.
– Czemu nie. Bierz, co ci będę żałował kawałka mięsa? – odparł i znów obaj ryknęli dzikim śmiechem, od którego Przemek zadrżał. Nie chciał już więcej słuchać. Cichaczem ulotnił się ze swojej kryjówki i ze łzami w oczach skierował się w stronę domu.
A więc był dziwką? Niczym więcej jak zabawką, którą można wyrzucić, gdy się nią znudzi? Dlaczego? Przecież Adrian nie był taki! Zawsze był czuły i romantyczny. A może po prostu mu się wydawało? Może Adrian był zwykłym draniem i rzucił na niego jakiś czar? I w dodatku miał dziewczynę! Jak to się stało, że wcześniej nie zauważył? Był aż tak zaślepiony miłością do niego, że nie zwrócił na to uwagi? Może to była któraś z jego fanek? Może koleżanka z klasy? Może widział ją już, mijał na korytarzu, rozmawiał w bibliotece, nie wiedząc, że to wybranka jego ukochanego? Może Adrian mówił jej o nim i razem go wyśmiewali? Może wszystko to od samego początku było zwykłą grą dwojga znudzonych ludzi?
Czy naprawdę był tylko zabawką?
Kiedy dotarł do domu, nie zdziwił się nawet, że dziadek już leży pijany na podłodze, choć tym razem wkurzył go widok cuchnącego wódką mężczyzny. Kiedy się obudzi, znowu będzie go bił, znów wyzwie go od najgorszych i każe szorować garaż albo spać na podłodze za karę. Znowu zrobi coś, żeby pokazać mu, że jest gorszy, niechciany, niekochany. Że jest sierotą. Przyjdzie w nocy, obudzi i będzie go bił. Ta myśl zdenerwowała go do tego stopnia, że rozpłakał się z w najlepsze. Na domiar złego przypomniał sobie o Adrianie, co tylko pogorszyło jego stan.
Nie myśląc co robi, poszedł do kuchni, gdzie w schowku za kredensem dziadek trzymał siekierę. Wyciągnął ją i wrócił do przedpokoju. Stanął nad śpiącym mężczyzną, za machnął się i z całej dostępnej mu siły wbił ostrze w plecy ofiary. Dziadek wydał z siebie okrzyk bólu i zachłysnął się powietrzem, jego ciało zadrżało spazmatycznie. Przemek z trudem wyciągnął siekierę, uniósł ją raz jeszcze i opuścił tym razem na głowę mężczyzny. Ciało podskoczyło na podłodze i chłopak zaskoczony, wypuścił rękojeść z dłoni, odskoczył do tyłu, zachwiał się i upadł na podłogę. Zaraz jednak podniósł się, otarł łzy, które lały się nieprzerwanym strumieniem z jego oczu i spojrzał na swoje dzieło. Mężczyzna leżał w kałuży krwi z siekierą wbitą w czaszkę. Nie ruszał się już, nawet pojedyncze drgawki nie targały jego ciałem. Był martwy. Przemek podszedł bliżej, pochylił nad trupem i... roześmiał w głos. Był wolny! W końcu, po tylu latach gehenny był wolny! W przypływie radości wyciągnął narzędzie zbrodni z czaszki ofiary i śmiejąc się, jak szaleniec zaczął dziabać zwłoki na oślep, a kiedy wreszcie się zmęczył, truchło nie przypominało już ludzkiego ciała, tylko jedną wielką, krwawą miazgę.
Kiedy pierwsza radość minęła, Przemek oparł się plecami o ścianę, ciężko oddychając. Przerażonym wzrokiem zmierzył ogrom poczynionych przez siebie zniszczeń. Co on najlepszego zrobił? Co on zrobił? Zabił człowieka! Zabił... człowieka!
– Boże – jęknął. – Boże.
Nie mógł znieść tego widoku. Wybiegł z domu, nie dbając o to, że zostawia otwarte drzwi. W środku i tak nie było co kraść, ale co, jeśli ktoś zobaczy trupa, to co? To już nie ważne, teraz Przemek chciał się znaleźć jak najdalej od niego. Biegł przed siebie ciemnymi uliczkami uciekając w jedyne miejsce, gdzie mógł się czuć bezpiecznie.
Adrian wracał właśnie do domu parkową alejką, kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki. Odwrócił się, zdziwiony, że o tej porze ktoś jeszcze wałęsa się po ulicy i z jeszcze większym zdziwieniem stwierdził, że kilka kroków za nim stoi Przemek.
– Co ty tu...? – urwał i z przerażeniem ogarnął wzrokiem jego zakrwawione ubranie. – Jezu Chryste, Przemek! Co ci się stało?! – Podszedł bliżej. Chłopak miał puste spojrzenie i Adrian nie wiedział, czy kochanek w ogóle go poznaje. Czyżby jego dziadek znowu go pobił? – Stary, co jest? Odezwij się! – Złapał go za ramiona i potrząsnął. Przemek zamrugał oczami i spojrzał na Adriana, jakby dopiero go zauważył, choć przecież szedł za nim już dłuższą chwilę. Rozpłakał się, widząc znajomą, ukochaną twarz i rzucił kochankowi na szyję. Adrian nie mógł zrobić nic innego, jak przytulić go do siebie.
– A-Adrian… – chlipnął, mocno chwytając się jego ubrania, jakby miał nadzieję, że to go uratuje.
– Co się stało?! - pytał dalej podenerwowany chłopak. Przemek wyglądał, jakby wpadł pod samochód, choć na pierwszy rzut oka nie wydawał się być ranny. Adrian ostrożnie badał jego ciało tak daleko, jak sięgały jego ręce, upewniając się, czy na pewno nic mu nie jest. Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że kochanek jest cały i zdrowy. Tylko skąd ta krew? – Przemek, czy ktoś ci zrobił krzywdę? – spytał. Zapytany nie odpowiedział, wtulił tylko twarz w materiał bluzy drugiego chłopaka, pociągając nosem. – Twój dziadek? – spróbował jeszcze raz Adrian, ale nie wyglądało na to, że jego kochanek ma zamiar cokolwiek powiedzieć. – Może powinniśmy pójść na policję, albo do szpitala, co?
– Adrian, czy ty mnie kochasz? – usłyszał nagle głos Przemka. Drgnął mimowolnie na jego dźwięk. nie chodziło o samo pytanie, ale o sposób w jaki je zadał, o ton jego głosu, który, pomimo załamania, był zimny jak lód.
– O czym ty teraz gadasz?! – spytał Adrian próbując zmienić temat.
– Dlaczego nie? Przecież miałeś mnie kochać… – jęknął chłopak, mocniej zaciskając ramiona wokół szyi kochanka. Adrian przestraszył się nie na żarty. Z trudem wyswobodził się z uścisku Przemka.
– Później o tym pogadamy, a teraz chodź! – warknął nagle rozeźlony, i złapał chłopaka za rękę, pociągając go za sobą. Po kilku zaledwie krokach Przemek zatrzymał się w miejscu, zatrzymując tym samym idącego przed nim kochanka.
– Adrian – odezwał się głosem, od którego chłopakowi zjeżyły się włosy na głowie. Westchnął ciężko i odwrócił się, stając twarzą w twarz z Przemkiem.
– Co mam ci powiedzieć? – zapytał. Przemek wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Armia zimnych dreszczy przemaszerowała po plecach Adriana. – Do ciężkiej cholery, Przemek! Życie to nie bajka, stary, zrozum to wreszcie! W prawdziwym świecie Kopciuszek nigdy, ale to nigdy nie spotyka księcia, co najwyżej świniopasa! Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, tylko dlatego, że kilka razy cię przerżnąłem! Miłość?! Chyba żartujesz! Niby dlaczego miałbym kochać kogoś takiego jak ty?! – prychnął. Przemek wciąż milczał wpatrując się w niego tępo. Adrian westchnął ciężko. - Skoro nic ci nie jest, pozwól, że pójdę poszukać sobie godnej mnie księżniczki, a dla ciebie mam radę: daj sobie spokój! Znajdź kogoś innego, kto pokocha takiego kopciucha jak ty! – to powiedziawszy odwrócił się, chcąc odejść.
Przemek drżał na całym ciele ze złości i upokorzenia. A więc to prawda! Od początku był tylko zabawką w jego rękach. To wszystko, co razem przeżyli, nic dla niego nie znaczyło. Był taki sam, jak jego dziadek: wykorzystywał go, by teraz odwrócić się plecami i odejść. Do niej! Do dziewczyny, którą z nim zdradzał. W czym ona była niby lepsza? Bo była kobietą? Miała cycki? To ją czyniło kimś wyjątkowym? O nie, o nie! Tak nie mógł tego zostawić! Za długo był wykorzystywany i porzucany przez wszystkich. Miał dość bycia tym gorszym, tym drugim, nijakim. Dosyć!
– Ale ja chcę księcia – odezwał się gardłowym głosem. Adrian nie usłyszał, lub udawał, że nie słyszy, co tylko bardziej wkurzyło Przemka. Chłopak rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu... czegoś! Sam nie do końca wiedział, co chce właściwie zrobić. Nagle jego wzrok padł na leżący niedaleko kamień. Podszedł, podniósł go i podążył za Adrianem. Wcale nie chciał go uderzyć, ale jego ciało zareagowało samo. Ręka uniosła się, po czym opadła prosto na głowę chłopaka. Adrian wydał z siebie krótki okrzyk i upadł na ziemię. Z rany na skroni pociekła krew. Chłopak oddychał ciężko, ale nie potrafił wykrzesać z siebie tyle siły, by się poruszyć. Kręciło mu się w głowie, a obraz przed oczami rozmazywał się. Kątem oka zauważył klękającego obok Przemka, wciąż trzymającego zakrwawiony kamień.
– N-Nie tak... kończy się... ta bajka – wycharczał, powoli tracąc przytomność.
– Moja tak – usłyszał jeszcze głos Przemka, po czym na jego głowę spadł kolejny cios.
Przemek nie wiedział, co się działo dalej. Jego otępiały mózg zdołał zarejestrować tylko pojedyncze obrazy, podobne do filmowego kadru. Czyjeś krzyki, ludzi w mundurach, potem szpital i pielęgniarki ze strzykawkami. Nie obchodziło go, co się dzieje wokół, nawet to, że w końcu doczekał się swoich pięciu minut. Wreszcie grał główną rolę, wszyscy o nim mówili, gazety o nim pisały, był sławny. Dostał się na scenę. Niestety świat, do którego trafił, pozostawał ciemny i zimny, pełen bólu, łez i rozpaczy, z którego nie mógł i wcale nawet nie chciał się uwolnić. Było mu tu dobrze, było cicho, bezpiecznie. Nie było dziadka, wiecznie wrzeszczącego pijaczyny z paskiem w ręku, ani Adriana. Zabił ich obu. Pozbył się na zawsze. Teraz już nikogo więcej nie skrzywdzą. Przemek odpłynął w ciszę, ciesząc się ze spokoju, który wreszcie odzyskał po tylu latach gehenny.
W końcu jego pięć minut minęło, gazety znalazły sobie nowy ciekawszy temat niż nastoletni morderca, a ludzie z czasem zapomnieli, że ktoś taki jak on w ogóle istniał. i Przemek zrozumiał, że nie wszystkie bajki kończą się dobrze i nie każdy Kopciuszek dostaje swojego księcia.
A świat, w którym miał pozostać, już na zawsze był ciemny i cichy.
|
|