justusia7850
Chłodny podmuch
Dołączył: 08 Maj 2012
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
|
Już mi się oberwało za ten rozdział, więc krytykujcie do woli. Przyjmę wszystko. Enjoy!
Rozdział 6
— Naprawdę musiałeś aż tak bardzo dręczyć Draco? — zapytał cicho Severus, wychodząc w sobotę, przed śniadaniem wraz z Keithem ze swoich komnat.
— Nie musiałem — wyszczerzył się nastolatek. — Ale on musi zrozumieć. Musi wiedzieć, jak mnie traktować.
— Tak… — przyznał mężczyzna, przypatrując się chwilę partnerowi. — Podobało ci się — dodał, na co Sokół wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieznacznie.
— Tobie również — powiedział spokojnie, zerkając na Snape’a. — Widziałem głód w twoich oczach.
Mistrz eliksirów warknął cicho na słowa nastolatka i przyciskając go do ściany, pocałował brutalnie, raniąc zębami delikatne wargi.
— Jesteś mój — wysyczał w usta Keitha, odrywając się na krótki moment od pocałunku. — Nie zapominaj o tym.
Przygryzł wargę kochanka i ssał przez moment, jakby chciał zostawić na nim trwały ślad, świadczący o przynależności właśnie do niego. Tylko i wyłącznie do niego. Wokół było cicho, a spokoju nie miało prawa przerwać żadne niepowołane zdarzenie. Ślizgoni byli zbyt zmęczeni po nocnej popijawie, żeby wyściubiać nosy z sypialni o tak wczesnej godzinie. Jedynie najmłodsi mogliby wyjść, ale Severus wiedział jakie są dzieci po długich wakacjach i bez obaw przesuwał dłońmi po ciele Sokoła.
— Nie mógłbym zapomnieć — wyszeptał cicho nastolatek i oddał pocałunek z pełnym pasji poddaniem.
Żaden z nich nie usłyszał, jak ktoś wciąga gwałtownie powietrze i wycofuje się na niewielką odległość, chcąc słyszeć, ale nie być dostrzeżonym. Chłopak o blond czuprynie rzucił ciche zaklęcie kameleona i nie zamierzał odejść z miejsca, w którym właśnie przyłapał swojego ojca chrzestnego i jego młodziutkiego partnera.
— Wiesz przecież, że gdyby Draco, już na samym początku tego przedstawienia pociągał mnie zbyt mocno, przysięga nie pozwoliłaby mi nawet na objęcie go, czy dotknięcie jego policzka, nie mówiąc już o tej namiastce pocałunku, który na nim wymusiłem — mówiąc to uśmiechał się lekko i wciąż wpatrywał w oczy Snape’a.
— Oczywiście, że wiem, co wcale nie znaczy, że mi się to podobało — odwarknął.
— Och, proszę cię! Może na początku byłeś zazdrosny. — Mistrz eliksirów zerknął na niego pytająco, więc dodał: — Przez jakiś czas… Wiesz, że gdy to Sokół złamie przysięgę konsekwencje, które będzie musiał ponieść, mogą go zabić?
Mężczyzna skinął głową, a choć słyszał o tym, to zawsze uznawał, że to bzdurna plotka. W umowach, które podpisywali sponsorzy, nigdy nie było o tym wzmianki. Jak teraz o tym pomyślał, to być może miało to coś wspólnego z bezpieczeństwem podopiecznych Michaela. Nie wiadomo, co niektórym ludziom może wpaść do głowy w chwilach złości czy frustracji. Keith, z niewiadomych przyczyn, miał ten przywilej, że mógł sobie wybrać sponsora, ale większość dzieciaków po prostu musiała się podporządkować. Taka praca, każdy wiedział na co się decyduje. A fakt, że ludzie są bogaci i zajmują wysokie stanowiska, wcale nie oznacza, że są mili i uprzejmi. Byli tacy, którzy skupiali się głównie na pokazywaniu się z coraz młodszymi okazami na różnorodnych przyjęciach, ale zdarzały się również przypadki, wcale nie tak rzadkie, że Sokół był tylko dodatkiem do drogiej kreacji na balu, a w sypialni stanowił po prostu wysokiej jakości towar. W relacjach Sokół – sponsor królowała zasada, że ten drugi może w łóżku zrobić, co tylko zechce ze swoją zabawką. A taki złamany dzieciak mógłby bez większego problemu wpaść w ramiona podstawionego, delikatnego kochanka i szybko umrzeć w cierpieniach. Sponsor łatwo pozbyłby się problemu. Przysięga załatwiłaby wszystko, do tego bez żadnych konsekwencji.
— Nie mówi się o tym za często — kontynuował chłopak. — W każdym razie poczułem twoją zazdrość. Ale ja umiem zwalczyć ból, choć uwierz mi, że gdyby to Draco go poczuł, zwijałby się na podłodze albo stracił przytomność w moich ramionach. Całe szczęście, że szybko zdałeś sobie sprawę, z tego co robię — uśmiechnął się na końcu i złożył krótki pocałunek na ustach Severusa.
— Wybacz — odparł tamten. — Nie miałem zamiaru sprawić ci bólu, ale…
— To moja wina. Powinienem był cię uprzedzić, ale Draco nie może myśleć, że to żarty. Nie pozwolę, żeby przez jego brak zrozumienia powagi sytuacji wpakował się w jakieś kłopoty. Nie chcę, żeby coś mu się stało — dodał bardzo cicho.
— Dlaczego tak się o niego troszczysz? — zapytał poirytowany. — Nie znasz go!
— Poniekąd ze względu na ciebie.
— Ale nie tylko — mruknął Snape, przesuwając palcami po szyi nastolatka. — Chcę znać ten prawdziwy powód.
— Niech będzie.
Rzucił dookoła nich zaklęcia wyciszające i zwodzące, które uniemożliwiały jakąkolwiek interwencję z zewnątrz. Całkowicie nieświadomie umieścił pod nimi także przedmiot ich rozważań. Siedemnastoletniego, szarookiego Ślizgona, który nadal w szoku wpatrywał się w ścianę i przysłuchiwał kolejnym słowom. Do tej pory nie rozumiał zbyt wiele, ale nie mógł nie ucieszyć się, czując jak magia przepływa obok i nie wyrzuca go poza obręb swojego działania. Wiedział, że Severus się o niego martwi, ale nie mógł pojąć pobudek, które kierowały jego kochankiem. A zdążył już zauważyć, że takowe istniały.
Sokół tymczasem odchylił głowę do tyłu i odetchnął ciężko kilka razy, po czym zaczął opowiadać cichym, urywającym się co kilka sekund głosem. Snape pomyślał, że to dziwne zachowanie zupełnie do niego nie pasuje. To była postawa zagubionego chłopca, który za dużo w życiu widział i za dużo przeżył. Kolejne oblicze.
— Draco jest dla mnie ważny niemal tak samo jak ty — zaczął niepewnie. — Stał się dla mnie ważny dawno temu. To między innymi dla niego postanowiłem wstąpić w szeregi Czarnego Pana. Dla niego i dla ciebie. I dla siebie, ale to opowieść na inny dzień.
— Chyba nie rozumiem. Co wspólnego z twoją decyzją mamy, ja i mój chrześniak?
— Mówiłem ci, że w moim życiu wszystko jest skomplikowane — jęknął w rozpaczy Keith. — Kiedy Voldemort się odrodził… — kontynuował po chwili, ale przerwał wyraźnie próbując się uspokoić. — Kiedy się odrodził, torturował was wszystkich. Wiem o tym, nie zaprzeczaj! — warknął, kiedy Severus chciał mu przerwać. — Te tortury trwały wieczność. Najpierw wszyscy razem, później każdy z osobna. Myślałem wtedy, że to ostatnie godziny mojego życia. Rodzice siedzieli przy mnie bez przerwy, przez niemal dwa dni, a ja nieprzytomny z bólu, strachu i niezrozumienia wiłem się na łóżku, zdzierałem gardło od wrzasków strachu czy bólu i wykrzykiwałem najgorsze klątwy, jakie tylko zostały stworzone przez czarodziei.
Mistrz eliksirów patrzył w niemym szoku na przerażenie, malujące się na twarzy kochanka i z jednej strony chciał przerwać tą opowieść, bojąc się jej dalszego ciągu, a z drugiej nie mógł powstrzymać swojej ciekawości. Nie rozumiał skąd Sokół mógł wiedzieć ile trwała kara, którą otrzymali od tego dupka i nie potrafił pojąć, co miała ona wspólnego z tym dzieciakiem.
— Ty zostałeś potraktowany najgorzej ze wszystkich, uznany na początku za zdrajcę i sprzymierzeńca Dumbledore’a. Byłem pewien, że zginiesz — szepnął. — Byłem pewien, że cię zabije, a już zdążyłem docenić twoją siłę i wytrwałość. Mimo dwóch godzin najsilniejszych klątw, Voldemort nie był w stanie przebić się przez twoje osłony. Pokazałeś mu tylko to, co chciałeś pokazać i choć on nie zdawał sobie z tego sprawy, ja wiedziałem i postanowiłem ci pomóc. Długo nie rozumiałem, jak mi się to udało, ale byłem wtedy tak zafascynowany twoją pewnością siebie i tak przepełniony twoim bólem, że zacząłem przelewać na Czarnego Pana swój spokój i uczucie do ciebie. Wtłaczać to w jego umysł. Czułem jak się uspokaja. Merlinie, jaki byłem wtedy szczęśliwy. Nie wiedziałem, że byłeś dopiero pierwszym, który miał ponieść indywidualną karę.
Cichy szloch wyrwał się z gardła Keitha, a Severus machinalnie gładził jego tors, ramiona i szyję, wpatrując się w niego niczym dzikie, przepełnione lękiem zwierzę.
Skąd on wie? Jak to możliwe?
Pamiętał moment, w którym Lord mu uwierzył. Nie wiedział, co go przekonało. Miał świadomość tego, że osłony, mimo ogromu cierpienia, pozostały nienaruszone, ale i tak nie rozumiał zachowania Toma. Był pewien, że tortury są tylko wstępem do śmierci. Przeklinał wtedy w myślach Albusa za to, że zmusił go do powrotu. Może i nie był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, ale chciał żyć. Tak cholernie chciał wtedy przeżyć. Zobaczyć się jeszcze choć raz z babką. Poczuć jak tuli go do siebie niczym małe dziecko. Uścisnąć dłoń brata, mówiąc mu jednocześnie, że jest idiotą, ale w głębi duszy wiedząc, że nie poradziłby sobie, gdyby go teraz zabrakło. Chciał móc spojrzeć jeszcze raz w oczy Dumbledore’a i wysyczeć mu, że to przez niego Lily nie żyje, że to jego wina, że jej syn, nadzieja czarodziejskiego świata, zaginął. Marzył, żeby dostać szansę na dokończenie swojego nowego eliksiru, który miał pomóc wampirom zwalczyć niektóre skutki fotoalergii. I w którymś momencie ze zdziwieniem stwierdził, że Czarny Pan odpuścił, że jego klątwy są coraz słabsze, że nie czuje naporu na swój umysł.
Czy to naprawdę możliwe, że to dzięki temu dzieciakowi? Jak?
Keith uspokoił się nieco w jego nadspodziewanie czułych ramionach. Przetarł szybkim ruchem oczy i kontynuował:
— Ale miałem mówić o Draco — przypomniał. — Ostatni ze wszystkich był Lucjusz. Widziałem kilka razy w twoich wspomnieniach małego, blondwłosego chłopca, który tuli się do ciebie albo usypia na twoich kolanach. Było też kilka wspomnień ze szkoły, gdzie ów chłopiec rzucał często zaawansowane klątwy na swoich kolegów, albo dyktował warunki dużo starszym uczniom. Miałem wrażenie, że nie pokazujesz całej prawdy o tym szarookim dzieciaku, ale to przestało mieć znaczenie, kiedy zobaczyłem ostatniego śmierciożercę. Bez problemu domyśliłem się, że to jego ojciec i chyba nie do końca świadomie, sam chciałem ukarać go za potomka, który w ten czy inny sposób znęca się nad słabszymi. Byłem wycieńczony po niemal czterdziestu ośmiu godzinach, ale znalazłem siły na przelanie swojej nienawiści na Czarnego Pana, tak jak wcześniej, w twoim przypadku zrobiłem to z uczuciem spokoju i zrozumienia.
Przerwał na chwilę i kilka sekund poświęcił na studiowanie wyrazu twarzy mistrza eliksirów. Tak jak myślał, nie znalazł tam potępienia, a jedynie strach. Wziął kolejny głęboki oddech i zaczął mówić jeszcze ciszej.
W tym czasie serce nastolatka, stojącego w ukryciu, uderzało z taką prędkością i siłą, że nie rozumiał, jak żaden ze stojącej nieopodal dwójki jeszcze nie zorientował się, że ich podsłuchuje.
— Voldemort po kilku mniej lub bardziej wyszukanych klątwach wdarł się bez najmniejszego problemu do umysłu Malfoya. Nie był zadowolony ani ze słabych osłon swojego sługi, ani z tego, co zobaczył. Lucjusz wyparł się go. Całkowicie zwątpił i choć nie był jedynym, to odraza Lorda w połączeniu z moją chęcią zemsty spowodowały potężny wybuch złości. Tom przeszukiwał kolejne wspomnienia blondyna, od niechcenia machając różdżką i przecinając jego skórę, tworząc na niej siatkę makabrycznych, krwawych wzorków. Wreszcie natrafił na obrazy, które złagodziły jego gniew, a we mnie spowodowały całkowite załamanie. Byłem wtedy na granicy śmierci. Poddałem się. Rodzice musieli oddać mi sporo swojej magii, żeby utrzymać mnie na tym świecie.
Sokół znowu przerwał, a Severus nie śmiał odezwać się słowem.
Co też Lucjusz mógł pokazać temu dupkowi, że tak mu się spodobało? Co było takie straszne dla dzieciaka, który tak wiele już zdążył zobaczyć?
— Nigdy nie zapomnę tych dwóch scen — szepnął Keith. — Nigdy! — dodał już głośniej i uspokajając się mówił dalej.
Głos miał wyprany z wszelkich emocji. To opanowanie nie zapowiadało nic dobrego. Spięte mięśnie, ściśnięte w pięści dłonie, nienawiść w oczach. Pozorny spokój niósł ze sobą zapowiedź niewypowiedzianych męczarni.
— Pięcioletni chłopiec. Śliczny blondynek z szarymi oczkami. Obok niego mała, skacząca dookoła, puchata kulka. I szorstki głos Lucjusza, wracającego z pracy: Miałeś nie wpuszczać tego do domu! Dziecko zdziwione pojawieniem się ojca chwyta zwierzątko i próbuje uciec, ale jakie ma szanse z dorosłym mężczyzną? Krótki zielony promień i po sprawie. Oszołomiony chłopiec jest zdruzgotany. Podbiega do ojca i z płaczem zaczyna go uderzać swoimi malutkimi piąstkami. Kolejne dziesięć minut spędza pod Cruciatusem niemal umierając z bólu. Dziesięć minut! A Lucjusz tylko się śmieje i mówi zimno: Zapamiętaj ten ból, następnym razem skończy się śmiercią.
Przerwał na moment i w oczach Severusa dojrzał błysk wściekłości. Snape pamiętał jak godzinami próbował uzdrowić chrześniaka. Zabrał go wtedy do siebie na resztę wakacji. Mały ponad miesiąc spędził pod jego opieką, warząc eliksiry i bawiąc się ze skrzatami. Jak cholernie bał się powrotu do domu, kiedy jego chrzestny musiał wracać do szkoły.
— Wtedy go znienawidziłem — powiedział cicho Keith. — Drugie wspomnienie było z okresu, który poprzedzał powrót Czarnego Pana. Draco miał piętnaście lat. Lucjusz był coraz bardziej rozdrażniony i wyżywał się głównie na Narcyzie. Pierwszego dnia wakacji Draco umówił się z matką na wyjście na zakupy. Kiedy nie zjawiła się o umówionej godzinie, sam postanowił ją znaleźć. Jego ojciec zupełnie zapomniał, że nastolatek wrócił do domu. Kiedy Draco wszedł do jakiegoś dziwnego pomieszczenia, zobaczył nagą, poranioną i zakneblowaną Narcyzę. Niezbyt trzeźwy Lucjusz siedział na fotelu i masturbował się powoli, patrząc jak dwóch, może dwudziestoletnich dzieciaków, pieprzy jego żonę. Co jakiś czas któryś ją uderzał, pozostawiając na ciele kolejny siniak, kolejną ranę. Draco oniemiały stał w progu, ale nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, zauważył go ojciec. Jedno zaklęcie i chłopak zawył z bólu, upadając na podłogę. Syk pana domu: przyszła kolejna dziwka, i śmiech dwóch oprawców był niczym, w porównaniu z paniką w oczach Draco. Najpierw go pobił. Później było kilka kolejnych Cruciatusów, aż w końcu Draco nie wytrzymał. Zrobił wszystko, czego Lucjusz chciał. Czołgał się, ssał go, sam siebie przygotowywał. Lucjusz wziął go wtedy dwukrotnie, zmuszając Narcyzę do patrzenia na cierpienie syna, a potem zostawił, żeby pozostali mężczyźni też mogli się zabawić. Z tego co się orientuję, ani Narcyza, ani Draco nigdy nie odważyli się chociaż wspomnieć o tamtej sytuacji. Jak sam wiesz, poza domem są szczęśliwą, arystokratyczną rodziną. — Keith znowu zamilkł na moment, a w jego oczach pojawiła się żądza mordu. — Wtedy postanowiłem go zabić — powiedział z mocą i Severus był pewien, że z całą pewnością dotrzyma tej obietnicy. — Nigdy, dopóki będę miał na to jakikolwiek wpływ, nie pozwolę temu bydlakowi go skrzywdzić. I zrobię wszystko, co będę musiał, żeby wyszkolić twojego chrześniaka. Choćbym musiał rzucać na niego klątwy. Choćbym musiał go ranić. Nie dopuszczę do tego, żeby jeszcze kiedyś był tak bezradny.
Keith uniósł wyżej głowę i niemal z szaleństwem spojrzał na mistrza eliksirów. Widział wściekłość i całą gamę innych, negatywnych uczuć, które łatwo dawały się rozpoznać. Wpił się chciwie w jego usta, szukając ukojenia i zapomnienia.
Snape zdążył się już przekonać, ile samodyscypliny musiał włożyć ten dzieciak w poskromienie swojej nienawiści. Właśnie zrozumiał powód użycia dozwolonego zaklęcia i tłumaczeń Sokoła o tym, że takowymi trudniej manipulować.
Nie powstrzymałby się, pomyślał. Po prostu doprowadziłby do śmierci Lucjusza, kończąc w tym samym momencie prawdopodobnie i swoje życie.
Błądził dłońmi po ciele kochanka, rozpinając pospiesznie jego koszulę i zatracając się w coraz bardziej urywanym oddechu i cichych jękach. Wiedział, że w Wielkiej Sali czeka na nich dyrektor. I tak zbyt dużo czasu poświęcili na rozmowę, ale nie potrafił oderwać się od nastolatka. Jego gorący oddech palił mu szyję, jego wargi i mokry język doprowadzały do szaleństwa. Nie mogąc dłużej czekać, Severus warknął i przycisnął Keitha jeszcze mocniej do ściany, ocierając się pośpiesznie o jego biodra. Obaj byli już na granicy. Wystarczył lekki dotyk dłoni, żeby Sokół doszedł z cichym krzykiem. Mistrz eliksirów, widząc ekstazę malującą się na twarzy kochanka, czując spermę rozlewającą się po jego umięśnionym brzuchu i dreszcze przyjemności, które przechodziły przez chłopaka, szybko podążył za nim. Opadając z sił, oparł głowę na jego ramieniu i spróbował złapać oddech. Po chwili oderwał się od Keitha i pocałował go czule, szepcząc pewnie:
— Zabiję go. Zdechnie w największych męczarniach. Tortury Czarnego Pana będą dla niego niczym muśnięcia skrzydeł motyla, kiedy dostanie się w moje ręce.
Chłopak uśmiechnął się na te słowa, skinął głową i, oczyszczając obu, zdjął jednocześnie zaklęcia, którymi obłożył skrawek lochów. Ruszyli niespiesznie na spotkanie z kadrą nauczycielską i swoim zwierzchnikiem.
Tymczasem wciąż niewidoczny blondyn, opadł na zimną, kamienną podłogę i cicho zapłakał. Nie rozumiał, skąd Keith wiedział o tym wszystkim. To były jego najbardziej skryte tajemnice. Jego największe koszmary nocne, tym straszniejsze, że przedstawiające to, co naprawdę się wydarzyło. Nie raz zdarzało się, że budził się w środku nocy dygoczący, oblany potem i z głośnym krzykiem na ustach, którego w żaden sposób nie mógł opanować. W końcu nauczył się silnych zaklęć wyciszających i przestał budzić domowników, czy kolegów z dormitorium. Budzenie kogokolwiek w Malfoy Manor było zbyt niebezpieczne, by mógł sobie na to pozwolić. Mogło spowodować kolejną, bolesną karę. Z kolei budzenie przyjaciół doprowadziłoby w końcu do tego, że opowiedzą wszystko Snape’owi, a on będzie chciał zrozumieć, porozmawiać. Ale tego za bardzo się bał. A teraz Severus już wszystko wie. Keith opowiedział mu o jego hańbie. Tylko dlaczego żaden z nich się nie śmiał? Żaden nie szydził. Więcej! Chcieli pomścić jego krzywdy. Każdy obiecał, że zabije tego bydlaka, którego zmuszony był przez całe lata nazywać ojcem. Ale może nie będą musieli tego robić? Może, kiedy przyjdzie czas wysłania Lucjusza na tamten świat, Draco będzie już gotowy. Musi tylko się uczyć. Keith i Severus mu pomogą. Wciąż nie chciał uwierzyć, że teraz obaj wiedzą o jego największej tajemnicy, o jego wstydzie i upokorzeniu. Nagle przyszło zrozumienie postępowania niebieskookiego nastolatka. Nie chciał go wczoraj skrzywdzić, chciał pokazać mu, że mimo niezwykłej siły i władzy, nie obróci ich przeciwko swojemu podopiecznemu, jeżeli ten na to nie zasłuży. A skoro wiedział, czego Draco boi się najbardziej, wykorzystywał to jak tylko się dało. Nastolatek nie pojmował powodu, dla którego czuł wczoraj takie podniecenie i spokój, mimo tej, jakże niekomfortowej dla niego, sytuacji. Mimo napływu wspomnień. Pomyślał, że musiało to być związane z zaufaniem do chrzestnego i jego kochanka. Z poczuciem bezpieczeństwa, które mimo braku udziału woli, zaczął odczuwać bardzo wyraźnie. Oni mu je zapewnią. Severus pomagał mu zawsze, kiedy tego potrzebował. Keith już raz się za nim wstawił. Obaj będą go chronić.
Zerwał się z miejsca i nie zaprzątając sobie głowy, zaczerwienioną i mokrą od łez twarzą pobiegł do Wielkiej Sali. Przy uczniowskich stołach siedziało zaledwie kilkoro młodszych dzieci. Nauczycieli też można było policzyć na palcach. Minerva McGonagall, Filius Flitwick, Pomona Sprout, dyrektor, a także Snape i Sokół. Wszyscy prowadzili ożywioną rozmowę, uśmiechając się i mówiąc jeden przez drugiego. Blondyn podbiegł do nich i stanął naprzeciw niedawno podsłuchanej dwójki, starając się złapać oddech. Nauczyciele ucichli, wpatrując się w niemym szoku, w tak nietypowo zachowującego się Ślizgona.
— Coś się stało, panie Malfoy? — zapytał z niepokojem Dumbledore.
Draco zerknął na niego przelotnie, kiwnął głową i przeniósł wzrok na Keitha.
— Nie chcę zostać śmierciożercą — zaczął szorstko. — Pomóż mi — szepnął. — Zrobię wszystko.
— Cholera! — warknął Sokół. — Idziemy.
Podniósł się z miejsca i szybko okrążył stół prezydialny, łapiąc chłopaka za ramię.
— Panie Duval? — odezwała się cicho profesor McGonagall, ale brunet tylko pokręcił głową i zwrócił się do Severusa i dyrektora.
— Wyjaśnijcie tylko tyle, ile musicie. — Pod zdziwionymi spojrzeniami pozostałych nauczycieli, skinęli mu w milczeniu głowami. — Będziemy w twoich komnatach — dodał, patrząc na Snape i szybko wyprowadził roztrzęsionego Malfoya.
|
|