Forum  Strona Główna  

 


Forum Strona Główna -> Fanfiction / Literatura / Harry Potter / +18 -> [NZ] Lamir (11/14) [SS/HP] +18 Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post [NZ] Lamir (11/14) [SS/HP] +18 - Wysłany: Wto 15:36, 24 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir

Autor: Zilidya
Beta: MichiruK/Leeni (od 9)

Ostrzeżenia: Angst, snarry +15, insynuowany shot, non-canon, creature fik, śmierć bohaterów.

Akcja po piątym tomie, odbiega od oryginału.


Spełnienie życzenia Lampiry7

Ja też mam pewne życzonko. Nie wiem czy zostanie spełnione, ale może cud się zdarzy i ktoś je spełni.
Poproszę o Snarry. Najpierw chciałabym żeby to był Severus mentor, później już snarry podchodzące pod 18+.
Akcja powinna dziać się po piątym roku nauki Pottera. Syriusz przeżył bitwę w Ministerstwie, ale i tak Harry musi spędzić te wakacje u wujostwa. Zaznaje u nich przemocy. Nie tylko mentalnej, ale również fizycznej. Jest wręcz torturowany przez swoje wujostwo. Nie pomaga również fakt, że czuje się w ostatnim czasie bardzo słabo i jest ciągle senny.
Dumbledore wysyła Snape do Pottera, ponieważ tego nie widziano przez kilka dni. Ten niechętnie, ale się na to zgadza. Zostaje swego ucznia w okropnym stanie, nieprzytomnego i zakrwawionego. Jak zwykle zabiera go do Hogwartu, a dyrektor każe mu się nim zająć.
Nawiązuje się nić porozumienia miedzy ta dwójką. Jednak Harry mimo troskliwej opieki czuje się coraz gorzej. Pewnej nocy Severus budzi się słysząc krzyk Pottera. Zastaję okropną scenę. Plecy Pottera są krwawą miazga. Okazało się, że wyrosły mu skrzydła ( z piórami, mogą być w niektórych miejscach łuski), ale z powodu niedożywienia i innych powodów są one zniekształcone, potrzebują teraz wiele opieki (tak na przykład eliksirów, które trzeba wetrzeć ) by stały się mocne i zdrowe. Potem pojawiają się tatuaże na całym ciele Pottera. Okazuje się, że jest on mistyczną istotą (jaką to wybór autora) i jego towarzyszem jest Snape. Potter nie zdaje sobie tego sprawy, choć czuje pewien szacunek pomieszany z innymi emocjami do Severusa, zaś Snape wie o tym (z własnej wiedzy lub od Dyrektora, który dał mu do myślenia), ale nic z tym nie robi. Przynajmniej na początku.
Jak to się dalej potoczy, zależy od tego, kto zdecyduje się napisać ten ff. To, co chciałam żeby w nim było umieściłam wyżej. Oczywiście ta historia będzie rozbudowana, więc nie może to być 1 czy 4 rozdziały. Gdzieś tak minimum 20.
Ładnie proszę o spełnienie tego życzenia.



Cz.1.

Harry czekał. Nic innego mu nie pozostało. Nawet gdyby chciał, nie miał już sił, by się ruszyć. Już dawno pokochał ciemności komórki, kojarząc ją z ciszą bez wyzwisk, nieprzytomnością bez bólu zadanych ran.
Wczoraj wuj znów „uczył” go posłuszeństwa. Dudley nie byłby sobą, gdyby odpuścił sobie znęcanie nad kuzynem. Tym razem za cel obrali sobie jego nogi.
Harry nie chciał wspominać, co musiał przeżywać przez dłużące się straszliwie dwie godziny. Pewnie zabawa dwójki sadystów trwałaby dłużej, ale w końcu po prostu im się znudziło i tylko wrzucili go do komórki pod schodami.
Teraz Harry czekał. Wiedział, że to nie koniec. Nie wyszedł rano, jak miał nakazane, by wykonać swoje obowiązki, ale nie miał jak. Rany na stopach i udach były tak dotkliwe, że nawet nie przykrywał się kocem, by ich nie urazić.
Miał wiele blizn. O niektórych nawet nie wiedział, skąd się wzięły. Do dnia dzisiejszego zaczęły się układać w misterne wzory, jakby drwiąc z jego cierpienia, jakie musiał przeżyć, gdy je otrzymywał. Wzory jego przekleństwa, jak sam je nazywał. Trzask otwieranego zamka przeraził go tak bardzo, że zaczął w panice szybciej oddychać. Otwarcie drzwi oślepiło jego przyzwyczajone do mroku oczy.
— Wyłaź, Potter!
Głos dobiegł z boku, ale nie należał on do wuja.
Potem niewiele pamiętał.

**

Severus Snape nienawidził pewnych rzeczy. Między innymi Gryfonów w każdym wieku. Niestety prawie wszyscy, którzy go otaczali, pochodzili właśnie z tego domu. Że też na niego musiało paść to zadanie. Tłumaczenia Albusa wcale, ani trochę mu się nie podobały. Nie chciał ich przyjąć do wiadomości.
Jakby wierzył, że Złoty Chłopiec może być w kłopotach u własnego wujostwa. Też coś? Pewnie wyleguje się na trawce i popija sok.
Na Privet Drive numer cztery wylegiwał się chłopak, ale nic a nic nie był podobny do Pottera. Grubas niczym orka, gdy tylko go zobaczył, umknął do domu.
Severus jeszcze nie podszedł do budynku, a już wyczuł coś znajomego. Niestety nie kojarzyło mu się to z niczym przyjemnym.
Bachor zostawił otwarte drzwi, więc skorzystał. Tu na jego drodze stanął kolejny waleń.
— Czego?
Snape zmierzył mężczyznę wzrokiem zarezerwowanym dla Longbottoma i, o dziwo, nie podziałało. Rzadkość, ale jak widać, zdarza się.
— Przyszedłem zobaczyć się z Harrym Potterem.
— Kim pan jest?
— Kimś, kto chce zobaczyć chłopca — odparł chłodno Snape, wkraczając w głąb domu.
Znów to poczuł i to o wiele wyraźniej, a to oznaczało, że źródło jest gdzieś blisko.
— Gdzie jest Potter? — zapytał ponownie.
— Tam, gdzie jego miejsce — burknął mężczyzna, opierając się o ścianę i wskazując głową boczną stronę schodów. — Dostał karę za nieposłuszeństwo.
— Żadna nowość. — Severus uśmiechnął się zwycięsko. — W szkole zachowuje się okropnie. Odpowiadam za większość jego kar.
— Tak to pewnie już jest z tymi dziwolągami. Według mnie trzeba trzymać je krótko. Dobrze, że nawet w tej jego szkole są normalni ludzie — stwierdził wuj.
Mistrz eliksirów zmrużył oczy. Wychodziło na to, że opiekun Pottera wziął go za mugola uczącego w Hogwarcie. Przypuszczalnie dlatego, że był ubrany w zwyczajne ubranie, a nie szatę. Jednak najbardziej nie spodobał mu się sens całości wypowiedzi mężczyzny.
— Jaką karę otrzymał Potter?
— Nic specjalnego. — Mężczyzna wzruszył ramionami. — Nie uznaję wychowywania bezstresowego, a szczególnie jeśli chodzi o tego dzieciaka.
Vernon odsunął się od ściany i otworzył drzwi komórki.
— Wyłaź, Potter! — zawołał Snape, nie mając nawet zamiaru się zbliżać.
Odczucie, które dotąd go gnębiło, nabrało teraz intensywności. Zmarszczył brwi, gdy je nagle skojarzył.
Lochy.
Lochy we dworze Czarnego Pana.
Chłopak nie wychodził.
— Znów stroi fochy — rzucił Dursley i już miał zamiar wyciągnąć chłopca, gdy dostał zaklęciem w plecy.
Petrificus Totalus. — Snape wypowiedział inkantację przez zęby, hamując się przed użyciem dużo gorszego czaru.
Do odczucia dołączyły teraz też zapachy, które utwierdziły Severusa w podejrzeniach. Zaschnięta (i nie tylko) krew, pot niemytego ciała, fekalia.
Stanął przed uchylonymi drzwiczkami, aż bojąc się spojrzeć do środka. Nawet jeśli wściekał się na chłopca z wiadomego powodu, to takiego życia mu nie życzył.
Wziął głęboki oddech i otworzył szerzej drzwiczki.

**

Wszystko go bolało. Nawet oddech go palił. Załkał cicho, gdy przy kolejnym oddechu coś szarpnęło go w klatce piersiowej, powodując jeszcze więcej cierpienia. Zwinął się w kłębek, choć przypłacił to kolejną falą bólu, ale wolał tak leżeć, wiedząc, że nikt go wtedy nie uderzy w brzuch.
Jak przez mgłę dotarło do niego, że ktoś się kłóci. Nie miał ochoty otwierać oczu, ale krzyczące osoby musiały być blisko. Może ktoś w salonie albo pod oknem w kuchni?
— Jak mogłeś złamać wszystkie bariery?
— Musiałem. Chłopak tam umierał!
— To nie był powód, by...
— Czy ty siebie słyszysz, Albusie?! Głupie pole ochronne jest dla ciebie ważniejsze od dziecka?!
— Tamci mugole są teraz w niebezpieczeństwie.
— Dla mnie mogą zdechnąć nawet na torturach u Czarnego Pana. A wręcz życzę im tego.
— Severusie! — Czyjś głoś oburzenia przypominał Harry’emu dyrektora.
Ale przecież Dumbledore nie mógł być w jego domu. Tym bardziej Snape. Musi mieć majaki z powodu ran.

**

Snape pożegnał chłodno dyrektora i zablokował kominek. Całkowicie i dla wszystkich. Miał dosyć wysłuchiwania idiotyzmów. Zniszczenie barier było najprostszym sposobem, by przenieść zmasakrowanego chłopca bez zbytniego ruszania go. A najlepiej było go przenieść na tym czymś, co musiało być łóżkiem Gryfona. Tyle, jeśli chodziło o jego wyobrażenie wielkiego łoża Pottera.
Jak on mógł być taki ślepy? Dzieciak nie był niski, on po prostu nie rósł, bo nie odżywiał się prawidłowo. Dziwne zachowania były spowodowane traktowaniem, nie buńczucznością czy chęcią ściągnięcia na siebie uwagi innych. Teraz zaczynał rozumieć, czemu chłopak trzymał się tylko z określonymi osobami. To byli jedyni ludzie, którzy nie chcieli go skrzywdzić i okazywali mu ciepło.
Teraz musi naprawić jakoś kilka swoich błędów. I to ogromnych błędów, spowodowanych tym, że akurat potomek tego Jamesa jest...
Na razie to nie jest ważne. Ma jeszcze czas, a chłopak nie bardzo, jeśli mu nie pomoże.
Wszedł do sypialni, w której pojawił się z rannym. Potter patrzył na niego nieprzytomnie i mężczyzna mógł po samym tym spojrzeniu stwierdzić, że ma wysoką gorączkę.
— Profesor Snape? — wychrypiał ciężko chłopak.
— Tak, Potter. To ja.
— Jak pan zmieścił się w mojej komórce? Zgredek znów coś kombinował? Pewnie stara się mnie chronić? Ciekawe, przed czym teraz?
Chłodna dłoń dotknęła czoła Harry’ego, uciszając go.
— Majaczysz, Potter. Masz gorączkę. I nie jesteśmy w twojej komórce — odparł spokojnie, nie widząc sensu dogryzać i tak niezbyt kojarzącemu fakty choremu.
— To dobrze. Wuj Vernon by się wściekł. Pewnie znów użyłby łańcuchów...
Snape spiął się.
— Co masz na myśli?
Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Chłopak zasnął wyczerpany. Jego oddech nie podobał się profesorowi. Początkowo myślał, że Potter nosi ślady tylko pobicia, ale gdy powietrze w płucach chłopaka zaczęło świszczeć, rzucił zaklęcie diagnozujące. Wyniki go przeraziły i to nie na żarty. Natychmiast przyzwał trójkę skrzatów. Jednemu podał listę eliksirów do przyniesienia. Kolejnemu nakazał przygotowanie kąpieli, a trzeciemu łóżka i opatrunków.
Nie mógł usunąć ubrań zaklęciem, bo pozrywałby strupy z zasklepionych ran. Powycinał nożyczkami materiał w miejscach, gdzie nie stykał się on ze skórą. Resztę pomoże mu usunąć woda, bez kaleczenia chłopca jeszcze bardziej. Wziął go na ręce. Potter był przeraźliwie chudy.
Ci mugole zniszczyli dzieciaka w sześć tygodni! Kolejny rok szkolny raczej nie zacznie się dla niego pierwszego września.
Powoli zanurzył rannego w ciepłej wodzie zmieszanej z kilkoma eliksirami odkażającymi. Ciało nagle się spięło, a z ust chłopca wyrwał się jęk.
— Chcę cię tylko umyć, Potter. Leż spokojnie.
Zielone oczy pozbawione okularów nie mogły się za bardzo skupić.
— Czy to sen?
— Niebardzo.
— Pan mnie kąpie?
— Na to wygląda.
Harry uśmiechnął się słabo, potem zaczął się śmiać, by na koniec zacząć płakać.
Severus po prostu cały czas go mył. Delikatnie obmywał gąbką każdą ranę i pozwalał chłopcu płakać.
— Będziesz w stanie chwilę siedzieć, czy mam użyć zaklęcia?
Potter pociągnął nosem, uspokajając się w miarę.
— Nie wiem. Nie mam siły na nic.
— Rozumiem.
Lewitował go tak długo, aż umył go całego.
— Jeśli musisz się załatwić, zrób to teraz, będę mógł od razu cię umyć, byś nie dostał odparzeń. Następnym razem pomogą ci skrzaty, jeśli będziesz chciał. Sam raczej nie skorzystasz z toalety zbyt szybko.
Woda już prawie cała zeszła do odpływu i kolejna czerwona smuga była wyraźnie widoczna.
— To chyba nie za dobrze? — spytał Harry, widząc to.
— Nie, ale poradzimy sobie z tym. To nerki.
— Przepraszam — szepnął nagle Gryfon, zadziwiając tym Snape’a.
— Za co?
— Pewnie ma pan lepsze zajęcia, niż zajmowanie się mną?
— Durny Potter! — warknął na niego mężczyzna.
— To fakt — szepnął jeszcze Harry i zasnął, zanim zdążyli opuścić łazienkę.
Nerki były teraz najmniejszym problemem. Potter poza obiciem dorobił się zapalenia płuc, kilkunastu ran otwartych na całym ciele. Dodatkowo był zagłodzony i wyczerpany, co nie sprzyja gojeniu się ran.
Severus zabrał się metodycznie do pracy. Wlał kilka łyżek eliksiru wzmacniającego i przeciwgorączkowego w usta chłopca, masując mu jednocześnie krtań, by przełknął. Musiał już mocno zasnąć, skoro te zabiegi nie wybudziły go na nowo. Kolejnym etapem było założenie opatrunków na nogi i stopy. Tak jak mówił, chodzenie raczej nie wchodziło w grę. Kilka ran znajdowało się też na piersi i plecach, a nawet rękach. Cud, że chłopak nie wykrwawił się na śmierć już wcześniej. Przypuszczał, że jeszcze tydzień i szedłby raczej odbierać zwłoki, a nie żywego Pottera.
Na koniec rzucił jeszcze zaklęcie monitorujące i przykrył chłopaka kocem. Teraz wszystko zależało od jego siły. Musiał chcieć przeżyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zilidya dnia Pią 19:15, 07 Wrz 2012, w całości zmieniany 10 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 16:26, 24 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Ooo.. A niby przyzwyczaiłam się do zmaltretowanego Pottera, a tutaj takie coś.. Nie sądziłam, że Dursley'owie są aż takimi sadystami. Sugerowałabym, że są głupi - w szczególności Dudley - ale, nie że pałają takim dziwnym uczuciem łańcuch, czy umęczanie Pottera, co to, to nie..!
Jak widać - myliłam się. Szkoda, wielka szkoda.. Lecz nic się na to nie poradzi.

Zaciekawiło mnie samo życzenie. Harry jako jedna z magicznych kreatur.. Ten pomysł jest całkiem interesujący, że tak się wyrażę. A najbardziej interesujące są zapowiedziane, w życzeniu, zniekształcone skrzydła.
Czy Harry będzie w stanie z nich korzystać..? Oczywiście dopiero po wyleczeniu. A kiedy to nastąpi..? Kiedy, kiedy, kiedy..! Właściwie, to w którym rozdziale się w ogóle ujawnią..?! Zdaje sobie sprawę, że pod czujnym (i opiekuńczym, tak, opiekuńczym!) wzrokiem Severusa szanse na niepowodzenie są nieco mniejsze, niż sugerowałby to obecny stan chłopaka, lecz wizję psuje mi dopisek pod tytułem "śmierć bohaterów". To demotywujące nie wiedzieć kto, kiedy i dlaczego zginie.. Najbardziej to chyba kiedy. No ale nic, koniec marudzenia.

Mogę śmiało powiedzieć, iż początek naprawdę mi się podobał, chociaż "nauka" w wykonaniu Vernona jest średnio normalna. Ale normalność jest przereklamowana i nudna. O.
Wychodzi na to, że nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać, aż zawiesisz tutaj dalsze rozdziały.. Ehh.. To demotywujące, nienawidzę czekać..
Satan.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 18:06, 24 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Satanachio, żebyś nie musiała czekać. Ponieważ to historia zakończona mogę dodawać w każdej chwili nowe części.


Lamir

Cz.2.


Severus westchnął załamany. Może to słowo trochę nad wyrost, ale oddaje pełnię sytuacji. Cały ostatni tydzień, czyli od momentu przyniesienia Pottera do swego dworu, leczył chłopca wszystkimi możliwymi i dostępnymi mu metodami. Dziś rano pozwolił mu wstać. Powiedzmy, że wstać. Przenieść się z łóżka na wózek, którym mógł zostać przewieziony do jadalni.
Potter był jeszcze lżejszy niż wcześniej, ale Severus nie mógł dotychczas nic na to poradzić, bo większość czasu chłopak był ledwo przytomny przez trawiącą go gorączkę. Eliksiry mężczyzna podawał dopiero w ostateczności, gdy chłodne kąpiele i okłady nie dawały rady zbić temperatury. Rany także nie chciały się goić, tak jak życzyłby sobie tego tego mistrz eliksirów. I nie ważne, czy stosował zaklęcia, maści czy mikstury, rany wręcz się im opierały. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko opatrywać je kilka razy dziennie nowymi bandażami, by nie doprowadzić do zakażenia.
— Niepotrzebnie się pan trudzi. Mogłem zostać w pokoju — szepnął Harry głosem wypranym z wszelkich emocji.
Do jako takiej przytomności doszedł dzień wcześniej, ale mało mówił. Większość tego czasu spędzał zapatrzony w okno i las za nim.
— Skrzaty powiedziały mi, że nie chcesz jeść. — Severus zauważył drgnięcie. — Dlatego chcę, byś uczestniczył w posiłkach ze mną. Nie będę cię do niczego zmuszał, ale coś musisz jeść, by odzyskać siły. Chyba nie chcesz ciągle leżeć w łóżku?
— Nie, profesorze.
Brak jakichkolwiek emocji nie podobał się mężczyźnie. Widział, że chłopak jest nadal bardzo słaby i dlatego właśnie musiał coś w niego wmusić.
— Na co miałbyś ochotę? Moje skrzaty dobrze gotują.
— Nie jestem głodny, proszę pana. Naprawdę.
Harry siedział na wózku przy stole, a jego dłonie, nadal owinięte ciasno opatrunkami, szarpały nerwowo koc, którym miał przykryte nogi.
— Harry, to normalne po tak długiej głodówce.
Chłopak patrzył na niego jak urzeczony.
— Co? — zapytał, zauważając jego reakcję.
— Powiedział pan moje imię.
— Jak wiele razy w ciągu tego tygodnia — zauważył Snape, nakładając sobie porcję jajecznicy.
— Nie pamiętam tego.
— To przez gorączkę. Majaczyłeś.
Harry przymknął oczy. Pamiętał coś. Delikatny, chłodny dotyk, który odsuwał ten straszny żar, pożerający go od środka.
— Wszystko w porządku? — Nagle poczuł ten sam dotyk na ramieniu.
Drgnął przestraszony, ale to był tylko profesor. Kucał przy jego wózku i trzymał dłoń na jego ramieniu. Kiwnął głową.
— Tak. Przepraszam, zamyśliłem się.
— Nadal chciałbym, żebyś coś zjadł — ponowił prośbę Severus, wracając na swoje miejsce.
Choć Harry nie miał w ogóle apetytu, sięgnął po biały tost i posmarował go odrobiną masła. Zaczął powoli jeść.
Według Snape’a był to duży sukces. Przełamanie się do zjedzenia czegokolwiek było sporym postępem. Ponieważ Potter był przez długi czas pozbawiony jedzenia, a wcześniej było ono drastycznie ograniczane, teraz organizm musiał na nowo nauczyć się go domagać.
W ogóle cudem było, że Harry zjadł tost.
— Profesorze?
— Tak?
— Jestem zmęczony. Czy mogę wrócić do pokoju?
Bladość chorego była jeszcze bardziej wyraźna, a lekko zamglone oczy świadczyły, że chłopak jest na skraju wytrzymałości.
— Oczywiście. Już cię odwiozę.
Wstał i popchnął wózek w stronę wyjścia.
— Przepraszam, że przerwałem panu posiłek. — Szept był prawie niesłyszalny i Severus z trudem zrozumiał jego sens.
— Nic się nie stało. Potrawy są zaczarowane, by utrzymywały ciepło.
— To dobrze.
Chłopiec stał się za potulny. Całkowicie złamany. Profesor miał nadzieję, że mu to przejdzie, gdy wyzdrowieje. Taka ospałość i zgodność nie pasowały do tego Gryfona.


**


Zbliżał się pierwszy września.
Severus znikał kominkiem na godzinę lub dwie prawie codziennie, zostawiając Pottera pod opieką skrzatów. Nie było to wymagające zadanie, bo chłopak ciągle albo spał, albo patrzył w okno. Nawet nadchodzący rok szkolny nie zmienił nic w tym zachowaniu. Dwudziestego dziewiątego sierpnia Severus podjął decyzję.
Wszedł do sypialni Pottera i przysunął sobie krzesło do łóżka. Chory opierał się plecami o cały stos poduszek, znów zapatrzony w widok za oknem.
— Harry? — zawołał go cicho mężczyzna, bo nie wyglądało na to, by ten w ogóle zauważył jego przybycie.
Ospałość ruchów nie podobała się profesorowi coraz bardziej. Potter bardzo wolnym ruchem odwrócił się w jego stronę głowę, a przez oczy przemknął dziwny błysk.
— Boli cię coś? — zapytał, gdy zobaczył zmarszczkę pomiędzy brwiami.
— Trochę, ale da się wytrzymać — szepnął chłopak.
Zaklęcie diagnostyczne ujawniło drobną anomalię w nerwach, spowodowaną pewnie brakiem ruchu.
— Musisz zacząć się ruszać.
— Nie mam siły. Jestem zmęczony.
Severus o tym wiedział i to aż nazbyt dobrze. Gorsze było to, że nie znalazł powodu tego objawu. Rany goiły się powoli, ale się goiły. Gorączka minęła. Nad zapaleniem płuc także udało mu się zapanować. Ale zamiast wracać do zdrowia, chłopak robił się coraz bardziej słaby i ospały.
— Przeniesiemy się do Hogwartu — zdecydował.
— Dobrze.
I znów w głosie chorego nie słychać było najmniejszej emocji. A Snape miał już tego dość.
— Merlinie, Potter! Weź się w garść. Życie się nie kończy z powodu stłuczenia przez durnego mugola! Nie mów mi, że z takiego powodu Wielki Harry Potter się podda?!
Kącik ust chłopaka drgnął lekko, prawie niezauważalnie.
— Nie poddam się, profesorze — rzekł odrobinę mocniejszym głosem. — Jestem tylko zmęczony.
— Jakoś łamanie wszelkich możliwych zasad szkolnych nigdy cię nie zmęczyło.
Chłopak zsunął się trochę niżej, by głowa leżała mu na poduszce i dodał:
— Czyżby stęsknił się pan za wlepianiem mi szlabanów?
Snape prychnął.
— Jeśli coś robi się ciągle, w końcu można się od tego uzależnić.
Cichy chichot wyrwał się ust Gryfona, zakończył się jednak jękiem i nagłym zwinięciem w kłębek.
Snape natychmiast pochylił się nad nim. Ciało chorego nagle zwiotczało.
— Pięknie — warknął wściekły.
Ból musiał być o wiele gorszy, niż twierdził Potter, skoro chłopak tak szybko stracił przytomność.
Decyzja o przeniesieniu się do szkoły stała się teraz jeszcze pilniejsza. Tam miał lepiej urządzone laboratorium oraz pomoc wykwalifikowanej pielęgniarki.
Martwił go tylko Dumbledore.

**

Gdy Harry ocknął się z tej okropnej niemocy, która nie chciała go wypuścić ze swych szponów, odkrył, że nie znajduje się już w sypialni w dworze mistrza eliksirów. Domyślił się, że jest w zamku. Ten szczególny zapach rozpoznałby wszędzie. Teraz był minimalnie stłumiony przez jakąś mieszankę ziół, ale podobnie pachniało u Snape’a, więc przypuszczalnie znajdował się w jego kwaterach. Był tu już nieraz, ale nigdy dotąd w sypialni.
Jęknął cicho, gdy próbował się podnieść. Pomimo snu nadal czuł się nieziemsko zmęczony. Dodatkowo ból pleców, szczególnie ramion i bioder, nie dawał mu ani chwili wytchnienia. Początkowo było to jakby odrętwienie i Harry myślał, że to z powodu braku ruchu. Teraz ten ból był prawie nie do zniesienia. Nie chciał jednak przeszkadzać Snape’owi i tak dużo dla niego zrobił. Nawet fakt, że na niego nie wrzeszczy, przyjął z ulgą. Nie wiedział, jakby się wtedy zachował.
Gdy fale bólu trochę osłabły, zdecydował się skorzystać z toalety. Wózek czekał obok łóżka. Przeniesienie się z niego na sedes było trudne, ale wołał ten sposób niż usługiwanie skrzatów. Po pół godzinie wrócił do sypialni. Chciał właśnie przesiąść się z powrotem na łóżko, gdy nowa fala cierpienia zwaliła go na kolana. Opierał się całym ciałem o łóżko, starając się nie krzyczeć z bólu. Czuł, jakby coś chciało wyrwać się mu z pleców. Najgorsze było to, że z każdą minutą ból, zamiast maleć, wzrastał. Coś gorącego zaczęło spływać mu wzdłuż kręgosłupa, mocząc dół piżamy oraz spodnie. W końcu nie wytrzymał. Krzyk cierpienia wyrwał mu się z gardła.

**

Severus właśnie wracał z zebrania grona pedagogicznego wściekły jak... lepiej nie mówić. Albus wręcz zażądał, by Potter normalnie rozpoczął rok szkolny wraz z wszystkimi uczniami. Nic go nie interesował stan zdrowia chłopca. Całe szczęście Poppy i Minerwa na odchodnym powiedziały mu, że postarają się pomóc.
Krzyk dotarł do niego jeszcze na korytarzu lochów. Wpadł do swych komnat, a zaraz potem do sypialni. Na widok jej stanu stanął w progu.
Chłopak klęczał na podłodze przy łóżku w wielkiej kałuży własnej krwi, ściekającej wąskimi strużkami z jego zmasakrowanych pleców.
— Potter, coś ty...?
Wtedy to zobaczył. Cztery dziwne kikuty wyrastały, albo lepiej brzmiałoby, wyrwały się z pleców Gryfona. Chłopak był nieprzytomny z bólu. Łzy spływały mu po policzkach, zaparowując okulary.
— To boli — załkał.
Patronus Severusa wyskoczył z różdżki i zniknął za drzwiami. On sam uklęknął koło chłopca.
— Staraj się nie ruszać.
— Co się ze mną dzieje?
Profesor najdelikatniej, jak mógł, dotknął jednego z tego czegoś, co rozerwało plecy chłopaka. Gdy ten nie reagował, wyprostował to coś powoli.
— Merlinie! — sapnął.
Harry się spiął. Mrowienie od dotknięcia odegnało trochę ból, ale szok w głosie mężczyzny wystraszył go.
— Profesorze?
Ten dotknął kolejnej części. Harry westchnął, kładąc głowę na pościeli, gdy kolejna fala bólu zniknęła.
— Harry? Co się dzieje?
— Przestaje boleć, gdy pan mnie dotyka.
— Harry?
— Tak?
— To są skrzydła. Tak mi się wydaje.
Do sypialni wbiegły nagle dwie kobiety. McGonagall, gdy tylko zobaczyła stan sypialni, sapnęła:
— Co tu się stało, Severusie?
Snape zasłaniał jej widok i jeszcze nie widziała chłopca. Gdy się podniósł, jej oczy rozszerzyły się w szoku. Podobnie jak pielęgniarce.
— To niemożliwe!
— Jak widać jednak możliwe — zauważył Snape. — A teraz przestańcie się gapić, musimy go opatrzyć.
— Musimy go przenieść do szpitala.
— Nie, tu będzie bezpieczniejszy. Nikt na razie nie może go zobaczyć.
Kobiety nie miały zamiaru się kłócić. Tym bardziej widząc zachowanie chłopca, gdy starali się go położyć. Gdy tylko któraś z nich chciała dotknąć pleców, natychmiast zaczynał płakać z bólu i odsuwać niezgrabnie poza zasięg ich rąk. Natomiast do Severusa lgnął. Odprężał się pod jego dotykiem. McGonagall i Poppy dały sobie w końcu spokój, pomagając tylko w opatrywaniu. Skrzydła były w fatalnym stanie. Tak naprawdę z trudem je przypominały. No, i ich liczba była dziwna. Magiczne istoty mają skrzydła, ten fakt nikogo nie dziwił, ale była to zawsze jedna para.
— Nie spotkałam się nigdy z magicznym stworzeniem o dwóch parach skrzydeł — szepnęła McGonagall cicho.
Chłopiec zasnął na brzuchu podczas opatrywania. Obandażowane kikuty leżały teraz luźno na jego plecach. Jedna para wyrastała z łopatek, druga – mniejsza – z bioder.
Severus zamknął drzwi do sypialni i wytarł dłonie w ręcznik.
— To normalne u niektórych Lamirów.
— Lamir? Chcesz powiedzieć, że Potter jest Lamirem? To niemożliwe. Zostały wytrzebione wieki temu. — Poppy z wrażenia usiadła w fotelu.
— Ale nie do końca. Uciekły do świata mugoli. Oni nazywają je aniołami, a ten szczególny przypadek otrzymał u nich określenie serafina.
Minerwa obserwowała Severusa przez chwilę.
— Wiedziałeś?! Wiedziałeś, że Potter jest Lamirem?
— Tak. Lily mi powiedziała. — Zajął miejsce za biurkiem. — Zawsze wiedziałem.
— I dlatego tak go nienawidziłeś?
— Nienawidziłem jego ojca. Oraz tego, co powiedziała mi Lily. Czułem się przymuszony.
— Do czego?
— Lamiry wybierają swego towarzysza raz w życiu. I robią to początkowo z nienawiści.
— Chcesz powiedzieć, że wzbudzałeś w Potterze gniew, by stał się twoim towarzyszem?
Severus milczał. McGonagall umilkła także, a Poppy patrzyła to na jednego, to na drugiego.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 20:06, 24 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



O, cudownie. Najwidoczniej będę miała co czytać. No... jeszcze przez jakiś czas. Szczegóły.

Może zacznijmy - znowu - od troskliwego Severusa. Naprawdę dziwnie się czuję widząc go w takiej roli. Niby jest naprawdę adekwatny do całości, ale.. Ja go wolę jako dupka. Tak jakoś.

Cieszy mnie, iż w końcu dowiedziałam się skąd ta cała bezpodstawna nienawiść pomiędzy mistrzem eliksirów a młodym Harrym. To nie mogło być spowodowane tylko faktem, iż Złoty Chłopiec jest synem znienawidzonego wroga Snape'a, Jamesa Pottera. No po prostu to niewykonalne..! Przecież Harry nie jest swoim ojcem, nawet jego - Jamesa Pottera - największy wróg powinien to w pewnym momencie zauważyć..! Toć oczy są odbiciem duszy, a Harry miał oczy Lily. Dobre oczy (jakkolwiek to brzmi).
I nareszcie dowiedziałam się czym jest Lamir..! Hurra..! Ta niewiedza pożerała mnie od środka.
Lamir..? Lamir..? Kim, na Sithisa, jest Lamir..?! właśnie ucięłaś me dalsze myśli. To bardzo dobrze. Chociaż.. patrząc na to, że ów Lamir okazał się mugolskim aniołem... Właściwie, czym dokładnie jest Lamir, że niemagiczni ludzie postrzegają je jako istoty boskie..? Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach uzyskam odpowiedź na to pytanie, ponieważ znów zaczęło mnie coś zżerać od samego środka.

O, o, i Dumbledore jest tym złym (w sensie.. zadufanym w sobie i pewnym swej mocy i wiedzy starcem..!) a jest to cudowne..!
Ave.~
Satan.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 20:17, 24 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir

Cz.3.


— Severusie?
McGonagall nie mogła w to uwierzyć.
— Po prostu powiedz mi dlaczego? Dlaczego to robiłeś?
Mężczyzna milczał, krojąc powoli składniki. Dzień wcześniej obie kobiety po dłuższej chwili milczenia wyszły bez słowa. Teraz Minerwa chciała poznać prawdę. Tę najszczerszą, najprawdziwszą prawdę.
— Po co chcesz wiedzieć? Będziesz mnie gnębić do końca swych dni albo, jak będę mieć pecha, to i dłużej?
— Może.
— Kobieto, a może nie mam ochoty ci mówić?! Może to moja prywatna sprawa — warknął zły na siebie, że akurat ona potrafi go tak wyprowadzić z równowagi.
Powoli wrzucił ingrediencje do gotującej się wody.
— Chcę tylko wiedzieć, czy chłopak będzie bezpieczny.
Severus uderzył dłonią w marmurowy blat.
— Co insynuujesz?!
— Severusie, proszę. Obiecaj mi, że go nie skrzywdzisz — prosiła.
Snape westchnął, prostując się i odwracając do szafki po kolejny składnik. Jego dłoń zatrzymała się na klamce drzwiczek.
— Nigdy nie miałem takiego zamiaru. Zawsze starałem się go chronić. To syn Lily oraz mój towarzysz — szepnął.
— Kochałeś Lily?
— Nie tak jak Harry’ego. Odkąd przekroczył próg szkoły wiedziałem, że Lily mówiła prawdę. Ona wiedziała, że jej syn będzie właśnie ze mną. Wyczuła to zaraz po jego narodzinach.
— Lily była Lamirem, prawda? — spytała McGonagall.
— Tak, ale zwykłym. U niej nie wytworzyły się dodatkowe skrzydła. Kiedyś o tym z nią rozmawiałem. Przypuszczała, że tylko samce lub potężne magicznie samce mogą mieć więcej skrzydeł. Nie wiedziała o swoim gatunku zbyt dużo. Trudno znaleźć o Lamirach jakieś książki. No i dochodzi do tego powód wytrzebienia ich.
— Rozumiem, Severusie. Wiedz, że zawsze będę stać po twojej stronie. Twojej i Harry’ego.
— Dziękuję. A teraz, jakbyś była taka miła, kobieto, to zostaw mnie w spokoju! Muszę przygotować maść na skrzydła Harry’ego! — zagrzmiał.
Uśmiech nie opuścił twarzy McGonagall jeszcze przez długi czas po wyjściu z laboratorium Severusa.

**

Harry nawet nie starał się ruszyć. Ból nie mijał, ale stał się jednostajny. Czekał z niecierpliwością na Severusa. Tylko jego dotyk powodował, że cierpienie odpływało.
Miał skrzydła. To niemożliwe!
Ciągle o tym myślał i nie mógł uwierzyć. Cała ta sytuacja była dla niego niezwykła. Jednak zauważył po ocknięciu się, że Snape nie wydawał się być tym w ogóle zaszokowany.
Jego wejście zostało od razu przez Harry’ego spostrzeżone. Po prostu wiedział, że to właśnie on.
— Jak się czujesz? — zapytał mężczyzna, siadając na brzegu łóżka, obok leżącego na brzuchu Pottera.
— Boli — jęknął ten, odwracając w jego stronę głowę.
— Znowu? Eliksir powinien jeszcze działać.
— Proszę, dotknij ich — prosił.
Severus spełnił prośbę.
— Czy wiesz, dlaczego przestaje boleć, gdy cię dotykam?
— Nie, ale może dlatego, że pana dłonie są takie chłodne.
Mężczyzna prychnął, ale Harry dałby głowę, że to był prawie śmiech.
— Chyba czas, byś dowiedział się kim jesteś, Harry.
Wstał i postawił krzesło obok łóżka. Podniósł chłopaka i posadził go na nim tak, by mógł oprzeć się piersią o oparcie.
— Opowiem ci i jednocześnie nałożę maść na skrzydła. — Mówiąc to, zaczął zdejmować bandaże. — Będziesz musiał poczekać w tej pozycji, aż wsiąknie eliksir zmieszany z maścią.
— Dobrze.
— Zauważyłem też, że odkąd skrzydła wyszły, twoje rany zaczęły się szybciej goić. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego wcześniej działo się to tak powoli.
— Dlaczego? — zapytał chłopak.
— I tu zaczyna się historia o tobie. Jesteś Lamirem, Harry. I nie przerywaj mi! — fuknął, gdy chłopak już chciał się odezwać. — Lamir to stworzenie, istota magiczna, sklasyfikowana jako mroczna, zła i spodziewaj się od teraz dziwnych, niepokojących reakcji od otoczenia.
Potter kiwnął głową. Jednocześnie Severus zaczął wsmarowywać maść. W ciągu doby kikuty zaczęły przypominać skrzydła. Daleko jednak im było do zwykłych, na przykład takich, jakie mają ptaki. Pomimo, że pióra nadal miały podobny kształt, nie były piórami w tym samym sensie. Brzegi każdego z osobna były miękkie, tak jak zwykłe, jednak reszta w szczególności stosina, odznaczały się niezwykłą twardością i chropowatością. Severus zauważył, że przypomina kształtem i fakturą drobne łuski, jak na smoku. Sam musiał uważać, by nie pokaleczyć się przy nakładaniu maści.
— Proszę mówić dalej, profesorze — prosił Harry, gdy Snape umilkł, przyglądając się piórom.
— Wśród mugoli Lamir uchodzi za anioła, a twój przypadek za serafina. Nie jestem za dobrze obeznany z ich religią, ale ty chyba wiesz, o co chodzi.
— Trochę. Nigdy mnie to nie interesowało ani też nie miałem możliwości, by się czegokolwiek dowiedzieć. — Drgnął, gdy wspomnienia same zaczęły wypływać na wierzch umysłu.
Zamknął oczy, starając się opanować. Ten szczególny dotyk przywrócił go z powrotem do rzeczywistości. Ręka mężczyzny spoczywała w geście pocieszenia na jego ramieniu.
— Nie myśl o tym. Teraz jesteś tutaj. Ze mną. Nikt nie zrobi ci krzywdy.
— Dziękuję. — Harry z trudem powstrzymał chęć wtulenia się w tę dłoń. — Dlaczego nagle chcę być tak blisko pana? — wymsknęło mu się, zanim pomyślał.
Severus uśmiechnął się ironicznie, przechodząc do przodu.
— Bo, panie Potter, jestem twoim towarzyszem.
Harry patrzył na niego nie rozumiejąc.
— Że kim?
— Miała ci to wytłumaczyć Lily, ale jak obaj wiemy, nie miała tej możliwości. A teraz powoli wyprostuj skrzydła.
— Jak?
— Nie wiem. Spróbuj. To ty je masz, nie ja.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Rozproszony przez uwagę o towarzyszu Harry nie koncentrował się wystarczająco.
— Potter, spójrz na mnie! — Zrobił to. — Merlinie, nie wierzę, że to mówię. Przestań myśleć. Wszystko ci wytłumaczę. Wszystko, co sam wiem. Teraz rozluźnij się i wyprostuj skrzydła. Muszę zobaczyć je rozłożone, bo mogą być jeszcze gdzieś uszkodzone.
— Pomożesz mi?
Pytanie było nietypowe tym razem. Jednak po zamglonym spojrzeniu Gryfona, Severus zrozumiał, co się stało.
— Znowu boli?
— Tak.
— Nie mogę ciągle ich dotykać.
— Dlaczego?
Snape znów westchnął. Czas na prawdę.
— Lamiry pochłaniają magię czarodziei. W pewnym sensie żywią się nią. To był jeden z powodów twojego osłabienia. Potrzebowałeś magii, by skrzydła mogły się wydostać. Nie miałeś jej skąd wziąć i organizm pobierał ją od ciebie. Normalnie w przejściu pomagają rodzice lub towarzysze.
— Czyli pan?
— Tak, ja. Tyle, że twoje wyszły kilka lat za wcześnie. Nie jesteśmy zjednoczeni, bym mógł ci pomóc bez uszczerbku na zdrowiu.
— Gdy pan mnie dotyka, to czuje pan ból?
— Nie. To całkiem przyjemne uczucie. A teraz pomogę ci rozłożyć skrzydła. Musimy zdążyć na ucztę. Dyrektor zażądał twojej obecności.
Harry zamarł.
— Mam iść do Wielkiej Sali z tym czymś na plecach?
— Tak. Choć nie nazywałbym skrzydeł „tym czymś”. To jest teraz część ciebie. A teraz do dzieła. Chyba lepiej będzie, jak wstaniesz. Stopy już nie powinny tak boleć.
Potter posłuchał. Czuł tylko lekki dyskomfort płynący od nóg, ale teraz coś innego zajmowało jego myśli. Severus stanął przed nim i sięgnął nad jego ramieniem.
— Spróbuj teraz. Pociągnę delikatnie w odpowiednim kierunku.
Harry przymknął oczy, gdy cudowne uczucie ogarnęło jego ciało. Nigdy dotąd nie było mu tak dobrze.
— Teraz drugie — usłyszał koło ucha.
Uczucie zwiększyło się tak bardzo, że aż sapnął. Napawał się nim, dopóki nie poczuł ciężaru na sobie. Otworzył oczy.
Profesor opierał na jego ramieniu głowę, ciężko oddychając. Nagle zaczął się osuwać. Harry złapał go po pachami i wraz z nim osunął się na podłogę.
— Profesorze! — krzyknął, gdy spostrzegł, że ten ledwo oddycha.
„Lamiry pochłaniają magię czarodziei.”
Słowa mężczyzny przypomniały mu się natychmiast. Co miał zrobić? Zaczął panikować, trzymając Severusa w ramionach. Nagle dziwna myśl wpadła mu do głowy. Wręcz szalona.
Pochylił się nad twarzą profesora i...
Pocałował go.
Mrowienie, które po utracie przytomności mężczyzny osłabło, wzrosło teraz nieziemsko. Oczy Severusa otworzyły się w szoku. Nie przerwał jednak pocałunku. Uchylił usta, wpuszczając Harry’ego i na powrót zamykając oczy. Harry zrobił to samo.
Gdyby mieli je otwarte, zobaczyliby coś niespotykanego.
Skrzydła Harry’ego rozsunęły się na całą szerokość i zaczęły lśnić delikatnym blaskiem, który zaczął się osypywać na podłogę. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi na kolejne szarpnięcie w plecach. Trzecia para skrzydeł wysunęła się delikatnie tuż pod pierwszymi. Każdy kawałek pióra mienił się niczym najdroższy kryształ.
Całujący oderwali się od siebie, łapiąc powietrze. Policzki Harry’ego były mocno zarumienione.
— Chyba zrozumiałem, co pan miał na myśli — uśmiechnął się słabo.
— Gryfońska inteligencja! — rzucił Severus, wstając.
Na jego twarzy nie widać było jednak gniewu, raczej przekorność, gdy podawał dłoń chłopakowi. Dopiero teraz zauważył zmianę na plecach Pottera. Uśmiechnął się tylko i nie skomentował.
— Co to? — Harry pochylił się i podniósł odrobinę błyszczącego pyłu, zaścielającego całą podłogę w pokoju.
— Anielski pył. Bezcenny.
— Skąd on się tu wziął?
— Durny Potter — westchnął zrezygnowany. — Lepiej już chodźmy do Wielkiej Sali. Skrzaty to pozbierają i zaniosą do laboratorium.

**


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 20:48, 24 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Trzeci, tak..! Haha..! Już wiem czym są Lamiry..! Tylko.. Dlaczego istoty klasyfikowane jako mroczne i złe są dla mugoli aniołami..? W ogóle dlaczego mają niby być mroczne i złe, no proszę Was.. To, że "żywią się" magią wcale nie oznacza, że są złe..! To tak jakby nazwać złym wilka, który w końcu je mięsu, czyli jest zły, bo zabija. To jest.. Chore. Naprawdę. Chore i chyba nienormalne. Toć Lily, czy też Harry są istotami niemal niegroźnymi..! Znaczy się.. Lily była istotą niegroźną, bo biedaczka już nie żyje... No nic, nieważne.

Dobrze, że "dorosła" mu ta trzecia para skrzydeł, bo wyszłoby na to, że jest jakimś wybrakowanym serafinem. Nawet bym się nie zdziwiła i złożyła to wszystko na karb niedożywienia i maltretowania, w końcu te dwa czynniki zmieniają ludzi i fizycznie, i psychicznie, więc utrata jednej pary skrzydeł byłaby chyba.. czymś normalnym.
Ale to dobrze, że dzieciństwo nie rzutuje aż tak na jego przyszłość. Przynajmniej będzie latał (chyba). Bo będzie latał, prawda..? Przecież.. Poza zrzucaniem pyłku - Sithisie, kojarzy mi się z Dzwoneczkiem! - skrzydła muszą mieć jeszcze jakieś zastosowanie..! Muszą...

Swoją drogą
Cytat:
— Anielski pył. Bezcenny.
— Skąd on się tu wziął?
— Durny Potter

prawda, durny Potter. Zaś Dumbledore jeszcze durniejszy; jak można wymusić na chorym i znacznie osłabionym chłopcu obecność na Uczcie..! I to po co..?! Dla nabrania animuszu i zachowania twarzy..? Psychoza.

Satan.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 21:10, 24 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir

Cz. 4.


— Nigdzie nie idę!
Severus stanął w drzwiach sypialni.
— A to dlaczego? Nadal cię boli?
Harry stał tam, gdzie wstał z podłogi, i rozłożył ręce.
— Mam iść tak?
Teraz Snape uzmysłowił sobie, o co chodzi chłopakowi. Poza spodniami, i to od pidżamy, a nawet te były związane nisko, by dolne skrzydła mogły być na wierzchu, chłopak nie miał na sobie nic.
— Jesteś w stanie złożyć skrzydła albo najlepiej schować?
Harry burknął coś pod nosem ze złości i usiadł tak jak wcześniej na krześle.
— Nie umiem nimi poruszać, nie mam drzwi w plecach, żeby je schować, nie mam ubrania, żeby nie było widać mojej d... dolnej części pleców. Nigdzie nie idę!
Mistrz eliksirów po części się nim zgadzał. Jednak chłopak musiał pojawić się na uczcie.
— Potter, jak na czarodzieja przerażasz mnie. Masz szesnaście lat i nadal myślisz jak mugol.
Otworzył swoją szafę i wyjął z niej kilka swoich rzeczy.
— Załóż najpierw bieliznę, a potem spodnie. Dopasuję je.
Chłopak wykonał polecenie, przesiadając się na łóżko. Przynajmniej do połowy. Gdy schylał się, by zdjąć pidżamę do końca, zakręciło mu się w głowie i tylko ramię Severusa uratowało go przed spotkaniem z podłogą.
— Bądź bardziej ostrożny. Nie jesteś jeszcze całkiem zdrowy.
A Harry opierał się o to ramię jak o ostatnią deskę ratunku.
— Masz zamiar się ubrać czy będziesz świecił klejnotami?
— Dobrze mi tak — mruknął chłopak.
— Zauważyłem, ale chciałbym jednak zachować trochę swojej magii.
— Mogę cię znów pocałować — rzucił Harry i natychmiast spojrzał przerażony na profesora. — Przepraszam.
— To normalne. Przyzwyczaisz się. W obecności mężczyzny, którego uznajesz za towarzysza, będziesz się czuł spokojniejszy. Nie wiem, jak będzie przy innych. A teraz bądź łaskaw się ubrać.
Severus tłumaczył mu jak małemu dziecku.
— Przepraszam. — Chłopiec pochylił głowę.
— Za co znowu?
— Ma pan ze mną same kłopoty. Powinienem być wdzięczny, że w ogóle chciał się pan mną zająć... Przepraszam...
— Przestań! Natychmiast! — krzyknął na niego Severus, gdy tylko zaczął okazywać pierwsze oznaki płaczu.
Harry natychmiast zesztywniał, a zaraz potem skulił się na łóżku, podciągając nogi pod brodę. Severus od razu zrozumiał swój błąd. Krzyczenie to nie był dobry pomysł.
— Harry. Ubierz spodnie, dopasuję je. Potem zrobimy coś z koszulą i szatą. — Wolał zmienić temat.
Pomogło. Trochę.
Potter wyprostował się powoli i naciągnął spodnie profesora. Były trochę za długie, ale w pasie prawie dobre. Dopasowanie zajęło dwa ruchy różdżką, a zrobienie niewielkich wgłębień przy pasku, kolejny. Dolne skrzydła luźno dopasowały się do bioder, przylegając do nich.
— Spróbuj tak zrobić z obiema parami na górze.
— Z jakimi znowu parami...? — Dopiero teraz Harry zauważył, że przybyło mu kończyn lotnych. — Jeszcze jedna?
— Tak. Przecież ci mówiłem, że jesteś serafinem.
— A one mają trzy pary skrzydeł, rozumiem.
Harry zmarszczył czoło i spróbował złożyć skrzydła, tak jak te dolne. W efekcie zrzucił kilka bibelotów i uniósł cały pył z podłogi. Mistrz eliksirów przewrócił oczami, przenosząc drażniący proszek do wolnej fiolki i odstawiając go poza zasięg Harry’ego.
— Przestań. Stań spokojnie. Przymierzymy koszulę.
Zawczasu wyciął odpowiedni otwór. Trzeba było tylko przełożyć przez niego skrzydła. Drugim wyjściem było wycięcie kołnierzyka, a tego nie chciał. Do tego pierwszego potrzebna jednak była pomoc.
— Tym razem sam użyję zaklęcia, potem cię go nauczę.
— Dobrze, proszę pana.
Koszula pojawiła się na jego ciele, zapinając się sama. Z szatą zrobił to samo, co z koszulą. Najpierw otwór, potem nałożył zaklęciem.
— Teraz możemy już iść?— zapytał Snape.
— Musimy?
— Tak, musimy. I tak w końcu musiałbyś stąd wyjść. Lepiej mieć to za sobą. Merlinie, Potter! Wyjmij tego swojego Gryfona na wierzch!
Chłopak westchnął i ruszył w stronę drzwi, zastanawiając się, jak przez nie przejść. Skrzydła, całe szczęście, były połączone z mózgiem i złożyły się, przylegając ciasno do pleców, gdy przechodził z sypialni do salonu.
— Pośpiesz się, jesteśmy spóźnieni — ponaglił go Snape.
Przybyli już po Ceremonii Przydziału i wszystkie oczy skierowały się w stronę wchodzących. Severus szedł pierwszy, a za nim Harry ze spuszczoną głową.
Sala ucichła, gdy drzwi magicznie zamknęły się za nimi.
— Przepraszamy za spóźnienie. Mieliśmy małe problemy.
— Nic nie szkodzi. — Dumbledore uśmiechnął się swoim standardowym uśmiechem, który na Severusa już dawno przestał działać.
Ruszyli do przodu.
— Potter, bądź łaskaw zająć swoje miejsce — polecił mu profesor.
— Ale...
— Natychmiast!
Harry zadrżał i wysunął się zza mężczyzny. Musiał się obrócić bokiem, by ominąć stół Ravenclawu i jego skrzydła stały się widoczne dla wszystkich.
— Hej, Bliznowaty! Coś ci wylazło zza koszuli!
W efekcie Harry się potknął i skrzydła automatycznie rozłożyły się na całą szerokość. Teraz zatrzymało się wszystko. Nawet płomienie pochodni zdawały się migotać wolniej.
— Anioł! Prawdziwy anioł! — krzyknęła nagle jakaś dziewczyna od strony stołu Hufflepuffu.
I się zaczęło. Szepty, spojrzenia oraz wytykanie palcami. Skrzydła wróciły na swoje miejsce, gdy Harry stanął prosto. Rozejrzał się po zebranych i gdy zobaczył machającą w jego stronę Hermionę, podszedł do niej. I nagle wokoło zrobiło się luźno. Została tylko Hermiona.
— Ron, co się z tobą dzieje? — zapytała zdziwiona dziewczyna.
— Nie trzeba. Rozumiem go — powstrzymał ją Harry.
— Harry, o co chodzi? — zaniepokoiła się.
Skrzydła nie były jedynym czynnikiem, który ja zaniepokoił. Przyjaciel był blady, mizerny i wręcz wydawał się wyczerpany.
— Domyślam się, że wakacje nie były dla ciebie najlepsze — szepnęła, nachylając się w jego stronę.
Harry, pamiętając, co się stało z profesorem, odsunął się.
— Staraj się mnie nie dotykać. To nie jest zbyt bezpieczne.
— Dlaczego? Nigdy dotąd...
— Nigdy dotąd nie byłem istotą magiczną – Lamirem. Żywię się magią czarodziei. Wystarczy mi dotyk — poinformował ją zapobiegawczo. — Oni to wiedzą — wskazał na innych.
Ron, Neville i kliku innych uczniów zerkało na niego chłodno, dyskutując, jak się domyślał, o nim. Inna grupa siedziała po przeciwnej stronie, ale ich twarze nie wyrażały wściekłości, lecz coś wręcz przeciwnego — zachwyt.
— Harry, zauważyłeś jak się podzielili? — Hermiona podążyła za wzrokiem przyjaciela.
— Na pół? Siedzą po jednej mojej stronie i drugiej.
— Nie, Harry. Ron siedzi tylko z czystokrwistymi, a na przykład Dean i Colin są wśród mugolaków, takich jak oni. Chyba będziesz musiał uważać.
— Faktycznie, straszna nowość — mruknął.
Uczta była okropna. Ale coś czuł, że najgorsze dopiero przed nim.
Nie pomylił się.
Gdy pierwszoroczni wyszli za prefektami, zaczęli Ślizgoni.
— Hej, Potter! Będziesz teraz przysysał się do nas wszystkich? Wypadałoby ci chyba kupić łańcuch, żebyś za bardzo się nie panoszył. — Malfoy standardowo w otoczeniu swych dwóch wielkich goryli uśmiechał się złośliwie, blokując przejście.
Harry’emu towarzyszyła tylko Hermiona. Wszyscy inni Gryfoni trzymali się z tyłu.
— Panie Malfoy, czy nie powinien pan być już w drodze do swego dormitorium?
Na dźwięk głosu Snape’a Potter rozluźnił się trochę.
— Potter! Ty jesteś oczekiwany u dyrektora. Teraz!
Ostry ton nie spodobał się Harry’emu, ale nie miał czasu, by coś powiedzieć. Na oczach wszystkich profesor złapał go za ramię i popchnął przed siebie.

**

— Nie będę spał w tym samym pokoju co on! — Krzyk Rona odbił się po całym pokoju wspólnym.
Weasley wynosił właśnie swój kufer, by przenieść się do jednego z wolnych pokoi.
— Ron, dlaczego? Anioły nie są niebezpieczne. — Dean stał na korytarzu, łączącym sypialnie chłopców z pokojem wspólnym.
— To Lamir, nie żaden anioł! One pochłaniają magię z istot magicznych! My jesteśmy magiczni! Chcecie, to bądźcie jego żywnością, ja nie mam takiego zamiaru!
Harry stał zaraz przy wejściu i wszystko słyszał. Rozmowa z dyrektorem było krótka. Dostał tylko informację, że wszystkie rzeczy zostały dla niego kupione i są w jego dormitorium. Różdżka została odzyskana z rąk wujostwa. I ani słowa o całej panującej sytuacji, jakby po prostu nic się nie działo.
Teraz miał kolejny problem.
Pokój wspólny był pełen ciekawskich uczniów. Otaczali go ze wszystkich stron. On sam miał dość jak na jeden dzień. Był zmęczony i myślał już tylko o łóżku.
— Harry, jesteś aniołem? — zapytała nagle jedna z dziewczyn z młodszego rocznika, jeśli dobrze pamiętał – Romilda.
— W świecie czarodziejów jestem Lamirem, ale wśród mugoli uchodzę za serafina — odparł.
— Czyli jesteś aniołem? — upewniał się ktoś inny.
— Nie w takim sensie jak myślicie. Nie dostałem skrzydeł w niebie za dobre sprawowanie i tym podobne. Jestem istotą magiczną, jak wilkołak czy wampir.
— Żywisz się magią? — Tym razem to Neville. — Babcia opowiadała mi o Lamirach. Potrafili pozbawić czarodzieja całej jego magii.
Harry nie chciał przed nikim ukrywać prawdy.
— To prawda.
— Jak?
— Co „jak”?
— Jak się żywisz? Wgryzasz się jak wampir?
— Wystarczy dotyk. Nie kontroluję jeszcze tego.
W ciągu kilku sekund wokół niego zrobiła się pusta przestrzeń. Westchnął, ale jednocześnie uznał, że to dobrze, bo nikogo nie skrzywdzi przypadkiem. Musi się nauczyć, jak nad tym zapanować.
— Powinni usunąć cię ze szkoły! — warknięte przez zęby słowa Rona były bardzo wyraźnie słyszalne w panującej ciszy.
— Może, lecz ponieważ jestem Złotym Chłopcem, Wybrańcem, nie zrobiono tego.
Weasley zaczynał go tym razem denerwować. Co roku odprawiał jakąś szopkę z zazdrością. W tym roku miał zamiar dorzucić do niej także nienawiść.
— Pewnie. Harry Potter może wszystko.
— Ron! — Oburzona Hermiona spojrzała na niego tym swoim srogim wzrokiem.
Rudzielec nic nie powiedział, tylko poszedł do swojego nowego pokoju.
Harry mógł wreszcie wejść do swojego. Neville właśnie kończył się pakować. Nie miał tego wiele, bo przecież dopiero co przyjechali. Rzucił zaklęcie lewitujące na kufer i opuścił pokój bez słowa.
— Nie przejmuj się nimi, Harry. Nie wiedzą, co tracą.
— Wy też nie wiecie. A co, jeśli samo spanie w moim pobliżu jest niebezpieczne?
— Przecież byś nam powiedział. — Finnigan rozsiadł się na swoim łóżku.
— Ja sam o sobie niewiele wiem. To — wskazał na swoje plecy — wyrosło wczoraj. Dwie godziny temu dowiedziałem się, kim jestem.
Dean machnął ręką.
— Daj spokój! Gdybyś był naprawdę niebezpieczny, już coś by się stało. Ron to uprzedzony dupek i tyle. Dalej, rozłóż je!
— Lepiej nie. — Przypomniał sobie, co się stało, gdy rozłożył skrzydła za pierwszym razem. — To chyba jeden ze sposobów ściągania magii.
— Skąd wiesz? Wyssałeś już kogoś? Kogo?
— Profesora Snape’a, gdy leczył moje rany.
— Jakie rany? — W drzwiach stały Hermiona i Ginny.
Chłopak umilkł. Nie chciał nikomu mówić o tym, co działo się u Dursleyów.
— Ginny, Ron nie będzie zadowolony, gdy się dowie, że tu jesteś.
— Mam to gdzieś. Nie jestem jego niewolnicą. Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego twoja poczta wracała do nas przez całe wakacje. I skąd masz te blizny na twarzy?
Potter zamarł w miejscu.
— Jakie blizny?
Dziewczyny spojrzały na siebie.
— Harry — zaczęła Granger — kiedy ostatnio patrzyłeś w lustro?
Nagle chłopak uzmysłowił sobie, że jego wygląd musi być straszny. Wpadł do łazienki, zapominając zamknąć za sobą drzwi. Stanął przed lustrem i patrzył. Jego dłoń, jak ciągnięta na niewidzialnym sznurku, dotknęła twarzy, na której były teraz trzy nowe blizny. Wuj Vernon tego dnia uderzył do ręką. Czuł ból rozcinanej sygnetem skóry, ale myślał, że zagoiło się normalnie – bez śladu.
— Na plecach masz ich całe mnóstwo — szepnęła tym razem Ginny, podchodząc bliżej. — Zaczynają się od miejsca wyjścia skrzydeł i chowają się pod ubraniem. Harry, co się działo podczas wakacji?
Harry pokiwał głową, odsuwając się pod ścianę i opierając o nią. Powoli zsunął się na podłogę.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 0:43, 25 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Sithisie, jacy Ci czystokrwiści są przewrażliwieni.. Banda histeryków, po prostu banda histeryków, zaś jeśli chodzi o samego Rona... Wręcz brak słów. Odwrócić się, ba, wręcz znienawidzić, najlepszego przyjaciela..! To było takie prostackie. Fakt, Harry stał się swego rodzaju.. zagrożeniem, że tak się wyrażę, lecz to, jak został potraktowany przez - zdawałoby się - najbliższe sobie istoty, Gryfonów, jest wręcz niepojęte..! Nosz jak tak można, toż to psychiczne..!
Pff.. Przynajmniej mugolaki myślą głową a nie pierdołą, jaką jest "czystość krwi". Potter powinien kiedyś strząsnąć pyłek z tych swoich skrzydełek i im wszystkim zdrowo przez łeb trzepnąć, o..!
Należy im się.

Satan.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 8:26, 25 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir



Cz. 5.

Harry był w szoku. Nawet niedoświadczona w tych sprawach Hermiona mogła to stwierdzić. Uklęknęła koło drżącego chłopaka i wyciągnęła rękę przed siebie z zamiarem pogłaskania go po głowie. W połowie drogi zatrzymała się w miejscu i dłoń zacisnęła się w pięść. Z cichym westchnieniem dłoń opadła na jej kolano.
— Harry — szepnęła ostrożnie, nie chcąc jeszcze bardziej go przestraszyć. — Nie myśl o tym.
Przyjaciel nie wykazał najmniejszego kontaktu z rzeczywistością. Twarz ukryta w ramionach, dłonie szarpały włosy, jakby to one były wszystkiemu winne.
— Zostawcie mnie — usłyszeli nagle. — Po prostu mnie zostawcie.
Ginny przewróciła oczami i przysunęła się bliżej, nagle chwytając Harry’ego za rękę i szarpiąc go w górę.
— Gdzie jest Harry?
Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni, w szczególności Potter.
— Ja…
Weasleyówna szarpnęła go mocniej, podnosząc go do pionu. Fakt, że chłopak ważył teraz mało, a ruda raczej nie omijała posiłków ani treningów z rodzeństwem, to miała wystarczająco dużo krzepy, by go podnieść.
— Ty nie jesteś Harry, którego znamy. Nasz podniósłby wysoko głowę, dumny, że przeżył i zagrał losowi na nosie. Nie ryczałby jak dziecko gdzieś w kącie z powodu kilku blizn.
Potter zamrugał. Opierał się skrzydłami o ścianę i patrzył na dłoń, która nadal trzymała go za ramię.
— Dotykasz mnie — mruknął, podnosząc głowę.
— Oczywiście, jak inaczej bym cię podniosła? — Dziewczyna nagle odwróciła się w stronę Hermiony. — Trzeba go przypilnować przy posiłkach, strasznie leciutki się zrobił. Podczas meczy bez problemu go zdmuchnie z miotły i żaden tłuczek nie będzie potrzebny.
— Dotykasz mnie — powtórzył jak mantrę Harry, ale dziewczyna nadal nie zrozumiała.
— Harry, już to mówiłeś. Ocknij się.
— Ginny, jemu chodzi o to, że nic ci nie jest, nawet gdy go trzymasz. Nie odbiera ci magii.
Weasley puściła go, a zaraz potem uśmiechnęła się słabo.
— Przepraszam, Harry. Nic się nie stało.
— Właśnie — zauważył. — Nic.
— Jak udało ci się pozyskać magię od profesora Snape’a? Może tylko w określony sposób możesz ją pobierać? Inaczej Ginny już leżałaby na podłodze, pusta jak puszka. Bez obrazy, Harry.
Chłopak wyszedł z łazienki, ostatni raz patrząc w lustro. Usiadł na krześle, w ten sam sposób, co u profesora.
— Harry, opowiesz, co się działo podczas wakacji? — dopytywała się Hermiona.
Zielone spojrzenie przebiegło po zebranych. Dziewczyny zajęły łóżko po Ronie, chłopcy po Neville’u. Harry tymczasem kiwnął powoli głową i zaczął mówić:
— Miałaś rację, Hermiono. Nie miałem ciekawych wakacji. To były najgorsze ze wszystkich. Po zniknięciu Syriusza w Departamencie Tajemnic chciałem mieć spokój, ale dyrektor nie pozwolił mi zostać w szkole i jak zawsze wysłał do Dursleyów. Wtedy zaczął się koszmar. Nie wiem, co się stało z wujostwem, ale nigdy wcześniej nie dochodziło z ich strony do rękoczynów gorszych niż popchnięcie.
— Harry, czy oni…? — Ginny chciała o coś zapytać, ale przyjaciółka chwyciła ją za dłoń.
— Pozwól mu mówić.
Harry podziękował jej za to skinieniem głowy.
— Wuj zaczął stosować kary cielesne za najmniejszy błąd z mojej strony. Po kilku dniach bicie paskiem uznawałem za łaskę z ich strony. — Chłopcy sapnęli zszokowani tym stwierdzeniem, ale nie przerwali mówiącemu. — Któregoś wieczora naszło go, by wraz z moim kuzynem pobawić się nożem. Z udziałem moich nóg. Na drugi dzień nie miałem siły, by się choćby poruszyć. Ostatnie, co zapamiętałem, to głos Snape’a u drzwi mojej komórki.
— Znów zamknęli cię w tej klitce? — warknęła wściekle Granger.
— Tak.
— A skrzydła? Skąd się wzięły?
— Pojawiły się przedwczoraj. Odkąd profesor zabrał mnie od Dursleyów, nie mógł mnie wyleczyć z obrażeń. Nieważne co robił, ciągle było źle. A potem one nagle wyszły, rozszarpując mi plecy. Wszędzie było pełno krwi. Najpierw wyszły tylko dwie pary, ta dolna i jedna z górnych. Po tym jak profesor dotknął mnie za skrzydła, wyszły i trzecie, ale Snape stracił wtedy przytomność… — Harry umilkł, gdy przypomniał sobie, co wtedy zrobił.
— Harry?
— Pocałowałem go — szepnął, nieświadomie dotykając swoich ust i uśmiechając się lekko na to wspomnienie.
Cztery połączone sapnięcie odwróciły jego uwagę.
— Co?
— Świecisz się, a dokładniej twoje skrzydła — rzucił Dean.
Kolega miał rację. Pióra delikatnie lśniły, choć w tej chwili ich blask już przygasał.
Hermiona i Ginny chichotały, za to Finnigan przewracał oczami.
— Dziewczyny, proszę. Hamujcie się odrobinę.
— No co? Całujący się profesor Snape! Rozumiesz to?!
— Jesteście okropne — rzucił Thomas.
— Ja się z nimi zgadzam. Przecież jest tylko człowiekiem, chyba też mu się należy — wtrącił Seamus.
Harry przeskakiwał spojrzeniem z osoby na osobę, nie bardzo rozumiejąc, o co im chodzi. Jednak zmęczenie dawało mu się coraz bardziej we znaki i miał już tylko ochotę iść spać. Ziewnął, zasłaniając ręką usta.
— Dobra! — Granger od razu zauważyła ten gest. — Idziemy spać! Jutro porozmawiamy o reszcie.
Pożegnały się i wyszły.
Harry podszedł w stronę kufra przy swoim łóżku. Zamarł po jego otwarciu. Po brzegi wypełniony był on małymi paczkami. Na każdej był krótki opis typu: książki, odzież, składniki i tym podobne. Na samej górze, w ochronnym pokrowcu, leżała jego różdżka i list.

Pozwoliłem sobie zakupić ci odpowiednie rzeczy, bo w domu twoich opiekunów nie znalazłem nic, co świadczyłoby, byś takowe zakupy zrobił. Wszystkie paczki są zmniejszone, więc użyj zaklęcia do rozpakowania.

S.S.


Chłopak nie miał już siły na rozpakowywanie. Wyciągnął tylko paczkę opisaną jako: „bielizna, pidżamy” i po powiększeniu wyciągnął z niej spodnie. Skrył się w łazience i przebrał. Nic nie mógł poradzić na blizny na piersi. Długie i krótkie białe szramy przecinały ją w kilku miejscach niczym swoisty wzór.
Wyszedł z łazienki. Koledzy spojrzeli w jego stronę i ich oczy otworzyły się w szoku. Zaraz jednak zrozumieli, że się wręcz gapią i odwrócili wzrok.
Harry westchnął i poszedł do łóżka.
Spanie na plecach wydawało mu się na razie dziwne, więc położył się na brzuchu. Od razu poczuł, jak skrzydła rozluźniają się i opadają na boki, przykrywając go prawie całego. Teraz też zauważył, że czuje skrzydłami. Ich końcami mógł wyczuć ramę łóżka, a jedno ze skrzydeł opadło na podłogę i czuł chłód, tak jakby dotykał ją dłonią.
Zmęczony zasnął.

**

Obudzenie się na dźwięk budzika, nieważne czy magicznego, czy nie, jest najgorszym momentem. Chyba każdy uczeń to potwierdzi. Chłopcy mieli widać podobne zdanie co Harry, bo grymasili pod nosem, wstając.
Harry wiedząc, że musi się jeszcze choć trochę rozpakować, też podniósł się z łóżka. Bolało go jeszcze trochę całe ciało, ale po tylu tygodniach ciągłego znoszenia bólu, teraz też nie zwrócił na niego większej uwagi.
Niestety żadna z rzeczy w kufrze nie była przygotowana tak jak koszula profesora i chłopak zastanawiał się, co zrobić. Zniszczył koszule trzykrotnie zanim uzyskał podobny efekt. W miarę podobny.
— Pomóc ci? — zapytał Dean, gdy zobaczył zmagania podczas ubierania.
— Nie znam zaklęcia, którym można byłoby to założyć od razu na ciało.
— Mam lepszy pomysł. Daj koszulę.
Chłopak pomachał kilka razy nad tyłem koszuli, ale nie można było usłyszeć zaklęcia. Rząd zatrzasków zastąpił szew.
— Wiem, że trochę przypomina to gorset, ale ułatwi ci to ubieranie bez dotykania skrzydeł przez drugą osobę.
Zapięcie naprawdę pomogło, i to bardzo. Założenie przodu i zapięcie pod skrzydłami było o wiele prostsze niż kombinowanie, jak włożyć je do koszuli.
— Dzięki. Nauczysz mnie potem tego zaklęcia?
— Nie ma sprawy.
Teraz nadszedł czas na śniadanie. Może i podobno Harry żywił się magią, ale głód odczuwał normalny.
W pokoju wspólnym wszyscy współdomownicy czekali chyba tylko na niego. Hermiona uśmiechnęła się i zanim zdążył zareagować, przytuliła go.
— Zwariowałaś? — Krzyk Rona i wyszarpnięcie Hermiony omal nie spowodowało upadku Pottera.
— Ron! Odczep się! Harry nie pobiera magii przez zwykły dotyk.
— Skąd wiesz? — krzyknął.
— Bo nadal stoję. Przypuszczamy, że trzeba dotykać skrzydeł, więc wystarczy uważać.
Dziewczyna wyrwała się z rąk Weasleya i ciągnąc Harry’ego za ramię, wyprowadziła go z Wieży.
Spojrzenia innych uczniów nie opuszczały Harry’ego ani na krok. Po wejściu do Wielkiej Sali jeszcze się to skumulowało.
— Ona go dotyka!
— Chyba się żywi!
— Nadal stoi, więc to chyba nie jest straszne.
Ciche szepty dolatywały z każdej strony. Hermiona nic sobie jednak z tego nie robiła. Trzymała przyjaciela pod ramię i ciągnęła w stronę stołu, przy którym już siedziała Ginny i nakładała posiłek na talerze. Jeden z nich podsunęła Harry’emu.
— Masz to zjeść! — poleciła.
— Słucham? — Harry patrzył na górę jedzenia na swoim talerzu.
— Jeśli chcesz latać, musisz mieć siłę. Skrzydła pewnie sporo ważą.
— Prawdę powiedziawszy to nie. Prawie wcale ich nie czuję.
— Hej, Potter! Jak tam śniadanie? Szlamy są smaczne?
Malfoy pojawił się za jego plecami tak nagle, że pytanie nie zostało nawet w pierwszej chwili zrozumiane. Zaraz jednak gniew przejął nad Gryfonem kontrolę.
— Malfoy! — Zerwał się z ławki i odwrócił do blondyna.
— Co? Czyżbym się pomylił? Harry Potter zawsze wolał mugolaczki niż czystokrwistych, więc dlaczego teraz miałby się zmienić. Twoje dziedzictwo tylko potwierdza moje słowa.
Adrenalina w żyłach Harry’ego zaczęła osiągać punkt krytyczny. Złapał Malfoya za szatę, zanim ten zdążył mrugnąć, i przyciągnął do siebie.
— Uważaj, Malfoy! Bo obiorę sobie za cel każde dziecko śmierciożercy w tej szkole, a na początku listy znajdziesz się ty.
Nie wiedząc nawet, że jego skrzydła rozłożyły się na całą rozpiętość, warczał na Draco, który obserwował to, co działo się za plecami przeciwnika. Gdy były złożone, skrzydła wydawały się być szarawe, teraz po rozłożeniu widać było, że tak naprawdę nie są jednolitej barwy. Górna część była srebrno-czarna, a długie pióra były w dwóch barwach ciemnego pomarańczu i fioletu. Jednak nie to tak przeraziło Ślizgona. Czarno-czerwone wyładowania przemykały po piórach, zbierając się na szczycie każdego skrzydła.
Malfoy zamknął oczy, czując się coraz słabiej.
— Potter, puść go!
Snape wyrwał oszołomionego blondyna i pchnął go w stronę jego goryli.
— Zabierzcie go stąd! Porozmawiam sobie z nim później.
Harry nadal się nie uspokoił, co profesor od razu zauważył.
— Uspokój się natychmiast!
— On obrażał Hermionę!
Błyski nabrały mocy i kilka naczyń w pobliżu pękło z trzaskiem.
Severus westchnął i przyciągnął do siebie Pottera.
— Będę tego żałował — warknął cicho, podnosząc podbródek zaskoczonego Gryfona do góry.
Chłopak wykazał dziwną uległość, patrząc mu w oczy, jakby tylko czekał na jego ruch.
Nauczyciel pochylił się nad nim i pocałował na oczach uczniów i sporej części grona pedagogicznego.
Harry przymknął powieki, zatracając się i nie zwracając uwagi na nic innego, tylko na te usta.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 10:42, 25 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



O, w końcu Hermiona wyciągnęła jakieś logiczne wnioski (i pal sześć, że dzięki Wesleyównie) - wystarczy nie dotykać skrzydeł a wszystko będzie w porządku! Hurra! Genius.~
Szkoda, że żaden z czystokrwistych nie pomyślał w tym kierunku i nie sprawdził swoich przypuszczeń w praktyce poprzez macanie kontrolowane. Oszczędziłoby to nieporozumień i późniejszego przedstawienia w Wielkiej Sali.

Swoją drogą, kolorystyka skrzydeł Harry'ego jest naprawdę interesująca, w szczególności ta w gniewie. Lubie ową paletę barw, zaś dodając do tego wyładowania czystej magii wyglądające niczym wyładowania elektryczne.. No miód po prostu. Piękne i zabójcze, miłe połączenie.

Mugolaki rządzą! Chwilowo tylko tutaj. :3
Satan.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 11:10, 25 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir

Cz.6.


Gryfon nie wiedział, co się z nim dzieje. Gniew uleciał w niebyt w ciągu sekundy, zastąpiony czymś zgoła innym. Nagle cała ta nieziemska przyjemność zniknęła.
— Potter!
Otworzył oczy zdziwiony, że wszystko dookoła migocze.
— Złóż skrzydła i skończ to przedstawienie — polecił ostro Snape, odsuwając go od siebie.
— Tak, proszę pana.
I mistrz eliksirów ruszył do swojego stołu, zostawiając skołowanego chłopaka.
Kilka cichych trzasków oznajmiło pojawienie się skrzatów. Bałagan i pył zostały uprzątnięte, a mała fiolka została wręczona właścicielowi, który nadal tępo wpatrywał się w Severusa.
Nagle rozpętała się burza. Gwizdy, oklaski, a także okrzyki oburzenia.
— Niech żyje profesor Snape!
— Poskromienie Gryfona!
Wołania tego typu słychać było od strony Ślizgonów.
— Tak nie wolno! To niesprawiedliwe! Dlaczego?!
Inne okrzyki dolatywały od pozostałych stołów, choć Potter nie bardzo wiedział, co miały oznaczać. Obrócił się dookoła, a wszyscy patrzyli albo na niego, albo na profesora, który jakby nic się nie stało, jadł śniadanie. Hermiona zlitowała się, gdy kolejna minuta minęła, a przyjaciel stał jak wrośnięty.
— Usiądź, Harry. — Pociągnęła go za rękaw w stronę ławki.
Coś przeskoczyło w umyśle Pottera. Nabrał powietrza, jakby wypłynął z głębin, i usiadł, od razu chowając głowę w ramiona i kładąc ją na stole. Na ten widok Ginny i Hermiona zachichotały znowu, niczym podlotki, którymi przecież ciągle były.
— To było słodkie, Harry. — Weasleyówna szturchnęła go w ramię. — I urocze.
— Przestańcie. Chyba spalę się ze wstydu — burknął chłopak.
— Dlaczego?
— Przecież to mężczyzna. On mnie pocałował — zauważył.
— Nadal nie rozumiem, wczoraj ci to nie przeszkadzało.
— Nawet nie wiem, czy jestem gejem.
— Po tym, co widziałam, i po tym, jak reagujesz, raczej nie ma o czym dyskutować. Jesteś.
— Ginny! — zaburczał znowu w stół. — Ja cię...
Szum sowiej poczty zagłuszył resztę rozmowy. Przed Hermioną wylądowała sowa i dziewczyna odwiązała od jej nóżki Proroka Codziennego.
Już na pierwszy rzut oka było wiadomo, komu poświęcony jest główny temat numeru. Złożony grubymi, wręcz ociekającymi tuszem literami, tytuł aż ranił oczy.

LAMIR — XXXXX

Harry nie chciał wiedzieć, co znów wymyślono na jego temat, ale jednocześnie był to jeden ze sposobów zdobycia wiedzy o samym sobie. Przysunął się więc do Hermiony i zaczął czytać wraz z nią.

Lamiry — klasyfikacja najwyższa.
Zagrożenie — czasowa utrata magii, w skrajnych wypadkach zdarzały się przypadki śmiertelne po odessaniu energii. Istoty te widziano wśród czarodziejów ponad trzysta lat temu, gdy wytrzebiono ostatnich z gatunku. Jednak wśród mugoli panuje dziwna religia, według której istoty bardzo podobne są u nich uważane za dobre. Nic bardziej mylnego.
Jak donosi nam kilkoro uczniów ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Harry Potter jest właśnie lamirem. Dodatkowo nawet nie zwyczajnym, lecz tak zwanym rasowym — serafinem. Jest to jeden z rzadszych i jednocześnie najniebezpieczniejszych przedstawicieli tej grupy. Nie posiada, tak jak reszta, dwóch par skrzydeł, lecz aż trzy. Samym ich rozpostarciem może pozbawić najbliższe osoby przytomności, wysysając ich magię. Dodatkowo może tę magię zamienić w energię, unoszącą się nad ich głowami na kształt okręgów. Jednak to nie wszystko. Jeżeli lamir do osiągnięcia wieku wybicia się skrzydeł nie odnajdzie swojego towarzysza, może wpadać w szał z byle powodu...


Hermiona przerwała czytanie i spojrzała na Harry’ego.
— Profesor jest twoim towarzyszem. Dlatego tak szybko cię uspokoił — stwierdziła.
— Tak. Powiedział mi o tym.
— Wiesz, co się teraz zacznie? To niebezpieczne dla was obu. Tym bardziej, że wiesz, kim jest profesor. Sam-Wiesz-Kto może zażądać, by cię do niego przyprowadził, skoro ma na ciebie wpływ.
— Hermiono, daj spokój. Muszę najpierw poradzić sobie z tutejszymi problemami. Wszyscy to czytają. Wiesz, co zaraz nastąpi?
— Pewnie panika. Rozłożyłeś skrzy...
— On mi ukradł magię!
— Mi też!
Jak na zawołanie uczniowie zaczęli krzyczeć jeden przez drugiego. Przy stole nauczycielskim przerwano żarliwą dyskusję, która rozgorzała po spektaklu Severusa i Harry’ego.
— Proszę o spokój! — Wzmocniony zaklęciem głos Dumbledore’a uciszył uczniów. — Nikt niczego nikomu nie ukradł. Pan Potter jest lamirem, to prawda, ale przebywa na terenie szkoły wraz ze swoim towarzyszem i nie zagraża nikomu. Chyba że, tak jak pan Malfoy, ktoś sam go sprowokuje. Proszę teraz o spokojne dokończenie posiłku, wkrótce rozpoczną się pierwsze zajęcia — zakończył i powrócił do rozmowy z profesor McGonagall.
— Harry? — uwagę Gryfona odwróciła stająca za nim Luna Lovegood.
— Tak?
— Gdybyś kiedyś zgubił pióro, czy mógłbyś je dla mnie zatrzymać. Są bezcenne do mikstury na...
— Dobrze, Luna. Nie ma sprawy — obiecał jej Harry szybko, zanim zaczęła się rozwodzić nad jakimś nieodkrytym jeszcze zwierzakiem czy czymś równie niespotykanym. — Mam trochę anielskiego pyłu, chcesz?
Wręczył jej fiolkę, a dziewczyna umilkła.
— Naprawdę chcesz mi to dać?
— Oczywiście. Jesteś moją przyjaciółką. Dlaczego nie mógłbym ci czasem czegoś dać?
— Ale to jest anielski pył. Wiesz do...?
— Przypuszczam, że wkrótce będę go miał całkiem sporo — uśmiechnął się do niej.
Lovegood spojrzała na niego dziwnie, schowała buteleczkę, a zaraz potem odeszła.
— Harry, chyba zaczynam rozumieć twoje nowe zachowanie — rzuciła Hermiona, odbierając od Ginny plan dla siebie i Harry’ego.
— Jakie znowu zachowanie?
— Zmieniłeś się, i to dosyć drastycznie.
— Nie przypominaj mi. — Zgarbił się i poprawił po raz kolejny grzywkę, choć wiedział, że blizn na twarzy nie ukryje.
— Nie mam na myśli twojego wyglądu. Chodź, pierwszą mamy transmutację, a potem eliksiry. Musimy jeszcze zabrać wszystko z dormitorium.
Ron z Neville’em siedzieli na drugim końcu stołu i umilkli, gdy Potter z Granger przechodzili koło nich.
— To co miałaś na myśli? — zapytał Harry, gdy wspinali się schodami w stronę Wieży.
Chłopak zauważył, że nawet portrety zaczęły go obserwować z jeszcze większą uwagą niż zwykle.
— Chodzi o twoje zachowanie, przecież mówiłam. Stałeś się bardzo ugodowy.
— Ugodowy?
— Harry, wczoraj opowiedziałeś nam o tym, co ci się stało u Dursleyów. I to bez większego namawiania. Wcześniej musiałam z ciebie wyciągać wszystko siłą, a i tak dużo ukrywałeś.
— Chcieliście wiedzieć.
— Właśnie o to chodzi, Harry. Luna tylko poprosiła, a ty już spełniłeś jej prośbę.
Zatrzymali się właśnie przy ruchomych schodach, bo poruszyły się, uniemożliwiając wejście wyżej.
— Gdybym cię teraz poprosiła o pójście ze mną do biblioteki, co byś zrobił?
— Skoro potrzebujesz, to chodź. — Odwrócił się i tylko ręka dziewczyny go powstrzymała przed ruszeniem w stronę biblioteki.
— Harry!
Gryfon zamarł.
— Rozumiesz już, o co mi chodzi?
Kiwnął głową i pozwolił się prowadzić do Wieży po rzeczy na zajęcia.

**

Transmutacja minęła ustalonym dawno temu rytmem. McGonagall dyktowała, oni pisali. Ćwiczenia miały rozpocząć po opanowaniu teorii. Harry niewiele pamiętał z tej lekcji. Po głowie ciągle krążyły mu słowa Hermiony. Nawet nie zauważył, że Ron nie siedział z nimi, dopóki nie zaczęli wychodzić z zajęć. Rozejrzał się i zobaczył, że ten zajmował ławkę na samym końcu sali. Sam.
— Nie przejmuj się, Harry. Jak zrozumie swój błąd, to wróci — pocieszyła go Granger.
— Nie wiem, czy jeszcze chcę, by wrócił.
Dziewczyna spojrzała na niego smutno.
— Wiesz przecież, jaki jest Ron. On...
— Właśnie dlatego. Znudziły mnie jego ciągłe zmiany stron. Zachowuje się jak chorągiewka na wietrze.
— Rozumiem, Harry, ale...
— Koniec dyskusji, panno Granger. — Pojawienie się Snape’a było, jak zwykle, zaskoczeniem.
Co prawda, stali już przed salą eliksirów i czekali na wpuszczenie, ale on zawsze pojawiał się znikąd. Uczniowie, natychmiast po otwarciu się drzwi, zaczęli zajmować swoje miejsca. Znów, jak co roku, mieli zajęcia łączone ze Ślizgonami. Malfoy przyszedł już do siebie i teraz mordował błękitnym spojrzeniem Gryfona, który nie zwracał na niego w ogóle uwagi.
Harry rozpakowywał się, co chwilę zerkając do przodu w stronę biurka profesora.
— Harry, przestań! — szturchnęła go dziewczyna, przywracając do rzeczywistości.
— Panno Granger, proszę przestać krzywdzić mojego towarzysza.
Chyba większej ciszy nigdy w sali jeszcze nie było. Wszyscy zamarli.
Harry zarumienił się po same czubki uszu.
— Pan jest towarzyszem Pottera? — sapnął zszokowany Malfoy, który przegapił zdarzenie w Wielkiej Sali, wynoszony akurat przez Goyle’a i Crabbe’a.
— Tak, a teraz wracać do zajęć.
Ruchem różdżki spowodował, że tablica zapełniła się pismem.
— Skoro wszyscy są tak zaabsorbowani lamirami, to dzisiejsza lekcja będzie o anielskim pyle, które pochodzi właśnie z ich skrzydeł. W oryginalnej wersji nazywany jest lamirusem, ale wpływ mugolskiej kultury ustalił nową nazwę – właśnie anielski pył. Ponieważ tych wiadomości nie ma w żadnej z książek poza tymi z Działu Zakazanego, mile byłyby widziane notatki. — Ciągle mówił swoim zwykły głosem, ale ostatnie zdanie spowodowało, że wszyscy złapali za pióra. Wszyscy poza Harrym, który patrzył na tablicę jak urzeczony.

Lamirus — anielski pył.
Składnik wzmacniający wszystkie eliksiry leczące. Dodany do eliksiru wiggenowego powoduje, że nawet śmiertelna rana goi się w kilka sekund.


— Panie Potter, czy ma pan pył z porannego przedstawienia?
— Nie. Dałem Lunie w prezencie.
— Potter, ty debilu! Dać coś takiego wariatce?! — warknął Draco.
— Cisza! Minus pięć punktów, panie Malfoy za obrażanie.
Oczy wszystkich już nie mogły być większe. Snape zabierający punkty swojemu Domowi i na dodatek z powodu uwagi Malfoya.
Tylko Harry nie okazał zdziwienia. Uśmiechał się delikatnie, nie odwracając wzroku od profesora. Już samo przyznanie się mistrza eliksirów do tego, że jest jego towarzyszem, uważał za wielki przełom. Oczywiście, każdy mógł się tego domyślić po widowisku w jadalni, ale przyznanie się przed wszystkimi to co innego.
— Cóż, musimy pozyskać trochę pyłu, by zakończyć dzisiejszy eliksir. Panie Potter, proszę podejść do przodu.
Choć Snape wręcz wywarczał polecenie, Harry nie zastanawiał się ani sekundy. Wyszedł na środek sali i stanął przodem do profesora.
Chichot dziewczyn zaburzył panującą dotychczas ciszę.
— Spokój! Uległość jest standardowym zachowaniem w stosunku do starszego towarzysza. Słabnie z czasem, co nie zmienia faktu, że nawet młody lamir jest niebezpiecznym przeciwnikiem, gdy się go zdenerwuje. — Spojrzał wymownie na Malfoya. — Szczególnie, jeśli broni przyjaciół lub towarzysza.
Harry miał dziwne wrażenie, że ostatnia uwaga skierowana była bardzo dosadnie w stronę Draco. I to jako ostrzeżenie.
— Panno Granger, proszę zbierać pył, zanim opadnie na podłogę.
— Dobrze, profesorze.
Podeszła bliżej i wyciągnęła różdżkę. Przewróciła oczami, gdy zobaczyła jak większość żeńskiej połowy klasy rumieni się, wiedząc do czego zmierza profesor. Usta Severusa wykrzywiły się złośliwie.
— Rozczaruję niektórych z was. Nie trzeba całować lamira za każdym razem, by uzyskać pył.
Jęk zawodu wyrwał się z kilku ust, także Pottera, ale ten ostatni był słyszalny tylko dla Snape’a.
— Innym sposobem uzyskania go, jest doprowadzenie lamira do stanu pobudzenia, co jak każdy z was wie, pocałunek rozpoczyna bardzo dobrze.
Oczy Harry’ego otworzyły się szeroko w szoku.
Snape chyba nie ma zamiaru...? I to przed całą klasą?


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 11:42, 25 Lip 2012  
Satanachia.
Moderator
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2012
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Hyyy... Tak, przed całą klasą.. Severusie, Ty wężu.~
No nic, cel uświęca środki, nieprawdaż? Swoją drogą, mam wrażenie, że mieszkańcy Hogwartu jakoś zbyt szybko pogodzili się z faktem, że znienawidzony przez wszystkich - poza Ślizgonami - mistrz eliksirów całuje się ze Złotym Chłopcem Gryffindoru. Gryffindoru, psia jego mać! Ja to bym chyba trawiła przez tydzień takie nagłe zmiany, chociaż... możliwe, iż fakt, że Potter jest Lamirem ułatwiło hogwartczykom przejście nad.. pocałunkiem.. do normalnego trybu dnia. W końcu skoro jest dziwnie, to może być jeszcze dziwniej. Co tam logika i ich wcześniejsza nienawiść.
Co tam wcześniejsze faworyzowanie Domu Węża na eliksirach... On im odjął punkty! Severus odjął Slytherinowi punkty! Olaboga.. I to jeszcze przez kogo, przez Malfoya! Szaleństwo. Spodziewałabym się, że odejmie punkty każdemu lecz nie Malfoyowi. To było.. dziwne. Znaczy się, wiem, że Draco wiecznie dopieka Harry'emu i ktoś powinien go w końcu utemperować - ale to później, bo ich prztyczki są fajne - lecz aby Severus? No cóż.. Jest w końcu towarzyszem Lamira. Rozentuzjazmowanego, zbyt zgodnego - czy to właśnie stąd wzięło się mugolskie porównanie do aniołów? - i chwiejnego emocjonalnie, ale zawsze Lamira. Chociaż to wszystko jest chyba normalne dla Potterów.

Poproszę rozdzialik..? *-*
Satan.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Satanachia. dnia Śro 11:43, 25 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 12:38, 25 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Lamir



Muzyka: Abingdon Boys School — Innocent Sorrow.


Cz. 7.


Severus zbliżył się do Harry’ego jeszcze bardziej. A w Potterze coś pękło.
To nie tak! On tak nie chciał!
Spuścił głowę, nie mogąc patrzeć na tę jedyną osobę, której zaufał. Zacisnął dłonie w pięści i przygryzł wargę, gdy dłoń profesora zaczęła unosić się w jego stronę. W jego drugiej ręce zauważył fiolkę z wyraźnym pismem mistrza eliksirów.
„Eliksir Uniesień.”
On naprawdę chce mu to zrobić! Upokorzyć na oczach wszystkich!
Harry zaczął szybciej oddychać. Poczuł się tak samo, jak przy kłótni z Malfoyem. Gniew zaczął przejmować nad nim władzę. Uniósł głowę i spojrzał na mężczyznę. Ironiczny uśmiech, który zawsze miał na twarzy, gdy drwił z niego, jeszcze bardziej go rozłościł. Odsunął się najpierw krok, potem kolejny.
— Potter! Dokąd to?
— Odsuń się ode mnie! — warknął rozzłoszczony.
Dolne skrzydła rozłożyły się, zahaczając o ławki. Pojedyncza błyskawica przeskoczyła przez stół, roztrzaskując szklane przedmioty. Severus odstawił trzymaną fiolkę i zaczął do niego podchodzić.
— Masz się natychmiast uspokoić! Co to znaczy?
— Nawet nie próbuj mnie dotknąć!
Pierwsze z góry skrzydła uniosły się lekko nadal złożone.
— Potter!
— Ostrzegam cię, nie podchodź! — krzyknął, gdy ten znów zrobił krok w jego kierunku.
Nagły spazm bólu przeszedł przez ciało Harry’ego. Chłopak złapał się za koszulę na piersi, gdzie ból stał się jeszcze bardziej intensywniejszy. Czarne mroczki zaczęły pojawiać mu się przed oczami. Upadł na jedno kolana, jęcząc. Ból przeniósł się także na plecy i musiał podeprzeć się dłonią o podłogę, gdy sala zaczęła wirować. Szum w uszach pojawił się niespodziewanie i spowodował, że chłopak nic nie słyszał. Zanim ciemność zagarnęła go w swoje objęcia, poczuł inne, całkiem realne, ratujące go przed upadkiem.

**

Było mu zimno. Tak bardzo, że skulił się, ale niewiele to pomogło. Jednocześnie był cały spocony, choć nie powinien.
Otworzył powoli oczy, uniósł się na łokciu i jęknął, bo nawet ten drobny ruch spowodował ból. Plecy i pierś nadal bolały i teraz Harry czuł, że jest ciasno obandażowany. Podniósł górę szpitalnej pidżamy. Opatrunek obejmował pierś i brzuch, a co za tym idzie, również całe plecy.
— Widzę, że już się obudziłeś.
Harry obrócił głowę i spojrzał na panią Pomfrey. Pobyt w szpitalu nie zdziwił go, bardziej zastanawiało go, z jakiego powodu się tam znalazł.
— Co ja tu robię?
— Otworzyły ci się rany.
— Przecież były już zabliźnione.
— Nie wiem, co się stało. Profesor Snape przyniósł cię tu całego we krwi.
Harry przypomniał sobie, co działo się na zajęciach z eliksirów. Gniew znów zaczął krążyć w jego ciele, ale tym razem chłopak nie pozwolił mu sobą zawładnąć. Spróbował wstać, choć każdy ruch powodował ból.
— A ty gdzie się wybierasz? Masz leżeć, aż rany się nie zasklepią, czyli do rana. Wtedy sprawdzę, czy maść poradziła sobie z nimi dostatecznie.
Pchnęła go z powrotem na poduszkę i przykryła kocem, wyczuwając jednocześnie zbyt wysoką temperaturę ciała. Dla pewności dotknęła jego czoła.
— Masz gorączkę. Zaraz przyniosę eliksir przeciwgorączkowy.
Skierowała się do swego kantorka. Tę chwilę wykorzystał Harry, wstając i uciekając ze szpitala. Musiał znaleźć jakieś miejsce, gdzie nikt mu nie będzie teraz przeszkadzał. Dopiero po wyjściu na korytarz zwrócił uwagę, że jest noc. Zdecydował się na Wieżę Astronomiczną. Tam będzie mógł wszystko w spokoju przemyśleć. Po dotarciu tam skulił się pod murem, obejmując rękami nogi i opierając brodę na kolanach. W tej chwili, patrząc w gwiazdy, pomyślał o Syriuszu. Chciał, żeby tu był. Może on by coś mu doradził? Może zemstę? Czuł się oszukany przez Severusa.
Jak mógł mu to zrobić? Dlaczego tak go potraktował?
— Potter, co ty tu robisz?
Mistrz eliksirów stał w wejściu i rzucał w jego stronę bardzo gniewne spojrzenia. Harry zerwał się na równe nogi. Nie przejmując się w ogóle bólem, doskoczył do Severusa.
— Co ty sobie myślałeś? Jak mogłeś mi to zrobić? Co ja ci takiego zrobiłem, że traktujesz mnie w ten sposób?
Oczy Severusa rozszerzyły się w niedowierzaniu.
— Harry, ty nic nie...
— Nie chcę cię słuchać! Najpierw mi pomagasz, a zaraz potem poniżasz mnie przed wszystkimi. A ja ci zaufałem!
Minął mężczyznę i chciał wyjść, gdy Snape złapał go za ramię.
— Harry...
— Zostaw mnie! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
Wyrwał się mężczyźnie i szybko zbiegł po schodach.
— Harry!
Nie zatrzymał się na wołanie profesora. Coś pchało go jak najdalej od niego. Wpadł do nieczynnej łazienki dla dziewczyn i zamknął się w pierwszej kabinie, do jakiej wszedł. Po raz pierwszy zapłakał. Nie płakał nawet wtedy, gdy Dursleyowie się nad nim znęcali. Nie uronił ani jednej łzy, gdy kulił się komórce, a nieopatrzone rany bolały, nie pozwalając zasnąć i chociaż na chwilę zapomnieć o koszmarze jego życia. A teraz nie potrafił powstrzymać się od płaczu. Łzy spływały mu po policzkach wąskimi strumyczkami, by potem poplamić koszulę. Długo trwało, zanim się uspokoił na tyle, by wyrównał się mu oddech. Pociągając nosem, wyszedł z kabiny. Pochylił się nad umywalką i przemył twarz. Z tafli lustra patrzyły na niego zaczerwienione oczy. Westchnął, opierając o zimne szkło rozgrzane czoło.
Co teraz ?
Pytanie to krążyło mu po głowie od kilku minut. Naprawdę chciał wierzyć w Severusa, chciał mu ufać. Nie potrafił zrozumieć, jak mężczyzna mógł go tak potraktować przed wszystkimi, w szczególności przed Ślizgonami.
I nagle zrozumiał.
To nie była złośliwość profesora. To był pokaz właśnie dla Węży. Chciał im pokazać, że panuje nad nim, nad Wybrańcem. Przecież Severus jest śmierciożercą. Musi grać.
Harry westchnął, rozluźniając się. Teraz, gdy zrozumiał swój błąd, zdecydował się na kolejny ruch. Szybko przemknął do lochów i zapukał do gabinetu Snape’a. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Zanim zdążył zareagować, został wciągnięty do środka i drzwi zostały zablokowane czarem zamykającym.
— Przepraszam... — zaczął, ale nic więcej nie dane mu było powiedzieć.
Severus przytulił go do siebie, obejmując ramieniem, a drugą ręką głaszcząc pióra. Uczucie było tak przyjemne, że chłopak zamknął z przyjemności oczy i napawał się tym wrażeniem. Dotyk warg mężczyzny na swoich ustach skomentował westchnięciem i uniesieniem głowy. Oderwał się od nich dopiero, gdy zaczęło mu brakować powietrza.
— Harry...
— Nic nie mów, Severusie. Rozumiem, przepraszam, że jestem takim głupcem.
Odsunął się od niego, bo dotyk rozpraszał go i nie pozwalał rozsądnie myśleć. Poza tym, gdy nie był złączony pocałunkiem z mężczyzną, zaczynał wyczuwać, jak pochłania jego magię. Było to cudowne uczucie, całkiem inne niż gdy się całowali, ale tak samo uzależniające.
— Chciałem z tobą porozmawiać, Severusie — zaczął, wyrównując oddech. — Chcę wiedzieć, na czym stoję. Muszę wiedzieć, jak mam się zachować, gdy znów zrobisz tego typu pokaz przynależności do śmierciożerców, jak dziś na zajęciach. Nie pozwolę się poniżać, ale wiem, że toczy się wojna i mogę zgodzić się na pewne ustępstwa. I chciałbym wiedzieć, co czujesz do mnie, ale tak naprawdę, bo zaczynam się gubić.
— Harry... — Severus znów go przyciągnął do siebie. — Co mam ci powiedzieć? Co chcesz usłyszeć? Prawdę, którą karmię Czarnego Pana? Prawdę, którą zna Dumbledore? Czy jeszcze coś innego?
— Chcę poznać twoje serce, nawet jeśli mnie to zrani — odparł chłopak. — Wolę znać taką prawdę, nawet gorzką, niż najsłodsze kłamstwo.
— W takim razie... — westchnął Severus, pochylając się nad jego szyją. — Pragnę cię, odkąd przekroczyłeś próg tej szkoły, chcę twego ciała, duszy i wszystkiego, co mogę ci zabrać. — Wyszeptał mu to wprost do ucha najmroczniejszym głosem, jaki Harry dotąd słyszał z jego ust, tak, że aż ciarki przebiegły po jego placach. — Nie interesuje mnie nikt inny, tylko i wyłącznie ty. Nie pozwolę dotknąć cię nikomu innemu, choćbyś sam tego chciał. Zabije go, nawet jeśli znienawidzisz mnie za to. Będziesz tylko i wyłącznie mój.
— Nie rozumiem, Severusie. Dlaczego chciałbym kogoś innego, skoro jesteś moim towarzyszem? I dlaczego pragnąłeś mnie już wtedy, gdy byłem dzieckiem, czy to oznacza...
— Cii... — Zamknął jego usta kciukiem, przesuwając nim po jego wargach i zatracając się w tym dotyku. — Jesteś mój, bo twoja matka obiecała mi cię za ochronę. — Oczy Harry’ego zrobiły się wielkie. — Jesteś mój, bo ona znała moje pragnienia, znała je wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że przy mnie będziesz bezpieczny i nikomu nie pozwolę cię zranić. Znała tę jedyną mroczną prawdę, której ja sam starałem się zaprzeczyć. — Podniósł jego brodę jeszcze wyżej, by spojrzeć w te zielone tęczówki, kryjące się za czarnymi oprawkami, niepasującymi do tak pięknych oczu. — Nigdy cię nie zostawię, nigdy cię nie zdradzę. Nie pozwolę ci cierpieć, nie pozwolę na smutek. — Wokół nich zamigotało niebieskie światło. — Nie będę wymagał z twojej strony niczego, czego sam mi nie dasz z własnej, nieprzymuszonej woli. Czy przyjmiesz mnie jako swojego towarzysza i pozwolisz stać u twego boku?
Harry nie rozumiał, co się dzieje. Czuł dookoła magię tak potężną, że aż drażniła każdy jego nerw, doprowadzając do ekstazy. Oddychał ciężko, trzymając się szaty Severusa, nie odrywając od niego oczu. Chciał całym sobą, by ten coś zrobił. Nie wiedział co, ale chciał, by to już nastąpiło. Jego ciało nie potrafiło się powstrzymać. Wspiął się na palce, mówiąc:
— Przyjmuję cię, Severusie. Pragnę, byś był u mego boku, pragnę, byś nigdy mnie nie opuścił. Jestem tu dla ciebie i chcę, aby ta chwila trwała wiecznie.
Magia oszalała, otaczając ich obu. Harry objął szyję Severusa, przyciągając go bliżej i całując. Dłonie mężczyzny zagarnęły go mocniej, zachłanniej. Westchnięcie i jęk z ust Harry’ego przyjął ze złośliwym dla siebie uśmiechem. Jego dłonie zaczęły wędrować, jakby prowadzone własnym życiem. Chłopak poczuł, jak palce Severusa znajdują zatrzaski na jego szacie i rozpinają je szybko. Szata, a zaraz potem i koszula, opadły na ziemię. Profesor zniżył się i zaczął całować odsłonięte ciało Gryfona, który pozwalał mu robić ze sobą, co tylko ten chciał. Poddawał się, chłonąc każdy gest, dotyk, jaki został mu podarowany. Wygiął się w tył, gdy usta Severusa dotknęły jego sutka. Jęknął, porażony nowym, nieznanym dla niego dotąd uczuciem.
Potem pamiętał już tylko sypialnię. Każdy gest, każde dotknięcie przez Severusa otoczone było magią, która do samego końca nie opuszczała ich otoczenia. Błękitne fale energii pochłaniane przez skrzydła niczym próżnia, tak samo, jak on zostawał pochłaniany przez mężczyznę. Jęki, krzyki przyjemności ginęły w ustach spragnionych tylko więcej i więcej. Pozwalał na wszystko, nawet gdy początkowo bolało, pozwalał zawładnąć sobą temu jednemu mężczyźnie.
Potem powoli wszystko mijało, wraz z falami przyjemności, drobnych gestów i coraz spokojniejszych oddechów. Magia zniknęła, pozostawiając ich samych.
— Mam wyjść? — zapytał chłopak, gdy uspokoił się do końca.
Harry uniósł się na łokciu, patrząc na Severusa, który nie spuszczał z niego wzroku. Nie słysząc odpowiedzi, zaczął wstawać, szukając spodni. Ręka obejmująca go w pasie powstrzymała go stanowczo. Pociągnięcie do tyłu na plecy i znów znalazł się pod mężczyzną.
— Zostań.
Decyzja o odejściu została wymazana jak kreda z tablicy, gdy ciepło towarzysza dotknęło jego ciała. Zasnął z błogim uśmiechem na ustach, wtulony w pierś Severusa i nie przeszkadzało mu, że jest mu coraz cieplej i cieplej, że żar zamieniał się w płomień.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 13:56, 25 Lip 2012  
Nefariel
Powiew wiatru



Dołączył: 26 Cze 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


Cóż... Spełnianie każdego życzenia na pewno nie jest dobrym pomysłem. Co na plus? Że na pewno Ty napisałaś to lepiej, niż zrobiłaby to Lampira (o ile nie jest to przypadkowa zbieżność ksywek. Chodzi o królową złego yaoi, prawda?). Domyślam się, że opowiadanie jest stare - lepiej byłoby go już nikomu nie pokazywać, bo słabe jest jak nie wiem co.
Bohaterowie zachowują się irracjonalnie i zupełnie jak nie oni. Wybacz, ale już sam koncept wujostwa torturującego Pottera jest mocno poroniony - a co, gdyby ktoś zobaczył sińce? Sińce, których na pewno nie nabiłby ćwiczący boks kuzyn? Dursleyowie zbyt dbali o opinię, by dopuścić się czegoś takiego.


Cytat:
Pewnie zabawa dwójki sadystów trwałaby dłużej,

Dwóch. Żaden nie zmienił płci po drodze, prawda?

Cytat:
Do dnia dzisiejszego zaczęły się układać w misterne wzory, jakby drwiąc z jego cierpienia, jakie musiał przeżyć, gdy je otrzymywał. Wzory jego przekleństwa, jak sam je nazywał.

Potter niewątpliwie miał pewne niewielkie skłonności do dramatyzowania, ale w tak wielkie emoizmy i pretensjonalności na pewno by nie popadał...

Cytat:
Jakby wierzył, że Złoty Chłopiec może być w kłopotach u własnego wujostwa.

Niby poprawnie, ale niezręcznie brzmi. "Może mieć kłopoty", tak byłoby dużo lepiej.

Cytat:

Wychodziło na to, że opiekun Pottera wziął go za mugola uczącego w Hogwarcie.

O rly? Nie przypuszczam, żeby był aż tak głupi. Poza tym ze zdania wynika, że to Pottera wziął za mugola uczącego w Hogwarcie.
Ogólnie rzecz biorąc przez cały czas miałam wrażenie, że nie czytam o sztywnym, przesadnie dbającym o zdanie innych Dursleyu, tylko o... Gauncie. Naprawdę.

Cytat:
Zaschnięta (i nie tylko) krew, pot niemytego ciała, fekalia.

Uważaj, bo uwierzę, że Dursleyowie pozwolili, żeby śmierdziało im w domu.

Cytat:
— Jak mogłeś złamać wszystkie bariery?
— Musiałem. Chłopak tam umierał!

Dwie bzdury w tak dużym stężeniu. Naprawdę umiesz wyobrazić sobie Dursleyów pozwalających na to, żeby Harry umarł u nich w domu? Nie, nie mówię o trosce o chłopaka... Domyśl się, o czym mówię, już nieraz o tym wspominałam.
No i do akcji wkracza zUy, nieempatyczny Dumbel. Chyba nie trzeba tego komentować. Do tego na trzeciego mamy troskliwego Severusa.

Cytat:
Teraz zaczynał rozumieć, czemu chłopak trzymał się tylko z określonymi osobami. To byli jedyni ludzie, którzy nie chcieli go skrzywdzić i okazywali mu ciepło.

Po pierwsze - w którym momencie Harry trzymał się tylko z określonymi osobami? Najlepszych przyjaciół miał troje (wliczam Hagrida), ale kolegował się z masą osób. Co do drugiego zdania - tak, tak, bo reszta ludzi jest mroczna, zUa i chce go skrzywdzić.

Cytat:
Nie mógł usunąć ubrań zaklęciem, bo pozrywałby strupy z zasklepionych ran

Myślę, że Pani Pomfrey na pewno znałaby odpowiednie zaklęcie... Tak to jest, kiedy logika ucieka na bok, by zrobić miejsce dla Mocy Jałoji.

Cytat:
Niebardzo

AŁĆ!

Ogólnie cała scena kąpieli wydaje mi się bardzo niesmaczna. Dlaczego Snape, dlaczego nie ktoś, kto jest do tego upoważniony? Ogólnie czytając to, miałam przed oczami miniaturowego Pottera, wielkości mniej-więcej pięciolatka. Tak też zresztą się zachowywał nasz Harry...

Cytat:
— Przepraszam — szepnął nagle Gryfon, zadziwiając tym Snape’a.
— Za co?
— Pewnie ma pan lepsze zajęcia, niż zajmowanie się mną?
— Durny Potter! — warknął na niego mężczyzna.

Nie, to już jest przegięcie. NIE WYOBRAŻAM sobie Harry'ego zachowującego się w ten sposób!

Cytat:
Wlał kilka łyżek eliksiru wzmacniającego i przeciwgorączkowego w usta chłopca, masując mu jednocześnie krtań, by przełknął. Musiał już mocno zasnąć, skoro te zabiegi nie wybudziły go na nowo.

Poił śpiącego chłopaka. Masując mu krtań. Okej, nie mam więcej pytań.

Jedziemy z rozdziałem drugim.
Cytat:
Może to słowo trochę nad wyrost, ale oddaje pełnię sytuacji.

Sprzeczność sama w sobie.

Cytat:
Cały ostatni tydzień, czyli od momentu przyniesienia Pottera do swego dworu,

Skąd Snape - pochodzący z ubogiej rodziny i pracujący jako nauczyciel - miał mieć dwór? Zwłaszcza taki, w którym pracowało kilka skrzatów, skoro nawet Malfoyowie mieli tylko jednego...

Cytat:
nie ważne

Ała.

Cytat:
— Jak widać jednak możliwe — zauważył Snape.

A to bystrzak!

Cytat:
Tak naprawdę z trudem je przypominały.

Ledwie je przypominały.

Cytat:
— Nie spotkałam się nigdy z magicznym stworzeniem o dwóch parach skrzydeł — szepnęła McGonagall cicho.

Nie wierzę, żeby Minerva była na tyle głupia, by nigdy nie spotkać się z magicznym owadem.

Cytat:
Zostały wytrzebione wieki temu.

"Wytrzebić" to nie znaczy "wytępić". Może oznaczać "wybić", ale nie w tym kontekście

Sam motyw wybierania towarzysza z nienawiści przyprawia o silny facepalm. Typowa pożywka dla fanek love-hate'ów.

Generalnie na podobnej zasadzie można by poprawiać prawie każde zdanie, ale nie widzę w tym zbyt wielkiego sensu. Zresztą, zajęła się tym już załoga z NAKWy. Nie wiem zupełnie, czemu nie wzięłaś sobie do serca ich analizy...


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 14:26, 25 Lip 2012  
Zilidya
VIP
VIP



Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis
Płeć: Kobieta


Nefariel, nie jesteś pierwsza i nie ostatnia, której Lamir (tak, specjalnie od Lampiry) się nie podoba. I wcale mi to nie przeszkadza. "Zmierzchu" przykładowo też pewne grupy ludzi nie trawią, a inne są wręcz fanatyczkami. Znam jednak osoby, którym on własnie przypadł do gustów własnie z powodu skrajności, jakie ukazuje.
Co do analizy uważam ją za więcej niż dziwną, choć nie powiem, że momentami nie śmieszną - strawiłam jakieś 30% - nie widzę sensu w analizie pojedyńczych zdań, gdy nie odnoszą się do całości, a wręcz były wredne i niczego nie wnosiły.

Co do zachowania, tu bym się kłóciła - jak ty byś się zachowała gdyby po 6 tygodniach maltretowania ktoś w końcu wyciągnął do ciebie pomocną dłoń, nawet jeśli to w pewnym sensie wróg?
Na razie to chyba tyle.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Strona Główna -> +18 -> [NZ] Lamir (11/14) [SS/HP] +18 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 3  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin