emerald
Chłodny podmuch
Dołączył: 19 Lip 2012
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza stert ksiąg i pergaminów Płeć: Kobieta
|
|
Autor: emerald
Beta: nieoceniona Zilidya
Paring: mentorfic, HarryLu
Rating: +18
Ostrzeżenia: wspomnienia o torturach i przemocy domowej. Jednak bez dokładnych opisów.
Creature fic, non-canon, angst. Drastyczne tematy
Alternatywa, nawet bardzo..
Opis: Jedna decyzja może zaważyć na życiu nie tylko jednego istnienia. Pytanie, czy jest właściwa? A pogłoski o krwiożerczej naturze tajemniczego, skrytego mistrza eliksirów mogą okazać się prawdziwe...
Rozdział pierwszy
— Z..zostaw mnie! P..proszę… B..błagam, niee! Nie! N..nie….
Severus odpoczywał w swoich podziemnych komnatach w Hogwarcie, gdy w swoim umyśle usłyszał szept… Słaby, błagalny głos. Gwałtownie odrzucił czytany artykuł niemieckiego mistrza eliksirów na temat nowej formuły odmiany Veritaserum, która może być bezpiecznie podawana osobom poniżej piętnastego roku życia. Przez dłuższą chwilę nie potrafił opanować przepełniającego go koszmarnego bólu i rozpaczy, choć zdawał sobie sprawę, że nie są jego. W jednej chwili przywołał szklaneczkę podwójnej szkockiej i wychylił zawartość jednym haustem.
Niewiele to pomogło.
Gorączkowe, bezradne błagania wciąż rozbrzmiewały w jego umyśle niczym mantra, szeptane przez dziwnie znajomy głos. Po chwili słowa przestały mieć jakikolwiek sens. Do jego umysłu przez wzmocnione bariery mentalne przebijał się słabnący krzyk, przechodzący w bezsilny, zdławiony szloch. Kogoś, kto nie ma już żadnej nadziei na szybką i bezbolesną śmierć.
— Nie… błagam…
Nagle Severus rozpoznał ten głos, co go ogromnie zaskoczyło.
Potter?!
Smarkacz powinien być bezpieczny! Czyżby Czarny Pan znalazł dom jego krewnych? Bardzo mało prawdopodobne, choć nawet wtedy Osłony Krwi powinny były wytrzymać, chyba że…
Głupi, bezrozumni śmiertelnicy!
Severus nigdy nie miał sentymentu do mugoli, jednak teraz czuł palącą złość na ich bezmyślność, która może kosztować życie młodego czarodzieja.
Jak to się stało, że nie słyszał o planowaniu ataku śmierciożerców na niemagicznych krewnych Pottera i porwaniu chłopaka? Czemu Czarny Pan nie ujawnił mu, jednemu z najbardziej zaufanych ludzi, swych planów co do Pottera? Gdyby je znał, rzecz jasna, mógłby zapobiec temu, informując o nich Zakon.
Czyżby ktoś działał na własną rękę, by odzyskać nadwątloną pozycję i zaufanie? Oczywiście, Nott, Augustus Avery i Rabastan Lestrange z bratem byli zdolni do wszystkiego, by odzyskać względy Czarnego Pana. Ta czwórka musiała maczać w tym palce.
Jak długo więzili chłopaka?
Nie miał czasu na rozważenie swoich pytań i całej sytuacji. Poczuł znajome, aczkolwiek bardzo nieprzyjemne, naglące pieczenie lewego przedramienia. Błyskawicznie wyciągnął z ukrytego schowka jedwabną czarną szatę i srebrną maskę wysokiej rangi śmierciożercy, chowając do specjalnych kieszeni zmniejszoną pelerynę uzdrawiającą i kilkanaście fiolek z rozmaitymi eliksirami wzmacniającymi, osłaniającymi, uzdrawiającymi, przeciwbólowymi o dużej mocy, tak na wszelki wypadek. Zawsze tak robił, idąc na spotkanie śmierciożerców. Nie było wiadomo, co go tam spotka i co, oraz kiedy, będzie potrzebne. Do swojej szaty schował również ostatnie dzieło sztuki warzenia trucizn, nad którym pracował przez ostatni miesiąc na specjalne życzenie Sam—Wiesz—Kogo. Po paru minutach był gotowy do spotkania z szaleńcem terroryzującym mugolską i czarodziejską społeczność.
Wkrótce stał w jednej z dawnych sal balowych rezydencji rodziny Riddle. Czarny Pan właśnie w tej komnacie urządził coś w rodzaju Sali Tronowej i tu zwykle przyjmował swoich popleczników oraz obserwował odrażające sesje tortur czarodziejów lub mugoli. Sala Tronowa zwykle mogła pomieścić kilkadziesiąt osób. Choć ostatnio liczba wolnych popleczników Toma zmalała, ale mimo to komnata ta nie była zbyt wielka na ogólne spotkania. Zostawało nadal sporo miejsca, by dręczyć nieszczęsne ofiary. Spotkania Wewnętrznego Kręgu zwykle odbywały się w niedalekim Czarnym Gabinecie, gdzie nieliczni zebrani siedzieli przy sporym owalnym stole, po którym wiła się Nagini.
Zgodnie z życzeniem Voldemorta, Severus nie miał obowiązku uczestniczyć w ogólnych zebraniach śmierciożerców, choć czasem musiał brać udział w polowaniach na śmiertelników. Był jednym z faworytów i należał do Wewnętrznego Kręgu śmierciożerców, wąskiej grupy wybrańców. Ponadto, Snape cieszył się wysoką pozycją wśród Jego popleczników, wykonując powierzone rozmaite poufne misje oraz zadania, polegające między innymi na dezinformacji Zakonu i zdobyciu od jego członków kluczowych wiadomości. Znając wyśmienicie arkana sztuki warzenia eliksirów, zaopatrywał Czarnego Pana w zabójcze trucizny i eliksiry wykorzystywane w torturowaniu ludzi, czy to magicznych, czy też nie.
— Dziś jest nasz szczęśliwy wieczór, moje wierne sługi — odezwał się Voldemort z paskudnym, obłąkanym uśmiechem na wężowatej twarzy. — Już wkrótce świat znów będzie u naszych stóp i utopimy go we krwi mugoli, szlam i zdrajców. Tych głupców, którzy nie przejdą na moją stronę, nic nie ochroni. Chłopiec, Który Przeżył zginie ostatni, najpierw zobaczy swoich nędznych przyjaciół, martwych u moich stóp. Tak, dobrze się domyślacie, Cudowne Dziecko Światła jest w tym domu, w kwaterach gościnnych kilka metrów pod naszymi stopami. Goszczę je od ponad trzech dni i smarkacz już nie jest tak pyskaty, muszę zauważyć, że to zasługa paru spotkań z Wewnętrznym Kręgiem oraz opieki panów Gayleya i Notta.
Voldemort wydawał się rozbawiony i wyjątkowo w dobrym humorze. Już sam ten fakt sprawiał, że niepokój Severusa rósł z minuty na minutę. Przez salę przebiegł szmer podziwu i rozbawienia, większość śmierciożerców nie mogła się doczekać triumfu nad niepokonanym do tej pory gówniarzem.
Severus, z trudem trzymał się swej roli i nie okazał, jak mocno poruszyła go ta wiadomość.
Ponad trzy dni? W lochach Czarnego Pana? Parę spotkań z Wewnętrznym Kręgiem i opieka Gayleya i Notta? I chłopak jeszcze żyje?!
Potter naprawdę miał potwornego pecha.
Dziwne, że Tom nie wezwał swojego mistrza eliksirów na te „zabawy", choć niechęć Snape'a do Potterów, zarówno seniora jak i juniora, była doskonale znana Czarnemu Panu. Jednak nawet młody Potter nie zasługiwał, by gnić w lochach rezydencji Riddle’a.
Severus stłumił przemożną chęć obnażenia kłów i rzucenia się do gardła stojącego nieopodal Gayleya. Mógł bez trudu wywęszyć, że tamten niedawno się pożywiał z Pottera, na jego szacie czuł świeżą krew chłopaka.
Na rozum Merlina! To w końcu jeszcze dzieciak! Kilkunastoletni smarkacz, który powinien cieszyć się z zasłużonych letnich wakacji, a nie być bez ustanku dręczony w każdy możliwy sposób dla chorej przyjemności Toma i jego bezgranicznie durnych, okrutnych, krwiożerczych zwolenników. Snape czuł, spoglądając na Gayleya dumnego z niewypowiedzianej pochwały, jak wzbiera w nim żądza krwi i mordu.
Jeśli chłopak zdołał przetrwać długie godziny nieustannej męczarni, zgotowanej mu z rozkazu i dla rozrywki Czarnego Pana nie popadając w obłęd...
Severusa przeszedł dreszcz na samą myśl. Nikt z wielu więźniów przetrzymywanych tu lub w lochach rezydencji Lestrange’ów nie przeżył więcej niż parę godzin i każdy z nich skonał mniej lub bardziej pozbawiony władz umysłowych.
Cholerny Złoty Chłopiec wytrzymał trzy dni.
Mistrz eliksirów spojrzał na Gayleya z nieukrywaną odrazą. Florian Gayley uważał się za potężnego wampira, choć wedle norm wampirów był świeżo wyklutym pisklęciem, przemienionym z czarodzieja zaledwie kilkanaście lat temu, gdy po raz pierwszy Voldemort siał strach i śmierć. Jeszcze za swego nędznego śmiertelnego żywota uwielbiał pastwić się nad każdą schwytaną osobą.
Wampir, który go przemienił, nie zadał sobie trudu sprawowania nad nim wymaganej przez wszystkie klany opieki przez pierwsze miesiące po przemianie i nie nauczył go obowiązujących zasad, co spowodowało, że Gayley stał się jeszcze brutalniejszy, wykorzystując dopiero co uzyskaną siłę, prędkość i wyostrzone zmysły do niegodnych, ohydnych czynów. Od kilkunastu lat jego nazwisko widniało na liście Ministerstwa Magii najbardziej poszukiwanych śmierciożerców z adnotacją „niezarejestrowany, nie powiązany z żadnym klanem, wampir".
To wystarczało, by budzić strach wśród całej czarodziejskiej społeczności. Z premedytacją i rozmysłem zadawał cierpienie tym, którzy mieli nieszczęście stanąć mu na drodze, znajdując perwersyjną przyjemność w torturowaniu ofiar przy pomocy magii i kłów. Po tym, jak Tom dosłownie wyparował po nie do końca udanym ataku na kilkunastomiesięcznego Pottera, Gayley znalazł schronienie u braci Lestrange.
Natomiast Nott z kolei był głupim, sadystycznym potworem w skórze śmiertelnego czarodzieja. Działał bez polotu, bazując na najniższych instynktach. Katował swoje ofiary za pomocą wszelkich możliwych sposobów. Ponadto, był jednym z nielicznych śmierciożerców, którzy przekraczali wszelkie granice, dopuszczając się wobec ofiar przemocy seksualnej.
W społeczności czarodziejskiej gwałt należał do rzadkości, co dodatkowo zabezpieczało prawo, ponieważ na podstawie dowodów w postaci wspomnień ofiary, sprawcę karano niemal automatycznie pocałunkiem dementora. Choć wśród śmierciożerców można było znaleźć wszelkiej maści okrutników i sadystów, to większość z nich preferowała używanie magii, jako „czystszej" metody zadawania cierpienia.
Ci, którym to nie wystarczało, zazwyczaj nie działali na specjalne życzenie Czarnego Pana, a po prostu zaspokajali bezwstydnie swoje zdeprawowane żądze podczas wypadów i „zabaw" śmierciożerców.
Zwykle Czarny Pan z zazdrością i fascynacją przyglądał się tym potwornościom wyczynianym przez swoje sługi. Snape był jednym z nielicznych, którzy wiedzieli, że po odzyskaniu ciała, mimo wielu bezowocnych prób, Tom nie był w stanie zaspokoić własnych cielesnych pragnień, pozostając zachłannym obserwatorem brutalnych ataków.
*
Severus wiedział, że podejmując misję ratunkową, nie może liczyć na pomoc nikogo z zewnątrz. Nikt z członków Zakonu nawet nie ma pojęcia, w jak strasznym niebezpieczeństwie znajduje się Złote Dziecko, wybawca z Przepowiedni... A wraz z nim cała przyszłość świata czarodziejów.
Jedynym sprzymierzeńcem Severusa w Wewnętrznym Kręgu był Lucjusz Malfoy, który niezbyt często pracował na rzecz Zakonu, ale na swój sposób utrudniał i sabotował działania Voldemorta. Przyjaźnili się od lat i Severus miał zaszczyt zostać ojcem chrzestnym jedynego syna Lucjusza, Draco. Ostatnio jednak obaj rozluźnili swoją współpracę z Zakonem na rzecz rozwijania własnej metody pozbycia się Toma wraz z jego poplecznikami raz na zawsze. Postanowił powiadomić Lucjusza o całej sprawie i planach ucieczki, gdy tylko Potter będzie bezpieczny i opatrzony w jego komnatach.
Jako wieloletni szpieg i częsty bywalec w rezydencji Toma, Severus doskonale zdawał sobie sprawę, że wydostanie kogokolwiek z dobrze strzeżonych magicznymi zabezpieczeniami lochów i ucieczka z rezydencji Riddle było nie lada wyzwaniem. Jednak nie było to zadanie niewykonalne. Przy pomocy Lucjusza, mogło się nawet udać i zakończyć wyrwaniem nieszczęsnego Wybrańca z tego piekielnego miejsca.
Jeśli uda im się uciec, Severus nie będzie miał żadnej możliwości powrotu do infiltracji tego miejsca, jego pozycja w Wewnętrznym Kręgu będzie całkowicie spalona, podobny los spotka Malfoya, jeśli jasnowłosy czarodziej zdecyduje mu się pomóc, ale wiedział, że była to naprawdę niewielka cena za utrzymanie Pottera przy życiu.
Severus rzadko pozwalał sobie na okazywanie komukolwiek sympatii i współczucia, a zwłaszcza temu nieznośnemu, zarozumiałemu gówniarzowi, który był tak głupi i nieostrożny, że się dał schwytać. Z drugiej strony miał świadomość, że uprowadzenie chłopaka nie stanowiło żadnego problemu dla kilku, znakomicie wyszkolonych w arkanach czarnej magii, dorosłych czarodziejów. Działając z zaskoczenia, najpewniej wykorzystaliby fakt, że Potter objęty był jeszcze Namiarem. W dodatku, najpewniej bez swej różdżki przy sobie, nie miał absolutnie żadnych szans z żadnym ze swoich przeciwników.
Głos Czarnego Pana wyrwał go z rozmyślań.
— Severusie, podejdź. Mam nadzieję, że przyniosłeś mi obiecany upominek. Doskonale. Zapewniliśmy naszemu drogiemu gościowi wiele niezapomnianych rozrywek, choć wiem, że i ty dostarczyłbyś mu dodatkowych atrakcji, jednak uwarzenie tego, o co prosiłem było ważniejsze, nawet od dręczenia Złotego Chłopca. — Tom z nieprzyjemnym uśmiechem skinął dłonią na niego.
Snape powoli zbliżył się i ukląkł przed nim, nisko chyląc czoła, by podnieść nieznacznie rąbek jego zabrudzonej szaty w kierunku swych ust, ale nie pocałował jej. Następnie wyciągnął niedużą fiolkę wypełnioną wściekle fioletowym eliksirem i położył ją na wyciągniętej dłoni Voldemorta, starając się zachować pozory uległości.
Okrutne, zimne oczy błysnęły na widok dostarczonej trucizny. Nastąpiła szybka, lecz precyzyjna ocena eliksiru i po chwili Czarny Pan uśmiechnął się z uznaniem.
— Dobrze się wywiązałeś z powierzonego ci zadania. Jestem zadowolony, że tak szybko przyniosłeś mi ten eliksir, Severusie. Zasłużyłeś na nagrodę, mój wierny mistrzu eliksirów.
Czarny Pan pstryknął palcami i fiolka znikła, trafiając do odpowiedniego schowka. Nie domyślał się, że mistrz eliksirów opracowując daną niebezpieczną formułę, zawsze dbał o to, by mieć pod ręką jej neutralizator. Nigdy nie było wiadomo, czy sam nie zostanie poczęstowany swoim dziełem. Severus, będąc wampirem z urodzenia, nie martwił się o swoje życie. Żadna, nawet najsilniejsza z trucizn, nie zabiłaby go. Jednak zawsze istniało ryzyko poważnego osłabienia, na które Severus nie mógł sobie pozwolić w tym miejscu.
— Mój panie, twoje uznanie niezmiernie raduje moje serce. Choć twój uniżony sługa nie jest godny tych słów i nie zasłużył… — odparł skromnie Severus, nie podnosząc wzroku na pozbawionego ludzkich odruchów wężowatego mężczyznę.
— Severusie, spośród wszystkich zebranych w tej sali, ostatnio jedynie ty zadowoliłeś mnie wystarczająco, by zasłużyć na specjalną nagrodę. Powstań, Severusie Snapie i spójrz na mnie — zażądał Tom lodowatym tonem i kontynuował, gdy Snape spełnił rozkaz: — Od tej chwili mały Potter jest twój. Zrób z nim, co chcesz, jednak pamiętaj, że ma żyć jeszcze przez jakiś czas. Sam chcę go zabić. — syknął Voldemort, głaszcząc długimi palcami swoją różdżkę i rozglądając się po sali. — Niestety, obawiam się, że nie jest w dobrym stanie, mimo troskliwej opieki Notta, dla którego zajęcie się smarkaczem okazało się być prawdziwą przyjemnością. — Czarny Pan roześmiał się paskudnie.
Śmierciożercy gromadnie zaczęli mu wtórować.
Po chwili cichy, wyzuty z emocji głos ciągnął:
— Jeśli chcesz, mój drogi Severusie, masz moją zgodę. Weź go do swych komnat i zajmij się nim. Chcę, by był w lepszej formie, gdy ponownie stanie przed moim obliczem. Nie znaczy to jednak, że masz się powstrzymywać od skosztowania swojej nagrody. Gayley się rozpływał…
Severus poczuł, jak znów wzbiera w nim gniew, słysząc kolejny wybuch rechotu śmierciożerców za sobą.
Nott z przyjemnością zajmujący się chłopcem? Ten nędzny śmieć? Z przyjemnością?!
To stwierdzenie zakrawało na kiepski żart. Nie uwalniając swoich emocji pozwolił, by wąskie wargi wygięły się nieznacznie w złośliwym uśmiechu.
Nie mogę dopuścić, by ktokolwiek mnie przejrzał, powtarzał sobie w duchu, walcząc z przemożną chęcią rzucenia się do gardła temu tchórzliwemu, okrutnemu śmiertelnikowi, który wmówił sobie, że posiada boską moc.
Zmusił się, by utrzymać wzrok na odpychającej w pół gadziej twarzy Toma i z galanterią podziękował za tak hojny dar. Wiedział, jak kapryśny bywa Czarny Pan i jak łatwo zmienia zdanie. By wyrwać chłopaka z tego piekielnego miejsca, nie mógł pozwolić nikomu odebrać sobie praw do niego, ani sprowokować Czarnego Pana do zmiany zdania.
Voldemort skrzywił się w uśmiechu, gestem zezwalając mu na odejście.
— Idź, Severusie, nie zatrzymuję cię dłużej. Odbierz swą nagrodę. Rabastanie, Bello, wprowadźcie naszych nowych gości i niech zabawa się wreszcie zacznie!
Snape stanął z boku i skrzywił się nieznacznie, gdy podwójne skrzydła drzwi po prawej stronie uchyliły się. Wprowadzono około piętnastu, dwudziestu osób w różnym wieku. Severus wiedział, że wszyscy zginą w ciągu najbliższych paru godzin. Zachowując obojętność i znudzony wyraz twarzy, przyglądał się im. Już teraz czuł ich zdezorientowanie, obezwładniający strach, zrezygnowanie.
Na całe szczęście nie było wśród nich małych dzieci. Zwykle starał się przekonać Toma, by przynajmniej jedno z nich trafiło do niego w charakterze „maskotki". Tylko w ten sposób mógł je ocalić przed niechybną śmiercią i przekazać Dumbledore'owi. Tym razem wśród schwytanych było ośmioro czarodziejów obojga płci i w różnym wieku, najpewniej z rodzin niemagicznych, sądząc po ilości połamanych różdżek rzuconych pod stopy Voldemorta.
Dwie osoby wyciągnięto siłą na środek. Tom skinął głową, rozpoczynając piekielne rozrywki śmierciożerców i napawając się swym rychłym zwycięstwem, przyglądał się „rozgrzewce" przy akompaniamencie pierwszych błagań o litość i krzyków bólu ofiar.
*
Snape skorzystał z możliwości opuszczenia miejsca kaźni i starał się jak najprędzej dotrzeć do Harry'ego Pottera. Zszedł do podziemi i skoncentrował się na odbieraniu myśli i emocji chłopca, by go do niego zaprowadziły.
Chłopak musiał stracić przytomność, bo nie docierała do niego żadna świadoma myśl, nic prócz rozdzierającego bólu i instynktownego, obezwładniającego strachu przed kolejną „wizytą" kogokolwiek.
Severus powoli szedł ciemnym, chłodnym korytarzem, z różdżką schowaną w rękawie. Chciał zaskoczyć strażników, nim odeśle ich na górę. Wyczuł, a następnie usłyszał przed jedną z najbardziej magicznie strzeżonych cel dwóch śmierciożerców czymś niezwykle rozbawionych. Rozmawiali, raz po raz wybuchając paskudnym, okrutnym śmiechem. Nott i dziobaty chudzielec, którego pamiętał z Hogwartu. Ach, tak… Primus Hawkins. Kolejny jego były uczeń w sidłach tego szaleńca. Gdy Severus nagle stanął nieopodal i pozwolił im się zauważyć, ich śmiech natychmiast ucichł.
— Możecie iść na górę. Zabawa już się zaczęła — odezwał się mistrz eliksirów obojętnym, chłodnym tonem. — Dotrzymam towarzystwa panu Potterowi.
— Florian mówił, że słodziutki z niego kąsek. Zasmakuje ci, profesorze — zadrwił dziobaty chłopak z dwuznacznym uśmiechem. — A Nott wspominał, że ma takie młode, niewinne, gorące ciałko...
Nott gorliwie skinął głową, klepiąc dziobatego po ramieniu. Na jego ustach wykwitł nieprzyjemny, lubieżny uśmiech i mruknął:
— Sama rozkosz… Taa… I taki ciaśniutki…
Severus błyskawicznie pchnął dziobatego chłopaka na ścianę. Wyciągając w ułamku sekundy swoją różdżkę z rękawa szaty, przycisnął ją do jego gardła, z premedytacją dławiąc chłopaka i eksponując kły, warknął na tyle głośno, by usłyszał go też Nott.
Nott w pierwszej chwili cofnął się, ale nie miał dokąd uciekać, w akcie przedziwnej odwagi wyszarpnął różdżkę, unosząc ją chwiejnie w kierunku Severusa.
— Jeszcze słowo, Hawkins, a będzie ostatnim, które zdołasz wyksztusić, rozumiesz? Nott, opuść różdżkę, natychmiast! Nie drażnijcie mnie, jeśli chcecie dożyć jutra — syknął jadowicie i urwał na moment, obaj cuchnęli nagłym strachem. Zanim się odezwał ponownie, rozkoszował się tą chwilą. — Posłuchaj mnie uważnie, panie Hawkins, zgodnie z życzeniem Czarnego Pana, Potter jest teraz pod moją całkowitą opieką i zapewniam, że ktokolwiek go tknie bez mojej wiedzy i zgody choćby palcem, będzie skamleć o dobicie. Dotarło, Nott? Nie mam w zwyczaju dzielić się z nikim tym, co należy tylko do mnie — rzucił szumowinie mordercze spojrzenie i kontynuował, gdy tamten szybko kiwnął głową, oblizując nerwowo wargi: — Bardzo mnie to cieszy. A ty, Hawkins, jeśli jeszcze raz bez pozwolenia otworzysz usta w mojej obecności, sprawdzę, jak smakuje twoja krew.
Snape z obrzydzeniem puścił dziobatego smarkacza i zadowolonym spojrzeniem podążał za dwójką wystraszonych na śmierć śmierciożerców, oddalających w pośpiechu się i co chwilę zerkających za siebie.
Jak zwykle, groźba okazała się skuteczna. Jego umiejętności i doświadczenie bezwzględnego śmierciożercy, szpiega oraz fakt, że był jednym z najbardziej potężnych czarodziejów wśród sług Czarnego Pana, skutecznie onieśmielała ich, a w połączeniu z jego drapieżną naturą wampira sprawiało, że większość z nich po prostu potwornie się go bała i starała się mieć w nim sojusznika.
Pożywianie się wbrew woli posiadającej choć śladową inteligencję, żywej istoty, nigdy nie należało do jego przyjemności. Zmuszony do tego okolicznościami, niezwykle trudnymi obowiązkami szpiega-śmierciożercy, Severus szybko pozbawiał ofiarę świadomości i nie zadawał jej zbędnego cierpienia, magicznie wywołując wszelkie potrzebne efekty dźwiękowe i wizualne do przedstawienia, którego głównym widzem był Czarny Pan. Jednak ze złowrogim uśmiechem stwierdził, że mógł zrobić wyjątek od tej reguły, jeśli chodziło o sadystycznych śmierciożerców.
Chwilę później, gdy był pewny, że jest sam i nikt go nie zaskoczy, wypowiedział odpowiednie hasło, by ukazało się magicznie zabezpieczone wejście. Wszedł do niewielkiej, ciemnej i cuchnącej celi. W powietrzu czuł świeżą krew, wyostrzonym zmysłem słuchu słyszał powolne krople, rozpryskujące się o kamienną podłogę. Zmusił się do zignorowania zapachu, który z zaskakującą mocą działał na niego, z trudem powstrzymał instynktowne odsłonięcie kłów.
Po intensywności tego zapachu wiedział, że Potter był wielką, otwartą, krwawiącą raną.
Podniósł różdżkę, wymruczał Lumos Optima i powoli podszedł do nieprzytomnego, brutalnie odartego z ubrania chłopca, bezwładnie wiszącego w magicznych okowach. Z trzech ścian ponurej, wilgotnej i zimnej celi sączyło się łagodne, jasne światło, pozwalające Severusowi udzielenie chłopcu niezwykle potrzebnej pierwszej pomocy.
Jego przypuszczenie było słuszne, Potter krwawił z tylu świeżych, dość głębokich ran, że to było praktycznie niemożliwe, że jeszcze mógł żyć. Mistrz eliksirów w jednej chwili usunął krew zakrzepłą na chłopcu i tą, która zebrała się pod jego stopami. Bez trudu zauważył, że niemal każdy centymetr ciała Harry'ego pokrywały mniejsze i większe siniaki, otarcia, rany i zaognione pręgi. Potter wydawał się chudszy, mniejszy, o ile to możliwe, niż zaledwie dwa i pół tygodnia temu, na Pożegnalnej Uczcie w Hogwarcie.
Snape wypowiedział cicho formułę otwierającą specjalne kajdany i jak najdelikatniej potrafił, złapał osuwającego się Pottera, opuszczając go na zaczarowaną w tym samym momencie miękką podłogę. Zdecydowanie chłopiec ważył mniej, niż powinien.
Mistrz eliksirów błyskawicznie przeprowadził wstępną diagnostykę obrażeń. Wskazała ona, że Potterowi stosunkowo niedawno podano słabe eliksiry uzdrawiające, które nie były w stanie go uleczyć. Lista obrażeń była zbyt długa, podobnie jak wykaz jasnych i mrocznych klątw, w tym klątwy Cruciatus i innych zaklęć torturujących, którym go wielokrotnie poddawano przez minione godziny. Poza tym czary diagnostyczne potwierdziły podejrzenia Snape'a o utracie przez chłopca dobrych kilku kilogramów i wykazały, że sporo urazów powstało, zanim Potter trafił do lochów Czarnego Pana.
Jego krewni, w umyśle Severusa rozbłysła myśl, chłopak musiał być maltretowany i zaniedbywany przez swoich krewnych.
Organizm chłopca próbował sam się uleczyć, wtedy i przez ostatnie godziny, jednak te próby samouzdrowienia skończyły niemal całkowitym wyczerpaniem energii magicznych. Młody czarodziej doznał zbyt wielu i zbyt poważnych obrażeń, by jego własna magia mogła mu pomóc.
Severus doświadczonym okiem spojrzał na rozległą ranę na szyi chłopca. Robota skrajnie wygłodniałego, albo ogarniętego szałem wampira. Mistrz eliksirów potrząsnął gniewnie głową. Dla niego, jako wampira, to było po prostu oburzające. Gayley, pożywiając się z Harry'ego, dokonał strasznych dewastacji, niemal rozszarpując mu gardło na strzępy. Przez jakiś czas Potter nie będzie mógł mówić, nawet po magicznym uleczeniu.
Taka bezcelowa brutalność nie była dobrze widziana wśród członków większości klanów wampirów, a jednostki, które ją wykazywały, nie cieszyły się zrozumieniem swoich pobratymców. Sam Severus wiedział, że czasem bardzo trudno nie zapomnieć się i utrzymać na wodzy wewnętrznego drapieżnika, jednak nic nie usprawiedliwiało tego, co dokonał durny pisklak.
Powstrzymując gniew zarówno na mugoli jak i krwiożerczych, okrutnych śmierciożerców, Snape bez zastanowienia wyciągnął kilka fiolek eliksirów. Uznał, że najlepiej zrobi, jak wprowadzi najszybciej działające przeciwzapalne, uzdrawiające i przeciwbólowe eliksiry bezpośrednio do krwioobiegu Pottera czarem i jednocześnie nałoży na skurczony żołądek odpowiednie zaklęcie, by uniknąć niepotrzebnych, dodatkowo zagrażających życiu chłopaka komplikacji. Gdy to zrobił, postanowił jak najszybciej przenieść młodego Gryfona do swoich kwater, gdzie miał więcej potrzebnych eliksirów i mógł go należycie opatrzyć, uleczyć.
Otulił go ostrożnie powiększoną do normalnych rozmiarów peleryną uzdrawiającą i używając lewitacji prędko wrócił z nim do swoich kwater w północnym skrzydle rezydencji. Choć się śpieszył, to wiele minut zajęło mu oczyszczenie ran i uleczenie poważnych, zagrażających życiu obrażeń.
Mistrz eliksirów poczuł, jak rośnie w nim straszny gniew, gdy pomyślał o „słabości" Notta do dzieci, nastoletnich chłopców i dziewczynek. „Taki ciaśniutki" wciąż rozbrzmiewało w uszach wampira, kiedy ponownie przeprowadził czary diagnostyczne, tym razem szczegółowe. Niestety, ich wyniki potwierdziły najgorsze przypuszczenia Snape'a. Miał ochotę dorwać małego, nędznego śmiecia i rozerwać go powoli na strzępy gołymi rękami. A następnie zrobić to raz jeszcze i powtarzać tę czynność przez długi czas, aż nie zostałoby z niego nic.
Prawie trzy godziny później, Severus spojrzał na przeraźliwie drobną i bladą, owiniętą w bandaże i opatrunki sylwetkę, leżącą w strojnym łożu w jego sypialni. Usiadł w wygodnym fotelu i nie spuszczając wzroku z Harry'ego, układał w głowie prawdopodobny scenariusz wydarzeń. Jednak wszystko, co przychodziło mu do głowy, jedynie podsycało jego gniew.
Czarny Pan najwidoczniej kazał złamać Pottera wszelkimi możliwymi sposobami, oprócz zabijania go. Gayley i Nott połączyli więc obowiązek z zaspokojeniem własnej, chorej, zdeprawowanej przyjemności. Skatowali go, złamali przy pomocy niemal każdych magicznych i najbardziej podłych mugolskich metod zadawania cierpienia.
Snape zgrzytnął zębami na samą myśl, co to oznaczało. Chłopak nie zasługiwał, by tak cierpieć, nawet za grzechy swego durnego ojca i tego kundla, Blacka.
Do jego umysłu gwałtownymi falami docierały przerażenie, dezorientacja i niemal namacalny ból w takim natężeniu, że Snape nawet po ponownym wzmocnieniu swoich barier mentalnych nie był w stanie jasno myśleć.
Musiał uspokoić emocje, uśmierzyć cierpienie Pottera. Natychmiast, zanim szok chłopaka przejdzie w obłęd i smarkacz pociągnie go za sobą na dno piekła. By to zrobić, musiałby przeprowadzić legilimencję, bardzo subtelną i terapeutyczną jej odmianę, a zarazem dość mocno wyczerpującą energię magiczną. Albo rytuał w umyśle dziecka.
Severus w żadnym wypadku nie miał ochoty przebijać się do porażonego ostatnimi przeżyciami i ogromnym szokiem pourazowym umysłu Harry'ego, ale innego wyjścia nie było. Odetchnął głęboko, rozważając sytuację i po dłuższej chwili zdecydował się działać.
Im szybciej to zrobisz, tym wcześniej przestaniesz odczuwać cudze cierpienie.
*
Zanim przystąpił do tego delikatnego zadania, zamknął swoje komnaty i na wszelki wypadek zabezpieczył je odpowiednimi czarami ochronnymi, dopiero wtedy usiadł na brzegu łóżka. Na bladej twarzy Severusa malowała się koncentracja, kiedy rozpoczął monotonną i cichą inkantację, przykładając chłodne palce do skroni chłopca. Mimo, że Potter nadal był nieprzytomny, jego zasinione powieki bardzo powoli się uniosły i ukazały się intensywnie zielone, niesamowite oczy, wpatrujące się niewidzącym wzrokiem wprost w mistrza eliksirów.
Severus kontynuował monotonne zaklęcie, w pewnym momencie mocnym, ale łagodnym głosem wypowiedział Legilimens Sensibilis i w jednej chwili znalazł się przed ścianą zielonego ognia otaczającą małego, płaczącego chłopca. W gęstej, mlecznej mgle, nad nimi wiła się Wstęga Pamięci, jednak była porażająco inna od wszystkich, jakie Severus wcześniej miał okazję widzieć.
Normalnie żywe, intensywne kolory były wyblakłe i stopniowo przechodziły w głęboki odcień szarości i czerni. Stan Wstęgi świadczył, o tym, że Złoty Chłopiec w całym swoim kilkunastoletnim życiu doświadczył bardzo niewiele dobra i radości. Niepokoiło to Severusa, który tak słabej Wstęgi nie widział nigdy wcześniej. Nigdy by w to nie uwierzył, gdyby nie widział tego na własne oczy.
—Odejdź! Bła..błagam… oni zaraz wrócą… — Do jego umysłu doszedł drżący, przerażony szloch. — Mamo… gdzie jesteś? Proszę, pomóż mi… Mamo! Zabierz...
Severus z najwyższym trudem zmusił się do powstrzymania, utrzymania własnych emocji pod kontrolą, gdy Harry rozpaczliwym głosem ponownie wzywał Lily.
Prosił ją, błagał o pomoc, a ta nie nadchodziła. Przerażony, zagubiony i potwornie skrzywdzony chłopiec nawet we własnym umyśle nie mógł liczyć na odrobinę matczynego pocieszenia.
— Jesteś już bezpieczny. Harry, posłuchaj mnie, nie skrzywdzę cię — odezwał się Snape nadzwyczaj łagodnie, muskając dłonią najbliższy język ognia. Na skórze poczuł palące, lodowate zimno i uśmiechnął się mimowolnie, cofając rękę.
Świetna bariera mentalna, przeszło mu przez myśl.
Jedna z bardziej efektownych wizualizacji. Potter musiał jednak pracować nad oklumencją. Z przykrością musiał przyznać, że smarkacz nie był tak leniwy, zarozumiały, jak sądził. Ba, chłopak zasługiwał na pochwałę.
Ta bariera była nie do sforsowania nawet przez Czarnego Pana, który panicznie się bał ognia. Severus nagle zrozumiał, dlaczego Tom zezwolił śmierciożercom na wszystko, na co mieli ochotę, byle tylko móc wedrzeć się do umysłu chłopca.
— Wkrótce zabiorę ból. Zaufaj mi.
— Leniwy cudak, głupi świr, nic nie warty śmieć musi być zbity na kwaśne jabłko... Morderca zasługuje, by go zatłuc… — Nieoczekiwane słowa wyszeptane przerażająco cichym, beznamiętnym, schrypniętym głosem sprawiły, że Snape stanął jak wryty.
Chłopiec recytował brutalnie wbitą lekcję. Po chwili znów rozległ błagalny, rozpaczliwy jęk. Severus czuł, jak pęka mu serce, gdy go usłyszał.
— Nie! Nie dotykaj mnie! Nie rób tego… Proszę! Mamo! N-nie mam sił. Zły wężowaty wróci, a ja nie mam już sił… Ogień go już nie powstrzyma. Nie mogę dłużej… Prze-przepraszam, mamo…
Dziecięcy głos ucichł. Wkrótce ponownie rozległ się bezsilny, bezradny płacz opuszczonego, pogrążonego w bólu dziecka. Z czasem jak chłopiec szlochał, potężne płomienie malały i w końcu Severus mógł przejść między nimi. Stanął obok chłopca i zanim się zorientował, obejmował delikatnie małą, drżącą sylwetkę, głaszcząc miękką burzę włosów. Szeptał jakieś nieistotne, kojące słowa. Drobne dłonie kurczowo zacisnęły się na jego szacie, jakby był jedyną osobą na całym świecie, która mogła chłopca ochronić, pocieszyć. Po dłuższej chwili ostrożnie się uwolnił, nie przestając obejmować dziecka.
— Już dobrze. Jesteś bezpieczny, Harry, nikt cię już nie skrzywdzi. Naprawdę. — Wzrok Severusa znalazł się na wysokości ogromnych, szmaragdowych, błyszczących od łez oczu. — Nie bój się. Nie pozwolę nikomu zbliżyć się do ciebie.
Łagodna wersja legilimencji i zamknięcie bólu czy nieprzyjemnych wspomnień, myśli głęboko w podświadomości nie wchodziło w grę, gdy Wstęga Pamięci była tak zmieniona, mogło to spowodować tylko więcej szkód. Poza tym, takie działanie absolutnie nie było wskazane po tym, co Potter ostatnio przeżył.
Severus nie miał wyjścia, by pomóc Potterowi musiał przeprowadzić rytuał i tymczasowo całkowicie połączyć się z jego umysłem. Snape bezzwłocznie wymruczał zaklęcie i z jego dłoni wypłynęły dwie błyszczące nici.
Cieńsza srebrna nić luźno owinęła się wokół szyi małego Harry'ego, przybierając kształt drobnego, błyszczącego węża. Chłopiec, choć wydawał się zaskoczony nieoczekiwanym rozwojem wypadków, wcale się nie wystraszył. Wręcz przeciwnie, niemal z czułością pogłaskał srebrnego węża, który uniósł delikatnie głowę i potarł nią o brodę Pottera z wyraźną sympatią i oddaniem, sycząc kojąco, przyjaźnie.
Zadziwiające, pomyślał Severus, przyglądając się temu z nieukrywaną ciekawością i zaskoczeniem.
Harry pociągnął nosem parę razy, a po chwili na jego wymizerowanej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Z jego ust wydobyły się ciche, syczące dźwięki, które mistrz eliksirów rozpoznał jako wężomowę. Mężczyzna zmrużył oczy, przysłuchując się im uważnie.
W tym samym czasie druga, potężniejsza srebrna nić ciasno otoczyła zszarzałą Wstęgę Pamięci, która zaczęła się skrzyć i błyszczeć.
— Posłuchaj mnie, stwórz na nowo ścianę ognia wokół siebie i utrzymuj go jak najdłużej. Wiem, że jesteś bardzo zmęczony, ale postaraj się — poprosił łagodnie Severus i uniósł kąciki ust, gdy po chwili płomienie wystrzeliły z zadziwiającą mocą. — Bardzo dobrze. Niestety nie mogę dłużej z tobą zostać. Wąż na twojej szyi ochroni cię przed każdym zagrożeniem i dzięki niemu będziesz mógł ze mną rozmawiać, niezależnie od sytuacji. Ponadto pomoże ci utrzymać ogień, by strzelał wysoko, gdy zaśniesz. A ja... Nie będziesz mnie widzieć, ale będę bardzo blisko, rozumiesz?
Mały chłopiec kiwnął głową, palcami przesuwając po gładkiej i ciepłej skórze węża, z trudem powstrzymując nowe łzy. Wąż nie przestawał wydawać kojących, uspokajających dźwięków. Severus wiedział, że malec potwornie się boi zostać sam, już teraz wyczuwał to ze zdwojoną siłą. Mistrz eliksirów delikatnie ujął jego drobną, przestraszoną twarz, obiecując mu, że go ochroni, że wąż i on zawsze będą przy nim. Następnie wycofał się z umysłu Harry'ego i z zadowoleniem stwierdził, że nikt nie próbował wedrzeć się do jego komnat.
Śmierciożercy najwyraźniej wciąż się świetnie bawili, mordując nieszczęsne ofiary.
Spojrzał na bladą, pokaleczoną twarz chłopca i zauważył, że po raz pierwszy odkąd wyciągnął go z celi, wyrażała względny spokój. Podobnie umysł dzieciaka pracował spokojniej, nie koncentrował się już na nieznośnym cierpieniu, a na tej odrobinie pocieszenia, spokoju, bezpieczeństwa jaką otrzymał.
Rytuał, który Severus musiał przeprowadzić w umyśle chłopca, by uśmierzyć jego ból oraz powstrzymać kolejny atak Czarnego Pana, stworzył magiczną więź między nimi. Zaskakująca była jej moc i trwałość. Nigdy wcześniej Rytuał Wstęg przeprowadzony w umyśle dziecka nie był tak skuteczny.
Chyba, że magia chłopca rozpoznała… Nie, to po prostu niemożliwe! Na pewno jest inne wytłumaczenie!
Przez następne dwa dni mistrz eliksirów regularnie co kilka godzin zmieniał opatrunki i podawał chłopcu głównie trzy eliksiry, wprowadzając je bezpośrednio do krwioobiegu. Pierwszym z nich był odżywczy eliksir wzmacniający z silną nutą naparu przeciwbólowego i usypiającego; następnym stosunkowo niedawno stworzona przez Severusa zmodyfikowana wersja uzupełniającego poziom krwi w organizmie dla ofiar ataku wampira. Ostatnim był kolejny napar własnego pomysłu Snape'a, przeciwdziałający skutkom klątw zarówno białej jak i czarnej magii, a w szczególności przewlekle torturujących, z aktywnym składnikiem przeciwzakaźnym eliminującym wszelkiego rodzaju blizny powstałe w wyniku magicznie zadanych ran.
Mógł nie znosić tego smarkacza, ale chłopak nie zasłużył, by cokolwiek, absolutnie cokolwiek, przypominało mu o tych potwornych kilkudziesięciu godzinach niewoli i męczarni. Eliksiry, które podawał Potterowi były czterokrotnie silniejsze od wersji podstawowych i skutecznie pozbawiły chłopaka świadomości.
Na szczęście nikt mu nie przeszkadzał, choć dwa razy Tom przysyłał kogoś po niego, by zdał szczegółową relację, jak postępuje sytuacja.
Severus ostrożnie sprowokował Czarnego Pana do surowego ukarania swoich gorliwych sług, beznamiętnie opisując stan Pottera i twierdząc, że nie ma szans, by w najbliższym czasie Złoty Chłopiec był w stanie stanąć do pojedynku, w którym Czarny Pan chciał go unicestwić i wskazał winowajców tej jakże niefortunnej sytuacji.
Słysząc to Tom wpadł w furię, zebrał kilku śmierciożerców z Wewnętrznego Kręgu i wraz z nimi przez ponad godzinę torturował Notta, zmieniając go w półżywą, krwawą miazgę.
Severus nie mógł powstrzymać drapieżnego, zadowolonego uśmiechu, jaki pojawił się na jego twarzy, gdy to zobaczył. W końcu Voldemort się znudził wrzaskami i Nott został odesłany do dworku Lestrange, z adnotacją surowo zakazującą komukolwiek uzdrawiania rannego za pomocą magii i eliksirów. Gayley wkrótce podążył jego śladem w podobnym stanie, a fakt, że był wampirem, niewątpliwie go uratował.
Severus wrócił z tego zebrania w bardzo dobrym humorze, zważywszy na okoliczności, a krótko potem rozpoczął intensywnie opracowywać plan ucieczki. W ciągu następnych paru dni kilkukrotnie udało mu się skontaktować z Lucjuszem, który obiecał swoją pomoc.
*
Dokładnie co sześć godzin zmieniano osłony ochronne wokół rezydencji Riddle i mistrz eliksirów, korzystając z tych krótkich chwil bez czarów uniemożliwiających użycie świstoklika i niekontrolowanej aportacji, stopniowo i systematycznie przetransportował wszystkie należące do niego przedmioty prosto do podziemi Hogwartu.
Potter pozostawał w stanie wykluczającym jego aktywny udział w planowanej ucieczce. Zaaplikowane eliksiry powoli odnosiły swój skutek, podobnie jak przeprowadzony Rytuał. Chłopiec wciąż był w bardzo poważnym stanie i Severus ani na chwilę nie przerywał kontaktu telepatycznego z Harrym, pilnując by osłonić go przed gwałtownymi koszmarami.
Kilka razy wnikał do jego umysłu, gdzie kilkuletnia wersja Pottera głęboko i zadziwiająco spokojnie spała pod czujną opieką węża. Snape wiedział, że Potter musi znaleźć się w bezpiecznym, przyjaznym dla siebie miejscu i to jak najszybciej. Jednak nie mógł działać w sposób nieprzemyślany. Ryzyko było wielkie. Musiał poczekać do następnej nocy, gdy przez kilka minut zmieniano zaklęcia ochronne wewnątrz i na zewnątrz rezydencji.
Mistrz eliksirów zgodnie ze swoim planem wstrzymał się i w chwili, gdy poczuł, że czary chroniące budynek ponownie zostały zdjęte, przeniósł Pottera do swoich komnat w Hogwarcie, używając jednego ze swoich niezarejestrowanych świstoklików.
Nie chcąc, by nikt niepowołany się zorientował, dokąd zmierza, szybko się stamtąd teleportował. Chwilę później jego oczom ukazała się oddalona od ludzkich siedzib rezydencja Prince, otoczona bardzo starym, a zarazem niezwykle trwałym pierścieniem magii ochronnej. On sam tak zabezpieczył swoją prywatną siedzibę, że dostęp do niej miały dwie osoby, prócz niego. Jedną z nich był Lucjusz, którego wyczuwał, jak podąża ich śladem.
Severus przystanął przy starej, powyginanej, bezlistnej już jabłonce, która rosła na granicy magicznych osłon i nagle poczuł, że z trudem trzyma się na nogach. Oczywiście, miał świadomość, że zużył ogromną ilość magii, by uleczyć, ochronić Pottera, a do tego ten cholerny Rytuał i ucieczka.
Jednak chciał jak najprędzej znaleźć się w swoim domu.
Wszedł do salonu, niosąc chłopaka i niespodziewanie usłyszał czyjś głos. Odwrócił się do źródła dźwięku i miękki, perski dywan pod stopami zaczął się niepokojąco szybko zbliżać do niego.
— Severus... Co się sta.. ? — To była ostatnia rzecz, jaką świadomie zapamiętał. Cichy, zaniepokojony kobiecy głos… Morgana.
Gdy ponownie otworzył oczy, był w swojej sypialni na piętrze, a obok niego siedziała Morgana, jedyna osoba, której mógł w pełni zaufać, poza Lucjuszem. Okno po prawej stronie łóżka zostało zasłonięte grubą materią, a źródłem łagodnego światła w pokoju były świece i odrobina magii.
— Chło... pak... — wykrztusił, próbując się unieść.
Szybko z powrotem opadł na poduszki i zamknął na moment oczy.
— Wiedziałam, że nie jest przekąską na wynos. — Morgana zachichotała i widząc rosnący niepokój w oczach Snape'a, który znów próbował wstać, potrząsnęła burzą miedzianych loków i delikatnie popchnęła go na poduszki. — Spokojnie, Severusie. Wybacz starej babie głupi żart. Śmiertelne dziecko jest bezpieczne za tymi drzwiami, śpi i sądząc po mocy twoich eliksirów, których użyłeś, nieprędko się obudzi, mój drogi. Twój śmiertelny przyjaciel czuwa przy nim. A ty, jak się czujesz?
— Lepiej, jak długo...?
— Kilka godzin. Jeszcze nie powinieneś wstawać. Za wiele zaklęć na raz i za mało odpoczynku, by się zregenerować. Jak przypuszczam, robota Toma i jego przyjaciół? — wskazała na drzwi, za którymi leżał Potter.
Snape nieznacznie skinął głową. Morgana podała mu ze stolika nocnego kubek ciepłej i słabej herbaty z dodatkiem eliksiru wspomagającego uzupełnienie poziomu magii oraz z niewielką ilością krwi czarodzieja, najpewniej Lucjusza.
— Biedny malec. — Wampirzyca gwałtownie odsłoniła kły i prychnęła, niczym rozłoszczona kotka. Gdzieś w jej oczach można było zobaczyć wściekłość, niespodziewane współczucie dla śmiertelnego dziecka. — Szczęście w nieszczęściu, że mogłeś mu pomóc.
— Nie znałem cię od tej strony, Morgano — mruknął Severus, unosząc brew i upijając ostrożnie łyk herbaty. — Nawet nie jest przytomny, a już owinął sobie ciebie wokół małego palca, mały drań.
Mistrz eliksirów uśmiechnął się słabo. Morgana zawsze była niezwykle opiekuńcza w stosunku do przyjaciół, traktując ich niemal z matczyną troską. Matkowała zarówno jemu samemu jak i Lucjuszowi, choć zdawała sobie sprawę, że obaj nie są przyzwyczajeni do takiego zachowania. Niezwykle rzadko brała pod swoje zaborcze skrzydła śmiertelne istoty, ale było jasne, że Chłopiec, Który Przeżył od razu wzbudził w niej takie właśnie uczucia. Czarny Pan nie wiedział, że w tym samym momencie utracił poparcie kilku najważniejszych wampirzych klanów w walce ze stroną Światła.
— Mogę to samo powiedzieć o tobie, Severusie.— Wampirzyca uśmiechnęła się figlarnie. — Od kiedy to złowrogi, bezwzględny i krwiożerczy Severus Snape jakiego znam, przeprowadza z własnej nieprzymuszonej woli Rytuał, który go na długo zwiąże ze śmiertelnym, ledwo wyrwanym ze szponów śmierci chłopcem, posiadającym niezwykłe zdolności magiczne, hm?
— Kobieto! Rytuał Wstęg był jedynym sposobem, by ocalić go przed obłędem po tym, co go spotkało z rąk śmierciożerców. — Snape wycedził z obrzydzeniem ostatnie słowo i dodał cierpko spokojnym, rzeczowym tonem: — Jestem całkowicie świadomy wszystkich konsekwencji.
— Nie wątpię, Severusie. Chłopiec zareagował na rytuał. Na twoją magię. Nieświadomie cię zaakceptował, prawda? Pozwolił ci sobie pomóc?
Severus westchnął cicho i milcząco skinął głową. Zupełnie nie wyobrażał sobie takiego rozwoju sytuacji. A młody Potter był ostatnią osobą, z którą kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób chciał się związać. Niestety nie miał już na to wpływu. Rytuał był jedną z wielu rzeczy w jego życiu, której nie dało się cofnąć, ani ominąć. Zarówno on jak i Potter po prostu musieli zaakceptować to, co zaszło.
Nie miał czasu, by dłużej rozpamiętywać zaistniałą sytuację, bo uchyliły się drzwi dzielące sypialnię Severusa oraz pokój, w którym leżał Po... Harry i w progu stanął Lucjusz.
— Wystraszyłeś mnie, przyjacielu. — Jasnowłosy czarodziej uśmiechnął się na widok Severusa i dodał: — Wiem, że nie powinieneś jeszcze wstawać, ale chyba Potter cię potrzebuje.
Koniec rozdziału pierwszego
|
|