Zilidya
VIP
Dołączył: 25 Kwi 2012
Posty: 240
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wenopolis Płeć: Kobieta
|
|
Lamir
cz.11
Muzyka: Yuki Kajiura — Breathless
Harry stał przed Zonkiem w towarzystwie Deana i Seamusa, którzy obładowani towarami Weasleyów już zastanawiali się, jak niektórymi z nich obdarować woźnego. W tej chwili Gryfon naprawdę żałował Filcha. Co takiego sprawiało, że nikt nie lubił woźnego? Nawet z tymi jego dziwacznymi sposobami kar niewiele różnił się od Snape’a czy McGonagall. Przecież oni także dosyć często kazali im w ramach szlabanów sprzątać bez pomocy magii. Jaka więc była różnica? Co powodowało to dziwne nakręcanie się uczniów na sprawianie kolejnych figli mężczyźnie i jego kotce?
Ale teraz to zeszło na dalszy plan. W stronę Harry'ego zbliżał się Severus. Brunet odetchnął z ulgą, bo przez kilka minut bał się, że ten chciał z niego zadrwić. Tylko po co miałby z tego robić taką tajemnicę?
— Przekażcie dziewczynom, że spotkam się z nimi koło księgarni za jakiś czas.
— Jakżeby inaczej. Gdzie indziej można by było spotkać Pannę-Wiem-To-Wszystko? Idziemy jeszcze do Miodowego Królestwa, ale pewnie obrócimy w kwadrans, góra pół godziny. Przekażemy.
— Dzięki, Seamus. — Pomachał mu na pożegnanie i ruszył w stronę Snape’a.
Ten jednak nie czekał na niego, tylko skręcił w jedną z bocznych uliczek. Harry podążył za nim. Coraz bardziej zaczęło go zastanawiać, co takiego chce mu powiedzieć Severus, że tak oddala się od innych ludzi. Profesor zatrzymał się na tyłach jakiejś kamienicy. Ponaglił chłopaka i otworzył drzwi, wpuszczając go do środka, nie przerywając rozglądania się na boki. Przeszli szybko długim korytarzem i znów zatrzymali się przed drzwiami, w których nie było ani klamki, ani nawet dziurki od klucza. Severus dotknął ich dłonią i otworzyły się same.
— Wejdź — zaprosił chłopaka i zamknął za nimi drzwi.
Kilka krótkich błysków przebiegło po framudze, przykuwając wzrok bladym błękitem.
— Tu nikt nas nie podsłucha. Nie będziemy też słyszeć, co dzieje się poza tym pokojem, więc możemy spokojnie porozmawiać.
Potter zamiast słuchać oglądał wystrój.
— To jest burdel, prawda? Gustowny, nie powiem, ale burdel.
— Jeśli już, to pokój rozkoszy cielesnych. Nigdy nie podobało mi się określenie „burdel”. Jest mało kurtuazyjne — odparł Snape, siadając na krześle i rozpinając kilka guzików szaty.
W pokoju było naprawdę gorąco. Harry oprócz tego ciągle miewał dziwne skoki temperatury, tak bez wyraźnego powodu. Sam usiadł na brzegu ogromnego łóżka, niepewny swoich zachowań. To, jak działał na niego Severus, niepokoiło go trochę, ale nie przerażało. Nie powinno, przecież już się zjednoczyli.
— O czym chciałeś porozmawiać? — Musiał chrząknąć, by przywrócić głosowi sprawność, zanim zadał pytanie i przerwać krępującą ciszę.
— Ufasz Dumbledore’owi? — zapytał Snape wprost.
— W jakim sensie?
— Czy ufasz mu na tyle, że oddałbyś swoje życie w jego ręce? — sprecyzował.
Harry zamyślił się. To trudne pytanie. Powinien mu przecież ufać, ale po tym, co spotkało chłopaka w te wakacje, to zaufanie drastycznie zmalało. Bo skoro Dumbledore obiecał mu, że będzie go pilnował, to dlaczego tak późno zareagował na traktowanie go przez Dursleyów? Mógł wysłać kogoś o wiele wcześniej.
— Syriusz mógł opuścić Zasłonę już na drugi dzień, ale dyrektor zabronił komukolwiek mówić, że Black za nią wpadł. Oficjalnie go tam nie było.
— Zrobił to specjalnie?
— Nie wiem. Na razie Black zostanie w moich kwaterach. Ma kilka poważniejszych zranień, które wymagają leczenia. Potem uda się do swojego domu, żeby go przygotować.
— Na co?
— Na nasze przybycie. Dezaktywuje wszystkie bariery Dumbledore’a i nałoży swoje. Po naszym przyjeździe ja dołożę także swoje. Nauczę też ciebie ustawiać takie bariery.
— Mam opuścić szkołę? — zdziwił się Harry.
— Dopóki nic znaczącego się nie stanie to nie. Wiem z pewnych źródeł, że ktoś informuje Czarnego Pana o każdym twoim ruchu i że nie jest to nikt z uczniów. Jedyna osoba z grona pedagogicznego, której nie ufam, to dyrektor..
Harry nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
**
Ginny w pierwszej chwili nie bardzo wiedziała co się dzieje. Krzyk przyjaciółki wystraszył ją i szybko wybiegła przed księgarnię, myśląc, że to Ślizgoni zaczepili brunetkę.
Ból w ramieniu spowodował, że Ginny zatoczyła się na ścianę. Nie mogła się jednak od niej odsunąć. Coś mocno ją trzymało i powodowało z każdym ruchem jej jeszcze więcej bólu. Kolejne zaklęcie trafiło ją w drugi bark, następne w uda.
Czarne płaszcze i białe maski strzelających z kusz od razu wszystko wyjaśniły. Śmierciożercy!
Do jej krzyków dołączały co chwilę nowe, jedne urywały się nagle, inne ciągle trwały.
Hermiona Granger przybita w ten sam sposób co ona łkała obok, obserwując jak ginie człowiek rozpruty żywcem przez napastników.
— Witam, witam. Szlama i Wiewióra. Wielkie przyjaciółki Harry’ego Pottera. — Jeden ze śmierciożerców skinął dłonią na kuszników, odsyłając ich od unieruchomionych ofiar. — Gdzie jest wasz lamir teraz, gdy go potrzebujecie? Nasz Pan ma do niego kilka pytań. Jeśli zaraz nie odpowiecie, to delikatnie wam pomogę w zmianie zdania. — Na potwierdzenie słów wyciągnął groteskowy sztylet o niepokojącym kształcie ostrza. — A ponieważ wiem, że Panna-Wiem-To-Wszystko będzie poinformowana o aktualnym miejscu przebywania Wybrańca, wiec zacznę zabawę od Wiewióry.
Nie czekał. Nie grał na zwłokę. Podszedł do Weasleyówny i jednym cięciem rozciął szatę, koszulę i biustonosz, zostawiając na jej ciele podłużną ranę, gdyż nie starał się nawet uważać na to, jak głęboko tnie.
Ginny krzyczała.
Granger zagryzła wargi, zamykając oczy, by nie patrzeć na cierpienie przyjaciółki. Znała poczynania śmierciożerców z gazet na tyle dobrze, by być świadomą, że nawet gdyby powiedziała gdzie jest Harry, to ci i tak by je zabili. Oni nie zostawiali rannych ani żywych świadków.
Wiedziała, że ona i Ginny mają znikomą szansę na przeżycie. Tak małą, że wręcz nieistniejącą.
Gdy krzyki Ginny nabrały nagle intensywności, otworzyła ponownie oczy.
Sztylet zagłębiony był do połowy w jej brzuchu i z sadystyczną perwersją powoli przesuwany w poziomie, rozszerzając ranę.
— Nic mu nie mów — szepnęła Ginny, opuszczając głowę na pierś.
— Nie powiem, Ginny. Nie powiem.
Domyśliła się, kto ukrywa się pod maską grawerowaną delikatnym, cudownym wzorem, jakby kpiąc swym pięknem z ukrywanej pod nią brzydoty serca noszącego.
— Bardzo mnie ciekawi teraz, jaka będzie reakcja jej brata? W końcu zginęła przez lamira. Znienawidzi go jeszcze bardziej? Pewnie tak, Weasleyowie to idioci. Mając tak czystą krew zadają się ze szlamami i mugolaczkami, a mogliby być dobrze usytuowani. Może nawet Artur zostałby ministrem, kto wie? A tak? Siedzi za tym swoim małym biureczkiem i zajmuje się mugolskim bzdetami bezużytecznymi w naszym świecie.
Granger nie dyskutowała z tym człowiekiem. To nie miało najmniejszego sensu. Jej los był już przesądzony. Gdyby zaczęła bronić Weasleyów mogłoby się skończyć tylko gorzej. Bała się cierpienia, ale nie zamierzała mówić śmierciożercom czegokolwiek na temat Harry’ego.
**
Harry stał zszokowany i przerażony.
Pył kłębił się u jego stóp, a dym gęstymi smugami unosił się ku ciemnemu niebu. Krzyki uciekających ludzi, jęki rannych i trzask ognia mieszały się ze sobą, tworząc piekielną symfonię.
Severus przyciągnął go do siebie, unosząc różdżkę i rozglądając się za przeciwnikiem. Potter przełknął głośno, czując smród krwi i palących się ciał. Nagle dotarło do niego, że przyjaciele zostali w centrum wioski. Wyrwał się profesorowi i bez zastanowienia ruszył w tym kierunku.
— Harry!
Nie zareagował na wołanie Severusa. Biegł ile tylko miał sił w nogach.
Na skrzyżowaniu dróg zatrzymał się w miejscu. Główny plac wioski zasypany był ciałami. Niektórzy nadal żyli i tylko leżeli nieruchomo, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi śmierciożerców, krążących niby to bez celu po ulicach.
Jednak to nie oni przykuli wzrok Harry’ego. Do ściany księgarni zostały przytwierdzone dwie osoby i po samym kolorze ich włosów Potter już wiedział kto to. Czerwone ślady na ich ciałach znaczyły nie tylko je, ale spływały po ścianie na ziemię, dołączając do im podobnych wśród już martwych ciał.
Hermiona i Ginny musiały być nieprzytomne. Miał taką nadzieję. Nie reagowały na szturchania śmiejących się morderczo sług Voldemorta.
Potter zaczął iść przed siebie. Nawet chyba sam nie był tego w pełni świadom. Chciał zbliżyć się do przyjaciółek. Tylko to go interesowało.
Pierwsze zaklęcie odbiła tarcza, którą stworzył przed nim Severus, doganiający go w ostatniej chwili. Jednak szybko został znów oddzielony od swego towarzysza kolejnym czarem.
— Harry!!!
Brak jakiejkolwiek reakcji na wołanie profesora. Chłopak parł powoli do przodu. Gdy kolejny czar zaczął lecieć w jego stronę, Severus znów krzyknął ostrzegawczo.
Trzy pary skrzydeł zasłoniły mu widok.
— Odejdź stąd, Severusie — usłyszał wśród trzasków wyładowań tak gęstych, że zlewały się ze sobą.
Snape nie miał zamiaru przeciwstawić się takiemu poleceniu. Już teraz czuł na sobie, że lamir pobiera magię z najbliższych osób. Ranni tracili do końca przytomność, a śmierciożercy stojący najbliżej wstrząsali głowami, jakby próbując rozjaśnić myśli. Jemu samemu zaczęło kręcić się w głowie i zdecydował się ukryć z w najbliższym budynku, obserwując z niego całą sytuację, by w razie kłopotów wkroczyć. Gdy tylko znikł przy użyciu zaklęcia kameleona, śmierciożercy stracili nim zainteresowanie.
Zaklęcia rzucane w stronę ciągle zbliżającego się Pottera zostawały wchłonięte z sykiem. Wyładowania na szczytach skrzydeł zaczęły formować nad głową lamira jasny krąg.
Na ten widok śmierciożercy zaprzestali ataków i zaczęli cofać się zatrwożeni. Harry stanął przed przyjaciółkami. Teraz dokładnie widział, że zostały przybite do ściany bełtami z kuszy. Nie miało to ich zabić, lecz powodowało ogromny ból przy najmniejszym poruszeniu. Chłopak sięgnął dłonią do twarzy Hermiony. Na ten dotyk dziewczyna otworzył oczy zamglone cierpieniem. Łza spłynęła jej po policzku.
— Uciekaj, Harry. Oni przyszli po ciebie — szepnęła słabo.
Potter spojrzał w dół na brzuch Hermiony i zagryzł wargi.
— Uciekaj. Proszę...
Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku, gdy Hermiona nagle zesztywniała, a zaraz potem zawisła bezwładnie. Patrzył na nią i czekał, aż znów zacznie oddychać. Jednak dziewczyna nie odetchnęła. Nie otworzyła oczu i nie powtórzyła prośby o ucieczkę.
Hermiona Granger nie żyła.
Ginny Weasley nie żyła, zamordowana w ten sam bestialski sposób.
Spełniło się życzenie Rona. Nierozsądna siostra i przyjaciółka zginęły, bo...
Krzyk zrozpaczonego lamira odbił się echem wśród płonących domów. Śmierciożercy znów zaczęli się zbliżać. Tym razem wyciągnęli broń, gdy zaklęcia zostawały pochłaniane. Kusze i miecze zalśniły w łunach pożarów. Czarne chmury nie tylko dymu, zaczęły kłębić się nad placem. Pierwsze krople deszczu spadły na zakrwawioną ziemię i na twarz lamira. Ludzie Voldemorta otoczyli Pottera, który spuścił głowę ku ziemi. Ci, którzy stali najbliżej, mogli zauważyć, że jego dłonie ściśnięte są w pięści.
Zaatakowali wspólnie. Ich nagły atak uderzył w ziemię. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał lamir, teraz nie było nikogo.
— Gdzie on jest?!
Błysk pioruna nakazał im spojrzeć w niebo. To tam, jakby stojąc w powietrzu, unosił się Potter. Wyglądał jak sam Lucyfer. W blasku błyskawic i ciągle zwiększającego się kręgu nad głową, jego skrzydła, każde pióro z osobna lśniło niesamowitą, makabryczną barwą. Tak jakby sam archanioł zstąpił na ziemię, by ukarać niepokornych.
Po kolejnym błysku pioruna nie rozległ się grzmot i jego jasność była ostatnim, co zobaczyli śmierciożercy. Błyskawica wyglądała jakby została zerwana z samego nieba, wprost trafiając w pierś Pottera, a potem przez krąg nad jego głową rzucona we wszystkich zamaskowanych na placu.
Nikt z normalnych ludzi nie został trafiony.
Śmierciożercy pokosem padali na ziemię, a w ich piersiach ziały ogromne dziury, dymiące i tlące się na krawędziach.
Potter opadł na ziemię tuż przy przyjaciółkach, chowając skrzydła i odczepił dziewczyny delikatnie od ściany. Położył je na ziemi i usiadł przy nich.
Nagle wszystko ożyło.
Ludzie zaczęli wychodzić ze swych kryjówek. Nawoływania, jęki rannych, którzy odzyskiwali przytomność, trzask ognia nabrały siły, tak jakby chwilę wcześniej zapanowała grobowa cisza.
Severus wpadł na plac, gdy tylko zrozumiał, że Potter zrobił to, co zamierzał, choć był pewien, że ten nie panował nad tym w najmniejszym stopniu. W tym wypadku mężczyzną kierowały uczucia i to one wszystkim sterowały. Wręcz genetyczna pamięć zemsty lamirów, tak jak opisywały to kilkuset letnie księgi. Jeśli tak kończą ci, którzy zdenerwowali Pottera, to Severus nie chciałby być w skórze Voldemorta.
Zobaczył chłopaka siedzącego na ziemi koło dwóch ciał. Nie ruszał się, tylko siedział ze spuszczoną na kolana głową.
Ludzie krążyli wokół niego, nie poświęcając nawet odrobiny uwagi. Tak jakby to był zwykły uczeń, a nie osoba, która dopiero co uratowała im życie.
Severus podszedł powoli do bruneta i dotknął jego ramienia. Harry nadal siedział z głową na kolanach i nie zareagował na dotyk profesora.
— Harry. Musimy stąd iść. Tu nadal nie jest bezpiecznie.
— Nie zostawię ich — usłyszał cichy głos. — Nie pozwolę już nikomu ich skrzywdzić.
Mistrz eliksirów nie nalegał. Uklęknął przy ciele Ginny Weasley i skierował na nią różdżkę. Mocny uścisk dłoni na nadgarstku zatrzymał go. Chłopak nie uniósł nawet głowy.
— Chcę im przywrócić dawny wygląd — rzekł spokojnie Severus.
Ręka powoli go puściła i mógł zacząć zamykać makabryczną ranę, a następnie naprawiać ubranie. To samo zrobił z Hermioną Granger. Nagle nad lamirem pojawił się cień, na który ten nie zwrócił uwagi.
Severus powstał, nie chowając jednak różdżki. Ron upadł na kolana przy ciele siostry i przytulił jej zimne ciało.
Potter uniósł pomału głowę, a następnie wstał. Severus sapnął z wrażenia. Z oczu chłopaka płynęły łzy, to nie było nic niezwykłego w tej sytuacji, ale to już nie były dawne oczy Harry’ego. Choć nadal intensywnie zielone, nie były takie same. Tęczówki kryły w sobie niezwykłą źrenicę. Nie okrągłą, jak dotychczas, lecz ekliptyczną — zwężająca się na obu końcach.
Potter patrzył dłużącą się strasznie chwilę na Weasleya, a gdy ten już chciał coś powiedzieć, odezwał się pierwszy:
— Twoje życzenie zostało spełnione.
I odwrócił się do niego plecami, wyciągając skrzydła na wierzch. Rozprostował je na całą rozpiętość i wzbił się w niebo, tak jakby latał od urodzenia, a nie pierwszy raz.
Severus zauważył, że kieruje się w stronę zamku, więc trochę się uspokoił, myśląc, że chłopak planuje coś szalonego. Teraz musiał zająć się uczniami, którzy przeżyli atak na wioskę.
|
|