euphoria
Obłok
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 68
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z obsydianowych tęczówek najmroczniejszego z Czarnych Magów Płeć: Kobieta
|
|
tytuł: Bez garnituru
autor: euphoria
fandom: Suits: W garniturach
pairing: Mike Ross/Harvey Specter
rating: +18
beta: brak
długość: dwuczęściówka
opis: nowy fandom... chyba pierwszy polski fick
ostrzeżenia: +18 mówi wszystko
Kancelaria Pearson Hardman na Manhattanie nigdy nie wydawała mu się tak głośna jak tego dnia. Chociaż był wczesny ranek, panował już niemały ruch. Louis rozmawiał z Jessicą w jej gabinecie, Donna podała mu dwa kubki kawy, a Rachel przeglądała sterty dokumentów jednocześnie rozmawiając przez telefon.
Tylko Harvey wydawał się dziwnie odprężony, gdy odbierał od niego aromatyczny napój.
- Nie spóźniłeś się – zauważył Specter z lekkim uśmiechem.
Mike zmarszczył brwi i spojrzał na niego pytającą, siadając na kanapie i kładąc obok stertę dokumentów.
- Przyszedłem tak jak wczoraj.
- Punktualność to rzecz względna tutaj – wyjaśnił wciąż odprężony Harvey.
- Myślisz, że Einstein miałby coś w tej sprawie do powiedzenia?
Mężczyzna roześmiał się lekko i przestał kołysać się na obitym skórą fotelu. Obcasy jego eleganckich butów stuknęły głośno o podłogę, gdy wstał i zaczął przechadzać się po gabinecie.
- Pamiętasz co powiedział kiedyś Bruce Ackerman*? – spytał.
- Że Blair był ostatnim gigantem polityki?** - zaryzykował Mike, nie wiedząc do czego zmierza Harvey.
- Nie, nie. Chodzi mi o to, że Ameryka nie ma pomysłu na zmianę**
Mike wzruszył ramionami, a Specter spojrzał na niego zamyślonym wzrokiem.
- Przeczytałeś statut firmy?
Ross skinął twierdząco głową, wyjmując odpowiednie strony ze stosu przyniesionego przez siebie. Harvey sięgnął po papiery, jednocześnie pozwalając palcom prześlizgnąć się po ręce Mike’a, jakby od niechcenia. Zanim mężczyzna zareagował, Specter siedział w powrotem przy biurku, przy kawie czytając jego notatki.
***
To chyba właśnie wtedy się zaczęło, choć na dobrą sprawę Mike nie pamiętał dokładnie. Harvey zaczął częściej wciągać go w dyskusje i nawet pozwolił mu raz zasiąść przy stole dla dorosłych, gdy odbił klienta Louisowi.
Ta nagła uwaga szefa jednak coraz bardziej niepokoiła go. Skłamałby przed samym sobą, gdyby stwierdził, że nie widzi jak atrakcyjnym mężczyzną jest Harvey, ale obaj zbyt się różnili, by kiedykolwiek brał pod uwagę inną możliwość niż przynoszącą obopólne korzyści współpracę na gruncie zawodowym. Wyczucie Spectera i jego pewność siebie, wraz z fotograficzną pamięcią i zmysłem obserwacji Mike’a pozwalało im lawirować pomiędzy przepisami prawa i na sali sądowej.
Harvey jednak nigdy do tej pory nie powiedział wprost, że jest zadowolony z jego pracy. Nigdy nie uścisnął jego ręki, nie przybił piątki czy coś równie spontanicznego, co było dewizą Mike’a. To były raczej subtelne momenty, gdy płacił rachunek za tradycyjną kolację dla kolegów z pracy, czy odwoził go do domu swoją odjazdową teslą.
Czasami też pozwalał sobie na lekkie muśnięcie jego dłoni, poprawienie krawatu nim weszli na salę sądową. Nic, co mogłoby być odczytane jednoznacznie.
Sam Mike nie miał też za dużo czasu na zastanawianie nad tym wszystkim. Noce spędzał na przygotowywaniu się do pracy, czytając tysiące stron dokumentów i sprawdzaniu statutów organizacji i firm. Często chodził niewyspany, a jego cienie pod oczami pogłębiały się. Vanessa próbowała skłonić go niejednokrotnie do wzięcia urlopu, ale po tym jak pokłócił się z Trevorem ich kontakt się urwał i ponownie został sam.
Wszystko układało się nawet dobrze przez kilka pierwszych tygodni. Wstawał rano, jadł śniadanie w drodze do pracy, a potem wracam z dokumentami, które przeglądał do późnych godzin porannych. Budził się w garniturze, wymięty i niewypoczęty, ale przygotowany. Donna dała mu nawet klucze do swojej szafy, gdzie mógł trzymać świeże ubranie, w które przebierał się po dotarciu do kancelarii, gdy nie zdążył tego zrobić w domu. Jednak jak każdy doskonały plan, ten też rozsypał się przy sprawie McKernona. Mike pracował wtedy ze statutem, który napisał dwanaście lat wcześniej Harvey szukając najmniejszej luki. Szybko zdał sobie sprawę, że obaj są perfekcjonistami, jeśli chodzi o przepisy, więc wydawało się niemal niemożliwe, by znalazł jakiś błąd.
Była czwarta dwadzieścia dwie, gdy przejrzał po raz dziesiąty dwieście trzydzieści dziewięć stron oficjalnego statutu wraz z uchwałami z prawie dziesięciu lat. Powieki napuchły mu tak bardzo, że nawet nie wiedział dokładnie, kiedy się zamknęły, a on zapadł w pierwszy od trzydziestu sześciu godzin sen.
Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi i głos, który poznałby zawsze i wszędzie.
- Otwieraj! – krzyczał po drugiej stronie Harvey Specter.
Mike szybko otworzył oczy i nagle wszystko stało się jasne. Znalazł rozwiązanie! Jednak sukces zbladł przy kolejnym przekleństwie zza drzwi. Jak najprędzej mógł doprowadził się do jako takiego stanu i przekręcił zamek, wpuszczając rozwścieczonego mężczyznę do środka.
Specter zmierzył go wzrokiem, a potem spojrzał na sterty dokumentów przykrywających niewielki stolik. Pognieciona marynarka na leżąca na kanapie i buty położone kilka centymetrów od mebla mówiły więcej niż cokolwiek.
- Przepraszam za bałagan – mruknął Mike, czerwieniąc się odrobinę, gdy zdał sobie sprawę, jaki rozgardiasz panuje w pokoju.
Pod ścianą stały co prawda równe, ale wysokie słupki pudełek po pizzy, a na parapecie jedynego okna można było naliczyć przynajmniej sześć kubków po kawie.
- Tu spałeś? – spytał zaskoczony Harvey, wciągając powietrze do płuc.
Co dziś dziwnego pojawiło się w jego wzroku, ale nim Mike zdążył to określić, zastąpiła to niezachwiana pewność.
- Jesteśmy spóźnieni. Przebieraj się migiem i lepiej, żebyś miał rozwiązanie, bo za piętnaście minut stajemy przed Zarządem.
Ross chwycił ulubioną brązową torbę i zapakował do niej wcześniej sporządzone notatki. Chwilę potem stał już przebrany w czyste ubrania, choć nieogolony. Specter przeczesał dłonią jego zmierzwione włosy i mruknął coś niewyraźnie pod nosem.
- Idziemy – zakomenderował.
***
Minęły kolejne dwa dni. Sprawa McKernona jakoś się wyprostowała, a ubóstwiane przez Harveya silniki zostały uratowane. Mike wykorzystał ten czas, by nadrobić godziny snu oraz ogarnąć mieszkanie na tyle, by następnym razem nie wstydzić się, gdy Specter przypadkiem postanowi wyciągnąć go z łóżka, bo spóźnił się do pracy. Z dwojga złego wolałby już, żeby Harvey wysłał po niego Rachel.
Starszy od niego prawnik był nienaganny zarówno w swoim zachowaniu jak i stroju. Skrojony na miarę garnitur zawsze uzupełniała doskonale dobrana koszula, do niej zaś krawat i przeważnie nierzucające się w oczy spinki do mankietów. Był perfekcjonistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Wiecznie punktualny, a wręcz przed czasem. Dokładny, poukładany i niemal pedantyczny.
Mike początkowo dziwił się, że wybrał do współpracy akurat jego. Stanowili idealne przeciwieństwo. Jego tendencje do nieprzemyślanych decyzji i niekonsekwencji niejednokrotnie zaburzyły już plany Harveya. Tendencje do pakowania się w kłopoty i skrajna niedojrzałość komplikowały tak bardzo niezawiłe z początku sprawy, że tylko łut szczęścia pozwalał im wychodzić z tego bez szwanku.
Jednak Specter wciąż zachowywał się w stosunku do niego w ten sam sposób niezależnie od tego co się działo. Czy jego działania przynosiły pozytywne efekty, czy wręcz przeciwnie.
Kiedy więc Harvey poprosił go, by został chwilę dłużej w jego gabinecie na dość poważną rozmowę, Mike doszedł do wniosku, że przyszedł kres jego świeżo rozwijającej się kariery.
- Znalazłem ci mieszkanie – oświadczył mu mężczyzna. – Dzisiaj się tam przeprowadzisz. Masz kategorycznie zbyt daleko do pracy – ciągnął tonem nieprzyjmującym sprzeciwu.
Mike zamrugał zaskoczony i pozwolił sobie na spojrzenie pełne niedowierzania.
- Nie chcesz wiedzieć, gdzie? – spytał Harvey z lekkim uśmiechem.
Miał kategorycznie zbyt wąskie usta, ale gdy wyginały się w ten jedyny w swoim rodzaju grymas, wyglądał czarująco. Jego oczy zdawały się wtedy błyszczeć.
- To ten wieżowiec, który widać z okien mojego biura – poinformował go bezczelnie i wskazał na budynek końcówką pióra. – Przeniesiesz się tam dzisiaj, a jutro weźmiesz do południa urlop, żeby poukładać swoje rzeczy.
- Skąd pewność, że faktycznie się przeprowadzę? – zdobył się na pytanie, gdy pierwszy szok minął.
- Twój wbrew pozorom logiczny umysł musi zgodzić się z moimi argumentami dotyczącymi czasu dojazdu do pracy – odparł celnie Specter.
- Ta część mojego umysłu, która jest odpowiedzialna za finanse podpowiada mi, że to poroniony pomysł – mruknął, przypominając sobie, że niedługo czekają go urodziny babci.
Harvey nie wyglądał na zaskoczonego. Wręcz przeciwnie, jego mina świadczyła o tym, że wszystko przewidział i doskonale się do tego przygotował.
- Jak wiesz jestem starszym partnerem – oświadczył mu mężczyzna, obracając się o kilka stopni w jedną to drugą stronę na skórzanym fotelu. – Wyrabiasz nadgodziny i zapewne będziesz je wyrabiał dalej. Pokryją różnice w czynszu – stwierdził gładko. – Jessica zgodziła się ze mną dzisiaj rano w tej kwestii. Musimy odpowiednio nagradzać wyróżniających się pracowników. – Mrugnął do niego porozumiewawczo.
Mike zacisnął dłoń w pięść i zmrużył oczy.
- Moje mieszkanie jest dokładnie w połowie drogi pomiędzy pracą, a domem babci – zdradził cichym głosem. – A ty nie masz prawa ingerować w moje życie prywatne – dodał dwa tony głośniej, czując, że zaraz wybuchnie.
Pewność siebie Harveya działała mu na nerwy. Odkąd tylko zaczęli razem pracować bez możliwości ingerencji w cokolwiek, wykonywał rozkazy starszego od siebie i – musiał przyznać – bardziej doświadczonego mężczyzny. Jednak wszystko miało swoje granice. Kancelaria zaczynała coraz bardziej wdzierać się w inne sfery jego życia, rujnując je doszczętnie. Niepowstrzymywana posuwała się na przód za sobą zostawiając wyłącznie gruzy, a Mike nie chciał poświęcać wszystkiego. W końcu na świecie pozostała mu tylko babcia.
- Mam dość twojej huśtawki nastrojów – podjął szybko, zanim Harvey zdążył zareagować. – Nie wiem co się z tobą dzieje, ale dłużej tego nie zniosę. Wolę już jak traktujesz mnie z bezwzględną obojętnością. Dalej możesz mnie olewać i nie uczyć, wiesz, że nie odejdę do Louisa – krzyknął. Kątem oka zauważył, że Donna przestała pisać na klawiaturze, a zamiast tego spojrzała na niego zaskoczona.
- Chcę zorganizować ci lepiej czas. To przyniesie korzyści dla wszystkich – odparł Specter.
- Naciskasz. Pakujesz się swoimi wypastowanymi, błyszczącymi butami w moje życie, o którym nie wiesz nic – odpowiedział mu, czując ponowne fale wzbierającej złości.
Wstał bez słowa i zabrał torbę, wiszącą na oparciu krzesła. Harvey rzucił mu nieokreślone bliżej spojrzenie, gdy Mike odwrócił się na pięcie i podążył w kierunku szklanych drzwi.
- Dziś wieczorem u mnie o dziewiętnastej – powiedział spokojnie. – Zabierz dokumenty dotyczące transakcji. Pokażę ci jak przygotowuje się umowy…
___
* Bruce Ackerman – amerykański prawnik, profesor Uniwersytetu w Yale
** faktycznie Ackerman jest autorem tych słów
|
|